Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18 - czyli " i to by było na tyle"

Ciekawskie spojrzenia przechodniów raz po raz skupiały się na samotnie podróżującym mężczyźnie. Nikt dotąd bowiem nie widział go jeszcze w tej okolicy, a juki przytroczone do siodła jego konia wskazywały, że nie jest tutejszy. Iwan zaś spokojnie jechał do celu swej podróży. Wszystko stało się teraz prostsze. Nie było już zemsty, nie było przeszkód, które nie pozwoliłyby mu na okazanie tego co naprawdę czuje i w końcu mógł powiedzieć to jej. Pytanie tylko, czy ona choć trochę czuła to samo.

Nie było bowiem dla niego możliwym, aby była z nim nadal wbrew swej woli. Nie zniósłby już tego dużej w swej duszy, od początku wiedział, że takie rozwiązanie nie jest dobre. Poczuł się jedynie w obowiązku, żeby poinformować jej rodzinę o tym, że właśnie została wdową, jednak najprawdopodobniej jest to stan dość przejściowy, jako że całkowicie poradzi sobie bez żałoby, która doprawdy rzadko była prawidłowo obchodzona w ich sferze społecznej.

Tak więc zbliżał się właśnie po zaledwie jednym dniu drogi do domu wuja Olgi, by rzeczowo przedstawić mu zaistniałą sytuację i bez ceregieli jak najszybciej udać się w drogę do swojego chutoru.

Wjechał w końcu w obręb nieznanej mu wioski, toteż napotkawszy pierwszego jej mieszkańca, zapytał gdzie jest. Stary, pomarszczony Kozak o prawdziwie poczciwym obliczu, sepleniąc z braku zębów, utwierdził go co do jego położenia. Okazało się, że oto dotarł do wioski, której szukał, toteż dziękując starcowi za pomoc, zapytał się o dom wuja Olgi. Zdziwiony starzec wskazał mu dom, po czym zaciekawiony udał się w tą samą stronę co on, niby wracając się po coś do własnego domu, który prawdziwym zbiegiem okoliczności, znajdował się naprzeciwko. Przywiązał konia niedbale do płotu i ruszył w stronę chałupy.

Tymczasem starzec co sił w nogach doszedł do swego gospodarstwa, gdzie szybko przywołał swoją synową i syna oraz ich dzieci i począł się dziwić, kim jest młodzieniec, którego właśnie spotkał. Cała jego rodzina stanęła u wejścia do gospodarstwa, niedyskretnie wpatrując się w dom naprzeciwko.

W tym czasie Iwan rozmawiał, a właściwie wygłaszał monolog wujowi Olgi. Ogromne zdziwienie malowało się na twarzy tego człowieka, lecz spokojnie, jakby się bojąc, przyjął wszystko, co mówił mu dziwny nieznajomy. Uspokoił się znacznie, wiedząc, że mimo wdowieństwa nie będzie miał swojej bratanicy na głowie, nie będzie musiał starać się dla niej o wikt i tym podobne, toteż z rezerwą, ale pozytywnie pożegnał się ze swoim gościem czemu towarzyszyły ciekawe spojrzenia jego żony i sąsiadów.

Sam Iwan zaś zadowolony z pasywności, jaką prezentował wuj Olgi, prędko się z nim pożegnał, wskoczył na koń i pokłoniwszy się na pożegnanie nowo napotkanemu starcowi, który zaciekawiony wraz z rodziną spoglądał to na niego, to na swego sąsiada, udał się w dalszą drogę. Do domu.

W dwa dni po tym, jak rodzina rozdzieliła się na rozstaju dróg, do chatki w lesie zawitał wraz w wolnym podjezdkiem Maksym. Swym przybyciem wywołał ogromne przerażenie u Olgi, nie jego bowiem spodziewała się z powrotem, jednak jej gość naprędce powiedział jej, że wszystko poszło zgodnie z planem, jego ojciec i Jarema wrócili do domów, Iwan zaś udał się w pewne miejsce, gdzie ma pewną sprawę do załatwienia.

Usłyszawszy to wszystko, Olga wydała z siebie westchnienie ogromnej ulgi, lecz jej cicha radość nie trwała długo, bowiem poczęła się zastanawiać, co też sprawiło, że to nie Iwan po nią przyjechał. Wkrótce dowiedziała się, że opuszcza już dziś chatę w lesie, bo rodzina obawia się, czy aby na pewno ktoś nie dowiedział się o jej miejscu pobytu i może być tak, że nie jest tu bezpieczna.

Tak więc szybko pozbierała swoje rzeczy, których było zresztą niewiele, zgasiła ogień w kominku i uprzątnęła całą chatkę. Upewniwszy się, że wszystko jest jak należy, udała się z Maksymem do koni, on zaś usadził ją na jednym z nich i razem ruszyli w dalszą drogę.

Tysiące myśli kłębiło się w Oldze podczas tej podróży, oto po latach upokorzenia, bólu oraz strachu uwolniła się ze straszliwego więzienia, jakim było jej małżeństwo. Choć była wolna, nie miała kompletnie pojęcia, co się z nią stanie. Starała się jedynie wierzyć w to, że to, czego chce, by się stało, będzie rzeczywistością. Powoli zaczęły do niej, w wielu retrospekcyjnych przemyśleniach, docierać obrazy, dowodzące na to, że nie była wcale tak obojętna mężczyźnie z którym spędziła tę zimę. Nie wiedziała jednak, czy jej obserwacje są tym, co chce widzieć, czy też były prawdą

Droga zajęła im kilka godzin, które spędzili w prawie całkowitym milczeniu. Od czasu do czasu Olga spoglądała na swojego towarzysza, który zerkał na nią często ukradkiem, z dziwnym wyrazem zadowolenia na twarzy, co wprawiało ją w lekkie zakłopotanie. Nie znała dokładnie źródła uczuć, które mu towarzyszyły. Wiedziała, że zapewne musi czuć ogromną ulgę po dokonaniu zemsty, która to była centrum życia jego rodziny od wielu miesięcy. Nie sądziła jednak, że to może wywoływać, aż taki stan zadowolenia.

Pod koniec dnia dotarli do starego, widocznie opustoszałego chutoru. Maksym pomógł Oldze zejść z konia i zaprowadził ją w stronę dużej chaty, którą sprawnie otworzył, zapraszając ją do środka. Rozpaliwszy ogień, przyniósł dla niej koc i strawę, po czym rzuciwszy zdawkowe ,,Zostajesz tutaj.", pożegnał się z nią, życzywszy dobrej nocy, i wyszedł. Ona zaś usiadła zdezorientowana na stołku w pomieszczeniu, które zapewne było świetlicą, zjadła trochę pozostawionego jej jedzenia i smętnie wpatrywała się w ogień płonący na palenisku. W końcu zdecydowała się udać na spoczynek, toteż ułożyła się na szerokiej i długiej ławie stojącej przy jednej ze ścian. Choć zdawało się jej, że nie zaśnie w tym nowym miejscu, na dodatek będąc tu całkiem sama, prędko zapadła w głęboki sen.

Następnego ranka Olga obudziła się skoro świt, całkiem wypoczęta. Zjadła część ze swoich zapasów i nie mając nic do roboty, niby to od niechcenia zrobiła sobie małą wycieczkę po domu, w którym się znajdowała. Wszystko, choć stare, wydawało się być solidne. Jej mały obchód nie trwał długo, toteż wróciła z powrotem do głównej izby i czekała, sama nie wiedziała, co ma ze sobą począć, usiadła na ławie.

Nie wiedziała, ile tak czekała, gdy nagle usłyszała rżenie konia na podwórzu. Zaraz potem ktoś zbliżył się do chaty i otworzył z głośnym skrzypnięciem jej drzwi. Olga wstała niepewnie, wspierając ręce na stole, niepewna kogo zobaczy. Chwilę potem w drzwiach do świetlicy ukazała się jej dobrze znana postać, a jej serce zamarło w przypływie wielkiej ulgi. Był to bowiem Iwan. Stał przez chwilę w drzwiach, po czym bez słowa przeszedł kilka kroków, i tak jak stał, cały zakurzony od długiej podróży klęknął na środku izby. Nie wiedział, czy spełnią się jego najgorsze obawy i Olga ze słyszalną odrazą w głosie każe mu wstać, toteż czekał na jakikolwiek jej ruch. Jednak to, co się właśnie działo, dość szybko do niej dotarło i nie tracąc czasu, podeszła do niego i bez wahania utuliła jego głowę.

DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ I OFICJALNIE ZAPRASZAM NA CIĄG DALSZY DO BOHUNA.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro