• OƝƐ •
• Przedstawione treści nie mają na celu nikogo urazić. Przedstawione wydarzenia nie są autentyczne. Proszone jest o zachowanie kultury podczas komentowania. •
• • •
Zakończony live.
Zakończona gra.
Zakończone udawanie.
Wyłączam monitor i odchodzę od biurka. Nie mając siły, po prostu przechodzę przez pokój. Rzucam się na łóżko, a z moich ust wydobywa się bolesne stęknięcie. Kłuje mnie całe ciało. Odczuwam to jak pulsują mi skronie, a żołądek po raz kolejny daje znak o tym, iż potrzebne substancje odżywcze nie zostały dostarczone do organizmu.
Przekręcam się na bok i skulam. Opatulam dłońmi, które zawijają się w za dużą bluzę. Przejeżdżam rękoma po swoich żebrach. Palce wbijam w przestrzenie pomiędzy kośćmi. Dokładnie czuje ich strukturę. W końcu oprócz nich jest tylko skóra.
Ludzie niszczą. Tak bardzo ciągną na dno. Kiedy zaczęli ze mnie żartować, nie przeszkadzało mi to. W wypadku fanów, czy przyjaciół. Nie brałem tego do siebie, ba nawet sam ciągnąłem ten temat. Jednak w pewnym momencie ta ściana wytrzymałości, pękła. Szala goryczy przelała się. Te żarty zrobiły się po prostu obrzydliwe, wredne, czy też nad wyraz dosadne.
Nie jest to wina osób trzecich, a mnie. Nie dopilnowałem tego, pozwoliłem i nie raz podjuszałem ludzi, by to robili. Zabawa, tak to się nazywało. Tylko, że kiedy przestało mnie to bawić, dla innych zostało to rozrywką.
I kiedy po raz pierwszy poczułem się z tym źle, mogłem coś zrobić. Wystarczyło im zwrócić uwagę. Jednak stchórzyłem. Śmiałem się sztucznie zamykając w środku. Przestałem to kontrolować.
I w ten sposób zostałem zmiażdżony.
• • •
Staje przed lustrem i ściągam z siebie koszulkę. Mój wzrok pada na odbiciu. Wystające żebra, siniaki, zadrapania. Nie jestem w stanie na to patrzeć. Mimo tego wszystkiego, wciąż jestem za gruby.
W moich oczach kształtują się łzy. Odwracam się, a mnie ukazują się plecy. Widząc dokładny zarys kręgosłupa, wzdrygam się. Z powrotem staje przodem i kładę dłonie na wychudzony brzuch. Przejeżdżam po nim delikatnie. Moje palce suną lekko po kościach oraz bladej skórze. Przechodzę, ku górze i głaszczę swoją twarz. Wbijam paznokieć w policzek, a tuż pod nim czuje twardą powierzchnię.
Zaciskam szczękę i układam się na środku pokoju. Zaczynam ćwiczyć. Rozgrzewka, a następnie trening. Muszę schudnąć. Chce pokazać innym, że nie jestem ulany. Sobie, że potrafię się wziąć za siebie.
Przysiady, brzuszki, pajacyki, skłony. Wszystko po kolei. Kończy się na pompkach. Jednak nie mam już siły. Upadam na chłodnawą podłogę, a ciało odmawia mi posłuszeństwa. Oddycham ciężko, a po skórze spływa pot.
Mogłem to rozegrać inaczej. Jednak nie odważyłem się. Niechciane emocje wdarły się do środka mojej głowy, a psychika zaczęła podupadać. Nigdy nie sądziłem, że tak to się potoczy.
Wstaje niechętnie, a ból brzucha się nasila. Zagryzam wargę i idę do kuchni. Wyciągam pudełko z lekami i zażywam jedną tabletkę. Popijam ją wodą, a ciecz chłodzi moje gardło. Spoglądam na opakowanie, a przez moją głowę przechodzi myśl o tym, aby zażyć wszystkie. W końcu zaznać ukojenia, a równocześnie uwolnić się od powtarzających słów. Wyrywam się z amoku, a już po chwili zaparzam herbatę wspomagającą odchudzanie.
Gotowy napar pije powoli, a wzrok błądzi po stole. Biorę do ręki brzoskwinie i obracam ją w dłoniach — 40 kalorii. Wzdycham ciężko i niechętnie się w nią wgryzam. Żuje ją z przekonaniem, że nic więcej mi nie potrzeba. Jem ją tylko po to, aby zaspokoić swoje potrzeby.
Nie jestem chory.
Wszystko jest w porządku.
Ja tylko próbuję schudnąć.
Nie ma w tym nic złego.
Prawda?
• • •
Podciągam się po raz kolejny do góry, a mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Jednak zmuszam się do dalszych ćwiczeń. Nie potrafię inaczej odreagować. Pokażę światu, że nie jestem taki na jakiego się wykreowałem. W mojej głowie wciąż odbijają się te same słowa.
Ulana kurwa.
Poddaje się. Siadam zdyszany na podłodze, a kościste palce wtapiam w osłabione włosy. Szarpie je dosyć mocno, a z oczu zaczynają płynąć łzy. Moje ciało drży, a ja sam nie potrafię się uspokoić. Tak bardzo pragnę teraz do kogoś zadzwonić. Jednak tak cholernie się boje. Nikt o tym nie wie. Ukrywam się za ścianą śmiechu i żartów. Sam kopie sobie grób. Nie jestem w stanie przestać.
Zaczęło się tak niewinnie. Jednak przerodziło się to w coś dosadnego. Forma żartu obróciła się przeciw mnie. Stworzyłem coś, co mnie teraz zabija.
I to dosłownie.
Nigdy nie brałem tego do siebie. Nie traktowałem swojej wagi jako nie odpowiedniej. Może nie była idealna, aczkolwiek te nadprogramowe kilogramy nigdy nie sprawiały mi problemu. Zawsze czułem się dobrze w swoim ciele, funkcjonowałem normalnie. Jeśli, by mi to przeszkadzało, po prostu bym zmienił swój styl życia.
Teraz nie mogę na siebie patrzeć.
• • •
Kolejny nędzny dzień. Następna fala bólu i rozdartych myśli. Wysłuchiwanie oraz czytanie obelg. Dalej paraliżuje mnie strach przed postawieniem kropki. Chcę zamknąć ten rozdział, ale on ciągle się otwiera.
Wciąż udaje.
Śmiech.
On nie jest prawdziwy.
Umieram.
Wchodzę do kuchni i przecieram oczy. Wzdycham cicho i wyjmuje głęboki talerz. Do niego wsypuje trochę kostek lodu. Biorę niekaloryczny, czekoladowy syrop i polewam zamrożoną wodę. Następnie wraz z zapychaczem żołądka, siadam do stołu.
Zmęczony ciągłą walką ze sobą zaczynam jeść. Zapewne ludzie patrzyli by się dziwnie. Jednak dla mnie to coś normalnego. Nie przytyję od tego, a eliminuje uczucie głodu.
Zaspany idę do sypialni. Kładę się na łóżku i szczelnie owijam kołdrą. Na całym ciele czuje chłód. Mam ochotę wymiotować, chociaż nie mam czym. Rozrywa mnie ból, a ręce zaczynają drżeć. W głowie odbijają krzyki, myśli rozdzierają psychikę. Zaciskam dłonie i zaczynam płakać. Nie umiem inaczej.
Słona woda skapuje po moich policzkach. Chowam twarz w dłoniach i cicho łkam. Tak bardzo chcę to zmienić. W końcu uzyskać prawidłową wagę. Przeciwstawić się tym wyzwiskom. Jednak wciąż się obwiniam. Nikt o tym nie wie, a ja chowam te uczucia.
Muszę zrzucić wagę.
Będę idealny.
• • •
Staję w miejscu i opieram się o budynek. Oddycham ciężko, a świat przede mną się rozmywa. Czuję jak wszystko w okół mnie wiruje. Nie mogąc ustać, kucam. Kładę dłonie na głowie, a paznokcie wbijam w skórę. Kolejna runda biegania, a wraz z nią nawrót dolegliwości.
Życie prowadzi nas przez różne drogi. My jesteśmy kierowcami. Wybieramy trasy, które nie zawsze okazują się odpowiednie. Kiedy się zgubimy, szukamy drogi powrotnej. Nawet jeśli ją znajdziemy w naszej głowie zostaje tamten incydent.
Będąc kierowcą nie możemy ufać innym. Nigdy nie wiemy kto znajduje się tuż obok, czy ta osoba zapanuje nad własną kierownicą.
Doprowadzamy do wypadków. Kiedy się rozbijamy możemy zrobić to na własne ryzyko. Jednak niefortunnie ktoś może napatoczyć się na naszą drogę. Wtedy walczymy o to, by przeżyć. Tylko, że nie raz się poddajemy. Odchodzimy pogodzeni z zastanym losem.
Czy ja zgubiłem się na tej drodze?
Nie zapanowałem nad tym?
Rozbiłem się?
Podnoszę się i chwiejnym krokiem wracam do domu. Na całe szczęście jestem tuż obok. Niechętnie otwieram drzwi, wchodzę do środka. Zatrzaskuje je i nie mając siły przejść, chociaż by jednego kroku, upadam na podłogę. Skulam się na środku przejścia. Moje ciało od razu chłonie chłód bijący od paneli. Niepewnie zwijam się w kłębek jeszcze bardziej.
Palce zaciskam na widocznych biodrach, aż w końcu zaczynam sunąć dłońmi ku górze. W celu ogrzania się staram pocierać skórę. Jednak nie mam siły, nawet na to. Za to skupiam się na ponownym badaniu swej sylwetki.
Czy to już anoreksja?
Media kłamią, prawda?
Nie przesadzam.
Jestem zdrowy.
Jestem zdrowy.
Jestem zdrowy.
Pomocy.
• • •
Biorę ostatni kęs zrobionej wcześniej sałatki i odstawiam brudne naczynie do zlewu. Ciągle wmawiam sobie, że to tylko 100 kalorii. Jednak równocześnie czuje obrzydzenie do samego siebie. Wiem, że w mojej głowie poczucie winy będzie nieustannie rosnąć.
Kamil, to dla Twojego dobra.
Nie umrzesz od tego.
Dam radę.
W moich ustach ląduję kolejna tabletka wspomagająca odchudzanie, a następnie przeciwbólowa. Wszystko popijam wodą, po czym wraz z herbatą, z właściwościami wspomagającymi spalanie kalorii, idę do pokoju.
Siadam przy biurku i biorę łyk napoju. Następnie odkładam kubek na bok i włączam komputer. Następnie monitor, a w oczekiwaniu na załadowanie wszystkiego zmieniam bluzę na tę cieplejszą.
W końcu wchodzę na przeglądarkę. Przez moje ciało przepływa impuls, a ja wpisuję frazę 'Anoreksja'. Mój mózg chłonie przeczytane linijki tekstu. Jednak wciąż nie dopuszczam do siebie, że mam z tym styczność. Jestem zdrowy i w każdym momencie mogę to przerwać.
Mam nad tym kontrolę.
Nie mając na nic ochoty, po prostu dalej przeglądam różne artykuły. W końcu trafiam na stronę, która zmienia mój całkowity tok rozumowania.
Anoreksja to nie jest choroba. To styl życia, którzy obierają ludzie chcący schudnąć. Niektórzy określają się jako motylki. Wszystko co postanawiamy mamy pod kontrolą, a inni chcą nam tylko zaszkodzić. Nie można nikomu ufać. Jesteśmy zdani na siebie.
Czyli, że jestem motylem, tak? To tak piękne i kruche stworzenia. Jedno muśnięcie ich skrzydeł potrafi uszkodzić je na zawsze. Już nigdy nie będą wstanie odlecieć, a te umrą w cierpieniu. To dlatego osoby z tym stylem, życia przybrały tę nazwę?
To nie jest choroba.
Mam pełną kontrolę.
Osiągnę sukces.
Odsuwam się i rozciągam. Wstaję i idę do łazienki. Siadam na krawędzi wanny i przejeżdżam po niej wzrokiem. W końcu odkręcam kurek z lodowatą wodą i spoglądam jak jej powierzchnia napełnia się nią.
Wzdycham cicho, a moje dłonie lądują na krawędziach ubrań. Rozbieram się powoli, a materiał odkładam na bok. Przez moment skanuje własne ciało w lustrze, jednak szybko się otrząsam. Odchodzę od swego odbicia i zakręcam kran.
Niepewnie wchodzę do środka. Nie rozdrabniając się, niemal od razu zanurzam ciało w lodowatej wodzie. Kładę ręce na ramionach i pozwalam otoczyć się zimnem. Mój organizm praktycznie od razu reaguje. Trzęsę się, a na skórze pojawia gęsia skóra. Pragnę to przerwać, aczkolwiek wiem, iż dzięki temu spalę niechciane kalorie.
Wytrzymuję w kąpieli przez trzydzieści minut — około 400 kalorii w dół. Ledwo trzymając się na nogach naciągam na siebie bluzę oraz bokserki. Powoli idę do pokoju, a kiedy do niego docieram kładę się na łóżku.
Owijam się szczelnie kołdrą i próbuję ogrzać. Rękoma sunę po kościstym ciele. W końcu zaczynam je badać, po raz kolejny. Zaciskam palce na nadgarstkach, udach, czy też ramionach. Pragnę upewnić się, że nie przytyłem. Następnie sunę nimi delikatnie po brzuchu oraz klatce piersiowej. Czuje fascynację, kiedy pod opuszkami czuję wybrzuszenia spowodowane wystającymi kośćmi. Jednakże natrafiając na luźne fragmenty skóry mam ochotę zwymiotować. Po raz kolejny wmawiam sobie, że jestem obrzydliwy.
Nie idealny.
Zbyt ohydny.
Tłusty.
• • •
Sparaliżowany bólem oraz zimnem siedzę przed ekranem i czytam chat. Nie chcąc dawać po sobie poznać, że coś jest nie tak przechadzam się po Minecrafcie oraz śmieje się z komentarzy widzów. Nagle w moich uszach rozbrzmiewa się dźwięk świadczący o tym, że ktoś dołączył na kanał głosowy.
— Siema — rozpoznaję głos Thorka.
— Cześć — odpowiadam krótko.
Między nami zapada cisza. Jednak nie na długo, bowiem już po chwili dołącza do nas kolejna osoba. Wzdycham cicho, zmęczony. Mam ochotę się położyć, ale wiem, że muszę jeszcze chwilę pociągnąć tego live'a.
— Eluwina ulańcy, co tam? — no tak, Mandzio.
— Odezwał się — prycham. — Nie chce mówić kto tu jest ulany — znacząco zaznaczam ostatnie słowo.
Za każdym razem tak jest. Wyzywanie pomiędzy nami stało się naturalne. Chcę coś dopowiedzieć, ale robi mi się słabo, a w uszach zaczyna piszczeć. Docierają do mnie zniekształcone głosy, które rozmywają się, przez co nic nie rozumiem. Jedynie moje oczy błądzą po ekranie.
Ewron?
PogU.
Kiedy Fortnite?
Co jest?
XDDDDDD
Grubas pewnie poszedł po żarcie.
Ten co się nie odzywa.
Wtf.
Nie nadążam czytać, a wysyłane emoji zlewają mi się w jedną plamę. Tracę widoczność, a w głowie zaczyna szumieć. Serce podchodzi do gardła, a krew zaczyna płynąć szybciej. Zatracam się oraz mimowolnie ogarnia mnie panika. Przez moment tracę świadomość, nie mam pojęcia co się dzieje.
— Ewron! Żyjesz? — krzyczy Staś.
— C-Co? — wlepiam wzrok w monitor.
— Jarałeś kelpa, czy co? — żartuje Łukasz.
— Gorzej się czuje. Muszę się położyć, do potem.
Rozłączam discorda i na szybko żegnam się z szokowanym chatem. Wyłączam wszystko nie mając najmniejszej ochoty, ani chwili dłużej wlepiać wzrok w piksele. Wstaje gwałtownie, ale w stanie jestem zrobić tylko dwa kroki do przodu. Moje ciało odmawia posłuszeństwa. Wszystko widzę jak za mgłą, a mięśnie zastygają. Jedyne co czuje to tak, jak upadam na podłogę. W końcu ciemność.
Nie wiem ile mija, ale wszystko mnie boli. Podnoszę się ostrożnie, a ostre światło atakuje moją twarz. Siadam po turecku i nachylam do przodu, z moich ust wypada desperacki jęk. Skręca mnie od środka, a paznokcie wbijam w skórę na brzuchu. Nie rozumiem co się stało.
Wstałem za szybko.
Nic mi nie jest.
Wszystko jest pod kontrolą.
• • •
Budzę się poprzez nagły grzmot dobiegający zza okna. Podnoszę się z uczuciem ciężaru. Otwieram leniwie oczy, a mój wzrok pada na szybę. Na zewnątrz pada oraz mocno wieje. Wzdycham cicho i opatulam się szczelniej kołdrą. Otacza mnie pustka.
Tak samo jest w mojej głowie. Nic nie jest poukładane. Wszędzie panuje zamęt, który zalewa ostatnie zdrowe myśli. Cała prawda zanika, a w ramy głowy wpada kłamstwo. Głosy, które mnie prześladują tworzą chaos. Nie potrafię się odratować, a wszelkie chęci wołania o pomoc są zakazane.
Boje się ludzi.
Tego jak zareagują.
Jestem zdrowy.
Oni zaczną panikować.
Czując, że moje siły są ograniczone piszę do Thorka. Nie czekam, aż odpisze, czy nawet odczyta. Odkładam telefon i wstaje. Potrzebuje zażyć leki. Nie przechodzę nawet połowy pokoju, a moje ciało opanowuje silny ból. Z moich ust wydobywa się jęk, aż do uszu dociera dźwięk upadku.
Leżę na podłodze i kulę się przez narastające kłucie. Palce zaciskam na kruchej talii. Słysze jak mój telefon wibruje. Nie mam siły się podnieść. Czuje jak uchodzi ze mnie życie. Drżę, ale nie poddaje się. Zbieram się i wstaje, ostrożnie podchodzę do ściany i opieram o nią. Powoli kroczę do łóżka.
Będąc tuż przy nim, siadam. Biorę komórkę i zaciskam na niej palce. Odblokowuje ekran, a moim oczom ukazuje się nieodebrane od Stasia. Niechętnie wybieram jego numer i czekam, aż jego głos zabrzmi w moich uszach.
— Kamil?
— Cześć, co chciałeś? — pytam niepewnie.
— Pisałeś. Z resztą, ostatnio dziwnie się zachowywałeś. Martwię się — wzdycha.
— Jest dobrze. Na prawdę. Po prostu czułem się gorzej.
— Masz jakieś zajęcia na dzisiaj?
— Nie.
— Wpadnę za godzinę, ok? — pyta bez zawahania.
— Jasne.
Moje serce przyśpiesza. Rozłączam się i chowam twarz w dłoniach. Boje się, że mnie wyśmieje. Ciało wytwarza dziwne uczucie. Jestem tak bardzo obrzydliwy, a dalej chce mnie widywać. Co jeżeli zatracanie mnie w tym okrutnym świecie, jest dla innych przyjemnością?
On mi ją zabierze.
Będą chcieli zniszczyć to co otrzymałem.
Moje starania pójdą na marne.
Jestem zdrowy.
Nie pozwolę im tego zmienić.
Słyszę pukanie do drzwi. Wzdrygam się i podnoszę z łóżka. Przybieram na twarz sztuczny uśmiech i ostrożnie zmierzam do wyjścia.
Przekręcam klucz i ciągnę klamkę do siebie. Moim oczom ukazuje się zapowiedziany wcześniej chłopak. Podnoszę głowę do góry i lustruję jego twarz. Ten wygląda na zdziwionego. Bez słowa przepuszczam go, a ten wchodzi do środka. Zatrzaskuje wejście i wzdycham. Odwracam się i zastygam.
— Dawno się nie widzieliśmy.
— Tak, trochę zleciało.
Przechodzimy do kuchni i siadamy na przeciw siebie. Nalewam wody do szklanek, które przygotowałem wcześniej. Na ciele czuje jego wzrok. Spoglądam na niego niepewnie. W końcu wzdycha i zaczyna.
— Schudłeś — bardziej stwierdza, niżeli pyta.
— Nie — zaprzeczam niemal od razu.
— Kamil, co jest?
— Wszystko dobrze — uśmiecham się lekko — nie musisz się martwić.
— Widzę, że coś jest na rzeczy.
— Jestem tylko, trochę zmęczony. Nie przejmuj się, dam radę.
— Pamiętaj, że jesteś moim przyjacielem. Pomogę Ci za każdym razem. Wystarczy, że dasz mi znać.
Między nami zapada cisza. Mój wzrok zastyga na chłopaku, a ten wiedząc, że i tak nic nie zdziała, zmienia temat. Słucham go uważnie, ale wciąż przyłapuje swój umysł na chwilowych zapomnieniach. Tak nagle odpływam, a obraz przede mną się rozmazuje. Nie zwracam na to uwagi, po prostu staram się prowadzić konwersację.
Wciąż poprawiam swoją bluzę. Mój mózg panikuje. Boje się, że któraś część mojego ciała wyjdzie na wierzch. Zobaczy ten obrzydliwy brzuch, albo nogi. Nie jestem przygotowany na rozmowę o tym. Nie zrozumie tego, tak jak ja.
To tylko styl życia, nie choroba.
Jestem zdrowy.
Nic się nie dzieje.
Mam pełną kontrolę.
Mogę w każdej chwili to przerwać.
Oni chcą mi zaszkodzić.
Nie pomoże mi.
Nikt mnie nie rozumie.
• • •
Budzę się z bólem głowy. Otacza mnie dziwna aura. Nie mam na nic siły, a w gardle czuje suchość. Przewracam się na bok i podnoszę. Wstaję, ale nogi od razu się pode mną uginają. Ląduję z hukiem na podłodze, a organizm skręca od środka. Przez moje ciało przechodzi palące kłucie, które wręcz rozrywa. Do moich oczu napływają łzy, a z ust wypada niemy krzyk.
Serce zaczyna łomotać szybciej, a oddech staje się płytki. Ogarnia mnie dziwne ciepło, które miesza się z nadchodzącym chłodem. Staje się dziwnie spokojny, aczkolwiek moja głowa nadal szumi. Na szyi odczuwam ucisk, a paznokcie wbijam w skórę.
Przydusza mnie, przez co odruchowo nabieram do płuc powietrza. Moje ciało zaczyna dziwnie się zachowywać, wręcz panikować. Jednak głowa staje się spokojna, myśli gasną, a krzyki zanikają. Ich brak robi się dziwnie przerażający, a równocześnie niesamowicie przyjemny.
Odwracam się na plecy, a pusty wzrok wbijam w sufit. Po policzku spływa mi jedna, samotna łza. Dłonie kładę na klatce piersiowej, która już prawie się nie porusza. Palce zapadają w koszuli, która w zasadzie nie ma do czego przylegać.
Moje ciało to skóra i kości. Żołądek zniszczony od leków. Gardło przesiąknięte kwasem, który za każdym razem palił przy wymiotowaniu. Głowa przebita myślami i krzykami. Skóra pełna siniaków i zadrapań. I mimo tego wszystkiego, nie przestałbym. Wciąż nie jestem idealny. Tylko tacy ludzie mają prawo bytu. Ana zawsze ma rację, nie myli się — w przeciwieństwie do naiwnych ludzi, którzy nie są wstanie wziąć się za siebie.
Staje się nad wyraz spokojny i osłabiony. Przestaje się opierać, a moje ręce swobodnie zawisają na brzuchu. Powieki opadają mi w dół, a z ust wydobywa ostatni jęk bólu oraz desperacji. Przez głową przechodzi ostatnia myśl. Na twarzy pojawia ostatni, drobny uśmiech. Do uszu po raz ostatni dociera dźwięk zza ścian.
Umieram, prawda?
Śmierć podaje mi dłoń i czeka, aż ją przyjmę.
Nie ma już dla mnie ratunku.
Nigdy nie było.
_____
2975
Mimo, iż jest to shot zrobiłam do tego jeszcze jeden krótki rozdział, który (chyba) nada temu lepszy wyraz. Publikowany jest równocześnie z tym, więc nie trzeba czekać.
Z chęcią poczytam jakie są wasze odczucia. Starałam się i próbowałam jak najlepiej wszystko opisać. Stosowane "zabiegi" przez postać, którą w tym wypadku jest Ewron są prawdziwe (niektóre niegdyś stosowane). W razie pytań - odpowiem. Jeśli jesteście zainteresowani polecam zgłębić sobie ten temat, oczywiście dla wiedzy - nie praktykowania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro