Gentleman i Mikołaj (Gintama)
Tytuł: Gentleman i Mikołaj
Anime/Manga: Gintama
Pairing: GinHiji lub Gintoki Sakata x Toushirou Hijikata
Hijikata zawsze myślał, że nic go w życiu nie zaskoczy i jednocześnie uwłaczy jemu. Dzisiaj uświadomił sobie jak bardzo się mylił.
- Przepraszam, ale to jakaś kara? - zapytał, starając się opanować złość.
- Nie - usłyszał krótką odpowiedź.
Jeszcze raz spojrzał na swojego chłopaka, który jadł już 7 deser lodowy. Wcześniej pochłonął z 11 kawałków ciasta, 4 kefiry i pudełko muffinek. Po chwili jego wzrok skierował się na ludzi, otwarcie sobie z niego kpiących, a przynajmniej w taki sposób się czuł.
- Pasuje ci czerwony - dodał Gintoki, kierując w stronę jego ust łyżeczkę.
Hijikata niechętnie otworzył usta, przez cały czas żałując, że nie zabrał ze sobą majonezu.
- Bardzo dziękuję, a możesz mi wyjaśnić z jakiej to okazji bawimy się w cosplay.
- Cosplay nie najlepszy - mruknął Gintoki, ignorując go. - W tym stroju nie ma twojej duszy. Wiem, co mówię. Kiedyś spotkałem brodacza...
- Mam nadzieję, że nie pociągnąłeś go ze sobą na dno - oznajmił Toushirou, podciągając rękawy i poprawiając czapkę.
Ten strój był zdecydowanie niewygodny. Przypomniało mu to pierwszy dzień w jego mundurze. Nie mógł go znieść, a teraz wolałby go nigdy nie zdejmować. Do tego stroju nie było jednak potrzeby się przyzwyczajać.
- Nie wiem o czym mówisz.
Gintoki znowu zajął się jedzeniem.
- A więc to zrobiłeś?!!
Srebrnowłosy samuraj nie przejął się jego podniesionym tonem głosu. Do tego to on się przyzwyczaił.
- Nie nazwałbym tego pociągnięciem na dno - zauważył, przypominając sobie staruszka w stroju typowym dla włamywacza. - Spójrz na to z innej strony. Dzieci w końcu nie uciekają na twój widok - zmienił temat.
Hijikata zacisnął dłoń w pięści. To prawda, że parę dzieciaków przez niego płakało, ale to wcale nie znaczyło, że sam jego widok je przerażał.
- Chyba bardzo chcesz, żeby ta pięść znalazła się na twojej twarzy.
- Uspokój się, kochanie - powiedział Gin, uspokajająco. - Za parę dni święta. - Uśmiechnął się do wicedowódcy. - Wszędzie promocje.
Toushiemu nie udzielał się nastrój świąteczny w wielkiej częściej właśnie przez niego.
- Ale i tak ja płacę - przypomniał chłodno.
- I tak ty płacisz - przytaknął Sakata.
Brunet wziął głęboki wdech. Nie pozwoli się wyprowadzić z równowagi. Nie pozwoli się wyprowadzić z równowagi.
- Słyszałeś o kimś takim jak gentleman? - zapytał, starając się brzmieć spokojnie.
- Chodzi ci o mnie, tak?
Miał ochotę zapytać go, czy może choć raz zachowywać się poważnie, ale wiedział, że skończyłoby się to krzykami.
- Gentleman płaci za... - zamilknął, czując, że zaraz spali się ze wstydu - nieważne.
Swoją kobietę, jak mógł chcieć powiedzieć coś takiego. Przez tego rozczochrańca sam także zaczął głupieć.
- No, dokończ.
Gintoki otwarcie sobie z niego kpił, oblizując jednocześnie tą cholerną łyżeczkę z deseru za jego pieniądze.
- Nic - szepnął, czerwieniąc się.
Już nie tylko jego strój był czerwony.
- Hijikata-kun, nie wiedziałem, że masz taką dziewiczą duszę - zaśmiał się Gintoki, odsuwając od siebie pucharek i skupiając się na mężczyźnie przed sobą.
- Och, zamknij się - poprosił demoniczny wicedowódca, odwracając wzrok. - Ta dziewczynka chyba chce do mnie podejść - zauważył, spoglądając na około 4-letnią dziewczynkę, wskazującą na niego palcem.
Obok niej siedziała prawdopodobnie jej mama, jedząc ciasto.
- No Mikołaju, postaraj się.
- Nie upadłem tak nisko jak ty, by brać pieniądze od dzieci - wycedził brunet. - W ogóle nie chce z nią gadać. Zjadaj szybko i wracaj do tego sklepu, bo chcę się przebrać. Nie wierzę, że wziąłem wolne w pracy dla paradowania po mieście w stroju Mikołaja - powiedział chłodno.
Miał tyle niewykorzystanych dni urlopu, a marnował je zawsze na niego. W dodatku skoro to nie on patroluje ulice to robi to Sougo. Dzisiaj miał nadzieję, że się obijał i zajadał ramen. Albo poszedł gdzieś z chińską dziewczynką. Wtedy na pewno się nie spotkają.
- Kochanie, nie spiesz się tak. Dzisiaj jeszcze musisz kupić prezenty - przypomniał Gin, kładąc dłoń na jego, chcąc go w ten sposób odrobinę udobruchać.
- Że co, proszę?
Nigdy w życiu nie obchodził czegoś takiego jak święta Bożego Narodzenia, a już tym bardziej nie przygotowywał komuś prezentów i nie widział żadnych powodów, by zacząć to robić.
- No, Kagura i Shinpachi powinni coś dostać, bo to jeszcze dzieci, a my już jesteśmy jakby rodziną, więc wiesz... - wyjaśnił Gin.
- A ty, Yorozuya?
- Co ja?
Gintoki nie rozumiał.
- Prezent dla mnie.
Na chwilę zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza. Gintoki zabrał swoją rękę i podniósł.
- Proszę pani - zwrócił się do jednej z kelnerek. - Chciałbym jeszcze coś zamówić.
- Nie unikaj odpowiedzi, Yorozuya!
Toushi był gotowy w każdym momencie wstać i go złapać, choć wiedział, że i tak tego nie zrobi, nie chcąc zwracać na siebie jeszcze większej uwagi.
- Muszę pilnie do toalety. Powiedz pani, że jeszcze jeden truskawkowy.
- Gintoki - Hijikata zwrócił się do niego po imieniu. - Gintoki! - krzyknął za nim, ale ten wbiegł już do lokalu i zostawił go samego przy stoliku. - I ty się nazywasz gentlemanem.
Z lekkim strachem stwierdził, że dziewczynka idzie w jego stronę i chyba chce się przytulić.
END
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro