Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty dziewiąty: Pierwszeństwo do Piekła

https://youtu.be/2Sb8WCPjPDs

👽WALC ZE "ŚPIĄCEJ KRÓLEWNY" - PIOTR CZAJKOWSKI👽

– Czemu? – szepnęła Daphne, kiedy brat poprowadził ją za rękę na środek placu. Kilkanaście innych par, a sądząc po galowych mundurach panów zostały sprowadzone z innych znamienitych jednostek, stanęło w kole. Roger kiwnął nawet najbliższemu młodemu oficerowi głową. Ten rozjaśnił twarz uśmiechem.

– Pułkowniku Wesler! Ręka odrosła? – rzucił ze śmiechem.

– Kapitanie Meyer, widzę, że i komuś obie nogi wróciło, skoro jesteście w stanie tańczyć – odpowiedział na zaczepkę brunet i delikatnie pociągnął siostrę w kierunku podwyższenia, by mogli stanąć tuż obok dyrygenta.

Weslerówna jęknęła przeciągle, ale pozwoliła ustawić się tyłem do orkiestry. Zadarła głowę, zaglądając bratu w oczy.

– Po co ta szopka?

Roger westchnął teatralnie i wyciągnął w jej stronę rękę, kłaniając przed przyrodnią siostrą głowę. Wywróciła oczami, ale dygnęła, podając mu dłoń.

– Na każdej z takich imprez prezentowane są dwie, czasem trzy specjalne oddziały. A ponieważ dzisiaj dzierżymy palmę pierwszeństwa, jako dowódca muszę poprowadzić tak zwany pierwszy walc. To jakiś zwyczaj z czasów starej demokracji w Europie. – Uśmiechnął się szeroko, ujmując z zaskakującą zręcznością prawą dłonią rękę siostry. Lewą położył jej na talii, przyciągając bliżej, żeby nie musiała się wyciągać do przyłożenia ręki na jego ramię.

– A ja? Co tutaj robię? Czemu nie mogłeś poprosić Louisy? – burknęła, ale mimowolnie strząsnęła ramiona, przygotowując się do trzymania ramy.

– Nie umie tańczyć walca. – Wyszczerzył się. – A ty jesteś zdecydowanie gwiazdą tego wieczoru towarzyskiego.

Prychnęła, unosząc oczy do nieba przykrytego szarawą powłoką ochronnego płaszcza rozciągniętego nad miastem.

– Skąd pewność, że ja nie zapomniałam, jak się go tańczy? – odpowiedziała.

Mrugnął, słysząc nagłą ciszę, która zaległa, gdy muzycy przestali stroić swoje instrumenty.

– Są rzeczy, których się nie zapomina, Pędzący Wietrze – odparł swobodnie i tylko delikatnie zgiął kolana, by dostosować się do wzrostu siostry w tańcu. – Przecież to pani Bovaries tak cię nazywała, bo zawsze wyprzedzałaś metrum.

Daphne prychnęła znowu, ale kiedy gwałtownym dźwiękiem rozpoczął się walc z „Śpiącej Królewny" Czajkowskiego poddała się ruchom brata. Stanowczo kierował nią, nie pozwalając wyłamać się z szyku polegającego na zamianie miejsc na kole. Dopiero, kiedy łagodniejsze dźwięki rozprzestrzeniły się po placu, walc przeszedł do klasycznej formy, zmieniając kierunek do zgodnego z ruchem wskazówek zegara. Mijając się z innymi parami, Daphne czuła coś podobnego do uniesienia, które przychodziło wraz z przekroczeniem Krawędzi. Jej moc uśpiona w lędźwiach wypuszczała leniwe liście, pozwalając, by niemal lewitowała w powietrzu, prowadzona przez partnera. Dała się obrócić, a potem unieść w powietrzu. Rozpierała ją lekkość muzyki Czajkowskiego, przesiąknięta do bólu słodyczą, prostotą i delikatnością. Tym wszystkim, czego brakowało w niej. Roger wykorzystał jej rozluźnienie, odpychając ją od siebie, by na nowo pochwycić w ramę. Poddawała się drobnym gestom, najdelikatniejszym ruchom i wskazówkom, chociaż nie znała układu, którym tańczono na bankietach dyplomatycznych.

Zawirowała, pozwalając by lekka suknia rozłożyła się niczym klosz, ukazując swoją niezwykłą urodę. Przez muzykę przedarło się westchnienie zachwytu, a ona uśmiechnęła się do siebie, wpadając w ramiona innego oficera.

Ten sam, który zaczepił Rogera przed rozpoczęciem tańca, miał nieco sztywne ruchy, ale wyczuwała nienaturalność jego nóg. Starając się nie dominować pary, zwyczajnie pozwoliła sobie na płynięcie zgodnie z taktem.

Śmieszyło jej wspomnienie nauczycielki z Lazetown, która zawsze zwracała jej uwagę na zbyt duży pośpiech. On przekładał się nie tylko na taniec, ale także na całe jej życie. Nie byłoby to kłamstwem, że Daphne taniec nauczył cierpliwości, obserwacji i reakcji, by najlepiej wykorzystać okazję.

Taniec łączył się z muzyką, która poruszała każdy kawałek jej duszy. Dziewczyna pamiętała każdy usłyszany w życiu dźwięk. Zawsze do nich wracała, gdy potrzebowała się uspokoić. Ten mały skrawek jej prywatnego raju był zawsze z nią.

Być może odczuwała muzykę w ten sposób przez swoją moc, być może po prostu wychowywanie się w domu Weslerów, gdzie Dominique wprowadzała piękno muzyki każdego dnia do ich codziennego życia, miało taki finał. Odkrycie tajemnicy tej niezwykłej wrażliwości na skomponowane w całość dźwięki oznaczałoby uszczuplenie tego niesamowitego doznania. Wolała nie wiedzieć. Wolała delektować się każdą nutą. Wolała być szczęśliwa, wirując w takt muzyki.

Kiedy znowu znalazła się w ramionach brata, poczuła się bezpieczniej. Obeznana z jego stanowczością w tańcu, wiedziała, że może sobie pozwolić na więcej, nie łamiąc szyku. Roger odpowiadał za ramę, ona swobodnie przemierzała kolejne kroki, pozwalając by nogi same ją prowadziły za rozkazami ciała starszego brata.

Pasowali do siebie wzrostem niemal idealnie, znali się pomimo lat rozłąki, łączyło ich coś, czego nie miały pozostałe pary. Mieli siebie, bo byli rodziną, w ich żyłach płynęła w połowie ta sama krew, ich losy splotły się już na samym początku życia Daphne. Nie miała do nikogo tyle zaufania, niż do swojego przyrodniego brata w tamtym momencie. Był jej stróżem, był jej opoką, był jej opiekunem. I wreszcie pozwoliła mu, by choć na chwilę był nim w pełni. Nie bała się upadku, nie bała się pomyłki, nie bała się następnego kroku. Czuwał nad nią Roger.

Gromkie brawa i gwałtowne szarpnięcie Rogera, który unieruchomił ją w miejscu, uświadomił Daphne, że utwór się zakończył. Dyszała ze zmęczenia, ale to było dobre zmęczenie. Przepełniało ją szczęście.

– Twoje oczy świecą – szepnął konspiracyjnym tonem pułkownik, ale w jego spojrzeniu dostrzegła dumę.

Dygnęła przed nim, na zakończenie, a kiedy Wesler odkłonił się i znowu rozległy się brawa, dotknęło ją coś.

Na granicy świadomości, tam gdzie zaczynała się jej natura antai, a kończyło człowieczeństwo, gdzie moc stykała się z ciałem, gdzie duch odbierał władzę fizycznym doznaniom, zadrżała jedna ostrzegawcza struna. Jej ciało się najeżyło, mimowolnie odwróciła się w stronę błyszczącej światłami Wieży Eiffla. Stamtąd przychodził ten smród, choć nie był odczuwalny. Cierpki jak lukrecja, porowaty, przegniły.

Złapała brata za klapę marynarki, czując nieprzyjemne łaskotanie. Szukał jej.

– Jest tutaj – wyszeptała. Puściła Rogera, który odwrócił się do Korpusu. Kiwnął na nich głowami, a Isamu natychmiast się zerwał z miejsca.

Oczy wszystkich były jednak zwrócone na rodzeństwo Weslerów, które jako jedyne nie opuściło parkietu. Daphne zrobiła kilka kroków do przodu, wciąż wyczekując aż Książę łaskawie się ujawni.

– Jesteś pewna? – zapytał Roger, łapiąc ją za rękę, ale wyszarpnęła się, robiąc kolejne kroki.

Zerwała spinkę na mankiecie zupełnie swobodnie, odrzucając ją na ziemię. Wyłączony z trybu maskowania, ujawnił się prosty pancerz złożony z grafowych płytek umieszczonych na przedramionach, piersiach i goleniach. Wzmacniany na plecach, zakrył także uda. Wysokie obcasy zniknęły, zamienione na połączone z kostiumem specjalne sensoryczne podeszwy, które zaprojektowano, by Daphne łatwiej walczyło się w locie. Kiedy stanęła w połowie Placu Trocadero, wyglądała jak gotowa do boju wojowniczka, a nie jak dama na bankiecie.

Powolne, nieśpieszne oklaski wydobyły się gdzieś z lewej strony. Odwróciła się w tym kierunku, a spośród siedzących powstał przeciętny chłopak o przeciętnej urodzie i przeciętnym wyrazie twarzy. Remi de Blaire wyglądał na niemal znudzonego. Jego zwykłość pozwoliła mu się schować, a w czarnym garniturze wmieszał się w tłum oficjeli. Kiedy wyszedł na środek, uniósł kpiąco wargę. Daphne napięła się cała, gotowa rzucić mu się do gardła w każdej chwili. Zdrajców rozszarpywano żywcem.

– Ja bym się odwrócił! – krzyknął, a ona natychmiast zdała sobie sprawę z ogromnej pomyłki.

Książę stanął na podwyższeniu, za amboną, cały emanujący swoim mrokiem, wewnętrzną brzydotą, chorobą, która go toczyła od dawna. Był jak sama Śmierć. Nie miał w oczach śladu człowieczeństwa.

– Jestem pod wrażeniem – odezwał się, a mikrofon poniósł jego głos. Zapadła idealna cisza.

– Powinnam była dopilnować, żebyś zdechł jak pies – odpowiedziała, czując wirujące wewnątrz z niepokoju nicie energii. Serce biło jej szybciej, niż kiedykolwiek w życiu. Jej ciche słowa poniosły się po mentalnej linii, docierając do wszystkich wokół.

Jej brat patrzył na zabójcę Sashy, zaciskając mechaniczną dłoń. Książę trzymał w ręce owinięty w splamione świeżą krwią płótno, miecz lady Komury. Dostrzegł błysk srebrnej klingi stopu metali niedostępnych nigdzie indziej w kosmosie. Nie ruszył się jednak z miejsca.

– Powinnaś, Daphe-nee – odpowiedział.

Odkrył jej prawdziwe imię. Połączył wątki. Wiedział.

Jak tylko skończy z tym gnojem, sprawi, że de Blaire będzie skomlał o łaskę śmierci.

Daphne aż podskoczyła, kiedy wybuch złotego pyłu zmaterializował się za Księciem. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że mają plan. Nie działają tym razem na żywioł. Wszystko zaplanowali.

Ubrana w ochronny pancerz Nubira podtrzymywana przez Louisę w obronnym stroju, który zamienił miejsce z wieczorową suknią, oparła się na zdrowej nodze i wyciągnęła drobną dłoń, łapiąc Księcia z tyłu czaszki.

Jego wrzask przepełniony bólem rozerwał powietrze. Wszyscy skamienieli w szoku, oglądając przerażające przedstawienie, jakie zafundował im Korpus Zbawiciela. Wystrzał z broni cząsteczkowej nastąpił prawie znikąd.

Daphne otworzyły się szeroko oczy, kiedy elementarny nabój trafił Nubirę wprost w brzuch, trochę powyżej przepony. Książę wyrwał się z jej uścisku i potężna fala czerwonej energii wyrzuciła dziewczynę, która wpadła na jeden z najdalszych stolików, tracąć przytomność.

Jego kolejny ryk, wyrwał Weslerównę z otępienia. Chwycił za rękojeść miecza i zrzucając z niego szmatę, zamachnął się, by trafić w Louisę. Blondynka w ostatniej chwili odskoczyła. Z drugiej strony mrugnięcie oka później, Isamu uderzył go pięścią w potylicę.

Roger, którego galowy mundur zmienił się na ochronny pancerz, krzyknął jakiś rozkaz, może kazał ludziom spieprzać, nie usłyszała.

Odwróciła się, celując w de Blaire'a. Belg uskoczył, mijając się z pociskiem energii o milimetry. Marmur posypał się w powietrze.

Wybuch błyszczącego pyłu tuż obok chłopaka chyba go zaskoczył. Wyrzucona z rozpędu Louisa wypchnęła go na stoliki. Zgodnie z planem, wyłączyła go z głównej walki.

Ludzie zaczęli krzyczeć, uciekając w popłochu, a Daphne uniosła obie ręce. Nad jej głową pojawił się błyszczący punkt. Dokładnie rozpostarła ochronny płaszcz swojej mocy nad placem, zamykając pod nieprzepuszczalną kopułą siebie, Rogera, Isamu i Księcia.

W ostatniej chwili złapała Isamu, który został odrzucony przez kolejny atak dekla. Zawisnął nad ziemią na sekundy, otoczony błękitnym blaskiem, ale kiedy upewniła się, że nic mu się nie stał, odstawiła go na ziemię.

– Trzeba wysłać go do Piekła, z którego wylazł. – Kariyashi splunął krwią z ust, spinając wszystkie mięśnie.

Daphne rozpuściła wici mocy, unosząc się nad ziemię. Poczuła jak ją to wypełnia, a podżegane nienawiścią do dekla, wybuchy energii zaczęły wykraczać na nowy poziom. Zakończy tu i teraz.

Książę susem zeskoczył nad miejscem dla orkiestry, z której dawno wybiegli muzycy. Krawędzie jego ciała zaczęły się zacierać w czerwonym świetle, które przekraczało granice fizyczności skradzionego człowieka. Unosząc rękę ponad głowę, chciał uderzyć w Rogera, ale ten zatrzymał klingę miecza dłońmi.

Roghrock stracił rezon, widząc, że Wesler jest odporny na działanie broni. Pułkownik kopnął go w nogę, odpychając od siebie ostrze. Nie spodziewając się zamachu, Ksiażę pozwolił przeciążyć się broni. Isamu zmaterializował się za nim, skacząc mu na plecy, a ten przewrócił się wprost pod nogi Rogera. Brunet uskoczył przed nadlatującym pociskiem mocy. Isamu przekoziołkował przez plecy, zatrzymując się na kolanach.

Dekiel poderwał się nagle, godząc w Rogera, który osłonił się mechaniczną ręką. Miecz przeciął metal, a oficer wrzasnął, kiedy w brzuch uderzyła go kolejna fala. Wpadł na Japończyka.

W Daphne zawrzało. Chociaż miała pilnować bezpieczeństwa, finalnie kończąc życie najeźdźcy, ale na widok nieruchomej dłoni brata u stóp wroga, rzuciła w cholerę cały plan.

Zerwała się z miejsca i natarła na Księcia z całej siły. Nie spodziewał się ataku, który wyniósł go ponad ziemię. Dziewczyna tylko na chwilę pozwoliła mu poczuć się siłę przyciągania, przybijając go z drugiej strony. Kiedy ich ciała się dotknęły, nastąpił jakiś zgrzyt. Strzelił między nimi piorun, godząc w barierę, która nie zachwiała się.

Daphne rymnęła o podłoże placu, podrywając się natychmiast, by uniknąć pocisku energii. Wyrwała się do przodu, posyłając w kierunku wroga wybuch energii. Wyciągnął rękę, by zatrzymać atak, ale siła wypadu Weslerówny, powaliła go na kolana.

Z jego ciałem zaczęło się coś dziać. Tracił fizyczność. Zaczynał przemieniać się w coś na kształt świetlistej łuny, podobnej postacią do części duszy matki Daphne ukrytej w liście do Hansa.

Nie miała czasu tego analizować, bo Kariyashi znowu zaatakował, nacierając na Księcia z różnych stron. Zdezorientowany dekiel, wraz z uderzeniem łokcia, wymierzył Japończykowi cios połączony z potężną energią. Isamu przygrzmocił w osłonę, która zareagowała jak trampolina. Ból rozsadzał mu cały tułów, ale zmusił się do poderwania się, odwracając się na dźwięk wystrzału z broni elementarnej.

Mózg de Blaire rozbryzgnął się na powłoce z energii, a ciało zsunęło.

Kiedy podniósł oczy na Louisę, dostrzegł, że to było jej pierwsze zabójstwo.

– Nubira! – krzyknął, a blondynka otworzyła szerzej oczy i zniknęła w chmurze złotego pyłu.

Odwrócił się w stronę walki.

Daphne uchyliła się przed nadlatującym ostrzem, unosząc się nad ziemię i wymierzając solidnego kopniaka Księcin w brodę. Odepchnięty dekiel, zatoczył się. Isamu rzucił się do przodu, chcąc po niej poprawić. Nagle coś kazało mu odwrócić głowę, gdy powietrze przeciął niepokojący świst. Zdołał tylko dostrzec nadlatującą resztkę ręki Rogera. W mechanicznej protezie musiało dojść do spięcia, ale Kariyashi nie zdążył zareagować. Wybuch rozdzielił jego, Księcia i Daphne.

Uderzenie było tak silne, że przywalił głową w marmur, czując krew cieknącą z połamanego przy upadku nosa, a potem ugięły się pod nim ręce, na których się oparł.

Daphne krzyknęła w jego stronę, widząc jak pada bezwładnie na ziemię, ale jej ciało było na skraju wycieńczenia. Nie była w stanie jednocześnie podtrzymywać ochronnej kopuły, pobierać energii z otoczenia i wymieniać ogień z wrogiem.

Zmusiła się do podniesienia się, widząc jak jej brat naciera na dekla sam. Uderzając go lewą pięścią w twarz, powalił go, a gdy ten spróbował się podnieść, poszedł za ruchem ciała, opierając się dłonią na ziemi. Ciężkie wojskowe buty spotkały się czaszką dekla, którego prawie niematerialne ciało wciąż było wystawione na ataki.

Roger chciał poprawić łokciem, ale kiedy tylko uniósł pozostałą mu rękę, potężna fala odrzuciła go wprost pod nogi siostry. Widząc nadciągającego Księcia przeskoczyła nad ciałem brata i wbijając kolana w ziemię, pociągnęła ręce do góry, tworząc barierę między nimi a szarżującym Roghrockiem.

Miecz lady Komury uderzył w powłokę, nastąpił trzask i posypały się odłamki niezwykłego osrza wśród iskier, które zostały po osłonie. Daphne wykorzystała oniemienie Księcia, podcinając go. Poderwała się na kolana, atakując go z małej odległości. Próbował ugodzić ją kikutem ostrza, ale odchyliła się, wpadając na Rogera, którego chyba zemdliło.

Potknęła się o jego nogi, tworząc naprędce kolejną barierę, która pękła pod atakiem Roghrocka. Odepchnęła się nogą, unikając resztki miecza, która zderzyła się z podłożem, gdy dekiel runął jak długi, złapany za kostki przez Rogera.

Wykorzystała szczyt swoich możliwości gimnastycznych, by wygiąć plecy w łuk i odbijając się od podłoża, kopnąć Księcia w głowę. Zrobiła to jednak za wolno, dała się złapać za kostki i nie mogła już nic poradzić, kiedy uderzyła w marmur. Jej głowa odbiła się boleśnie, kiedy przetoczyła się przez brata, a gdzieś na granicy świadomości nastąpiło spięcie. Nie miała siły, by utrzymać barierę bezpieczeństwa. Kopuła rozsypała się.

Poczuła ciepłą dłoń Rogera na ręce, kiedy złapał ją za przedramię i przetoczył ich, finalnie kładąc się na niej. Zacisnęła oczy, wciskając w ciało brata, czekając na ostatni cios. Wypuściła z siebie ostatnie wicie mocy, próbując uwolnić cokolwiek, co mogło ich ratować.

Huczało jej w uszach, kręciło w głowie i czuła smak krwi na języku. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, kiedy oczekiwali na śmierć.

– Nie w moją córkę, draniu.

Roger natychmiast się z niej stoczył, wciąż jednak trzymając uścisk na jej ramieniu, gotowy wrócić do poprzedniej pozycji.

Księcia zmroziło. Kiedy zamachnął się resztką odarskiego miecza na rodzeństwo Weslerów, jego ręka zawisła w powietrzu, kiedy zamknął się na nim ucisk błękitnej dłoni przepełnionej światłem. Antai pojawiła się znikąd, zatrzymując śmiercionośny cios.

– Chciałeś mnie widzieć, Książę. – Jej potężna sylwetka kumulująca w sobie światło małej gwiazdy, wydawała się dwa razy większa od ludzkiego ciała dekla. Chciał się jej wyrwać, wykręcając się, ale złapała go za drugą rękę. Próbował się uwolnić, ale świetlista twarz matki Daphne nie wyrażała żadnych uczuć. Wydawało się, że siłuje się z nieposłusznym dzieckiem.

Jej wzrok przeniósł się na zszokowane rodzeństwo. Oboje poczuli na sobie jej wzrok. Nie można było tego pomylić z niczym innym. Przepełnione miłością, wiarą i dumą przeszło ich na wylot.

– Dobrze się spisaliście – rzekła. – Jestem z ciebie dumna, córeczko – dodała łagodniej.

Roger zareagował na niespodziewany błysk, zakrywając jeszcze raz siostrę. Przycisnął ją do siebie, nie wiedząc na co czekać.

Nic nie nadeszło. Daphne oddała uścisk bratu i odważyła się wypuścić powietrze z płuc. Rozległy się krzyki.

– Już po wszystkim – szepnęła, a Rogerowi zadrżały wszystkie mięśnie. Ostatkami sił odsunął się, posyłając zmęczony uśmiech.

– Dokonaliśmy tego, Daphne – odpowiedział i nie mając już na nic więcej siły, zemdlał.  




Jutro epilog <3

All the Zo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro