Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏4✏

Obudziłam się na czymś miękkim. Lekko rozchyliłam oczy, lecz momentalnie je zamknęłam. Ból głowy strasznie mi ciążył. Wzięłam głęboki wdech, i ponownie podjęłam próbę ich otwarcia. To było ciężkie, ale się udało. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to, to że byłam w jakimś nie znanym mi pomieszczeniu, a później zasłonięte okna. Spojrzałam na sufit próbując sobie przypomnieć co się stało.
Wróciłam do domu, wzięłam prysznic. A potem. Potem zaczęło się piekło. Uspali mnie, jestem u niego. Moje oczy momentalnie się zaszkliły. Nie wiedziałam jak daleko jestem od mojego miasta.
Zerknęłam na bok, szukając wyjścia. Ale zamiast tego, dostrzegłam jak w kącie na krześle siedział brązowo oki. Patrzył na mnie, bez żadnych uczuć. Wiercił w mojej duszy.
Chciałam ruszyć ręką, ale poczułam na niej opór. Zerknęłam na nadgarstek. Miałam kajdanki na niej, które były przymocowane do ramy łóżka. Opadłam  bezsilnie na łóżko, patrząc na sufit.

Nie panikuj Weronika. Tylko spokój cię uratuje

Usłyszałam szuranie. Przełknęłam ślinę, zdając sobie sprawę że się ruszył.
Jego kroki były pewne i powolne, a kiedy ustały kątem oka zauważyłam jego sylwetkę. Stał tuż obok mnie. Patrzył na mnie.

- Jak się czujesz? - jego zachrypnięty głos działał na mnie przerażająco.

Poczułam jak gęsia skórka obeszła moje ciało. Milczałam. Odwróciłam głowę w drugą stronę, modląc się żeby sobie poszedł w cholerę.

- Nie ignoruj mnie - w jego głosie dostrzegłam złość. Dalej szłam w zaparte.  - Spójrz na mnie do cholery! - podskoczyłam w miejscu. Słysząc jego głośny krzyk.

Szybko uczyniłam to o co prosił.
Hardym wzorkiem patrzył na moją twarz.

- Jeśli chcesz przeżyć, to masz mi odpowiadać, i mnie nie ignorować - po ostatnich słowach zacisnął szczękę.

- Nie wiem jak się czuję - głos mi zadrżał.

- Czegoś chcesz? - jego barwa głosu nagle się zmieniła.

Zamiast być stanowcza i wściekła, nagle zastąpiła spokój.

- Chcę być sama - odpowiedziałam szeptem.

Patrzyłam na niego, czując jak ściska mi żołądek. Ten jedynie pokiwał głową, i wyszedł. Otworzyłam szerzej oczy, nie dowierzając że to zrobił. Byłam pewna że zrobi mi krzywdę. Kiedy zamknął za sobą drzwi, dałam upust swoim emocjom. Zaszlochałam cicho, nie umiejąc zmazać z przed oczu trupy moich bliskich. Ta cała sytuację była do dupy. Miałam cichą nadzieję że to jest jakiś beznadziejny sen. Wmawiałam sobie że zaraz się obudzę.
Lecz po godzinie dotarło do mnie że byłam w piekle.

•***•


W pokoju zaczęło się ściemniać. A przez zasłony, i brak światła prawie nie widziałam nic.
W cieszy leżałam w tej samej pozycji. Nie miałam już sił płakać. Lekko pomlaskałam czując suchość w ustach. W tej głuchej ciszy, nie słyszałam nic, oprócz mojego burczącego brzucha. To było irytujące.

Po kilku minutach, usłyszałam jak ktoś otwierał drzwi. Spojrzałam na nie. Nagle w pomieszczeniu pojawiło się światło. Szybko zamknęłam oczy, czując jak moje oczy zostały oślepione.
Po chwili ponownie je rozchyliłam. W pokoju stał ich szef wraz z tacą. Na talerzu widniało spagetti, a obok duża szklanka jakiegoś soku. Bez słowa podszedł do mnie. Ze strachu, szybko zajęłam pozycję na siedząco. Żeby mieć chociaż jak kopać żeby się uchronić. Chłopak w ciszy położył kolację na stoliku nocnym.

- Życzę ci smacznego - odezwał się.

Moje oczy powędrowały na jedzenie. Poczułam jak mój żołądek zrobił fikołka. Miałam ochotę zjeść, lecz nie mogłam. A co jeśli jest to zatrute?
Niepewnie zerknęłam na niego. Patrzył na mnie, bez żadnych uczuć.

- Nie jest zatrute. Zapewne o tym pomyślałaś - moje oczy zrobiły się jak pięć złotych.

To jakiś wybryk natury. On czytał w myślach.

Bez słowa wyszedł z pokoju, a później zamknął za sobą drzwi na klucz.
Ponownie moje oczy powędrowały na stolik nocny.
Mimo to że czułam jak byłam głodna, położyłam się wspowrotem na łóżko. Nie mogłam nic zjeść. Nie to że byłam już osłabiona. Ale moja duma na to nie pozwalała. Nie dam im tej satysfakcji. Umrę głodując niż żeby oni mnie zadźgali.
Obróciłam się na drugi bok, zamykając oczy ze zmęczenia. Musiałam odpocząć. Chociaż na chwilę.


~Rezigiusz~

Wtargnąłem do domu. Bez wahania zacząłem oddawać szereg strzałów na ludzi wroga. Tuż obok mnie był mój odwieczny przyjaciel Michał, i także Marek. Razem ze mną szli twardo do przodu, tuż obok ciał, dalej strzelając.
Zauważyłem jak w moim kierunku bieganie jakiś goryl z pałą w ręce. Zatrzymał się na przeciwko mnie, biorąc zamach. Z precyzją oddałem mu kulkę w głowę. Jego krew rozprysła się na moim ciele. Uśmiechnąłem się szeroko, widząc jak wiele ciał leżało w dużym przedpokoju.

- Ja idę do celu, a wy resztę musicie zlikwidować. - obydwoje pokiwali głową, i ruszyli.

Ruszyłem powoli po schodach trzymając kurczowo przy sobie broń.
Moi ludzie zaczeli sprawdzać teren na dole.
Stanąłem prosto, kiedy przekroczyłem schody. Milczałem skupiając się, żeby coś usłyszeć. Na piętrze znajdywało się siedem pokoi. W każdym było zgaszone światło, a drzwi zamknięte.
Kiedy nic nie usłyszałem, zacząłem powoli postawiać kroki.
Podszedłem do pierwszych drzwi, lekko pociągnąłem za klamkę, lecz one się nie otworzyły.
Poprawiłem chwyt na broni, i podszedłem do kolejnych.
Kiedy miałem pociągnąć za metalową rzecz, usłyszałem skrzypnięcie podłogi, po drugiej stronie.
Uśmiechnąłem się do siebie, podchodząc do nich.
Strzeliłem w klamkę, po czym szybko przekroczyłem próg drzwi.
Na przeciwko mnie stał mój cel. Mierzył we mnie bronią.
Podnosiłem ręce ku górze, dając mu sygnał że ma nade mną przewagę.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytał.

Zauważyłem jak jego ręce w której trzymały karabin się trzęsły.
Nie byl pewny, nie miał planu, czuł się przerażony. Osaczony. Piękny widok.

- Porozmawiać - odezwałem się postawiając dwa kroki do przodu.

- Stój!! - krzyknął poprawiając broń.

Lecz nie mogłem stanąć.
Ponownie podszedłem bliżej do niego, a mężczyzna gwałtownie ruszył na mnie. Podniosłem rękę żeby strzelić, lecz nie zdążyłem. Dostałem dwa razy mocno z pięści w nos.
Pochwylilwm głowę w dół czując jak skrawek mojej twarzy pulsował.
Po chwili poczułem jak z nosa zaczęła lecieć krew.
Wyprostowałem się, dotykając ręką krwi.
Na obu moich palcach zabrało się mnóstwo czerwonej cieczy.
Spojrzałem na twarz mężczyzny. Mierzył we mnie bronią. Pewnym wzrokiem patrzyłem na niego, i dwoma palcami gdzie miałem krew narysowałem sobie przy ustach uśmiech.
Kiedy skończyłem głośno, i szaleńczo się zaśmiałem. Uwielbiałem takie akcje, uwielbiałem być zraniony. Wtedy włączała się moja sadystyczna strona, którą tak uwielbiałem.
Na twarzy człowieka pojawiło się przerażenie. Jego oczy się powiększyły widząc moją psychiczną cechę. Broń schowałem do kieszeni spodni, i hardym krokiem ruszyłem do niego.
Nie mal od razu nacisnął za spust, lecz chybił. Kula przeleciała milimetry od mojej głowy.
Szybkim ruchem złapałem dwiema dłońmi za karabin, i przekręciłem w drugie stronę. Przez ból który doświadczył mężczyzna, puścił rzecz.
Broń chwyciłem jak kij bejsbolowy i z całych sił wziąłem zamach.
A cios który zadałem, idealnie wylądował na jego głowie.
Jego krzyk rozszedł się po całym domu.

- Gdzie to masz? - zadałem pytanie patrząc na niego z góry.

- Nie powiem ci - wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- Wybieraj. Życie, lub śmierć - dałem mu szansę.

Gdyby wybrał życie to i tak by został zabity. Nie zostawiam żadnych śladów po sobie. To była gra psychologiczna. Ofiara myśli że jestem człowiekiem z zasadami, i myśli że dotrzymam słowa. Ale prawda jest inna.
Kiedy nie dostałem odpowiedzi, chwyciłem go za skrawek garnituru i podniosłem. Kiedy jego nogi nie dotykały podłogi, z całych sił skierowałem go na panele. Z jego ust wydobył się jęk bólu gdy jego plecy dotknęły podłoża.

- Życie! WYBIERAM ŻYCIE!

Krzyknął na cały dom. Z uśmiechem odsunąłem się od niego, i patrzyłem w ciszy.
Mężczyzna powoli pozbierał się z podłogi, i popatrzył na mnie.
Przełknął ślinę.

- W sejfie. Tam masz kod do towaru, i pieniądze. - wyszeptał łapiąc oddechy.

- Sejf i kod - odezwałem się.

- W piwnicy a kod to cztery, pięć, jeden i dziewięć - po ostatnich słowach podeszdłem do niego.

Skierowałem rękę na jego ramię, i poklepałem go kilku krotnie.

- Dobra robota - uśmiechnął się lekko.

Drugą rękę, chwyciłem za pistolet.
Szybkim ruchem wyciągnąłem i oddałem strzał.
Bez zbędnego tracenia czasu, zbiegłem na dół, gdzie czekali na mnie ludzie.

- Sejf w piwnicy - powiedziałem, i sam ruszyłem do miejsca.

Słyszałem za sobą kroki. Jeszcze trochę a będzie już koniec roboty na dzisiaj.
Po dotarciu na miejsce, i wpisaniu kodu, wszedłem do środka.
Do okoła znajdywało się dużo pieniędzy, a na centralnej ścianie towar, który został odebrany mojemu kumplowi.

- Zabrać wszytko - rozkazałem i wyszedłem z pomieszczenia.










Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

Pst.. zapraszam na mojego instagrama. _Violet_love124

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro