Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🍭

Właściciel zmyślnie zorganizował przestrzeń herbaciarni. Ściany w kolorze pustyni zdobiły drewniane ramy, w których umieszczono najróżniejsze ususzone kwiaty, obok samych suszonek znajdowały się starannie sporządzone notatki dotyczące konkretnej rośliny. Soczyście zielone rośliny zwisały z sufitu w oplecionych grubym sznurem donicach. W olbrzymich oknach zawieszono lampiony w stonowanych odcieniach karmelowego brązu. Parapety przemieniono w wygodne siedziska, wyścielając je gładkimi poduszkami. Każdy stolik wyglądał tak samo – jasny, sosnowy mebel, na którym rozłożono bambusowe maty i ustawiono wazony z bukietami polnych kwiatów – wokół proste krzesła; tym, co je różnicowało była liczba filiżanek z herbatą.

Siedzieli w górnej części herbaciarni. On w ciemnym golfie, obracał w dłoni gałązkę z kwiatami fioletowej hortensji. Ona w białej koszuli o angielskim hafcie wpatrywała się w panoramę miasta, która w przedpołudniowej porze wydawało się spokojniejsze.

—  Jak widzisz, przeprowadzaliśmy się kilka razy — mówiła, nie odrywając wzorku od szyby — Rodzice zostali w Kioto ja wróciłam tu na stałe. To chyba sentymenty — spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem — Teraz zostało mi skończyć studia i zdecydować, co dalej.

—  Czyżby dzieciaki zniechęciły cię do pracy w szkole?

—  Wręcz przeciwnie — zacisnęła ustaw w wąską kreskę, starając się zastanowić na tym, jak wytłumaczyć swoje wątpliwości — Mam wrażenie, że maluchy są bardziej wdzięczne. Przyjmują każdą informację z pewną powagą albo może bardziej wdzięcznością i fascynacją. No... i przede wszystkim cieszą się tą wiedzą. Starsi uczniowie na dzień dobry witają się twarzami zmęczonych ludzi. Wydają się znudzeni tym, o czym jest mowa, ciężko ich zaciekawić — upiła łyk herbaty — A ja wole mówić o literaturze niż o dinozaurach.

Uśmiechnął się w odpowiedzi. Rozmawiali ze sobą od dłuższego czasu. Mówili o sobie w różnych odstępach czasu. Wspominali swoje dzieciństwo, lata szkolne. Mówili o planach – tych, które okazały się wielkimi kapitulacjami i pobożnymi życzeniami oraz tych, które udało się wcielić w życie. Wymieniali ze sobą pełne sympatii uśmiechy. Ona sporadycznie kładła dłoń na jego ramieniu, kiedy to zaczynała się śmiać.

—  Zadawali mi najróżniejsze pytania — otarła łzę z policzka — Co lubię, czego nie. Nawet zapisywali to wszystko.

—  Znalazłem te odpowiedzi — wyjawił — Sasuke tak się spieszył z ich zapisywaniem, że nagromadził tam masę błędów. A co do ich strategii — przerwał, by sięgnąć do kieszeni — Ale nigdy nie przypuszczałbym, że nauczycielka mogłaby popełnić jakiś błąd w zapisie — powiedział, podsuwając jej przyjemną papeterię.

—  Oh, ja nie przypuszczałam, że szanowny pan Uchiha jest miłośnikiem brokatu.

Itachi spojrzał na nią ze zdziwieniem, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że i [Imię] musiała otrzymać list miłosny.

—  Czy wyraziłem tam odpowiednio, jak bardzo urzekają mnie twoje oczy?

—  Wyobraź sobie, że zupełnie pominąłeś, coś tak istotnego, jak komplementowanie mojej aparycji — powiedziała z udawanym urazem.

—  A ja nie wiem, czy nie powonieniem być zazdrosny o Kisame. Wyraźnie dałaś mi znać, że pociąga cię poczucie bezpieczeństwa, a moje ramiona nie mają szans z ramionami Kisame.


🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭



Wysoki kelner ubrany w czarny fartuch pojawił się przy ich stoliku, niosąc plastikową tacę. Zatrzymał się przy stoliku, po czym starannym ruchem dłoni rozdzielił między gości kawałki czekoladowego ciasta.

— Nie będziesz teraz pracować?

— Będę — powiedziała, oddzielając górną warstwę ciasta od reszty — ale nie w szkole. Niestety czas zajęć w szkole pokrywa się zwykle z zajęciami na uczelni. Pracuje w weekendy w sklepie z odzieżą. To nie jest tak ciekawa praca, jak twoja, ale jest miło — przerwała, biorąc pierwszy kęs ciasta.

Itachi przyglądał się jej uważnie.

— [Imię].

— Hm? — kobieta spojrzała na niego oczekująco.

Mężczyzna przymknął oczy. Przez ułamek sekundy walczył z własnymi żądzami. Emocje wzięły górę. Przysunął się z wolna w kierunku siedzącej naprzeciwko kobiety. Delikatnie, jakby dotykał najcieńszej i najdelikatniejszej porcelany, podniósł palcami podbródek rozmówczyni. Musnął powoli wargami, usta kobiety, starając się usunąć delikatny ślad czekolady.

— Z jednym w liście mieli racje — powiedział, odsuwając się nieznacznie — Faktycznie pachniesz czekoladą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro