Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prezencik

Nazywam się Bella Kozato i jestem adoptowanym dzieckiem Kinzo Kozato. Nigdy nie lubiłam mojego aktualnego domu. Codzienne wyzwiska w moją stronę czy też rodzice wyżywają się na mnie i często mnie biją, ale i tak nie odczuwam bólu, ponieważ choruję na analgezję wrodzoną. Często mnie przez to nie ma w domu, mam kilku przyjaciół ale i tak są fałszywi. Jedynymi moimi przyjaciółmi są Gregory Montanha i Dante Capela. Niby są policjantami, ale tylko oni mnie rozumieją. Codziennie o tej samej godzinie i miejscu się spotykaliśmy, czasem było to 5 minut a czasem cała noc. Często pomagali mi z ojcem, gdy naruszał pewne granice. Ostatnio coraz więcej się wyżywał, ponieważ był bardzo zdenerwowany. Ostatnio też dawał ochronę matce i siostrze, ale mi nawet pistoletu nie dał. Na szczęście dzięki Montanie i Capeli mam pozwolenie i swoją własną broń. 

Właśnie szłam po mieście, na spotkanie z nimi. Nagle zatrzymał się obok mnie samochód a z niego wyszło 4 typów z M4.

- Wsiadaj do samochodu - powiedział jeden. Zrobiłam to co powiedział, wolałam nie dostawać z długiej, rozumu jeszcze nie straciłam. Czemu ja dzisiaj nie wzięłam tego pistoletu?

- White przeszukaj ją - powiedział jeden.

- Jasne - powiedziała i usiadła obok mnie - masz jakieś rzeczy, które mnie skaleczą?

- Nie nic nie mam - przeszukała mnie szybko, związała i zawiązała oczy. Jechaliśmy przez jakieś 10 minut aż się zatrzymaliśmy. Ktoś złapał mnie za ramię.

- Wysiadaj - powiedział ten co mnie złapał. Na tyle ile mogłam to wysiadłam. Z tego co czułam schodziliśmy do jakieś piwnicy. Posadzili mnie na krzesło, przywiązali i ściągnęli worek.

- Witaj Bello - powiedział znajomy mi głos. Ulani.

- Giorgio Ulani - szepnęłam. 

- Zgadłaś, mądra dziewczynka.

- Czego chcesz? - spytałam przez co uderzył mnie w twarz. Uśmiechnęłam się.

- Grzeczniej może. Chcę informacji o Twoim ojcu - zaśmiałam się tylko. Teraz uderzył mnie w twarz i brzuch.

- Myślisz, że coś o nim wiem? - spytałam sarkastycznie - Jestem jego adoptowaną córką, jebaną przez niego na każdym kroku, jak coś źle zrobię bije mnie, będę milczała też mnie bije. Nie szanuje mnie i mi nie ufa, cała moja rodzina ma ochronę tylko nie ja i myślisz, że mi będzie coś mówi? - powiedziałam z lekkimi łzami oczach.

- Wiem jak się czujesz, matka prostytutka i ojciec alkoholik. Ale wiem, że czasem patrzysz w jego papiery i słuchasz jego rozmowy, więc powiedz czy szykuje jakiś napad na kogoś? - powiedział Ulani z udawanym współczuciem. Ja dalej trzymam się swojej wersji.

- Dawno i nie prawda. Ostatnio ma taką ochronę, że nawet na metr się do niego nie zbliżę - widać było, że się wkurzył i to porządnie. Wziął jakiś nóż i wbił mi go w nogę, nic nie poczułam, więc się uśmiechnęłam. On się zdziwił, ale nic nie powiedział.

- To powiesz w końcu? - już zmęczony.

- Nie - uśmiechnęłam się lekko. On wyszedł z pomieszczenia, a ja zostałam sama. Po chwili weszły dwie osoby rozwiązały mnie od krzesła, ale ręce związali. Wyszliśmy z pomieszczenia do jakieś wielkiej hali.

Na środku hali 2 osoby trzymały..

Na środku hali 2 osoby trzymały Capelę i Montanhę. Serce od razu zaczęło mi szybciej bić, nawet nie biło tylko biegło. Do nich doszedł Ulani, widziałam, że ma w ręku broń. Pewnie znowu będzie się pytał. Teraz trzeba powiedzieć to co wiem.

- Teraz powiesz, czy chcesz, żeby coś się stało Twoim przyjaciołom? - patrzałam na nich, byli mocno poobijani.

- Widziałam jego papiery i słuchałam raz jego rozmowy. Mówił, że 21 stycznia (czas w książce to 19 stycznia) chce ostrzelać jakąś restaurację, zbiera ludzi i sprzęt - powiedziałam i opuściłam głowę na dół. Usłyszałam strzał... Montana leżał zakrwawiony na podłodze, pozwolili mi do niego podbiec. Jego ostatnimi słowami było:

"Nie przejmuj się Bella, niedługo się spotkamy"

Płakałam ciągle, nagle ktoś mnie wziął i postawił mnie w to samo miejsce, w którym stałam.

- Dlaczego to zrobiłeś? Powiedziałam Ci całą prawdę - powiedziałam rozpaczając.

- Coś czuję, że nie wszystko, a on i tak był do odstrzału. Ciesz się, że zginął szybką śmiercią i nie cierpiał - powiedział uśmiechając się. Giorgio jebany Ulani.

- Więc co chcesz jeszcze wiedzieć? - powiedziałam dalej płacząc.

- Kto jest jego ochroniarzem?

- Co?

- Kto jest jego ochroniarzem do cholery?

- Sergio Donputamadre - powiedziałam i znowu opuściłam głowę. Znowu usłyszałam strzał...

Capela..

- Proszę nie zostawiaj mnie jak Grzechu - powiedziałam łapiąc go za rękę.

- Spotkamy się nie długo, kocham Cię.. - i zamknął na zawsze oczy. 

- Ja Ciebie też... - Płakałam mocnej niż przy Montanie, ponieważ umarła osoba, którą kochałam...

Właśnie 2 osoby, które były moją rodziną umarły. Nigdy ich już nie zobaczę. To koniec. Ktoś złapał mnie za ręce i zaprowadził mnie do pomieszczenia w którym byłam na samym początku.
Po chwili przyszedł do mnie Ulani z kilkoma osobami.

- Jak się czujemy? - spytał sarkastycznie, ja się tylko uśmiechnęłam.

- Nie chcemy rozmawiać? To spróbujemy inaczej - powiedział i wziął strzykawkę z jakimś zielonym płynem.

Podeszło do mnie jakiś 2 mężczyzn i mnie przytrzymali, a Ulani wstrzyknął mi to w żyłę. Nagle poczułam osłabienie.

- Za chwilę ktoś przyjdzie do Ciebie z jedzeniem, trzymaj się - powiedział znowu sarkastycznie i wyszedł razem ze swoją bandą. Postanowiłam pójść spać, może mi pomoże w jakimś stopniu.

≈Time Skip≈

Leże tu może kilka dni, tygodni, a może i miesięcy. Nic mi nie pomaga, nigdy nie czułam takiego bólu, ale psychicznego. Osoba, którą kochałam umarła. Osoba, której najbardziej ufałam umarła. Nic mi nie zostało. Przez ten czas jaki tutaj jestem napisałam list do moich "rodziców". Pewnie i tak go oplują, ale mi już jest lżej po tym jak to napisałam. Nagle ktoś wszedł.

- Ty dalej żyjesz? - zdziwił się Ulani.

- Jak widać tak - uśmiechnęłam się do niego. Przez ten czas dowiedziałam się kilku rzeczy o nim - Ile tu siedzę? - spytałam.

- Z 12 tygodni - powiedział po chwili zastanowienia się - trucizna, którą Ci daliśmy dawała Ci max. 2 tygodnie dlatego się tak z dziwiłem

- A to ciekawe 

- Dobra, przez to ile tu siedzisz umrzesz już szybszą śmiercią - powiedział biorąc pistolet.

- Okey, tylko mam prośbę - powiedziałam i wyciągnęłam list - daj to Kozato przy jakieś okazji

- Coś osobistego? - spytał otwierając kartkę.

- Nie, tam tylko napisałam moje odczucia. Wiem, że to oplują ale mi lżej. Jak chcesz czytaj - powiedział, bo trochę bliżej się z nim poznałam i był na serio fajnym człowiekiem.

- Jasne, to co gotowa?

- Zawsze - i strzał wystrzelił.

≈Pov. Narrator≈

Ciało Belli leżało spokojnie na podłodze. Ulani mimo, że był znany z najgorszych tortur to polubił dziewczynę, więc zakopał ją pod brzozą razem z Capelą i Montaną. Brzoza od wieków uważana była za drzewo święte i symbol odradzającego się życia.

Poszedł też odwiedzić Kozato w więzieniu, bo policja nie dawno go zamknęła na dożywocie. Dał mu ten list, ale Kozato go porwał i wyrzucił do śmieci. Ulani po prostu wyszedł i współczuł Belli za to jak musiała żyć. Gdy wyszedł z więzienia poszedł pod tamtą brzozę. Usiadł na ziemi i wziął telefon do ręki, gdzie miał zdjęcie tamtego listu i zaczął czytać..

Moja rodzino..
Pewnie jak to czytacie to nie żyje, chciałam Wam powiedzieć, że zawsze Was kochałam. Pomimo tego co mi robiliście, ile na mnie krzyczeliście, biliście. Ja Was ciągle kochałam. Pamiętam jak mnie przygarneliście, byliście tacy mili, byliśmy raz w wesołym miasteczku. Wtedy jeszcze nie było mojej siostry, gdy się pojawiła pojawiły się też problemy, ale i tak zawsze ją kochałam...
Przepraszam Was za wszystko, za moje słabe oceny, za to że się zakochałam w policjancie, za to że się przyjaźniłam z policjantami, za to że mam analgezję, za to że musieliście mnie przygarnąć, za to że musieliście mnie karmić, za to że musieliście na mnie patrzeć, po prostu za wszystko co Wam zrobiłam, już nigdy nie będę..

Bella

Po przeczytaniu tego Ulani się wzruszył, aż dziwne, ale on wiedział przez jakie piekło przeszła ta dziewczyna. Sam je przecież przeszedł. Gdy się już ogarnął pojechał by zrobić kasyno, teraz zrobił je dla Belli...

≈3 lata później≈

Po każdej udanej lub nie akcji przechodził do niej Ulani. Przywiązał się do niej i nie wyobrażał sobie żadnej akcji bez późniejszego pójścia do Belli. Rodzina o niej zapomniała, ale jej siostra raz przyszła do Ulaniego by się dowiedzieć kim była, ale i tak szybko o niej zapomniała.

≈1330 słów≈

No hejka,

Wyszedł taki mały wyciskacz łez, ale mam nadzieję, że się podoba,

I dzisiaj jest mój rok na wattpadzie i dziękuję Wam za wszystko <33

Kocham Was <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro