Rozdział 1 - Tajemnica
Nikolaj siedział na starej, zardzewiałej skrzynce. Wpatrywał się milcząc w monotonnie wijące się języki ognia. Potarł ręce, aby je rozgrzać. Mimo ogniska w tunelach o tej porze roku było dość zimno.
Siedział sam. Tego dnia miał wartę samodzielną. Pocieszał się, że nie jest na ostatnich metrach. Tutaj czuł się w miarę bezpiecznie. Wiedział, że gdyby koledzy podnieśli alarm miałby sporo czasu na ucieczkę.
Usłyszał powolne buczenie dochodzące z rur. Gdyby to była jego pierwsza w życiu warta, zapewne natychmiast zwiększyłby czujność. Jednak teraz, kiedy słyszał ten dźwięk już tyle razy, właściwie nie zwrócił na niego większej uwagi.
Rozejrzał się. Szary, brudny tunel. Ściany obrośnięte mchem i porostami, metalowy szkielet starego pociągu, kilka pustych skrzyń i przede wszystkim ciemność. Nieprzenikniona, złowieszcza ciemność. Nie był to zwykły mrok. Nie żeby miał jakieś właściwości toksyczne czy radioaktywne, ale to nie był mrok, który Nikolaj znał z powierzchni. Był to mrok metra.
Zarówno ciemność, jak i cisza w metrze zyskiwały ogromnie niepokojącą aurę. Wielu łączyło ten strach z praludźmi, którzy obawiali się wówczas wielu niebezpieczeństw. No cóż, teraz na ludzkość czyha dużo więcej nieznanego. Strach jest więc całkowicie uzasadniony.
Nikolaj spojrzał za siebie. Ujrzał dość duży odłamek szkła, a w nim swoje odbicie. Rosły, 40-letni mężczyzna, z krótkim zarostem i czarnymi przetłuszczonymi włosami. Ubrany w wysokie trapery, wytarte dżinsy i grubą, wojskową kurtkę. Przez ramię miał przewieszony klasyczny Automat Kałasznikowa z nałożonym tłumikiem.
Uśmiechnął się. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał okazję oglądać swoje odbicie. W przeciwieństwie do wielu znajomych z Hanzy nie dbał zbytnio o wygląd. Bardziej martwiło go przetrwanie każdego kolejnego dnia.
Kiedy pewnego jesiennego popołudnia 2013 roku w całej Moskwie rozległo się wycie syren, całe miasto zaczęło uciekać w stronę metra. Żołnierze dostali rozkaz, aby trzymać wszystkie bramy otwarte przez dokładnie 13 minut, a po upływie tego czasu, natychmiast zamykać. Powód był prosty. Bomba atomowa. Według wiadomości z powierzchni konflikt trwał nie więcej niż 2 godziny. Tylko co z tego, jeśli i tak doprowadził ludzkość do upadku?
Na początku wszyscy siedzieli na walizkach. Władze podawały, że pobyt pod ziemią będzie maksymalnie trwał 2 tygodnie. Minęły jednak 2 tygodnie, a potem 3, a potem miesiąc... Z każdym kolejnym dniem ludzie mieli coraz mniej nadzieji.
Mniej więcej po dwóch miesiącach ludzie zaczęli opuszczać stacje i wchodzić głębiej do metra. Część wciąż czekała na sygnał od władz. Ich szczątki zostały prawdopodobnie rozgrzebane przez szczury.
Po pewnym czasie ocalała garstka ludzkości przyzwyczaiła się do nowej sytuacji i znów zaczęła zachowywać się tak jak dawniej. Łączono się w państwa, toczono spory o każdą stację, zawiązywano sojusze i tak dalej. Można by się poczuć jakby nic się nie stało. Tylko pod ziemią. I z powszechnymi strefami podwyższonej radiacji. I z hordami mutantów atakujących wszystko co się rusza.
Nikolaj zastanawiał się często nad ludzką głupotą. Jak to możliwe, że nawet po końcu świata, ludzkość zamiast zjednoczyć się przeciw jednemu, wspólnemu wrogowi, z powrotem wpada w otchłań wojny i rozpaczy, która przecież już wcześniej ją zgubiła? Nikolaj nie wiedział. Nie wiedział tego też żaden z jego znajomych, ani prawdopodobnie żaden człowiek w metrze.
Nagle dało się słyszeć głuche uderzenie, a potem jęk bólu i ciche "blyat" dochodzące z głębi tunelu. Nikolaj podniósł się szybko, złapał za karabin, szczęknął bezpiecznikiem i wycelował w ciemność.
- Stój! Podaj hasło! - zawołał
- Nawet nie każę ci się zamknąć! - odparł niski głos.
Nikolaj znał ten głos. Słyszał go już tyle razy.
- Jasny gwint, Valentin wystraszyłeś mnie! - powiedział opuszczając karabin.
Do ogniska podszedł wysoki mężczyzna. Ostrzyżony na łyso, z długą, rudą brodą przypominał prawdziwego wikinga. Ubrany był grubiej od Nikolaja. Wojskowa kurtka była podszyta ołowiem. Podobnie jak spodnie. Tylko buty nie miały tej warstwy chroniącej przed radiacją. Na szyji wisiała mu maska przeciwgazowa, na czole znajdował się wyczerpany noktowizor. Przez ramię miał przewieszony zmodernizowany ppsh-41. Oprócz tego, w pokrowcu na plecach trzymał ogromną maczetę, a w kaburze na biodrze posiadał już klasyczny magnum 357.
Cały ten ubiór oraz uzbrojenie, nie było dziełem przypadku. Valentin był stalkerem. Stalker. Słowo to zawsze dziwiło Nikolaja. Nie było ono rosyjskie więc potęgowało u ludzi uczucie egzotyki i ciekawości do nieznanego.
Stalkerzy byli jedynymi w metrze, którzy mogli wychodzić na powierzchnię, a kiedy wracali po tygodniu z garścią nabojów, kegą wody i paroma innymi drobiazgami, witano ich jak bohaterów. Pisano o nich pieśni, opowiadano mrożące krew w żyłach legendy i wychwalano ich przy każdej możliwej okazji.
Nikolaj miał szczęście znać stalkera osobiście. Znał więc historie, które do tej pory nawiedzały go we śnie, wiedział też żeby nie wierzyć w niektóre legendy, ponieważ się nigdy nie wydarzyły. Porady Valentina zaoszczędziły Nikolajowi mnóstwo czasu i nerwów. Miał szczęście, że go znał. A znali się naprawdę długo.
Jeszcze przed apokalipsą Nikolaj imał się różnych zajęć. Nie zawsze były one legalne. Po prostu każdą okazję do zarobku, jaką dostrzegł chwytał bez zastanowienia.
Pewnego razu wpadł podczas przemytu narkotyków. Kiedy Nikolaj już myślał, że wszystko stracone, pewien prawnik poprosił o rozmowę. Powiedział, że zapłaci kaucję, jeżeli Nikolaj zobowiązuje się pójść na studia i później pracować dla niego. Tym prawnikiem był właśnie Valentin.
Nikolaj stwierdził, że nie ma wyboru i przyjął propozycję. Valentin załatwił mu liceum, dorywczą pracę, a nawet mieszkanie.
Po paru latach między Nikolajem, a Valentinem zawiązała się naprawdę szczera przyjaźń. Przestali być tylko pracownikiem i szefem, ale zaczęli przypominać braci.
Z powodu wojny jarzącej się na horyzoncie, Nikolaj zamiast na studia poszedł do wojska, Valentin też chciał, jednak komisja go nie przyjęła.
Przyjaciele mieli ogromne szczęście, gdyż w chwili gdy zawyły syreny Nikolaj miał przepustkę i razem siedzieli na ławce koło bram metra popijając piwo.
Dzięki temu zrządzeniu losu chłopaki jako jedni z pierwszych znaleźli się w metrze. Szybko też połapali się, że wszystko na górze przestało istnieć i wraz z kilkoma kolegi zaczęli gospodarować tą przestrzeń jaka została ludzkości. Dzięki szybkiej reakcji, szczęściu i umiejętności dyplomacji Valentina udało im się dostać do jednej z najlepszych linii, czyli Hanzy.
Dzięki dbałości i biurokracji Hanza była sznowana i lubiana przez praktycznie całe metro, a ponieważ wszystkie stacje się łączyły, mieszkańcy Hanzy mogli bardzo łatwo podróżować po całym metrze.
Valentin i Nikolaj mieszkali w jednym namiocie na stacji Tagańskiej.
Nikolaj pracował przy odbieraniu przesyłek z innych stacji, a także regularnie brał warty w tunelach. Valentina często nie było że względu na to, że był jednym z najlepszych stalkerów w całym metrze, więc ciągle wyruszał na misje.
Ponieważ oba fachy były bardzo dobrze płatne, można powiedzieć, że przyjaciołom żyło się całkiem dobrze. Nic im nie brakowało, mieli znajomych i dobre posady.
- Miałeś wrócić już parę dni temu - rzekł Nikolaj z lekkim wyrzutem - Co się stało?
- Stwierdziłem, że pójdę poszperać jeszcze w paru miejscach. Zajęło to więcej niż przewidywałem. - odparł Valentin siadając przy ognisku.
- Hmm, to wyjaśnia czemu wracasz z drugiego końca metra. Wiesz jak się spinają w Polis? Radzę ci tam iść i...
- Byłem już w Polis - przerwał mu Valentin
- Jeśli faktycznie mają pretensje to mnie o nich nie informują. A póki mam spokój, nie martwię się opiniami pacanów, którzy całe życie pierdzą w stołek.
Nikolaj zachichotał cicho. Valentin widząc to, też się uśmiechnął. Atmosfera od razu zelżała. Nikolaj zauważył, że nawet jaśniej się zrobiło w tunelu.
Stalker zdjął karabin i z głośnym brzękiem odłożył na podłogę. Następnie zdjął maskę przeciwgazową, wyjął zużyty filtr i wyrzucił za siebie. Potem wyciągnął z kieszeni szarą szmatkę i zaczął powoli czyścić brudne od kurzu i pyłu szkła.
- Powiedz, Nadia chciała coś ode mnie? - spytał Valentin
- Pani dyrektor? Nie. Kazała tylko przygotować raporty z misji i całe te papierkologie z tym związane.
- Eech... Cholerni biurokraci - westchnął Valentin - Jak ją spotkasz, powiedz jej, że jestem martwy.
- Będę pamiętał.
- Coś jeszcze ciekawego się działo?
- Ciągle rozdzielają imigrantów z Arbackiej, myślę że prędzej czy później kogoś nam przydzielą.
- Po moim trupie. Na pewno nie z tej przeklętej stacji.
- Myślę, że Nadia ma trochę inne zdanie.
- A niech ma. Ja jestem martwy.
Roześmiali się obaj. Nikolajowi brakowało przyjaciela. Nie lubił samotnych wart. Zawsze chciał mieć coś, czym mógł zagłuszyć myśli. Na szczęście samotność skończyła się. Przynajmniej na razie.
Trwali chwilę w milczeniu. Wpatrywali się obaj w trzaskający ogień. Nikolaj bawił się nożem, obracając go powoli w dłoniach, Valentin ciągle pocierał szkła maski. W pewnym momencie odłożył ją. Rozejrzał się, po czym nachylił się do ogniska.
- Nikolaj... - rzekł niemal szeptem
- Co jest? - odparł Nikolaj zaskoczony nagłą zmianą zachowania towarzysza.
- Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Jednak zanim ci to powiem, musisz obiecać mi, że jeżeli nie będzie to absolutnie konieczne, nie powiesz nikomu, jasne?
- Tak jest! - Odparł Nikolaj
- Wracam na stację tylko na chwilę. Zabiorę parę rzeczy i natychmiast się wynoszę.
- Ale... Ale jak to? - spytał Nikolaj niedowierzając - Dostałeś nowy rozkaz od zarządzających?
- Tym razem to nie od nich. To moja decyzja. Dowiedziałem się czegoś cholernie istotnego. Muszę to zbadać i nie mogę czekać, ani ryzykować, że nie pozwolą mi na to. Muszę działać sam.
- Czekaj, czyli możesz nie wrócić? - spytał Nikolaj z przeatrachem
- Nikolaj, nie jesteś dzieciakiem. Wiesz, że zawsze jest takie ryzyko. Modlę się żebym wrócił, bo wtedy zyskają na tym wszyscy. Ale muszę to zbadać. Muszę się dowiedzieć wszystkiego.
- A... Co odkryłeś? - spytał nieśmiało Nikolaj.
Valentin jeszcze raz się rozejrzał.
- Możliwe, że wiem, co spowodowało tragedię marcową.
Nikolajowi stanęło serce. Największa tajemnica metra, miała właśnie szansę ujrzeć światło dzienne. Nie mógł w to uwierzyć.
- Ty wiesz co zabiło tych stalkerów?! - wykrzyknął zszokowany
- Ciszej pacanie! Wszyscy cię usłyszą! - zganił przyjaciela Valentin - Możliwe nawet, że jeszcze żyją.
- O rany! - szepnął Nikolaj - Co tam się wydarzyło!?
- Nie mogę ci nic więcej powiedzieć. - odparł cicho Valentin - Jeżeli wrócę, całe metro się o tym dowie i osobiście tego dopilnuję. Jeżeli jednak nie wrócę, chcę żebyś coś dla mnie zrobił.
Valentin rozpiął kurtkę i wyciągnął zawieszony na szyi mały, miedziany kluczyk. Rozpiął łańcuszek i złożył go na ręce Nikolaja.
- Jeżeli nie wrócę, lub nie dowiesz się, że na pewno jestem w metrze, w ciągu dwóch tygodni, otwórz czarną skrzynkę z mojego pokoju. Dalej będziesz wiedział co robić, zrozumiałeś?
- Zrozumiałem. - odpowiedział Nikolaj.
Nie chciał okazywać słabości, przed przyjacielem. Strasznie go interesowało, że sprawa zaginięcia dwudziestu stalkerów wreszcie ma szansę się rozwiązać. Nie uważał jednak aby jakakolwiek zagadka była warta życia jego kolegi. Widząc smutek Nikolaja, Valentin poklepał go po plecach.
- No nie rozklejaj mi się tu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wrócę i wszystko będzie okej. Chciałem się tylko jakoś zabezpieczyć na wszelki wypadek.
- Wiem wiem, po prostu... Dziwię się. Nigdy się tak nie zachowywałeś. Martwi mnie też to, że nikomu o tym nie mówisz. Bardzo mnie intryguje ta tajemnica, ale nie wiem czy powinieneś się poświęcać dla rozwiązania tej zagadki.
- Słuchaj, módl się i bądź po prostu dobrej myśli, żyj normalnie, a jeżeli nie wrócę, otwórz skrzynkę i na pewno sobie poradzisz. Nie martw się na zapas.
Po tych słowach wstał od ogniska. Spojrzał w ciemny tunel po czym zabrał karabin i noktowizor
- Dobra, ja lecę na stację, zabrać parę potrzebnych rzeczy, a ty tu zostań. Wrócę za jakąś godzinę.
Valentin oddalił się. Nikolaj znowu czuł ten sam smutek co wcześniej. Niby wiedział, że na każdej misji jego przyjaciel może zginąć, ale teraz wydawało mu się, że ryzyko jest ogromne.
Pełno pytań rozsadzało mu głowę. Czego dowiedział się Valentin? Dlaczego nikogo o tym nie poinformował? Co znajduje się w czarnej skrzynce?
Godzina minęła dla Nikolaja jak parę minut. Ani się obejrzał, a już Valentin podszedł do ogniska. Na plecach miał plecak. Do plecaka przypiął między innymi: metalowy kubek, maczetę i prostopadłościenną skrzyneczkę.
Nikolaj wstał i serdecznie uściskał przyjaciela. Valentin odwzajemnił uścisk, po czym swoim zwyczajem poklepał towarzysza po ramieniu.
- Nie martw się, będzie dobrze. - powiedział z uśmiechem. Następnie odwrócił się w stronę ciemnego tunelu. Założył maskę przeciwgazową, przewiesił karabin na przód i odbezpieczył go. Jeszcze raz się obejrzał na Nikolaja, po czym oddalił się w ciemność.
Nikolaj chciał zawołać "powodzenia", ale słowa uwięzły mu w gardle. Wydawało mu się, że zaraz się rozpłacze.
"Daj spokój" powiedział sam do siebie. "Valentin na pewno wróci. Nie ma co się zamartwiać".
Jego rozmyślania przerwało piknięcie elektronicznego zegarka, oznaczające koniec warty. Nikolaj westchnął ciężko, podniósł się i nasypał na ognisko trochę piasku z worka, aby je zgasić. Następnie wziął karabin i po zapaleniu małej latarki zaczął powoli iść tunelem, w stronę stacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro