Rozdział 7
Dzisiaj czułam się całkiem wyspana, w końcu ta noc nie była wcale taka zła. Miałam w sobie dużo energii i czułam, że dzisiaj będzie dobry dzień, nie wiedziałam skąd to przeczucie, ale pozytywna siła tliła się we mnie. Dzisiaj nawett pokój nie wydawał mi się taki zły. Szybko się ubrałam i zeszłam na dół, gdzie w kuchni byli mama i dziadek, na całe szczęście on też wyglądał dzisiaj znacznie lepiej.
- Cześć- powiedziałam wesoło.
- O widzę, że ktoś ma dzisiaj dobry humor- powiedziała mama.
- Tak, dzisiaj wyjątkowo dobrze spałam- usiadłam przy stole i chwyciłam jabłko. - Dziadku a ty jak się dzisiaj czujesz?- zapytałam patrząc na niego uważnie i szukając oznak osłabienia lub złego stanu zdrowia.
- Dziękuję, dzisiaj już mi lepiej faktycznie za mało odpoczywałem ostatnimi czasy. - patrzyłam w jego zielone oczy, tak bardzo podobne do moich szukając oznak kłamstwa.
- To dobrze. - powiedziałam nie będąc pewna jego słów.
- A o co chodzi co chodzi? Coś się stało?- w jej brązowych oczach widziałam troskę.
- Nie Arlin, nic się nie stało. Po prostu ostanio dużo się działo i stałem się trochę za bardzo melancholijny.
- Och, tato nie jesteśmy dla ciebie za dużym utrapieniem?- powiedziała siadając koło mnie. - Jeśli tak jest powiedz proszę od razu.
- Nie skądże!- oburzył.- Moja rodzina nigdy nie była, nie jest i nie będzie dla mnie utrapieniem. Cieszę się, że nie jestem sam w tym cholernym zamczysku, wy chociaż dodajecie mu życia.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy po czym mama i dziadek zaczęli rozmawiać o jakiś pierdołach. Nigdy nie myślałam jak bardzo musiał się czuć samotny w tym domu. Może dlatego tak dziwnie się zachowuje, może to przyzwyczajenie. Był sam od lat zapewne teraz każde skrzypnięcie podłogi wydaje się podejrzane.
Zetknęłam na zegarek i szybko wstałam pakując jabłko, którego nie zjadłam do plecaka. Powinnam wyjść pięć minut temu. Dobrze, że to mała miejscowość i szkoła nie jest daleko, jeśli się pośpiesze to zdążę do szkoły. Pożegnałam się szybko z mamą i dziadkiem i wyszłam.
Ledwo zdążyłam na pierwszą lekcję, ale jakoś się udało. Cały dzień spędziłam z Emily, dziewczyna jest trochę specyficzna, ale bardzo ją lubię. Nie mogę powiedzieć, ją znam czy coś, ale wydaje się być w porządku. Dzień w szkole minął mi zaskakująco szybko. To było aż dziwne jak ten dzień mi się układa. Miałyśmy właśnie wychodzić ze szkoły gdy ktoś zawołał Emily. Dziewczyna się zatrzymała i odwróciła, ja zrobiłam to samo. Jakiś chłopak szedł w naszą stronę. Szczerze mówiąc nie był jakiś przystojny, dla nie których mógłby być wręcz brzydki, ale jak dla mnie było w nim coś co przyciągało do niego. Był rudy i miał piegi oraz zniewalający śnieżnobiały uśmiech. Emily również obejrzała go od góry do dołu, ciekawe jaki był jej werdykt.
- Hej. - powiedział lekko nieośmielony naszymi spojrzeniami. - Cześć jestem Derek- przywitał się ze mną.
- Miło mi jestem Mira- również się przywitałam.
- Ładne imię- uśmiechnęłam się na te słowa, co on odwzajemnił jeszcze szerszym uśmiechem, nie wiedziałam, że to możliwe.
-Chesz czegoś konkretnego Derek? - zapytała trochę szorstko Em.
- Bez nerwów Ems. Ja jestem tutaj tylko pośrednikiem.
- Czyim?
- Ems, przecież wiesz nie utrudniaj mi tego- powiedział udręczony chłopak.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz- patrząc na Emily nawet ja widziałam, że doskonale zdaje sobie sprawę o co chodzi w tej sytuacji, a ja za to nie bardzo się orientowałam o czym mowa.
- Dobra ja wiem, że Luka to idiota i nic z tym nie zrobimy, ale on chce naprawić swój błąd. Daj mu szansę, żeby przestał być skończonym debilem.
- No nie wiem. ..- powiedziała niepewnie.
- A co jeśli zamiast na randkę pójdziesz na spotkanie ze znajomymi? - podsunął pomysł rudy.
- Niby jakimi?
- Z wspaniałym i charyzmatycznym mną oraz uroczą Mirą, a Luka to tylko mały zbędny bonus- było widać, że nie jest jeszcze przekona. - Emily nie możesz być tak samolubna, pomyśl o naszej małej kochanej Mirze, która będzie musiała spędzić ten wieczór sama jeśli się nie zgodzisz. Prawda Miro, że nie chcesz sama spędzić dzisiaj wieczoru?- puścił do mnie oczko.
- Tak oczywiście, że nie chce być dzisiaj sama- powiedziałam wspierając go, a poza tym po części to była prawda.
- Niech Ci będzie- powiedziała lekko zirytowana Em.
- To super idę powiedzieć Luce. Do zobaczenia wieczorem.- powiedział uśmiechając się w moją stronę i ruszył w głąb szkoły.
- Dlatego nie lubię rudych nie dość, że nie mają duszy to jeszcze sprzedają naszą- powiedziała lekko naburmuszona, słysząc to roześmiałam sie.
***
Trochę mnie dzisiaj poniosło z dodawaniem rozdziałów, ale cóż mam nadzieję, że się podobają ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro