✏16✏
~Remigiusz ~
Dobiegłem do krzaka, ciesząc się od ucha do ucha, znajdując moją przyjaciółkę. Brunetka siedziała na trawie, blisko jedno z niewielu krzaków które stanowiło jako schronienie w zabawie. Mój uśmiech znikł. Moim oczom ukazała się dziewczynka która miała tonę łez na policzkach, a jej oczy były czerwone od płaczu. Z strachem podszedłem do dziewczyny. Usiadłem tuż obok niej, przy tym przykładając dłoń na jej plecach.
- Znalazłeś mnie - powiedziała zerkając przed siebie, przy tym cicho zaciągając nosem.
- Co się stało? - przejął mnie jej stan. Poczułem ukłucie. Jakby ktoś zadał mi ogromny ból, który tak nagle osiadł na moich barkach.
- Nic - spojrzała na mnie, z małym uśmiechem.
Nie chciała pokazywać słabości. Widziałem że się stara. Ale jej oczy mówiły że ktoś strasznie ja skrzywdził.
- Proszę powiedz - szybko złapałem jej małą dłoń.
Weronika spojrzała na nasze splecione palce.
- Jestem twoim przyjacielem. Na zawsze. Możesz mi wszytko powiedzieć. - dodałem.
Z ust dziewczyny wyszedł szept. Tak cichy że ledwo słyszalnie, usłyszałem trzy słowa. "ONI MI DOKUCZALI"
*****
- I co? Idziemy na boisko? - zagadała brunetka, jedząc loda.
Zerknąłem na nią. Przepiękny letni zachód słońca, oświetlał jej skórę. Machała nogami, które wisiały na dachu budynku. Opuszczonego budynku, który był naszym ulubionym miejscem. Oparła dłoń za siebie, przy tym prawie się kładząc. Wzięła liza loda, po czym spojrzała na mnie.
Czułem żal, i złość. Nie chciałem tego, lecz moje pochodzenie mogło być dla niej szokiem. Nie chciałem żeby na mnie patrzyła jak na portowa, który w mojej rodzinie trwał od pokoleń. Chciałem żeby zapamiętała mnie jako dobrego przyjaciela, i dobrego chłopaka. Byłem wściekły na to kim jestem, i kim zostanę. Ale muszę to zrobić. Dla jej dobra. Nie chcę żeby dziewczyna o dobrym sercu została z kimś takim jak ja. To może ją zniszczyć.
- Muszę ci coś powiedzieć - w końcu odezwałem się. Spojrzałem w dół na przepaść, czując jak w moim gardle powstaje gula.
- Coś się stało ? - w jej głosie usłyszałem troskę.
- Można to tak powiedzieć. - przełknąłem ślinę, spoglądając na nią - Weronika. Ja...ja..- zaciołem się
- Spokojnie. Wdech i wydech. Jak nie chcesz nie musisz...- przerwałem jej.
- Muszę. - powiedziałem dosadnie.
Brunetka obróciła się w moją stronę, przy tym siadając po turecku. Zrobiłem to samo. Patrzyłem w najpiększe oczy, jakie kiedykolwiek widziałem.
- Powiem wprost. Okej? - brunetka z przyjęciem pokiwała głową. Ja natomiast wziąłem głęboki wdech i w końcu to powiedziałem. - nie możemy się już przyjaźnić. Przepraszam.
W osłupieniu czekałem na ruch brunetki.
Ta jedynie krótko się zaśmiała.
- Nie prawda.
- Mówię prawdę Wercia. To wyjdzie nam obojgu na dobre - wciąż patrzyłem w jej oczy.
Przyjaciółka spojrzała na krajobraz. Mimo to zauważyłem jak jej łzy, powoli spływały z oczów.
- Dlaczego? - ponownie jej brązowe tęczówki spoczęły na moją osobę.
- Nie mogę tego powiedzieć - westchnąłem czując się jak idiota - ale to będzie dobre rozwiązanie.
Chciałem chwycić jej dłoń po raz ostatni, lecz dziewczyna jak poparzona wstała z dachu, odsuwając się ode mnie.
Też powoli to zrobiłem.
- Coś ci zrobiłam?! - załkała. A moje serce w tej chwili się rozerwało. Znałem ją kurwa od pieluchy, a przeze mnie, ważna dla mnie osoba płakała - Jeśli tak to powiedz. Ja...ja...ja się poprawię. Obiecuję !!- stanęła jak struna.
- Proszę cię. Nie płacz. To będzie dla nas dob...- nie było mi dane skończyć.
Wytarłem zimną maź z policzka. Już w ręce nie trzymała loda. Skierowałem swoje oczy na Weronikę. Która zawyła, i odwróciła się na pięcie.
- Przepraszam - powiedziałem głośno, mając nadzieję że odchodząca dziewczyna to usłyszy.
Otworzyłem powoli powieki. Głęboko westchnąłem, patrząc na sufit. Znów te same sny. Sny które w kółko krążyły po mojej głowie. Te same słowa, widoki. Powoli zająłem pozycję siedzącą, a moje gołe stopy dotknęły zimnych panel. Sam przeżyłem szok, i wielkie rozczarowanie. Ale najgorsze było że ogarnęła mnie złość, którą przelałem w treningi. Do dziś pamiętam dzień kiedy ojciec, wraz z matką zaprowadzili mnie do gabinetu, i wyjawili całą prawdę o naszej rodzinie. A także o mnie. To był dzień kiedy straciłem najlepszego przyjaciela.
Ale po jakimś czasie pojawił się Michał, później Szymon i Marek. Jakoś zlepili tą cząstkę która została pusta.
Wstałem z materaca, po czym podszedłem do okna. Patrzyłem z góry na krajobraz. Panowała cisza i spokój, a otoczenie oświetlał mi księżyc który był w pełni. A na łące zawisła gęsta mgła.
Piękny widok.
W pomieszczeniu usłyszałem ciche pukanie. Na chwilę stałam jak wryty patrząc przez okno. Próbowałem wymazać te sny. Żeby one mi nie przeszkadzały.
Po kilku chwilach, podszedłem do drzwi.
Po drugiej stronie zauważyłem Marka.
- Stary. Musisz jak najszybciej jechać do Mitcha - zmarszczyłem czoło.
W tym tygodniu zbyt często odwiedzałem tego chłopaka. Co chwilę coś zmieniał, i na odwrót. Często się mylił. Chyba już nadszedł czas aby pozbyć się problemu.
Pokiwałem głową. Po czym przy otwartych drzwiach zacząłem się ubierać. Idealnie wyprasowany garnitur, wypastowane buty, i postawione włosy na żel.
- Jeden z was musi pilnować dziewczyny - powiedziałem, schodząc po schodach.
- Kuba to zrobi - zapewnił mnie czarno włosy.
Prędko pokonałem schodki przed domem, po czym wsiadłem za kierownicą.
Obok mnie usiadł Michał, który powinien być w tej chwili na urlopie.
Nasze tęczówki się skrzyżowały. W milczeniu patrzyłem na kumpla. Na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Dobrze wiedział o co mi chodziło.
Kiedy Szymon i Marek zajeli miejsca, wyruszyłem z posesji.
Jechałem w skupieniu, analizowałem wszystkie błędy mojego pracownika, i myślałam jak powinnem go ukarać.
On jest młody, i dobrym chłopakiem. Od miesiąca jest pod moim rozkazem. Ale ja nie toleruje błędów, czy wymówek.
Po kilku nastu minutach, zaparkowałem przy małym domku w lesie.
Wyszedłem z auta, po czym poprawiłem garnitur. Rękę schowałem do kieszeni spodni, upewniając się czy moja broń jest na miejscu. Spojrzałem na chłopaków. Patrzyli na mnie z gotowością do akcji. Byli gotowi na każdy mój rozkaz.
Kiwnąłem im głową, i ruszyliśmy z miejsca.
Po kilku krokach, stanąłem przy drzwiach.
Zapukałem głośno.
Na dole zapaliło się światło, po czym usłyszałem zamek.
Moim oczom ukazał się nastolatek, o brązowych włosach i zielonych oczach.
- Dzień dobry proszę Pana.
Pokiwałem głową.
- Zapraszam - zrobił mi miejsce, po czym wszedłem do środka.
Moi ludzie pilnowali domu na zewnątrz, aby na pewno nikt nie uciekł i nie szwendał się.
Chłopak pokazał ręką na kanapę. Zająłem miejsce, a gospodarz sam zajął obok mnie.
- Co pana sprowadza? - zagryzł lekko dolną wargę.
Stresował się, wiedział po co tutaj jestem.
- Znów zrobiłeś błąd. Ja już nie zamierzam tolerować tego - oprałem się o oparcie kanapy, nie spuszczając go z oczów.
- Wiem. Ale ja dopiero się uczę, to już się nie powtórzy - zaczął energicznie.
- To już któryś raz w tygodniu, jak do ciebie przyjeżdżam. - nie byłem ugięty.
- Jest Pan po prostu trochę wymagający - uśmiechnął się lekko.
A ja w tej chwili poczułem jak irytacja, ze złością zaczęły buzować moich żyłach. Gówniarz będzie mi mówił czy ja jestem wymagający czy nie.
- Nie jestem zbyt wymagający dla ciebie. To ty jesteś niewystarczający - powiedziałem dosadnie.
Mina bruneta zwiędła. Chyba przez chwilę zapomniał z kim ma do czynienia.
- Ale przecież mam z Tobą umowę.
- Która od teraz już nie obowiązuje.
Chłopaka oczy, intensywnie na mnie zaczęły patrzeć. Znałem tą technikę, i to bardzo dobrze. Utrzymywałem ten kontakt wzrokowy, przy tym lekko pochylając się do przodu. W tej chwili próbował mnie zdominować. Próbował mnie złamać. Patrzyłem w skupieniu, czekałem. Czekałem jak chłopak się podda. I tak właśnie się stało. Brunet bez doświadczenia, zwątpił. I sam odwrócił wzrok. Jest tylko gówniarzem.
Z uśmiechem na twarzy wstałem.
- Dobrze. Tak jak na umowie. Nic nikomu nie powiem. Przysięgam.
Kiwnąłem tylko głową, i z prostą postawą wyszedłem z domu.
Jak są błędy to przepraszam!
⭐ Cenię
💭Kocham
Ig. _Violet_love124
Dziękuję za ponad 900 odczytów<3
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro