Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏10✏

~Remigiusz~

Wkroczyłem do salonu. W pomieszaniu spotkałem Michała, Szymona i wśród nich ją .Oglądali jakiś film. Moje oczy skierowały się do telewizora. Na ekranie widniał obraz bicia się dwóch mężczyzn z białą bronią.

- Zły chwyt - odezwał się blondyn.

- Co za debil - skomentował Michał na aktorka który akurat został powalony.

Zaśmiałem się pod nosem kręcąc głową na boki. Moi fachowcy.
Zajęłam miejsce na fotelu, kątem oka zauważyłem jak dziewczyna cała się spięła patrząc na mnie. Udawałem że tego nie widziałem. Nie dawałem po sobie poznać że to mi się nie podobało.
Najbardziej ciążyła mi sytuacja z wczoraj. Ona dobrze wie kim jestem. Dowiedziała się. Już nie byłem tamtym chłopcem. Jej przyjacielem. Ale samym diabłem.
Kiedy rozniósł się głośny śmiech chłopaków, spojrzałem na nią. Patrzyła na nich. Automatycznie moje tęczówki powędrowały na jej nadgarstek. Na biały materiał, który ukrywał rany. Chciała tak ode mnie uciec, że była zdolna zadać sobie ból.
Ból, który ja nie zniosę.
Nie dam jej więcej czegoś takiego zrobić. A tym bardziej nie pozwolę aby ode mnie odeszła.

Jest moja

Od zawsze, i na zawsze.

Westchnąłem, przy tym lekko się prostując.

- Jadę zrobić interes. Jedziesz ze mną Szymon. - rozkazałem.

Dziewczyna nawet na mnie nie zerknęła. A chłopak z oburzeniem odwrócił głowę w moją stronę.

- Widzisz co robię ?- zapytał podnosząc brew, i pokazując dłonią na ekran telewizora.

- Ale jesteś mi potrzebny - wstałem z miejsca.

- Ja jestem zbyt bardzo zajęty, na twoje interesy - oparł się wygodnie o oparcie, i całą swoją uwagę skupił na mebel.

- Stary....- nie było dane mi dokończyć.

- Żaden kurwa stary. - podniósł palec ku górze. - nie ma mnie - skończył.

I wtedy ona na mnie spojrzała. Automatycznie zrobiłem to samo. Zapewne była w szoku że on tak się do mnie odnosi, i zachowuje. Ponieważ jej brwi były lekko podniesione. Niestety jej piękne piwne oczy, odwróciły się ode mnie.

- Ja...- znów mi przerwał.

- Kurwa. Jebana. Mać - wstał z miejsca, przy tym wymachując rękami. - jak nie będzie powtórki to cię zabije - zagroził mi, pokazując na mnie palcem.

W geście obrony, podniosłem ręce do góry, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Obydwaj wyszliśmy z domu, po czym opuściliśmy posiadłość. Kierowałem się do centrum miasta.

- Jaki to interes? - zetknąłem na chłopaka, po czym wróciłem wzrokiem na jezdnię.

- Callen.  Ostatnio mnie irytuje - zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy.

Przyjaciel milczał. Wiedział o kim mówię. Doskonale wie co planuje, i jest przy mnie. Przez tyle lat, przez te wszystkie akcje, dalej był. A mógł odejść.
On jest typem przyjaciela " Zabiłem kogoś / Gdzie pochowamy ciało " .
Taki kompan na całe życie to dar z niebios.

Po kilku minutach ciszy, w aucie rozbrzmiał dźwięk.

- I co z Weroniką? - zagadał. - Wiem że wie. Było słychać - przyznał.

Mimo wolnie moje dłonie zacisnęły się mocniej na kierownicy.

- Jak co z nią? Jest moja. Należy do mnie. Nie wypuszczę jej. - zagryzłem wargi - kocham ją - dodałem ciszej. Jak bym się bał tych słów.

- Miłość na tym nie polega. A po drugie....- nie dałem mu dokończyć.

- Zamilcz - powiedziałem oschle.- Jest moja i nic to nie zmieni.

Zerknąłem na Szymona. Kiwnął jedynie głową, wracając oczami na jezdnię.
Westchnąłem lekko, czując się zmęczony

.

•****•

Drzwi wejściowe zostały nam otworzone.
Pewnym siebie, i prostą postawą wszedłem w głąb willi. Tuż za mną podążał mój człowiek. Przede mną stał, starszy mężczyzna, z lekkim siwym włosem. Pan Callen. Mężczyzna przeprowadził się do naszego kraju, gdy miał zaledwie dwadzieścia jeden lat. Był moim łącznikiem między stanami a tym krajem.

- Dzień dobry Panu - skinął głową.

- Zobaczymy czy dobry - bez odrywania oczu od człowieka, odezwałem się.

Callen w ciszy, pokazał gestem ręki drzwi do biura. Wszedł przez drzwi jako pierwszy a ja tuż za nim.
Niebiesko oki zajął miejsce za biurkiem, a ja usiadłem na przeciwko niego. Mój przyjaciel stanął tuż przy drzwiach, aby nie proszony gość miał nam przeszkodzić.

- O to papiery od szefa policji w stanach - wyciągnął z szyflady teczkę. Po czym podał mi ją.

Bez wahania otworzyłem ją, a moim oczom ukazał się plik kartek. Informacji jakie były mi potrzebne. Nie mogłem od tak polecieć tam, tylko po to aby zabrać teczkę. Nie miałem na to czasu. Zamknąłem białą rzecz, i podałem blondynowi.

- Chcę iść na emeryturę - zerknąłem na mężczyznę.

Na jego szyi pojawiła się żyła, której przed chwilą nie było, na sekundę moje oczy zjechały na jego dłonie. Bawił się koniuszkiem garnituru. A na jego czole pojawiła się kropla potu. Stresował się.

- Coś się wydarzyło? - zagadałem

- Nie. Nie - powiedział szybko, na jednym wdechu.- Nie mam sił na loty, męczy mnie to - niemrawy uśmiech wkradł się na jego twarzy.

- Jeśli chcesz odpocząć, to możesz iść na urlop - usiadłem wygodniej na krześle.

- Nie. - odezwał się twardo - tutaj dokument potwierdzający że odchodzę na urlop. - położył białą kartkę na blat - tylko tutaj trzeba się podpisać - pokazał palcem na róg kartki.

- Czyli coś się wydarzyło - stwierdziłem ponownie podnosząc wzrok na mężczyznę.

- Tak - wyszeptał.

Kiwnąłem głową, przypominając sobie jaką ten człowiek miał słabość.
Kiedy udało mi się, lekko się uśmiechnąłem.

- Lot, bójki, narkotyki, jeżdżenie po dokumenty- zaczynałem wyliczać - ale najbardziej strach przed utratą jej, przy tej pracy- stwierdziłem.

- Jestem już stary.- odezwał się pewnie.

- A nasza umowa?- podniosłem jedną brew ku górze.

Mężczyzna spuścił wzrok milcząc. Dobrze wiedział o czym mówię.

- Ostrzegałem cię, kiedy była podpisywana umowa ze mną - znów zabrałem głos.

- Ttak ale...- wstałem z krzesła, patrząc na szklankę wody która stała na blacie.

- Nie mam najmniejszego zamiaru, znosić twojej słabości - moje słowa były jak sztylet, a mój wzrok w tej chwili zadawał ból.

Mężczyzna zbladł. Bez namysłu ręką wywróciłem szklankę, a ciecz zalała białą kartkę.

- Nnie...wolno ci!!! - wykrzyczał.

- Właśnie to jest problem - wyprostowałem się, patrząc na mężczyznę z góry. - ja wszytko mogę - odwróciłem się na pięcie, po czym wyszedłem z jego gabinetu.

Wyszedłem z domu, i zerknąłem na przyjaciela. Kiwnąłem mu głową, po czym ruszyłem do auta.
Blondyn szybko się uwinął, a posiadłość płonęła.




Jak są błędy to przepraszam!!

Dziękuję za 400odczytów.<3

⭐ Cenię
💭Kocham

Ig. _Violet_love124

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro