Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 - Pudła -

Pov. Kamal

Sytuacja w kawiarni wydała mi się co najmniej dziwna, lecz postanowiłam jakoś na to specjalnie nie zwracać uwagi. Dość szybko moje myśli zajęła znacznie gorsza sytuacja.

— Babciu?... — głos aż mi się zatrząsł od nadmiaru emocji. Nie wiedziałam co się dzieje.— Co ty wyprawiasz? — z atakiem paniki patrzyłam na staruszkę, która nie zwracając uwagi na mnie wystawiała pudła przed drzwi.

Zdezorientowana podeszłam do jednego z kartonów, zerkając do środka.

— To moje rzeczy! — oburzyłam się, wyjmując kilka swoich rzeczy. Trzymając w dłoni ubrania, obserwowałam poczynania babki.— Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć? — wrzuciłam ciuchy z powrotem do kartonu, podchodząc do kobiety. Złapałam ją za przedramię, chcąc zwrócić jej uwagę.

Ta niestety zachowywała się tak, jakbym była duchem.

— Babciu! — warknęłam stanowczo, szarpiąc za pudło, które właśnie opuszczało mieszkanie. Miało wylądować na zewnątrz z resztą moich rzeczy.

Pomimo moich starań kobieta totalnie lekceważyła mnie. Wiedziałam, że z nią nie było już jakiejkolwiek rozmowy. Jedyną deską ratunku pozostali mi rodzice. Szybko wybrałam numer do mamy, modląc się w duchu, aby szybko odebrała.

Przez pierwsze cztery sygnały miałam jeszcze jakąkolwiek nadzieję, że połączę się z mamą. Niestety po kilku kolejnych straciłam ją.

— Szlak... — mruknęłam pod nosem, wkładając wolną dłoń we włosy.

Zestresowana przygryzłam dolną wargę, szukając w kontaktach numeru ojca. Ten tak jak się spodziewałam miał włączoną pocztę głosową.

Nim dodzwoniłam się do kogokolwiek, babka zdążyła wyeksmitować wszystkie moje rzeczy na zewnątrz.

— Babciu... — nie było mi dane nawet dokończyć zdania, gdyż drzwi od mieszkania zatrzasnęły się z hukiem. Następnie usłyszałam przekręcanie zamka i już wiedziałam, że nawet gdybym chciała otworzyć wejście własnym kompletem kluczy, to tego zrobić nie mogłam. Blokował go ten włożony od środka. 

— I co ja mam teraz zrobić? — rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się nad swoją przyszłością.

Rodzice nie odbierali, Bahar nadal się nie odnalazła więc opcja poproszenia jej o pomoc odpadała, tak samo jak jej rodziny. Pozostałe moje przyjaciółki wiodły życie - Valentine zamieszkała na stałe we Francji, natomiast Abi mieszkała po drugiej stronie kraju i raczej nasze stosunki nie należały do wybitnie zżytych.

Nie pozostało mi nic innego jak poszukać sobie jakiegoś miejsca tymczasowego lub poczekać na powrót rodziców.

Zdemotywowana do czegokolwiek, usiadłam na schodach, mając nadzieję, że mama albo tata przemówi do rozsądku babci.

POV Lucyfer

Paplanina.

Bezsensowna, marnująca mój czas paplanina. Choć byłem skazany na nieśmiertelność, to nie znaczyło, że miałem poświęcać swoją egzystencję na paplanie jęzorem jakiejś baby.

— Nie zniosę już tego dłużej Lucyferze — dopiero dotyk dłoni kobiety sprowadził mnie na ziemię. Stanowczo odchrząknąłem, odsuwając się od tej wariatki.

— Słuchaj — wykrzywiłem się z niezadowolenia, cały czas widząc jak ona przysuwa się do mnie.

Ja starałem się oddalić, ona wykonywała ruch w moją stronę.

— Pomogę ci pozbyć się twojego faceta ale musisz mi coś zaoferować w zamian — sięgnąłem po szklankę leżącą na stoliku. Musiałem odwrócić wzrok od blondynki, która pożerała mnie spojrzeniem.

Nie powiem, gdyż schlebiało mi to. Uwielbiałem być podziwiany i wielbiony. Kto tego nie lubi, niech rzuci kamieniem.

— Lucyferze — z tłumu wyłonił się niespodziewanie Mefisto, stając naprzeciwko mnie, tuż za stoliczkiem. Jego wizyta w klubie nieco spięła mnie.

— Co ty tu robisz? — Upiłem łyk whisky, która nieprzyjemnie zapiekła w gardło.

— Musimy pogadać o interesach — kiwnął łbem, zerkając na moją ludzką towarzyszkę.

— Właśnie ja jestem w trakcie omawiania swoich interesów Mefistofelesie — warknąłem ciut poirytowany. Mimo frustrującego stylu bycia owej kobiety, to posiadała coś dla mnie bardzo ważnego - dostęp do tajnych dokumentów, które bardzo intrygowały mnie od kilku wieków.

— To może zaczekać. Mam coś znacznie ważniejszego! — Mefisto aż krzyknął, zatapiając swoje szpony w smoliście czarne włosy.

Skupiony, spojrzałem na brata, następnie na kobietę siedzącą obok. Mocniej zacisnąłem mięśnie szczęki, zastanawiając się kogo wybrać.

— Mefisto, ta sprawa z całą pewnością może poczekać — uniosłem szkło wypełnione trunkiem do ust, dając mu dyskretnie znak wzrokiem aby sobie już poszedł.

— Taki sam skurwysyn jak zawsze. Kiedyś tego pożałujesz, bracie — mężczyzna odszedł, wyraźnie poirytowany.

— Twój braciszek Lucyferze ma ognisty temperament — niespodziewanie dłonie kobiety spoczęły na moich policzkach, czego nienawidziłem.

Nienawidziłem dotyku a co dopiero jeśli on tyczył się twarzy.

— Nie. Dotykaj. Mnie... — warknąłem, akcentując wyraźnie każde słowo, tak aby dotarło to do niej. Natychmiastowo ściągnąłem jej ręce, starając się nie użyć zbyt dużej siły. Nie chciałem zrobić blondynce krzywdy.

Moja towarzyszka wyraźnie się spłoszyła, natomiast w jej oczach ujrzałem strach. Z uśmiechem pół satysfakcji, pół żałości, cicho westchnąłem.

— Może przejdźmy w bardziej ustronne miejsce — zaproponowałem, przybliżając twarz do kobiety. Ta od razu nabrała purpury na policzkach, choć szpachli na jej ryju nie brakowało.

— Z tobą wszędzie, Lucyferze — odparła nie mogąc złapać tchu.

O mało co nie parsknąłem na ten widok. Ze wszystkich sił starałem się zachować powagę. Wstałem więc na równe nogi, wyciągając łokieć w stronę towarzyszki wieczoru.

— W takim razie chodźmy — triumfalny uśmiech sam zawitał na moich ustach.

Głupi baranek...

                                                          >---------*---------<

Witajcie Kochani!

Oprócz rozdziału, chciałabym Wam pokazać kilka moich prac. Obiecałam, że od czasu do czasu pochwalę się swoimi obrazami a oto kilka z nich:

1) Obraz namalowany farbami olejnymi na płótnie.

2) Obrazek narysowany ołówkiem. Kierowałam się myślą o wzorze na tatuaż (uwielbiam projektować wzory tatuaży). Pochodzi on z roku 2020 więc dzisiaj wykonałabym go już zdecydowanie inaczej - pocieniowała inną kreską i użyłabym przede wszystkim tuszu do wykonania zarysów oraz wycieniowania ciemniejszych miejsc. I zdecydowanie mam już bardziej wprawioną rękę do długich, jednostajnych kresek a tutaj niestety widzę niedociągnięcia. Człowiek uczy się przez całe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro