Rozdział 4
Weszłam do domu po skrzypiących schodach. Dziadek siedział na werandzie. Dziwie mu sie, że nie uciekał do domu przed zimnem.
- Cześć dziadku, nie za zimno na siedzenie na dworze?
- Skądże idealna pogoda, dawno już takiej nie było. - spojrzałam na pochmurne niebo, czyli tutaj to jest idalana pogoda. Świetnie pa pa słońce miło Cię było znać - A poza tym ktoś musi strzec domu. - zabrzmiało to dziwnie, ale w sumie starsi ludzie na siłę szukają sobie zajęć
-Dobrze, tylko nie siedź za długo. -wiem, że mnie nie poslucha, ale wypadło tak powiedzieć.
Weszłam powoli do kuchni, była w niej mama. W ręku kobiety spoczywała gazeta. Jej blon włosy opadały zakrywając delikatnie czas. Była wyraźnie zaczytana, gdyż nie zauważyła, że jej się przyglądam. W takich momentach wydawała się znacznie młodsza i łagodniejsza. Tak jakby poświęcając się temu zajęciu odcinała wszystkie inne myśli i troski. Niestety nic nie trwa wiecznie, w końcu zorientowała się, że jest obserwowana. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Witaj- powiedziała jeszcze nie do końca wchodząc z stanu zaczytania. - Jak Ci minął pierwszy dzień w szkole?
- Szczerze mogło być gorzej, jak na pierwszy dzień nie mogę narzekać.
- Zjesz coś?
- Tak, ale na górze. Chce się przebrać i trochę ogarnąć a wątpię, że będę chciała schodzić po jedzenie.
-Rozumiem.
Szybko przygotowałam sobie kanapki z serem i skierowałam się ku schodom. Naprawdę nie wiem co mnie pokusiło by zająć pokój na ostatnim piętrze domu. Myślałam, że to da mi spokój i będę czuła się jakbym była we wlasnum świecie, ale w rzeczywistości dostanie się do pokoju było dość uciążliwe. Chociaż niebywałym plusem tej sytuacji na pewno było to, że prędzej czy później poprawie sobie kondycję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro