Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - Kwalifikacje -

Pov. Kamal

Siedziałam już ponad dwie godziny na ławce w parku, otulając się szczelnie kurtką i zastanawiając się na co ja się właśnie zgodziłam. Przyjęłam propozycję pracy z całkiem niezłym zarobkiem od obcego typa. Przecież ja nie miałam pojęcia na co się pisałam!

Nie podpisaliśmy żadnej umowy wstępnej. Typ nie przedstawił mi praktycznie żadnych warunków, oprócz tej, że mam jego bratu namalować jakiś obraz.

Wszystko obiecał wyjaśnić mi następnego dnia. Podał na kartce adres, pod który miałam zawitać a następnie wyparował jak kamfora w prawie opustoszałym klubie. Jak to zrobił, nie pytajcie.

Po tym jak wymarzłam na ławce, postanowiłam w końcu wrócić do pokoju. Potrzebowałam odpoczynku. Niestety nie przespałam nocy, wiercąc się z boku na bok, jakby materac został wykonany z pestek wiśni. Ciągle coś mi nie pasowało lub wbijało mi się w ciało. Poirytowana odwróciłam się na plecy, kładąc obie dłonie na klatce piersiowej.

Widząc cienie rzucane przez otoczenie za oknem na ścianę oraz sufit, ciężko przełknęłam ślinę. Nagle do oczu napłynęły mi łzy, które starałam się stłumić mocnym zaciśnięciem powiek. Niestety to nic nie dawało. Ucisk w klace piersiowej w miejscu serca zwiększył się, powiększając i tak już istniejącą pustkę. Nie chcąc dopuścić do siebie smutku oraz żalu przyłożyłam kciuk oraz palec wskazujący do kącików oczu, aby nie dać upustowi emocji.

Jednak na marne. Słone krople wielkości ziaren grochu zmoczyły mi opuszki. Łzy zaczęły mimowolnie spływać mi nosem, nie mogąc uciec naturalną drogą. W jednej chwili pękłam jak bańka, wylewając z siebie cały ból. Już dawno nie czułam się tak samotna.

Czułam się porzucona. Zostawiona sama sobie. Nic nie warta. Nagle wszystkie wartości które wpajano mi przez całe życie przestały mieć jakikolwiek sens. Aby bardziej nie roztkliwiać się nad sobą, odszukałam telefon pod poduszką. Przetarłam nos nadgarstkiem, przełykając gorycz porażki.

Po odblokowaniu telefonu od razu uderzyła we mnie nieodczytana wiadomość od operatora sieci komórkowej. Widniała w nim nota informacyjna, że wraz z dniem jutrzejszym upływa termin wpłaty.

Tylko tego mi brakowało.

Chcąc oderwać myśli od tego całego gówna, włączyłam tik toka, którego zaczęłam scrollować. Niestety wszystkie rolki jak na złość przedstawiały smutne sceny lub cytaty. Kiedy już miałam cisnąć urządzeniem w pościel ujrzałam jeden, bardzo intrygujący wpis.

"A diabeł powiedział: Bój się łez kobiety, którą skrzywdziłeś. Ona przyjdzie prosić mnie o pomoc a ja jej pomogę".

Natychmiastowo moje serce zabiło mocniej, natomiast przez całe ciało przeszła lodowata fala. Pozostawiła po sobie gęsią skórę, mrożąc na moment płynącą w moich żyłach krew. Spłyciła oddech wręcz mi go kradnąc. Każdy wdech przypominał wdychanie palącego w płuca dymu, który wywoływał ucisk w klatce piersiowej.

Znajomy strach zagościł ponownie w miejscu żołądka oraz tuż za mostkiem. Jednak po mimo uczucia niepokoju, czułam także narastającą ekscytację. Wzburzyła ona stado uśpionych motyli. Jak tylko muśnięcia ich skrzydeł dotknęły mojego wnętrza, w okolicach serca doznałam ciepła. Przyniosło ono spokój.

Zamknąwszy powieki, oblizałam dolną wargę, łapiąc haust powietrza. Przypomniał mi się ten zapach - tytoniu zmieszanego z miętą, drzewnymi akordami perfum oraz siarki. Ta mieszanka była niczym bomba, która krążyła w moim krwioobiegu.

Obróciwszy się na prawy bok, ujrzałam ciemność nocy walczącej ze światłem latarni ulicznych. Otulona ramionami mroku pokoju, uspokoiłam oddech, powoli czując nadchodzącą błogość.

Kiedy otworzyłam na moment powieki ujrzałam te czarne, pełne tajemnicy oraz smutku tęczówki. Znałam je. Znałam ich właściciela. Jednak nie potrafiłam dostrzec w całości mojego nieznajomego, którego w swoim śnie okrzyknęłam Lucyferem. Odnosiłam wrażenie jakby mężczyzna był wyłącznie moją marą. Snem na jawie. Mgłą, w której mogłam dostrzec wyłącznie te hipnotyzujące oczy.

Melodia. Coraz głośniejsza melodyjka dobiegała do moich uszu. Skonsternowana zamruczałam pod nosem niewyraźne przekleństwo, szukając telefonu w pościeli. Nie znalazłam go jednak w zasięgu mojego ciała przez co musiałam otworzyć powieki. Cholerstwo zagubiło się w kołdrze.

Kiedy udało mi się zlokalizować i wyłączyć budzik, nastała cisza. Huczało mi potwornie w głowie, jakbym poprzedniego wieczoru nawaliła się do nieprzytomności. Podejrzewałam jednak, że za moim stanem nie stał alkohol a głód oraz zmęczenie.

Cicho westchnąwszy podniosłam się do pionu, kładąc stopy na zimnej posadce.

— Czas się ogarnąć — wymamrotałam pod nosem, ruszając się z łóżka. W ogóle nie miałam ochoty na cokolwiek, lecz marnowanie czasu pod kołdrą nie wchodziło w rachubę. Postanowiłam tego dnia udać się do cukierni a później na spotkanie z tajemniczym typem. Nawet nie znałam jego nazwiska. Jedyne co wiedziałam to to, że miał na imię Mefistofeles i posiadał brata. 

A co jeśli to jakiś mafiozo i zamierzał mnie zwabić, ubezwłasnowolnić i wywieźć w celach zarobkowych? Moje organy były niczym na wagę złota.

— Kamal, przestań już do cholery wymyślać — warknęłam wściekła sama na siebie. Energicznie podeszłam do swoich rzeczy, przekopując je w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Czegoś eleganckiego a zarazem nie za bardzo. Miałam zrobić wrażenie na pracodawcy lecz nie mogłam przesadzić. Mogłoby to zostać źle odebrane.

Postawiłam więc na czarne dżinsy, które ładnie podkreślały mi nogi oraz białą, aksamitną bluzkę z luźnym wiązaniem przy szyi. Dodatkowo przywdziałam na stopy czarne sandałki na obcasie. Złapałam przelotem za telefon, sprawdzając godzinę - siódma trzydzieści. Cicho westchnęłam. Skrycie miałam nadzieję, że na pulpicie komórki ujrzę ikonkę informującą o nieodebranej wiadomości od Bahar lecz w co ja wierzyłam.

Po mojej przyjaciółce zaginął ślad a mimo wszystko każdego dnia liczyłam na to, że jakimś tajemniczym oraz nieoczekiwanym sposobem odezwie się do mnie.

Byłam taka naiwna. Jak dziecko...

Cóż za błędy trzeba było płacić, a ja widocznie musiałam ponosić za każdym razem surową cenę. Nagle usłyszałam odgłos dobiegający z mojego brzucha, który upominał się o posiłek. Zbulwersowana wymamrotałam pod nosem parę włoskich przekleństw i jedyne co mi pozostało, to udać się na jakiś posiłek.

Zamknąwszy pokój, zeszłam na sam dół, rzucając recepcjoniście krótkie "dzień dobry", po czym opuściłam budynek. Na dworze panował chłód - przynajmniej jak na włoskie klimaty przyszło. Przyśpieszyłam kroku, udając się do najbliższego lokalu. Tam przysiadłam na śniadanie, składające się z cornetto, pieczywa oraz deski serów i wędliny. Wypiwszy kawę, zapłaciłam za jedzenie, biegnąc na pobliskie metro, którym miałam dostać się do cukierni. Denerwowałam się tą rozmową kwalifikacyjną, choć ciocia twierdziła, że powinnam dostać pracę bez większego problemu.

Zmęczona bieganiną między ludźmi, po dobrym kwadransie dotarłam do mojego środka transportu, w którym mogłam choć na trochę odsapnąć. Podróż według rozkładu powinna potrwać pół godziny, więc spokojnie wyciągnęłam nogi przed siebie, korzystając z okazji iż nikt nie siedział naprzeciwko.

Coraz bardziej denerwując się, wyjęłam z kieszeni spodni telefon, odnajdując pod etui karteczkę z adresem. Z przygryzioną wargą, zassałam spory haust powietrza. Z nieznanych mi przyczyn moje serce zabiło mi szybciej w klatce piersiowej, natomiast w żyłach poczułam narastającą ekscytację. Czułam się tak, jakbym za moment miała spotkać coś niesamowitego. Natychmiast przyłapałam się na myśli o nieznajomym spod klubu. Nie potrafiłam wyrzucić ze swojej pamięci tych cudownie czarnych, mrocznych i pożądających mnie oczu.

Bez jakiejkolwiek kontroli przejechałam opuszkami palców po szyi, muskając delikatnie odsłonięty dekolt. Skóra zdawała się w tych miejscach rozgrzana oraz pulsująca od gotującej się krwi.

Dyskretnie potrząsnęłam głową, aby wyzbyć się nieproszonych myśli. Dobrze, że oprzytomniałam, gdyż na wyświetlaczu właśnie pojawił się napis z kolejnym przystankiem. Moim przystankiem.

Momentalnie podniosłam tyłek z siedzenia, udając się do wyjścia. Jak tylko otworzyły się drzwi, przecisnęłam się przez grupę wchodząco-wychodzących ludzi, oddalając się do schodów. Nawigacja w telefonie pokazywała mi jeszcze dziesięć minut spacerem. Jednak przy takich nerwach, jakie targały moim ciałem, ten czas zleciał mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam, stanęłam pod przeszklonymi drzwiami cukierni.

Drżącą ręką złapałam za klamkę, przyciągając do siebie ciężkie drzwi. Już od samego wejścia uderzył we mnie zapach świeżo wypiekanych rogalików, ciastek oraz mielonej kawy. Z radia leciała ciacha, spokojna muzyka, zagłuszana hałasem dobiegającym zza zaplecza, przemieszanego z gwarem dyskutujących klientów.

Niepewnie podeszłam do lady, sięgającej mi do klatki piersiowej, na której oparłam ręce.

— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — zwróciła się do mnie kobietka, na moje oko mająca około czterdziestki. Drobnej budowy ciała, mniej więcej mojego wzrostu o czarnych, kręconych włosach. Pierwsze wrażenie budowała raczej pozytywne.

— Witam. Ja przyszłam w sprawie pracy. Moja ciotka Beatrice miała się kontaktować z panią przez swoją znajomą — przełknęłam ciężko ślinę, czując się jak na skazaniu. Nieznajoma przyjrzała mi się baczniej, marszcząc swoje grube brwi.

— Tak, tak... — to przeciągłe i znudzone westchnięcie nie sugerowało mi nic dobrego.— Dzwoniła ale ja już mam kogoś na oku. Widzisz tamtą dziewczynę — czarnulka wskazała palcem na młodą osóbkę - dziewczyna mogła jeszcze chodzić do szkoły średniej.— Od prawie tygodnia jest u mnie na okresie próbnym. Niestety nie przyjmę cie — te gorzkie słowa stały się dla mnie niczym wymierzony policzek.

Z trudem przełknęłam gulę, która nie chciała przejść mi przez gardło.

— Rozumiem ale nie ma nawet cienia szansy?— do czego mi przyszło... Płaszczyłam się jak żebrak.

Ogarnął mnie taki wstyd.

— Jesteś po szkole cukierniczej? Gastronomicznej? — na pytania kobiety niestety kręciłam tylko przecząco głową, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo moje szanse na zdobycie tej pracy maleją.— Pracowałaś w tym kierunku? — drążyła temat lecz odpowiedź nadal się nie zmieniała.

— Ukończyłam studia z dziedziny sztuk pięknych...— zaczęłam ale nie było mi dane skończyć. Szatynka roześmiała się krótko, następnie poważną miną spojrzała mi w oczy.

— Z czym ty do ludzi, dziewczyno. Zacznij lepiej rozglądać się za pracą sprzątaczki ewentualnie zgłoś się do pośredniaka. Nie wiem co mają takie osoby jak ty w głowie idąc na taki kierunek — prychnęła, potrząsając głową na boki.— Sory ale nie pomogę ci — oto tymi słowami zakończyła naszą dyskusję, podchodząc do faceta stojącego za mną.

W jednej chwili w moich oczach pojawiły się łzy, które z trudem opanowałam. Musiałam wyjść jak najszybciej na świeże powietrze i choć trochę ochłonąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro