✏8✏
~Remigiusz~
Usiadłem przy biurku. Kiedy drzwi zostały zamknięte, czekałem na jakie kolwiek zdanie.
Szymon, pewnym wzrokiem spojrzał na moją osobę.
- Będzie jutro w hotelu - z jego ust wydobył się pewny dźwięk.
Nie kłamał. Pokiwałem głowę, kierując oczy do Marka. Chłopak zauważając że czekałem na jego wypowiedź, wyprostował się.
- Wiem gdzie jest jego skrytka - podniosłem jedną brew ku górze. Byłem w szoku że oni tak szybko to ustalili.
Zawsze to wyglądało, że zajmowało im tydzień, a teraz zaledwie dwa dni.
Wstałem z fotela, kierując się do barku.
Będąc przy nim, z uśmiechem na twarzy wyjąłem z niego bardzo dobre wino z dobrym rocznikiem. Kosztował mnie tysiąc dolarów. To była dobra okazja żeby z niego korzystać.
Wyjąłem również kieliszki.
Z całym arsenałem wróciłem do przyjaciół. Otworzyłem szybko butelkę i sprawnie rozlałem go, po czym z gracją podawałem naczynie.
Kiedy upewniłem się że każdy ma, podniosłem lekko do góry swój kieliszek.
- Za dobrą robotę - powoli zamoczyłem usta w alkoholu.
Wziąłem jeden spory łyk. Po czym odłożyłem rzecz na blat.
- Dobre - odezwał się Michał.
Zaśmiałem się pod nosem. Byłem zadowolony z ich pracy.
Spokojnie dopiliśmy wino, po czym każdy z nas zajął się sobą.
W tej chwili siedziałem w ciemności w salonie, patrząc prosto na ogień który znajdował się w kominku.
Wziąłem większy wdech, czując się zmęczony.
Ale na moich ustach pojawił się mały uśmiech. Mając przed sobą wydarzenia z przed lat.
Weronika.
Biedna, wystraszona i zapłakana. Moja przyjaciółka. Kiedy ją taką zobaczyłem, od razu dałem wyrok temu chłopakowi.
Wtedy się przyjaźniliśmy. Ale kiedy się dowiedziałem kim jestem, i z jakiej rodziny pochodze. Musiałem przerwać naszą więź. Miałem wtedy niecałe jedenaście lat. Byłem nastolatkiem. Byłem w szoku, i wystraszony wiedząc że ona już nie będzie przy mnie. Z trudem odciąłem się od dziewczyny, która była najważniejszą osobą w moim życiu.
Dobrze wiedziałem że ona zapewne mnie nie pamięta. A jeśli, to ma mnie za mordercę. Lecz zmieni zdanie.
Otarłem dłonią, twarz lekko przy tym ziewając. Powolnym ruchem wstałem, z kanapy. Swoje kroki skierowałam na schody które prowadziły do góry. Po cichu je pokonałem. Ominąłem jedne drzwi, po czym przy kolejnych przystanąłem zerkając na nie. Nie zwracałem uwagi na ochroniarza. Był bo był. Takie miał zadanie. Po cichu, pociągnąłem za klamkę, po czym wysunąłem się do środka. W pokoju panowała ciemność, ale przez promienie księżyca które idealnie padało przez okno, na łóżko dziewczyny, widziałem ją. Zamknąłem drzwi, i po prostu stałem. W patrzony w nią jak pierdolone dzieło sztuki, czułem jak moje serce zaczyna bić szybciej.
Śpiąca Weronika, wyglądała uroczo, i taka bezbronna krucha dziewczyna.
Jej piękne ciemne włosy lekko zakryły jej twarz. Oddychała spokojnie, przy tym cichutko chrapiąc. To była moja melodia którą od razu polubiłem. Była jak bogini.
Przewróciła głowę w drugą stronę, cicho coś mówiąc. Zaczęła oddychać ciężej. Jakby śnił się jej koszmar.
~Weronika~
Otworzyłam szeroko oczy, łapiąc łapczywie oddech. Wstałam szybko do siadu łapiąc się dłonią za klatkę piersiową. Miałam koszmar, miałam pierdolony koszmar, który też był i prawdziwy.
- Co ci się śniło? - podskoczyłam w miejscu słysząc głos w pokoju.
Obróciłam głowę w stronę drzwi, lekko z przymrużeniem oczu zauważyłam bruneta.
- Chuj cię to obchodzi - wstałam z łóżka, po czym skierowałam się do okna.
Poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy. Przymknęłam powieki, przy tym lekko wypuszczając całe powietrze jakie miałam w płucach.
- Zadałem pytanie - jego ton głosu był surowy.
- Nie powinno cię to obchodzić - chciałam powiedzieć twardo, lecz emocje nie dały mi tego zrobić.
Poczułam jak jedna łza spływa po moim policzku. Nie chcę żeby wiedział że mnie złamał. Nie mogłam tego pokazać, mógł to wykorzystać.
- Powiedz. - przymknęłam powieki czując ból.
Obróciłam się przodem do niego, patrząc przy tym mu w oczy. Mimo to że panowała noc, to przez światło księżyca które padało idealnie do pomieszczenia. Widziałam go dobrze. Bardzo dobrze.
- Odebrałeś mi - powiedziałam łamiącym się głosem, ale hardym wzorkiem patrzyłam w niego. - Odebrałeś mi coś, co o tym nie masz pojęcia - pokazałam na niego palcem.
Chłopak jedynie stał w miejscu, nie odzywając się. Nawet jego miminka twarzy się nie zmieniła.
- Moją matkę - powiedziałam wściekła, zaciskając ręce w pięści - mojego ojca. Dziadków moich dzieci - cały jad jaki miałam w sobie, właśnie ulatniał się z mojego ciała, atakując bruneta. - Kogoś kto mnie przytuli. Gdy się boję, i zadzwoni gdy poczuję się samotna.- prawie krzyknęłam - odebrałeś mi pierwsze oczy, które ujrzałam - ponownie pokazałam na niego palcem, przy tym podchodząc do niego. - Odebrałeś mi przyjaciół którzy byli zawsze obok mnie - w tym momencie złamał mi się głos. Stanęłam przed nim, i wtyknęłam palec w jego klatkę piersiową, podniosłam głowę, aby spojrzeć temu koszmarowi w oczy - więc nie wiesz co mi odebrałeś. Ale wiedz że ucieknę, a ty pójdziesz do pierdla na resztę życia - mimo bólu powiedziałam twardo.
Patrzył w moje oczy w milczeniu, w jego spojrzeniu nic nie mogłam wyczytać, ale w moich zapewne chęć zemsty. Odsunęłam się od niego, a on ostatni raz rzucił ostanie spojrzenie i wyszedł.
Wypuściłam drżący oddech z ust, po czym załkałam dając upust emocjom.
- Nic kurwa nie powiesz?! - krzyknęłam na całe gardło, żeby mieć pewność że usłyszy. - Jesteś potworem!!! - ponownie wydarłam się, po czym złapałam łapczywie oddech, opadając na kolana, a dłonie oparłam o podłogę.
Zaszlochałam głośno, czując jak moje serce łamie się na tysiąc małych kawałków.
Ten człowiek mnie złamał.
•***•
Obudził mnie głośny hałas. Zmarszczyłam brwi, zerkając na drewniane drzwi. Słyszałam jakieś niezrozumiałe krzyki, i coś jakby demolowanie dom. Wstałam z łóżka, po czym podeszłam do nich, i je otworzyłam. Spojrzałam w bok, i widząc że nie ma ochroniarza otworzyłam ze zdziwienia szerzej oczy. Nagle po całym domu było słychać stłuczenie czegoś. Zerknęłam na schody, nie wiedząc czy zejść, czy się schować. Lecz ciekawość była silniejsza.
Powoli krok po kroku, schodziłam po schodach. Starałam się jak na mniej wydać dźwięku. Kiedy moje gołe stopy dotknęły paneli, na chwilę przystanęłam.
Podskoczyłam w miejscu, słysząc ponownie tłuczenie czegoś.
Podeszłam do wejścia do salonu, i zajrzałam za winkiel. Na samym środku stali jego ludzie, wraz z dziewczyną, a brunet podszedł do komody i chwycił za donice.
- Co cię tak wkurwiło? - zapytał spokojnie czarno włosy.
Rezi się nie odezwał. Jedynie krótko się zaśmiał, po czym wziął zamach i z całych sił rzucił donicą.
- Idź lepiej na siłownię! A nie ty rozwalasz wszytko !- wydarł się blondyn.
Lecz chłopak nie zwracał na nich uwagi.
- Remigiusz - odpowiedziała troskliwie brunetka.
Odwrócił się do niej, a ja poczułam się źle. Ponieważ zamiast na nią spojrzeć, zauważył mnie.
Z furią w jego oczach, zaczął powoli iść w moją stronę.
Zlękniona odepchnęłam się od ściany, po czym biegiem ruszyłam do góry.
Mam przejebane.
Szybko z bijącym sercem, pokonałam schody, i jak poparzona wleciałam do pokoju. Głośno dysząc odwróciłam się żeby zamknąć drzwi, lecz pomiędzy framugą a drewnianym elemencie pojawiła się stopa.
Kiedy chciałam z całych sił zatrzasnąć je, on użył całej swojej żeby je otworzyć.
Przez co straciłam równowagę i z hukiem upadłam na podłogę .
Zerknęłam na niego , stał patrząc na mnie, z kamiennym wyrazem twarzy.
- Czemu byłaś na dole? - zadał pytanie, zamykając drzwi na zamek.
Przełknęłam głośno ślinę, podnosząc się.
- Przecież mogę chodzić po domu - odezwałam się.
- Czemu nie spałaś? - jego ton głosu, sprawił, że włoski na karku stanęły dęba.
- Bo nie mogłam - czułam jak strach mnie ogarniał.
- Jak będziesz słyszeć krzyki, lub kłótnie nie masz prawa wychodzić. - powiedział oschle.
Stałam patrząc na niego. Oprócz strachu, poczułam i złość. Ale mimo tych emocji nie odzywałam się. Widziałam do czego jest zdolny.
Jego klatka piersiowa podnosiła się szybko, był wręcz wkurwiony.
Ale za co? Ze zeszłam na dół? Czy był wkurwiony o naszą "rozmowę?"
- Zrozumiano? - podniósł jedną brew ku górze, czekając na jaki kolwiek odzew od mojej osoby.
Nie mogłam z siebie wydusić słowa, więc jedynie pokiwałam głową, spuszczając wzrok. Strach wygrał. Znowu.
Bez słowa wyszedł, po czym trzasnął drzwiami.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Ig: _Violet_love124
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro