Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozpisz się na Nowy Rok 2025 (1.1)

Autorką wyzwania jest Natalia Brożek, a jestem tylko osobą, która bierze w nim udział. Zapraszam więc na jej Instagrama, jeśli ktoś nie wie o co chodzi: writeforwrite. 

W tym tygodniu mam niewiele czasu, bo zaledwie trzy dni na rozpisanie pierwszego promptu, a mimo to rozpisuję sobie na kilka rozdziałów (około 3 od kilkuset do tysiąca słów), a dziś wstawiam pierwszy z nich. Trzymajcie się więc ciepło <3

Prompt 1

Rozdział 1

Marcel, Sara i najgorszy z nich wszystkich, Adam, stali właśnie przed ceglaną ścianą, do której tulił się przestraszony Trajan. Chłopak modlił się, by jego oprawcy nie podchodzili bliżej. Chciał nawet wniknąć w cegły, by nigdy więcej nie musieć oglądać ich uśmiechów przywodzących na myśl tylko młodych ludzi z morderczymi zapędami.

Sara stała najbliżej trzęsącego się dzieciaka i kpiła:

– Masz jaja, by mówić o mnie w czasie przeszłym. Nie wiem czy wiesz, ale wcale się nie zmieniłam.

Trajan otworzył usta, ale zamknął je, kiedy resztki odwagi opuściły go. Nie mógł mieć pewności, że dziewczyna nie kłamała. Może faktycznie... Nigdy nie znał jej wystarczająco dobrze?

Wtedy odezwał się Adam:

– Jeśli to, co powiedziałeś, miało być próbą podrywu lub wkupienia się w nasze łaski, to wiedz, że nigdy nie będziesz mógł się w nic wkupić. Jesteś zerem!

– Dnem! – dodał Marcel.

– Nikim – oznajmiła Sara oschle. To to słowo najbardziej zabolało Trajana, któremu po policzkach pociekły łzy. Nie wiedział czemu łudził się, że może w ogóle znał jeszcze dziewczynę, która jako kilkulatka nie była tak ciemna i zimna.

Trajan przyglądał się jej przez łzy. Czarne długie włosy opadające falami na ramiona, faktycznie odbiegały od blond kitek, które nosiła w czasach wczesnej podstawówki. Twarz miała nieco bardziej podłużną, a szyję dłuższą. Podejrzewał, że gdyby Sara tylko chciała, mogłaby znów wykorzystać tę zmianę, by wygrywać konkursy wokalne. Może nawet nie byłyby one tylko wewnątrzszkolne.

Chłopak zastanawiał się nawet czy jej długie bordowe paznokcie nadal byłyby w stanie utrzymać kredkę, którymi niegdyś sprawiała, że na ścianach szkolnego korytarza wisiały rysunki zbyt piękne jak na przeciętny talent drugoklasistki.

Długim nogom brakowało uwielbionego przez dziewczynę treningu tańca, dlatego były teraz jak dwa patyki. Proste. Nieumięśnione. A przecież Trajan wierzył, że mogłyby być jeszcze piękniejsze niż obecnie.

Jedyne co nie zmieniło się – jeszcze – w jej wyglądzie, to oczy. Błękitne jak poranne niebo. Bez chmur. Bez skazy. Ale za to wrogie i obce.

Trajan tak wpatrzony w nienawistną Sarę wreszcie przestał się trząść. Przełknął jeszcze tylko ślinę i powrócił wzrokiem do Adama. Jej obecnego chłopaka.

– Nie znasz jej. Kiedyś Sara była inna. Ale to ty jesteś odpowiedzialny za jej negatywną metamorfozę.

Adam rozszerzył oczy. Jak ugodzony prosto w pierś. Ale już po chwili jego zaciśnięta pięść znalazła się tuż przy głowie Trajana, który struchlał, widząc czerń oczu bruneta. Czerń, która mogła pozbawić go wszelkiej radości. Jak dementor.

– Śmiesz mówić mi takie rzeczy, chociaż wiesz, że mogę cię zgnieść jak robaka? Jesteś samobójcą.

– A ty chcesz narazić się na gniew nauczycieli. Jeśli faktycznie mnie uderzysz.

Adam, Marcel i Sara nagle roześmiali się bez krzty wesołości. Trajan zdał sobie sprawę, że wiedzieli o możliwych konsekwencjach. Ale udawali, że nie jest to dla nich żadnym problemem.

Jednak Sara od zawsze chciała zostać dobrze zarabiającą lekarką. Gdyby nauczyciele dowiedzieli się, co robiła, mogłaby dostać naganę. I najwyraźniej nie była na to gotowa.

– Dobra – powiedziała nagle, chwytając Adama za ramię, nadal tkwiące przy głowie Trajana. – Jesteśmy na kolonii. Nie ma co psuć zabawy nawet takiemu słabeuszowi. Rozliczymy się potem. Dziś wieczór przed pensjonatem.

– Godzina dwudziesta druga – dodał Marcel.

– I masz przyjść – syknął Adam przez zaciśnięte zęby, odchodząc o kilka kroków od Trajana. – Inaczej jutro rano żaden nauczyciel nie będzie w stanie cię ochronić. Zbierzesz łomot.

I odeszli. Całą trójką w stronę pensjonatu, gdzie pomieszkiwała ich klasa w czasie kolonii.

Trajan za to osunął się po ceglanym murze, usiadł na zimnej ziemi i rzewnie zapłakał. Przerażony. Nie wiedział co mogło czekać go tego wieczoru, ale choć przez głowę przechodziły mu przeróżne możliwości, prawdy nie był w stanie przewidzieć.

Była ona zbyt przerażająca i zbyt nadprzyrodzona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro