Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Stoję za kotarą i przyglądam się tępo materiałowi. Każdy szelest powoduje, że się wzdrygam. Nie mogę powstrzymać łez, które szklą się w moich oczach. Zaciskam palce na cienkiej szacie, którą na mnie włożyli. Jest zwiewna i mimo jej okrycia czuję zimno, które opatula mnie, jakby próbowało dodać mi otuchy. Słabe światło kiwającej się na suficie żarówki mruga, jakby miało za chwilę zgasnąć. W niewielkim blasku, dostrzegam brązowy kolor szmaty. Patrzę w spróchniałe deski podłogi. Dookoła mnie stoją inne osoby. Nie smucą się, nie czują strachu, rozmawiają z podekscytowaniem o tym, co je czeka. Ja tak nie potrafię. Nie umiem pogodzić się z myślą, że moi rodzice sprzedali mnie, by zdobyć pieniądze na chleb. Nie zapomnę dnia, w którym prowadzący aukcję ocenił mnie jako wartą sprzedania. Od tamtego czasu znajduję się tutaj, pośród osób, które pragnęły znaleźć się Tam w przeciwieństwie do mnie. Zostanę zabrana do krainy, w której panuje wieczna noc.

Prowadzący aukcję podchodzi do mnie szybkim krokiem. Unosi moją twarz, trzymając dwa palce pod moją brodą. Wpatruje się w moje oczy, a ja pragnę uderzyć go z całej siły, lecz nie mogę. Moje ręce zostały skrępowane sznurem, którego koniec został przywiązany do metalowego kółka wystającego ze ściany. Mężczyzna mruczy coś pod nosem i zabiera palce, przez co moja głowa opada automatycznie. Postać przede mną wyjmuje z kieszeni kartkę z agrafką, przyczepia mi numer do koszuli. Od teraz jestem jedynie trzema cyframi.

- Nie nadajesz się dla Nich. - Unoszę wzrok, przez co dostaję w twarz z całej siły, chwieję się i cofam, wpatrując się w podłogę. - Nie podnoś wzroku! Jesteś niczym! Rozumiesz?! -Nie odzywam się, mężczyzna szarpie za sznur, a ja mimowolnie zbliżam się do niego i staję z nim twarzą w twarz. - Pytałem, czy rozumiesz?

- Rozumiem.

- Dobrze, sprzedam cię tanio, nie posiadasz nic, nie zaintersujesz Ich. Ktoś naprawdę zdesperowany cię kupi. - Zanosi się śmiechem, a tłum podekscytowanych osób milknie. - Współczuję ci, dziecko.

Puszcza sznur i idzie w kierunku dziewczyny stojącej naprzeciwko mnie. Patrzę bez słowa, jak mężczyzna przyczepia jej kartkę i klepie ją po ramieniu, a ona patrzy na niego z uwielbieniem. Czuję, jak policzek mnie piecze. Gdy prowadzący aukcję odchodzi, dziewczyna łapie ze mną kontakt wzrokowy, uśmiecha się złośliwie i wypina swoją pierś, na której znajduje się papier z jedną cyfrą. Jest droga, gula w moim gardle rośnie.

Stoję w rzędzie i wodzę wzrokiem po sylwetkach siedzących mieszkańców krainy wiecznej nocy. Większość ich twarzy jest przykryta materiałem szerokich szat. Koło mnie znajdują się dwie dziewczyny, których oczy patrzą z ciekawością na tłum. Ja nie czuję tego co one. Wolałabym nigdy się tu nie znaleźć, nie stać na tym podeście zrobionym ze sterty drewnianych desek, które sprawiają wrażenie, jakby miały zaraz runąć. Nagie żarówki na ścianach rzucają słabe, niemrawe światło, w którym trudno jest cokolwiek dostrzec. Prowadzący aukcję przechodzi tuż przede mną, zatrzymuje się i chwyta za mój sznur. Patrzy na mnie znacząco, odwazjemniam spojrzenie. Wtedy znów czuję uderzenie w twarz, ale tym razem liną. Potworny ból rozchodzi się po mojej skórze, a dwie zagubione łzy spływają po moim policzku. Wykazałam nieposłuszeństwo na aukcji, teraz już nie wiem, na kogo trafię. Nie potrafię powstrzymać szlochu, który ciśnie mi się na usta. Mężczyzna chwyta mnie za zwiewną szatę i unosi kilka centymetrów nad ziemię. Nie patrzę na niego, staram się skupić na wzorze, które wyznaczają pojedyncze linie na podłodze.

- Uspokój się! - Szepcze rozkazująco, choć wiem, że najchętniej wykrzyczałby mi to w twarz i zostawił bez jedzenia na kilka dni. - Niszczysz moją reputację przed Nimi.

- Zostaw ją, człowieku.

Mężczyzna puszcza mnie i prostuje się błyskawicznie. Odwraca się, wykonuje krótki ukłon i podbiega do stolika, na którym leżą listy z naszymi numerami i cenami. Próbuję dostrzec postać, która tak bardzo mi ulżyła swoimi trzema słowami. Jest to dziwny stwór, którego łeb przypomina czaszkę wilka, a palce są kośćmi niepokrytymi przez skórę. Boję się, szelest szat sprawia, że kulę się. Bestia nie spuszcza ze mnie wzroku, a jej wygłodniałe oczy wodzą po mojej twarzy, jakby czegoś szukały. Wtem rozbrzmiewa ciche uderzenie mosiężnego młotka o drewno. W sali zapada cisza, a wszyscy skupiają wzrok na przewodniczącym aukcji, żywy szkielet również.

- Witajcie, o wielcy magowie! - Przy każdym słowie mężczyzna prostuje się tak, jakby czekał na uderzenie bicza, które nigdy nie nadchodzi. Drży i poci się. Nie wiem, kogo się bardziej bać: Ich czy jego. - Chciałbym rozpocząć aukcję, zaprezentuję przed państwem numer dziesiąty!

Z szeregu wychodzi dziewczyna o złotych włosach, jej błękitne oczy patrzą wyzywająco w tłum. Robi kilka obrotów w miejscu i kłania się. Z widowni słychać pojedyncze oklaski, gwizdy i przyciszone głosy istot, które żywo ze sobą dyskutują, zasłaniając swoje twarze materiałem lub wachlarzami z czarnego, aksamitnego materiału. Kobieta zaczyna okręcać się w miejscu, zaciskając w palcach delikatny materiał szaty. Zwinnie wymija wirujący sznur, który plącze jej się pod nogami, obroża na jej szyi trzeszczy.

- Oto numer dziesiąty. Wzrost: metr sześćdziesiąt centymetrów. Waga waha się pomiędzy pięćdziesięcioma a pięćdziesięcioma czterema kilogramami. Potencjał magiczny został wyceniony na dwadzieścia procent. - To wyjątkowo wysoki procent, mój wynosi pół prcenta. - Potrafi tańczyć i nadaje się do sprzątania, gra na skrzypcach. Cena wywoławcza to czterdzieści warli.

Czuję, jak moje źrenice się rozszerzają. Czterdzieści warli to wyjątkowo wysoka cena. Moja rodzina byłaby w stanie żyć z tych pieniędzy przez sześć lat. Widzę, jak kilka rąk podnosi się w górę. Cena rośnie, a ja przy każdym uderzeniu młoteczka czuję uścisk w sercu. Po chwili w sali rozbrzmiewa słowo: "sprzedana", a dziewczynę odbiera wysoki, zakapturzony mag, na którego szacie dostrzegam złote zawijasy i kwiaty. Nowy właściciel wita swoją niewolnicę potężnym uderzeniem w twarz. Dziewczyna zatacza się, a oczarowanie w jej oczach zamienia się w strach. Odwracam wzrok. Nie chcę patrzeć, jak spadają na nią kolejne uderzenia. Pragnę zatkać uszy, ale moje skrępowane ręce nie są w stanie tego zrobić. Muszę słuchać upiornych wrzasków wyrywających się z gardła dziewczyny i zastanawiam się, czy ja również będę tak cierpieć.

Po kilku godzinach czuję, że zdrętwiały mi nogi. Wiele osób zostało już sprzedanych, ale nadal tłum czeka w kolejce na swojego nowego właścieciela. Prowadzący aukcję schodzi z podestu i podchodzi na środek sceny. Rozkłada ręce i chwyta za sznur. Na drugim końcu liny stoi niska dziewczyna, której czarne włosy spływają kaskadą na łopatki. Jej szare oczy wpatrują się w podłogę ze strachem.

- Magowie! Oto perła tej aukcji. - Część czarnoksiężników podnosi się z miejsc i odrzuca wachlarze do tyłu. Ich przyciszone głosy przybierają na sile. - Numer pierwszy czyli dziewczyna, której potencjał magiczny wyceniono na czterdzieści procent. Cena wywoławcza to sto warli!

Mnóstwo rąk podrywa się do góry, krzyki przecinają powietrze ze świstem. Prowadzący aukcję cały czas wskazuje nowych magów, a rumieńce na jego policzkach powiększają się z każdą minutą. Patrzę na podekscytowany tłum. Boję się każdego z nich, zdaje mi się, że wyczuwam ich aury, które ocierają się o siebie i pochłaniają. Jedynie dwóch magów nie unosi rąk. Jeden z nich to uprzednio opisany przeze mnie mag o głowie w kształcie czaszki wilka. Podpiera swój łeb dłonią i jedynie obserwuje bieg wypadków. Drugi z nich nie wyróżnia się z tłumu. Ma na sobie czarną szatę, nie widzę jego twarzy ani ciała. Nogi opiera o sąsiednie krzesło, siedzi sam. Kiedy patrzę na niego, podnosi głowę, szelest materiału zdaje się rozbrzmiewać w moim mózgu. Ciemność okryta kapturem patrzy wprost na mnie. Spuszczam wzrok.

- Trzysta warli - sprzedana!

- Numer sto dwa! Cena wywoławcza została określona na jednego warla. Potencjał magiczny równy pół procenta.

Czynię krok i staję na środku sceny. Nie ruszam się, patrzę tępo w tłum, nie skupiając się na żadnej sylwetce. Słyszę szepty, śmiechy i kaszlnięcia. Większość magów ostentacyjnie odwraca wzrok, dookoła nich siedzi mnóstwo niewolnic. Nie interesuję ich, jestem słaba i pozbawiona wartości. Widzę ruch. Do góry unoszą się dwa kościste palce. Patrzę na monstrum, w którego drugiej ręce znajdują się trzy sznury. Żywy szkielet zamierza kupić czwartą niewolnicę. Ze zrezygnowaniem ruszam w kierunku schodów.

- Jeden warl po raz pierwszy, jeden warl po raz drugi...

- Ja ją kupię. Zapłacę, ile chcecie.

Głos, którego nie znam, sprawia, że się zatrzymuję. Unoszę wzrok, w moim kierunku idzie mag, którego czarna szata ciągnie się za nim. Monstrum, które dało za mnie jednego warla, podrywa się z wściekłym rykiem.

- Cartha Ferusie! To niezgodne z zasadami aukcji! Jest moja!

Mag zatrzymuje się i obraca twarz, której rysy są ukryte pod szerokim kapturem. Czuję nieznaczne drżenie ziemi. Czarnoksiężnik, który z taką wściekłością krzyczał na swojego towarzysza, kuli się, a po chwili siada.

- Sidusie, nie nazywaj mnie tym imieniem. - Wyciąga z kieszeni dwie monety i rzuca je na podłogę przed monstrum, ten w panice zbiera rozsypane pieniądze. - Masz. A ty? Ile za nią chcesz?

Prowadzący aukcję upada na kolana i kieruje twarz w stronę podłogi.

- Przeklęty... - Jego głos drży, a słowo, które wypowiada, sprawia, że kuli się jeszcze bardziej. - Znaczy, przepraszam! Jakoś tak mi się powiedziało, o wielki magu! Wezmę tyle, ile zechcesz z pokorą.

- Powiedziałeś przeklęty? - Syk z gardła maga powoduje, że mężczyzna niepewnie unosi wzrok. - Nie cierpię tego miana. Masz.

Rzuca na ziemię jednego werla i rusza w moją stronę. Zatrzymuje się tuż przede mną.

- Panie! Ja... chylę czoło, ale nie mogę jej panu sprzedać! - Mag nie zwraca na niego uwagi. - Ona należy do tamtego maga.

- Jak się nazywasz, dziewczyno?

- Inanis.

Mój głoś drży, mam wrażenie, że zaraz ziemia się pode mną zapadnie. Mój ciężar jest za duży dla moich nóg. Drżę i schylam się nieznacznie, opuszczam głowę. Jego dłoń jest coraz bliżej. Już czuję pieczenie na policzku. Ku mojemu zdziwieniu zimne palce jedynie głaszczą mój policzek. Patrzę na niego niepewnie. W drugą dłoń ujmuje obrożę, którą mam na szyi. Jest tak blisko, dostrzegam jego bladobłękitne oczy, które zdają się świecić w cieniu, jaki rzuca kaptur. Delikatnie odpina klamrę trzymającą skórzany pasek. Przedmiot opada na ziemię, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem. Odwraca się w stronę płaszczącego się mężczyzny.

- Załatwiliśmy sprawę z Sidusem. - Mosntrum słysząc swoje imię drży i mocniej ściska sznury, które leżą w jego dłoni. - Sprzedana.

- Przepraszam, panie. Proszę o wybaczenie!

Mag nie odpowiada, rusza w dół, a ja podążam za nim. Mam wrażenie, że przyzywa mnie, a ja idę za nim jak marionetka niezdolna do ruchu. Nie uderzył mnie, pogłaskał. Odpiął mi obrożę. Traktuje mnie jak człowieka, nie jestem dla niego przedmiotem. Moje serce bije szybko. Opuszczamy salę i wchodzimy w ciemny korytarz. Nic nie widzę, sylwetka przede mną zniknęła. Przełykam ślinę ze strachem. W moje ciało uderza podmuch porywistego wiatru. Nie wiem, jak zawołać maga. Postanawiam wypowiedzieć imię, którego użył Sidus. Zbieram się w sobie i mówię piskliwie, zaciskając palce na zwiewnym materiale.

- Cartha Ferusie!

Wtem czuję, jak uderzam plecami o chropowatą powierzchnię. Z przerażeniem wpatruję się w mrok, nic nie widzę. Przed moimi oczami tańczy jedynie czerń. Moją szyję owiewa ciepły oddech. Ręka zaciska się na moim ramieniu. Zbliża do mojej twarzy swoją. Czuję to po jego nierównomiernym oddechu, który mnie opatula.

- Nie jestem przeklęty, nie jestem, nie jestem, nie jestem! Wybacz mi! To nie tak miało być. Moja dusza... Wybacz, wybacz, wybacz! - Niski szept przechodzi w wysoki pisk. Ton zmienia się co kilka sekund, przechodząc z basu w sopran. Kobiece i męskie głosy szumią w moich uszach, osaczając mnie. - Zabiję... Wtedy mi wybaczysz? To nie moje imię! Będę czekał. Przepraszam, przepraszam! Co mam zrobić?! Zabiję!

Raptownie puszcza mnie i odchodzi kilka kroków. Drżę, a moje ciało odmawia posłuszeństwa. Siadam na ziemi i chwytam rękami swoją głowę. Głosy nie chcą ucichnąć. Boję się.

- Co się stało? - Jego dłoń dotyka mojego ramienia, a ja cofam się, podkurczając nogi pod siebie. Jego głos jest normalny, a on sam wydaje się być zdziwiony moją gwałtowną reakcją. - Jesteśmy w krainie wiecznej nocy, to normalne, że nie widzisz.

- Co to było? Ty... twoje głosy...prosiłeś mnie...

- Nie pamiętam czegoś takiego. - Słyszę szelest, ale nie wiem, co robi. - Dziwne. Chodź, musimy dotrzeć do domu. Dzisiaj jest bezgwiezdna noc.

Zaczyna się oddalać. Szybko się podnoszę i zaczynam za nim biec, rozstawiam ręce na boki i chwieję się przy każdym kroku, bojąc się, że się przewrócę. Podążam za monotonnym stukotem. Nie wiem, co stało się przed chwilą. Słyszałam głosy, może mam omamy spowodowane brakiem światła? Nic nie widzę, nie chcę tu być, ale nie mogę stąd uciec. Skazano mnie na życie w wiecznym mroku. Mag przede mną jest dobry, nie skrzywdzi mnie. To nie były jego głosy, to zapewne demony z tej krainy. Wariuję. Muszę się uspokoić. Wdech, wydech, przyspieszam i chwytam materiał jego szaty. Nie odpycha mnie, więc przysuwam się jeszcze bliżej.

- Dlaczego nic nie widzę?

Rozglądam się wokół, ale dostrzegam jedynie czerń. Nie widzę swoich ramion ani dłoni. Dotykam sylwetki obok, ale dla moich źrenic pozostaje ona niewidoczna.

- W tej krainie są trzy noce. Podczas bezgwiezdnej nic nie zobaczysz. Kiedy gwiazdy wychodzą na nieboskłon, z łatwością dostrzeżesz sylwetki. Czasem zdarza się księżycowa - mam wrażenie, że mag patrzy na niebo - ale od bardzo dawna jej nie było.

- Czy mój wzrok wróci do normy?

- Dam ci eliksiry, one powinny pomóc.

- A ty widzisz?

- Bardzo dobrze. Lepiej niż w świetle, choć kiedyś też nic nie widziałem.

- Chciałabym zobaczyć twoją twarz.

- Nie ma czego. - Śmieje się cicho. - Jestem potworem, Inanis.

Po raz pierwszy ktoś wypowiedział moje imię. Może w krainie nocy będzie więcej światła, niż tam gdzie wcześniej mieszkałam? Jedynie głosy w mojej głowie nie chcą ucichnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro