Rozdział 10
Szybko oznajmiłam mamie, że jestem i pognałam do mojego pokoju. Wciąż czułam roztrzęsienie z powodu nagłego zgaśnięcia wszystkich świateł, przecież powinny najpierw migać albo coś prawda? Sama nie wiem, na całe szczęście w domu jest prąd. Nie mam pojęcia jak zasnę dzisiejszej nocy.
Rozmyślanie na temat lamp zastąpiła mi analizna dzisiejszego wieczoru. Kurcze Derek musiał mnie podrywać, ale z drugiej co jeśli odczytuje jego sygnały nieprawidłowo. Eh... Przestań dawać ponosić się emocją.
Położyłam się na drugą stronę łóżka i dałam się pochłonąć rozmyślanią o rudowłosym i tak zasnęłam...
Obudziło mnie jakieś smyraie po ręce, starałam się ją zabrać ale nie mogłam, a irytujący dotyk nie ustępował machnęłam mocniej ręką i wtedy poczułam ból w nadgarstku i ramieniu. Momentalnie się obudziłam, nie mogłam ruszać rękami ani nogami byłam przywiązana do jakiegoś krzesła. Zaczęłam się wiercić i wyrwać.
- To i tak nic ci nie da- powiedział głos za moim plecami, znałam go z moich koszmarów.
Stanąła przede mną trzymając w ręku pióro i bawiąc się nim.
- Czego ty ode mnie chcesz? - zapytałam przerażona.
- Och to nic osobistego- powiedziała rudowłosa. - A może jednak tak?
- Kim ty w ogóle jesteś? Nic ci nigdy nie zrobiłam!- strach zaczął mnie paraliżować.
- Jestem Claressa i wystarczy mi, że się urodziłaś- po tych słowach rzuciła we mnie piórem i zbliżyła się do nnie. - Do tej pory musiałam się kontrolować, bo on mi zabraniał, ale teraz jest wściekły.
- Kto? o kim ty mówisz?- zapytałam starając się opanować głos.
- Nie rozumiał mnie, wciąż tylko zabraniał- zbliżyła swoją twarz do mojej. - I w imię czego? Tak przeciętnej twarzy, rzygać mi się chce gdy na ciebie patrzę. Ale teraz się na ciebie wściekł.- chwyciła moją twarz i wbiła mi się paznokciami w policzek.
- Kto... Kto jest na mnie zły? - zapytałam cicho i drżącym głosem.
- Jak to kto? Mój ukochany braciszek, który oszczędzał ci tak wiele ból i cierpień, ale to się już skoczyło ta opieka. Zdradziłaś go a on ci tego nie wybaczy.
- Ja nikogo nie zdradziłam!
- Milcz! - poczułam uderzenie na policzku. - Teraz zacznie się zabawa.
Rudowłosa odeszła ode mnie kawałek i podeszła do jakiegoś stołu. Chiwile się przyglądała zawartości i wyciągnąła rękę po jeden.
- Taki mały i niepozorny.- powiedziała slodko.- A może sprawić tyle bólu chcesz się przekonać? - Powiedziała poczym znów podeszła do nnie.
Zaczęłam się wyrwać i krzyczeć. Zawyłam gdy nożyk wbił mi się w rękę, błagałam by przestała gdy rozcinała kolejny kawałek mojej ręki. Jęczałam gdy czułam jak coraz to więcej wycieka że mnie krwi. Torturowała mnie na różne sposoby, aż w końcu nie miałam siły krzyczeć.
Godziny agonii przerwał jakiś dziwny pisk i dźwięk grzechotki. Kątem oko zobaczyłam, że coś się do nas czołga. Znowu zobaczyłam jego czerwone oczy.
- O moja mała słodka dzidzia przyszła się pobawić?- zapytała podnosząc potwora, nie przeszkadzała jej krew którą ma na rękach- Chcesz z mamusia pobawić się tą suką? - mówiła do niego słodko. Potwór skrzywił swoją twarz jeszcze bardziej.- No cóż masz szczęście, że mój synek nie jest zainteresowany takim truchłem jak ty.
Powiedziała wychodząc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro