Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Jako że konie było już słychać z daleka, ludzie będący w chacie dość szybko wyszli Iwanowi na spotkanie. Oprócz ojca i Jaremy czekały na niego matka i Bogna, do której owa chata należała. Na jej widok Iwan ucieszył się ogromnie, wiedział, że jej pomoc jest bardzo potrzebna, dziewka nie ocknęła się bowiem ani razu od ostatniego postoju, a jej zły stan widocznie się nasilał. Gdy tylko dotarł do tej gromadki, rzekł:

— Żeby nie było, to nie ja ją tak skrzywdziłem. Była już w takim stanie, kiedym ją znalazł.

Stojący przed chatą zdziwili się na jego słowa, lecz gdy zszedł z konia i poniósł dziewkę do chaty, z ust wszystkich posłyszał westchnienie zdziwienia i przerażenia, nikt bowiem, nawet jego ojciec, nie widział tak pobitej twarzy u niewiasty, li nawet u męża. Z dziewką na rękach wszedł do dużej izby i położył ją na łóżku, po czym zwrócił się do kobiet, które za nim weszły do chaty:

— Jak już mówiłem, znalazłem ją tak pobitą w jej własnym domu, nie wiem, co jej jest, ale febra ją straszna chwyciła, od kiedy ruszyliśmy w dwa konie. Z początku wracała jej raz po raz świadomość, ale od dobrej godziny tylko majaczy.

Wyszedł tedy z chaty, aby kobiety mogły się nią zająć i począł opowiadać o wszystkich wydarzeniach dnia dzisiejszego ojcu i bratu. Streścił im to, jak porwał tę dziewkę, jaka była mu powolna i wcale się nie opierała, każdego z nich martwił i dziwił jej stan, spodziewali się bowiem ujrzeć wierzgającą i wyrywającą się brankę, nie zaś straszliwie pobity cień niewiasty. Nim Iwan skończył z chaty, wybiegła roztrzęsiona matka i potrząsając połami jego koszuli wypytywała:

— Gdzie jest dziecko, dlaczego nie przywiodłeś z nią dziecka? — Pytała wyraźnie przerażona.

— Nie było żadnego basałyka ni kołyski, jeno pusta izba — odpowiedział matce zaskoczony Iwan.

Matka jednak zdawała się nie rozumieć, co do niej mówi i nadal wypytywała gorączkowo, na granicy histerii:

— Gdzie jest niemowlę, na Boga, w chacie musiało być też niemowlę.

— Maty, nie było żadnego niemowlęcia, ni w kolebce, ni nigdzie, dokładnie obejrzałem całą izbę.

Matka gorączkowo powtarzała to samo pytanie, potem jednak przestała i rzuciwszy się w ramiona syna, rozszlochała się i łamiącym się głosem rzekła:

— Nie dłużej niż cztery dni temu ona rodziła, to pewne, znamy się na tym z Bogną...

Wieść ta zaskoczyła stojących na zewnątrz mężczyzn. Iwan zastanawiał się w duchu, czy aby nie przeoczył gdzieś noworodka, lecz wiedział, że przecie musiałby mu się rzucić w oczy. Matka natomiast otrząsnęła się i wróciła do chaty.

Niewiasty dowiedziały się o niedawnym porodzie, gdy rozdziały już dziewkę do samej koszuli. Podczas gdy starsza z nich wypytywała syna o niemowlę, Bogna badała dziewkę i przemywała ją. Stwierdziła, że poród musiał przejść ogólnie dobrze, a gorączka pojawiła się na skutek złej opieki nad położnicą. Starsza kobieta wróciła, nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, więc pomogła zielarce ubrać dziewczynie czyste giezło. Podczas gdy Bogna opatrywała jej rany i siniaki, starsza niewiasta próbowała spokojnie i z wyczuciem wywiedzieć się od majaczącej dziewczyny wszystkiego, co tylko mogła.

Będąc w ogromnym szoku, trawiona gorączką, Olga dziwnym trafem poczuła potrzebę podzielenia się swoją niedolą z tymi kobietami, które się nią tak troskliwie zajęły i tak wypytywały o to co się stało. Na wpół majacząc, opowiedziała im wszystko, co musiały wiedzieć o jej dzieciątku, po czym zmęczona mówieniem opadła bez siły. Bogna strapiona tym, co usłyszała, dała jej napar na zbicie gorączki oraz coś, aby zasnęła spokojnie. Sen bowiem zdawał się dla niej najlepszym lekarstwem.

Następnie zabandażowała jej potłuczoną twarz, zostawiając tylko nos i usta bez okrycia. Kiedy już opatrzyła całkowicie dziewkę, kobiety zabrały jej przyodziewek i wyszły do mężczyzn.

— Dziewka ma gorączkę połogową, ale z niej wyjdzie. Będę was odwiedzać trzy razy dziennie, żeby jej bandaże zmieniać. Miej baczenie, aby ich nie zdejmowała, szczególnie tych na twarzy i pój ją wodą z miodem i tym wywarem, co ci zostawiłam. — Poleciła Bogna Iwanowi, po czym pożegnała się z całą rodziną i ruszyła w stronę swojego zimowego siedliska.

Matka, cały czas z głową na piersi ojca, szlochała, pozwoliwszy sobie na okazanie emocji po wyjściu z chaty. Iwan nie widział w jej takim stanie od śmierci Nastki. Po chwili, kiedy mieli już wracać do domu, niespodziewanie rzekła:

— Hospody pomyluy, jakim potworem trzeba być, jakim diabelskim pomiotem. Żeby chłop podniósł rękę na żonę przy nadziei, to się nie godzi. Kilka tygodni temu ten diabeł pobił tak biedaczkę, że zabił dzieciątko już w jej łonie. Urodziła martwą dziewuszkę cztery noce temu.

We wszystkich mężczyznach owa wiadomość wywołała złość i zgorszenie. Iwan nie mógł zrozumieć jak można podnieść rękę na niewiastę, na dodatek, gdy ta nosi w sobie dziecię. Pożegnał się tedy w pochmurnym nastroju z rodziną i wszedł do chaty. Zanim się rozdział, upewnił się, że mają wystarczającą ilość drew na noc, po czym dołożył do paleniska, przebrał się i siadł do posiłku, który wcześniej przygotowała jego matka. Zastanawiał się, czy napoić polewką leżącą na łożu dziewkę, stwierdził jednak, że bardziej j teraz przyda się jej spokojny sen. Zjadł tedy wieczerze, przygotował kaganki, po czym przysunął krzesło do łoża w celu czuwania nad branką przez całą noc. Choć wiedział, że Bogna z pewnością dała jej coś na pokonanie febry, obawiał się, że stan dziewki może się pogorszyć.

Patrzył tedy na biedne ciało leżące na łożu. Bandaże okalał jej ramiona i twarz, lecz ze zdziwieniem spostrzegł, że nos nie jej nie ucierpiał i wystawał z tego morza niczym samotna biała skałka. Był bowiem bardzo drobny, acz foremny, toteż Iwan, bacząc czy dziewka oddycha, przyglądał się jak jego drobne płatki poruszają się miarowo. Patrzył tak na nią długo i wzbierała w nim ogromna żałość. Nie był niewiastą, ale zdawał sobie sprawę jakim cierpieniem jest utrata dziecka, jego matka bowiem oprócz jego braci i siostry urodziła trójkę dzieci, które albo urodziły się martwe, albo, będąc zbyt słabymi, przeżyły tylko kilka dni, a że były to jej ostatnie dzieci, był na tyle duży, by rozumieć jej cierpienia, jako że ostatnie z nich urodziło się, gdy był już młodzieńcem. Na tyle ile mężczyzna może rozumieć, rozumiał więc jej cierpienie.

Znaczna część nocy minęła spokojnie, jednak trochę po północy dziewka poczęła znowu majaczyć, toteż naprędce Iwan napoił ją wywarem zostawionym przez Bognę i trzymał jej ręce w swoich, aby nie próbowała ściągać bandaży. Przysunąwszy krzesło jeszcze bliżej łoża, trzymał jej dłonie i starał się łagodnie ją uspokajać, tonem takim jak to robiła jego matka, gdy sam był chory w dzieciństwie.

Dziewka uspokoiła się po chwili, widać zmęczyła się znacznie i ponownie zapadła w sen. Iwan natomiast długo jeszcze trwał, trzymając jej ręce w swoich. Zaraz po tym, jak zaczęło szarzeć na zewnątrz, co było zwiastunem nowego dnia, wpatrując się w drobne, lekko spracowane, lecz zgrabne ręce dziewczyny, które wciąż trzymał w swoich wielkich, w porównaniu z nimi dłoniach, Iwan rzekł ni to do niej, ni to do siebie:

— Jego też zabiję... 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teraz już będzie mniej traumatyczne... na jakiś czas. I jestem bardzo zadowolona, bo mało było kosmetyki w tym rozdziale. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro