Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏17✏

~Weronika~

Minęły kolejne dni. Kolejne godziny, i minuty. Coraz bardziej się poddawałam. Powoli godziłam się z tym, że już nie wrócę do swojego życia.
Że nie będę już wolna. Że dawna ja, już na dobre odeszła.

Rana na nadgarstku, zaczęła ładnie się goić. Już w tej chwili wiedziałam, że zostanie blizna. Zostanie ze mną jak tatuaż. Na całe życie, będzie mi przypominać.

Powoli zeszłam na dół. Cisza w willi była aż głośnia. Byłam sama. Sama z ochroniarzami na zewnątrz. Gdybym próbowała, to by mnie schwytali z łatwością. Więc pustym wzrokiem usiadłam na kanapie, i tępo patrzyłam na zgaszony telewizor który znajdował się przede mną. Od kilku tygodni byłam jak zwierzak w zamknięciu. Tylko zamiast krat, byłam w budynku. Byłam jak zwierzę które odebrano wolność, i bliskich.

Nagle w pomieszczeniu rozniósł głośny śmiech. Powoli odwróciłam głowę w stronę korytarza. Za ścianą wyłonili chłopaki, i również mój sprawca, który na mój widok przestał się śmiać. Stał na środku ich zbiegowiska, patrzył na mnie. Nie słuchał żartów i intensywnej rozmowy przyjaciół. Jakby jego umysł był gdzieś indziej. Obok bruneta, stanęła wesoła dziewczyna.
Po chwili spojrzała na swojego brata, a potem na miejsce gdzie jego wzrok był skierowany. Powróciłam do poprzedniej pozycji, czując jak w moich oczach pojawiają się łzy. Byłam słaba. Minęło tyle czasu, więc powinnam być twarda. Ale nie potrafiłam. Tęskniłam. Cholernie tęskniłam za rodzicami i za moją przyjaciółką.
Głosy chłopaków gdzieś nagle zniknęły. Były stłumione, po czym ucichły. Poczułam to głupie uczucie. Takie samo uczucie które towarzyszyło mi, gdy był w moim pokoju. Czułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. Nie musiałam się odwracać wiedząc że wciąż tam stoi.
Usłyszałam szuranie. Jego kroki, były blisko mnie. A kiedy ugiąło się obok mnie miejsce, odsunęłam się na drugi koniec kanapy. Podniosłam nogi, po czym przesunęłam je bliżej swojej klatki piersiowej. A ręce wtuliłam je pomiędzy brzuchem, a kończynami.

- Jak ci minął poranek? - zachrypnięty głos, uderzył we mnie.

Zamilkłam. Ignorowałam go. Mimo to, wiedziałam że go tym wkurzę, ale nie byłam stanie się odezwać. Chciałam zniknąć. Pozostać niewidoczna. Chciałam być nieistotna.

- Powiedz - powiedział takim tonem, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.

Niech ten koszmar końcu się skończy.

Powoli odwróciłam głowę w jego stronę. Jego brązowe tęczówki, wywierały we mnie presję. Mimo to że rozsądek kazał mi milczeć, musiałam. Musiałam się odezwać aby przeżyć.

- Ni jak - wyszeptałam.

Nie sądziłam że mój głos będzie tak cichy, chciałam być twarda. Ale jak mam być twarda jak skała?

- Dlaczego przestałaś wychodzić na ogród? - zmarszczył brwi, przy tym zmieniając ton głosu na łagodniejszy.

Sama nie wiedziałam dlaczego. Tęskniłam. Ale gdy wychodziłam, było mi tęskno za tamtym życiem.
Na pytanie chłopaka, wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok w dół.

- Dzisiaj jest ładna pogoda, powinnaś wyjść - powiedział wstając z kanapy.

Ponownie moje oczy spoczęły na jego ciało. Patrzył na mnie z góry, z małym uśmiechem. Kiwnęłam głową, przy tym wstając z miejsca, i kierując się na podwórko.

Kiedy przystanęłam na środek ogrodu, usiadłam na trawie, i patrzyłam w prost w krzaki. Ciepły wiatr, muskał moją osobę, a promienie słońca, grzały mnie.
Cicho załkałam, czując okropny ból. Wolałbym żeby on mnie zabił, niż przetrzymywał. Przynajmniej bym była przy moich rodzicach.
Wtuliłam swoje nogi, do klatki piersiowej. Objęłam je rękami, a głowę położyłam na kolana. Po czym pozwalałam swobodnie spływać łzą.







Bardzo dziękuję za 1tysiąc odczytów!!!

Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Ig. _Violet_love124

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro