Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🍭


Ten rozdział powinien ociekać cukrem, jak świeży pączuś, bo nażarłam się lukru i ciastek, ale życie to nie je bajka...


🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭


Zacisnęła dłonie na porcelanowej powierzchni filiżanki. Herbata, która już dawno ostygła miała, posiadać domniemane właściwości uspokajające. Założyła, że w obecnej sytuacji powinna oddać się w pełni picu kompleksu ziół, by uzyskać stabilizację emocjonalną. Niestety nie mogła sobie pozwolić na tego typu luksusy. Ktoś musiał przygotowywać materiał do zajęć, sprawdzać stosik dziecięcych prac i ze skupieniem wyłapywać ich omyłki w trakcie czytania. I chociaż czas zastępstwa dobiegał powoli końca, nie chciała odpuszczać dzieciakom, przecież nie mogła dać im swobody przy końcówce omawiania działu. Co powiedziałby Iruka-san, widząc, że przez jej rozstrzelanie jego klasa nie osiągnęła dobrych wyników knoconych?

Opróżniła naczynie jednym niespokojnym łykiem. Rozważała wszelkie za i przeciw odnośnie do pustej filiżanki. Jeśli odstawi ją do zlewu, może zostać nieumyślnie stłuczona, lub, co gorsza, pociągnąć za sobą lawinę brudnych naczyń. Jeśli zmyje ją teraz, czy nie obudzi śpiącego chłopca?

No właśnie. W całym tym zamieszaniu najgorsza wydawała się kwestia malca. Nie wiedziała, jak Jiraiya-sama zdołał uzyskać pozwolenie, aby mały Sasuke przebywał w jej opiece, ale była mu za to wdzięczna. Ostatnie, na co mogłaby teraz pozwolić, to oddanie chłopca do domu opieki, nawet na tymczasowy pobyt.

Ostrożnie wsunęła naczynie pod niewielki strumień wody. Przepłukane spoczęło w przestrzeni górnej suszarki. Powoli skierowała się w kierunku lodówki. Czuła się, jakby to ona była gościem w cudzym mieszkaniu, w którym należy zachować szczególną ostrożność. Odpięła przyczepiony magnesem notes. Niepewnie stawiała w nim nazwy potrzebnych produktów. Trzeba kupić mleko i płatki, gdyby mały współlokator domagał się szybkiego posiłku. Na liście obok nich znalazło się onigiri i warzywa, zdążyła zauważyć, że Sasuke przepada za pomidorami. Lista rosła i rosła, aż [Imię] zdała sobie sprawę, że powinna zadbać również o drugiego z braci. Nie była w szpitalu, nie jako pacjentka. Nie posiadała zatem obeznania co do smaku i wielkości podawanych tam posiłków. Unikała takich miejsc, gdzie pachniało mieszanką morfiny, zmarnowanych marzeń i łez. Żartobliwie mówiła, że pachnie tam kastracją. Co kupuje się pacjentom? Owoce. Odnotowane. Postawiła przy nich wykrzyknik, licząc, że jej pamięć nie usunie informacji o celu jego istnienia. Sok. Nie może nie. Może lepiej woda. A herbata? Ale czy tam pozwalają samodzielnie parzyć napój? Coś słodkiego na poprawę nastroju. Ale czy to nietaktowne? Nie chce być niegrzeczna...

Spędziła kilka godzin, rozmyślając o potencjalnych produktach, które powinna kupić, o tym, jak właściwie zająć się Sasuke, by nie niepokoić jego brata, jak pogodzić pracę z opieką i odwiedzinami w szpitalu. To już dziś. Jak się zachować? Co powiedzieć? „Nie martw się, Sasuke jest ze mną" tak to chyba go uspokoi, ale... „ze mną, całkiem obcą kobietą",to nie brzmi dobrze. „Przepraszam, wiem, że najpewniej wyda ci się to nieodpowiednie"... nie też nie.

Dlaczego się tym martwi? Dlaczego się tym przejmuje? I na litość boską, po co to roztrząsa. Sasuke Uchiha jest jej tymczasowym wychowankiem. Za kilka dni wróci Iruka-sensei, ona pożegna się ładnie z dziećmi i zniknie z ich szkoły, a co za tym idzie z ich pamięci. Może niektórzy w ramach wielkiego niezadowolenia, jakie wywoła w nich Iruka-sensei zapowiadaniem egzaminu, zatęsknią za nią, ale to będą nieliczni. Itachi Uchiha jest jej niemalże obcy. To tylko nieco starszy mężczyzna o idealnym uśmiechu, którego z dziwnych powodów fatum nie chce zostawić w spokoju.

Znalazła się w przedpokoju, chociaż mogłaby przysiąc, że jeszcze minutę temu wpatrywała się w panoramę miasta przez okno w salonie. Wsunęła dłoń w kieszeń płaszcza. Zgięta koperta wciąż znajdowała się w środku, ukrywając przed światem papeterię w stonowanych odcieniach ciemnego błękitu. Dziecięcy frazes urzeczywistniony zbyt wybujałą fantazją. Sasuke opowiedział jej wszystko. Wyjawiał kłębiące się w nim w ostatnim czasie sekrety jeden po drugim. Wygadał się, że owszem zaczepił ją przez przypadek, bo był ciekawy, co czyta, że chciał, żeby Itachi rozmawiał z nią w pociągu, ale on ma mało czasu i stara się go wykorzystywać jak tylko może, że wszyscy jej podopieczni na czele małego Uchcihy układali w głowie plan swat, że to wszystko jego wina, bo Itachi musiał zdenerwować się, widząc rzekomy list jej autorstwa.


🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭



— Dziękuję i przepraszam, niestety nie miałam dostępu do samochodu — wyjaśniła, obserwując, jak sąsiad montuje dziecięcy fotelik w jej samochodzie.

— [Imię], nic nie szkodzi, nie stresuj się tak. I nie martw się, oddasz go, kiedy wszystko będzie dobrze.

— Dziękuję Yamada-san.

— No dobrze mały przyjacielu możesz już zająć miejsce — mężczyzna uśmiechnął się, robiąc krok w tył, by mały Sasuke mógł usiąść — Jest sprawny, ale zawsze sprawdzaj, czy na pewno zapięłaś pasy — rzucił w jej kierunku.


🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭



— [Imię]-san, możemy zrobić udon? A na podwieczorek dorayaki? — Sasuke trzymając poręczy wózka, rozglądał się zafascynowany po sklepowych półkach.

— Nie wiem, czy dziś nam się uda, musimy się pospieszyć, inaczej nie wpuszczą nas do Itachiego — wyjaśniła.

— Zostawmy wózek tu i przynośmy do niego zakupy, jak będziemy nosić oboje, pójdzie szybciej — chłopczyk spojrzał na nią roziskrzonymi oczami.

— Jesteś taki uroczy, co jeśli ktoś mi cię ukradnie? Ale możesz wejść do wózka i mówić, co mam do niego wkładać. Obiecuje, że będę szła tak szybko, jak tylko potrafię.

— Zgoda!

Sposób robienia zakupów okazał się skuteczny. Malec bez problemu odczytywał przedmioty z listy, dobierając do nich inne, jak słusznie twierdził bardzo istotne.

Zmierzali do wyjścia, kiedy zorientowała się, że Itachi nie może mieć przy sobie nic z osobistych przedmiotów, bo kto miałby je dostarczyć. Sasuke nie posiadał własnych kluczy z mieszkania, a te należące do starszego Uchihy mieli odebrać dziś.

— Zajdziemy jeszcze do jednego sklepu — oznajmiła, chowając resztę w czarnym portfelu.

— Po co idziemy?

— Zrobimy zakupy dla twojego brata.

— Kupiliśmy mu słodycze.

— No tak, ale nie kupiliśmy szczoteczki do zębów, ani szamponu — wyjaśniła, na co chłopczyk spojrzał na nią z uznaniem, że pomyślała o czymś tak ważnym.


🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭


Kolejny rozdział, jak mi cukier spadnie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro