Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koszmar

Biegłam co sił w nogach. On mnie gonił, wykrzykiwał moje imię. Skąd je znał? Co chwilę oglądałam się za siebie. Nie widziałam jego twarzy, było zbyt ciemno. Zresztą, nie mogłam się zbytnio przyglądać, musiałam uważać, aby nie uderzyć w drzewo – było ich pełno wokół.

Biegłam, biegłam i biegłam.

Nagle potknęłam się, chyba o gałązkę. Upadłam na leśną ściółkę. Poczułam, jak patyk przebija mój policzek. Ale nie to było najgorsze. ON mnie dogonił. Pociągnął mnie za nogi i patyk, który był wciąż wbity w mój policzek, zaczął rozrywać mi twarz.

Krzyczałam, ale wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy.

Ten, kto mnie gonił, przez chwilę stał i na mnie patrzył. Po chwili poczułam silne ukłucie w szyi. Zaczęłam tracić świadomość.

Spojrzałam w ciemność, a ona spojrzała na mnie.

Ostatnią moją myślą było: "Czy jeszcze się obudzę?"

◇─◇──◇─◇

Poczułam ogromną ulgę, gdy otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że to był sen. Kolejny koszmar. Dręczyły mnie już od dawna. Nie pamiętałam nocy, w której nie obudziłabym się zlana zimnym potem i sercem prawie wyskakującym z piersi.

Gdy spojrzałam na lampkę nocną, którą zawsze zapalałam przed pójściem spać, zauważyłam, że była zgaszona. "Pewnie żarówka się spaliła" – pomyślałam.

Nie miałam ochoty w tamtej chwili jej wymieniać. Po prostu próbowałam ponownie zasnąć, gdyż była dopiero godzina druga.

Przewracałam się z boku na bok. Dlaczego tak trudno było mi zasnąć, skoro byłam tak okropnie zmęczona?

Po dwóch godzinach się poddałam. Wstałam z łóżka i wstawiłam wodę na kawę. Znowu się kończyła... Ostatnio tak często ją piłam.

Czasem zastanawiałam się, czy nie lepiej by było to wszystko skończyć, ale nigdy nie miałam na tyle odwagi, aby przejść od myśli do czynów.

Po wypiciu mocnej kawy wyszłam na spacer. Mieszkałam w małej wsi, więc zawsze mogłam wyjść na zewnątrz i w spokoju przemyśleć niektóre sprawy. Towarzyszył mi wyłącznie wiatr i czasem śpiew ptaków.

Mój dom znajdował się bardzo blisko lasu, lecz bałam się tam chodzić. Może to głupie, ale od kiedy miewałam te koszmary, na samą myśl o lesie przechodziły mnie dreszcze.

Zresztą, w domu też nie czułam się całkowicie bezpiecznie. Choć nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli, od jakiegoś czasu miewałam przewidzenia i omamy słuchowe. Nie raz widziałam twarz w kącie mojej sypialni, słyszałam jak ktoś woła moje imię, mimo że nikogo nie było w pobliżu. Zdarzało się nawet, że czułam czyjś dotyk na swoim ramieniu, ale gdy się odwracałam, nikogo nie było.

Chyba zaczynałam wariować...

Nie miałam rodziny, więc nie miałam nawet komu powiedzieć o moich problemach. Może to wszystko się działo przez samotność? Podobno z samotności można zwariować. Mieszkała ze mną jedynie moja ukochana kicia, która w tamtej chwili prawdopodobnie polowała na myszy na łące.

Gdy wróciłam do domu, było przed piątą rano. Postanowiłam się położyć z nadzieją, że może jeszcze zasnę. I tak miałam dzisiaj dzień wolny.

◇─◇──◇─◇

Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się wokół, było ciemno. Spojrzałam na zegarek. Była 23:03. Jakim cudem tak długo spałam? Przynajmniej nie śnił mi się żaden koszmar. To chyba dobrze.

Zobaczyłam, że na oknie siedziała moja kicia, która domagała się wpuszczenia do środka. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Luna – bo tak nazywała się moja kotka – wbiegła do domu, rozkosznie miałcząc. Pogłaskałam ją i dałam jej mleka.

Przetarłam oczy. Było ciemno, ale nie mogłam z powrotem położyć się spać. Postanowiłam ponownie iść na spacer. Tak, to moja jedyna rozrywka.

Czytałam w internecie, że człowiek czuje się lepiej, gdy zwalcza swoje lęki – szczególnie, kiedy są one bezpodstawne. Zdecydowałam zatem trochę zbliżyć się do lasu. Moje serce biło jak szalone, zwłaszcza że było dość ciemno. Stałam tak przez chwilę i wpatrywałam się w ledwo widoczne w ciemności drzewa.

Nagle zobaczyłam w nich coś niepokojąco bardzo przypominające twarz. Nie, to nie było prawdziwe. To tylko kolejne przewidzenia... prawda?

Strach mnie sparaliżował, nie mogłam się ruszyć. Widziałam tylko tą twarz, która się we mnie wpatrywała. Czułam, jakby ta chwila trwała wieczność. Leki uspokajające zostawiłam w domu. Byłam zdana na siebie.


Odzyskałam częściowo panowanie nad moim ciałem. Zrobiłam mały krok do tyłu. Potem kolejny. Lecz dlaczego to oblicze się nie oddalało? Czy ja naprawdę się ruszam, czy tylko tak mi się wydawało?

Zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam na chwilę oczy.

Gdy je otworzyłam, wokół mnie była tylko ciemność. Co się stało? Bałam się poruszyć, jednak zrobiłam jeden krok do przodu. W tym momencie moim oczom ukazała się twarz, ta sama twarz, którą widziałam wcześniej. Uśmiechała się szyderczo w moją stronę. Odwróciłam się i zaczęłam biec. Nie wiedziałam, czy ten ktoś mnie goni, nie oglądałam się za siebie. Po chwili się przewróciłam i uderzyłam o coś głową. Poczułam, jak ciepła krew zaczęła spływać mi po twarzy. Chyba znowu zaczęłam tracić przytomność...

◇─◇──◇─◇

Gdy otworzyłam ponownie oczy, leżałam na trawie przy lesie. Było niesamowicie ciemno, ale jakoś trafiłam do domu. Nawet nie sprawdzałam, która była godzina. Usiadłam na kanapie i tak siedziałam. Cały czas słyszałam czyjś głos wołający moje imię. Siedziałam tak do chwili, gdy zauważyłam, że robi się jasno.

Tego już było za wiele. Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam. Miałam dość!

Nie zważając na nic, poszłam na strych, gdzie było prawie całkowicie ciemno. Chwyciłam za linę i przywiązałam ją do haka, który się tam znajdował. Zrobiłam pętlę, stanęłam na taborecie i założyłam ją sobie na szyję. A więc tak to się miało skończyć... Nigdy nie chciałam, aby w ten sposób zakończyło się moje życie. Jednak nie miałam wyboru. To jedyny sposób, aby się od NIEGO uwolnić.

Kopnęłam krzesło i poczułam niemiłosierny ból spowodowany zaciśnięciem się pętli. To było gorsze, niż sobie wyobrażałam. Nie mogłam złapać oddechu, oczy zaczęły odlatywać do góry. Już zaraz to wszystko się miało skończyć. Powiedziałam sobie w myślach "Będę wolna, pozbędę się go".

Jednak nie to było mi pisane...

Kiedy już czułam, że odpływam, dostrzegłam JEGO. Podszedł do mnie i przeciął linę. Upadłam i zaczęłam kaszleć. Złapałam kilka oddechów i z załzawionymi oczami spojrzałam w górę. Jednak go już nie było.

Wiedziałam już, że on nigdy mnie nie zostawi. Nie da mi odejść. Chciał mnie dręczyć jak najdłużej. Nie widziałam go, ale wciąż słyszałam głos, który wołał moje imię. Zaczęłam krzyczeć. Tak, teraz byłam pewna, że zwariowałam. Całe moje życie było niekończącą się udręką, od której nie było ucieczki.

A on wołał głośno moje imię...

◇─◇──◇─◇

Nie miałam nikogo. Nikogo oprócz NIEGO. Jednak wolałabym być sama. Tak dużo osób narzekało na samotność, ale czasem tak było po prostu lepiej...

Jeszcze wiele razy próbowałam popełnić samobójstwo na przeróżne sposoby. Podcinałam sobie żyły, skakałam z dachu, wskakiwałam pod koła samochodu, nawet posunęłam się do wypicia trucizny. Ale to wszystko na nic.

Życie trwało dalej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro