53. Rozwiane złudzenia
Yuri jako pierwszy spostrzegł swojego ukochanego - Alex i Dima byli zbyt zajęci szarpaniną, aby zwrócić uwagę na to, że w pomieszczeniu pojawił się ktoś jeszcze.
Chłopak wcale nie był z tego zadowolony, nawet pomimo tego, że właściwie było już po wszystkim. Chciał trzymać go na dystans aż do momentu, gdy starszy biznesmen wyniesie się z Moskwy. Jednak nie zawsze rzeczy szły po naszej myśli, o czym doskonale mógł się przekonać. Nie miał dobrych przeczuć co do tego. Wyraz twarzy Victora był dziwny ni to obojętny, ni to rozzłoszczony, a jego spojrzenie ani razu nie objęło jego osoby. Zupełnie tak jak gdyby starał się go zignorować. Katsuki poczuł się z tym nieswojo, odrobinę się przestraszył. Miał ochotę go o to zapytać już teraz - upewnić się, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli tego nie czuł. Zabrakło mu odwagi. Aura młodego biznesmena go odstręczała, sprawiała, że nie potrafił się do niego odezwać. Obserwował go więc w milczeniu, bezrefleksyjnie przyjmując do wiadomości dalszy ciąg wydarzeń.
- Alex, zostaw go. - ton jego głosu był oschły, pozbawiony jakiegokolwiek wahania. Bezwzględny rozkaz zawisł w powietrzu, sprawiając, że Alexey zastygł w bezruchu. Zaskoczony obrócił się za siebie, wypuszczając z rąk pomiętą marynarkę Dimitra. Widok własnego kuzyna początkowo go ucieszył. Czar jednak prysł, gdy zobaczył wyraz jego twarzy. Widywał go w życiu zaledwie kilka razy i z każdym kolejnym życzył sobie, aby nie zobaczyć go ponownie. Przypominał mu wtedy tego starucha - nie tylko nastawieniem, ale i mentalnością. Ta sama władczość, wyższość i pogarda tliły się w jego burzowych tęczówkach, swoją intensywnością przyprawiając o paskudne dreszcze.
Dlatego właśnie młody Nikiforov starał się nie patrzeć na Katsukiego. Nie chciał pokazać mu swojej nie do końca chwalebnej strony. Bo w tym momencie tak bardzo przypominał człowieka, którym obaj się brzydzili. Tego nie dało się uniknąć, Victor zdołał nasiąknąć tym podobieństwem za młodu. Próbował z tym walczyć, ale nigdy nie był w stanie wymazać wszystkiego. Udało mu się jedynie wykluczyć tę rzecz z życia osobistego. Nigdy nie spoglądał w ten sposób na bliskich nawet w złości.
Nikiforov senior jednak nim nie był, już nie. Victor zdołał sobie to wszystko przemyśleć, miał na to wystarczająco dużo czasu, podczas gdy jego ukochany, odwalał za niego brudną robotę. Doszedł do uczciwych wniosków zarówno w stosunku do samego siebie, jak i do Katsukiego. Nie mógł się dłużej oszukiwać, że jego relacja syn-ojciec w nawet znikomym stopniu jest prawdziwa. Zakrapiana fałszem i patologicznymi emocjami, nie miała racji bytu. Jak najszybciej musiał ją zakończyć i właśnie teraz zamierzał się na to zdobyć - wyrzuci go ze swojego życia raz na zawsze.
- Synu, w samą porę...musimy.. - Dimitr próbował coś z siebie wykrztusić. Przekonany o tym, że ma w synu sojusznika, zrobił się śmielszy. Nie sądził, że ktokolwiek mu przerwie i to w taki sposób.
- Zamilcz. Przestań używać tego słowa, nie masz już po co. - w słowach Victora nie było ani krzty szacunku. Ton jego głosu był lekceważący, momentami nawet pogardliwy. Przerwał mu w sposób, którego nigdy wcześniej nie praktykował. Od dziecka uczony był tego, aby nie wchodzić Dimie w słowo i odzywać się dopiero wtedy, kiedy zostanie o to poproszony. Respektował to naprawdę gorliwie jak dotychczas. Dlatego właśnie Nikiforov senior wpadł w osłupienie. Nie sądził, że coś takiego go spotka. Cały ten czas uważał, że jego syn nie ma jaj, żeby mu się sprzeciwić. Widocznie się mylił i może w normalnych okolicznościach odrobinę by się z tego ucieszył, ale obecnie nie było mu to na rękę.
- Jak ty się do mnie odnosisz? Chyba zapomniałeś, kogo masz przed sobą. - prychnął, marszcząc gniewnie brwi. Dłońmi wygładził marynarkę, a dopiero w drugiej kolejności poprawił krawat. Mimo największych starań nadal wyglądał dość niechlujnie i żałośnie, co szczególnie bawiło Alexa. Dimitr wyminął go bez słowa, ignorując jego obsceniczny i głupawy uśmieszek. Podszedł do Victora, stając naprzeciw niego. Spojrzał mu w oczy, starając się, oszacować na ile jego bunt jest prawdziwy.
- Mówiłem ci, żebyś się zamknął... Całe życie cię słuchałem, ale teraz to ty posłuchasz mnie. - zamierzał mu wszystko wygarnąć, skorzystać z szansy i wytknąć mu każdą rzecz z osobna. Patrzył na niego z tak wielką niechęcią, jaką nie potrafił obdarzyć nikogo innego. Nawet Philipa nie nienawidził tak bardzo.
Samo spojrzenie jednak nie wystarczyło, aby cokolwiek zdziałać, starszy Nikiforov był na nie odporny, potrafił znieść o wiele więcej. Poza tym nie brał wybryków własnego syna na poważnie, doraźnie je bagatelizował. Widział w nim zaledwie dziecko, które w złości postanowiło tupnąć nóżką.
- Zrobiłeś się bezczelny, zbyt długo pozwalałem ci na samodzielność. Wystarczyło, że na chwilę spuściłem z ciebie wzrok, a ty dałeś się ogłupić. Nie na takiego człowieka cię wychowałem Victorze Nikoforovie.- próbował go pouczyć tak, jak zawsze to robił. Za wszelką cenę chciał mu udowodnić, że jest beznadziejny. Najważniejsze dla niego było to, aby nim zachwiać, stłamsić w nim pewność. Stosował tę metodę, odkąd tylko pamiętał. Nie potrzebował przemocy fizycznej, aby to sobie podporządkować - psychiczna działała o wiele efektywniej. Odpowiednio wpojone poczucie winy nie dało się zagłuszyć. Należycie ściągało osobę w dół, posługując się poczuciem obowiązku. Victor najmocniej jak dotychczas odczuwał to rodzicielskie, jednak jedynie do momentu, w którym zaczął być odpowiedzialny za pojedynczego człowieka. Yuri był ważniejszy niż jakiekolwiek poczucie powinności.
- I całe szczęście, że nic z tego nie wyszło. Brzydzę się tobą i twoimi metodami wychowawczymi, zawsze były beznadziejne. - fuknął. Powiedział to, co cały czas o nim sądził. Ojciec był z niego żaden, jedynie na papierze. Od swojego syna oczekiwał wielkości, a sam jednocześnie hodował u niego kompleks niższości. Takie zachowanie wyraźnie się ze sobą kłóciło, a jednak miało swoją rację bytu. Tylko czy paradoks powinien determinować czyjeś życie?
- Jesteś pewien, że chcesz się ode mnie odwrócić? Nie zapominaj, komu zawdzięczasz to wszystko, co masz. - to jedyna rzecz, której młody Nikiforov mógłby się obawiać. Nie chciał tego słyszeć, więc gdy Dimitr mu to wytknął, poczuł się realnie dotknięty. Zagryzł mocniej zęby, próbując mówić sobie, że to przecież nic takiego. Przepracował to, a przynajmniej tak właśnie mu się wydawało. Nie wziął pod uwagę tego, że jedna rozmowa to zdecydowanie zbyt mało, aby zmienić wpajane przez lata nawyki i poglądy. Na szczęście nie był sam, zupełnie jak poprzedniego razu. Ciepła dłoń, która niespodziewanie pogładziła go po łopatce, aby zaraz potem dotknąć jego ramienia, przyniosła mu ogrom ulgi. Jak Boga kochał, miał ogromne wsparcie, za które był niewyobrażalnie wdzięczny.
Uśmiechnął się lekko, kładąc rękę na tej spoczywającej na własnym ramieniu. Pogładził ją delikatnie kciukiem, pozwalając, aby znajdującą się na jednym palców obrączka rzuciła się Dimitrowi w oczy. Młody Rosjanin tak ogromnie żałował, że zdjął ją chociażby na krótką chwilę. Nie powinien był i wreszcie to zrozumiał.
- Tak, jestem pewien. Mam obecnie w swoim życiu osoby o wiele ważniejsze niż ty i twoje złudzenia. Tylko mi zawadzasz - mruknął. Mocno w to wierzył, a w zasadzie nie musiał - to przecież była prawda. Przez te kilka miesięcy podczas, których przebywał z Yurim, wydarzyło się wiele dobrego. A mówiąc o ,,osobach o wiele ważniejszych" nie miał na myśli jedynie narzeczonego.
Stojący na uboczu Alex od razu to zrozumiał. Przekaz był czysty i prosty, a on dzięki niemu poczuł się zupełnie jak za dziecięcych lat. Zawsze żałował tych straconych dni, niepodjętych decyzji i niepotrzebnej frustracji. Od zawsze chciał mieć ich blisko. To charakterne rodzeństwo było dla niego wszystkim. Odczuł właśnie wielką ulgę i szczęście. To Dimitr był tym, który od lat stawał im na drodze, a teraz miał tak po prostu zniknąć.
- Popełniasz duży błąd, wybierając nic nie warte relacje, zamiast mnie szczylu. Zaręczam ci, że jeszcze tego pożałujesz! - Nikiforov senior poczuł się upokorzony, zmieszany z błotem i zlekceważony. Jego własny syn śmiał go potraktować w taki sposób, próbując wmówić mu, że jest nikim. Oczywiście, że był wściekły - niewyobrażalnie. Jak dotąd nie wiedział, co to niemoc. Nie doznawał porażek, nie takim człowiekiem był. A jednak go to dopadło i zmieszało z błotem. O pogodzeniu się z czymś takim nie było nawet mowy. To przecież do niego od zawsze należało te ostatnie słowo.
- Jedyne czego żałuję to, to że pozwalałem ci nazywać się moim ojcem. - warknął, zaciskając mocniej palce na dłoni ukochanego. W jego głosie pobrzmiewał realny żal. Miał Dimitrowi za złe, to jaki był. To, że chciał widzieć go w innym, lepszym świetle wcale nie było tajemnicą. Pragnął mieć normalnego ojca, nie musiał być najlepszy, zależało mu po prostu, aby był zwyczajny. Kiedyś wierzył w to, że to możliwe, ale obecnie wyzbył się złudzeń. Dimitrij Nikiforov nigdy nie będzie człowiekiem, który mógłby spełnić te kryteria. On po prostu się nie dawał do roli rodzica.
Zresztą Dimie nigdy na tym nie zależało. Victora traktował bardziej jak rzecz, którą należało poddać odpowiedniemu wychowaniu, aby nie zhańbiła jego nazwiska. Dlatego właśnie nie przejął się zbytnio tymi słowami - nie starał się nigdy być dobrym ojcem. Jego życie było niekończącym się interesem, w którym przykładne rodzicielstwo zwyczajnie mu się nie opłacało. Nie potrafił dla dobra dziecka zrezygnować z aranżowanego małżeństwa, bo nic na tym nie zyskiwał. Tym bardziej irytował go fakt, że Victor ośmielił się temu sprzeciwić, wchodząc w relację z biznesowo bezużytecznym chłopakiem. O czym on do cholery myślał?
- Nie mogę uwierzyć, że zamierzasz zmarnować sobie życie, wiążąc się z tym... z tym bezużytecznym pedałem. - wycedził przez zaciśnięte zęby, nawet w najmniejszym stopniu nie zważając na słowa. Skupiał się tylko na tym, aby powiedzieć mu co o tym wszystkim myśli - popełnił kolejny błąd.
- Jeśli powiesz o Yurim, choć jeszcze jedno złe słowo, to przestanę powstrzymywać Alexa od robienia głupot. On nie będzie miał skrupułów, żeby ci się za to wszystko odwdzięczyć i dobrze o tym wiesz. - siwowłosy nie stracił nad sobą kontroli, choć był tego bardzo bliski. Nic nie działało na niego tak konfliktowo, jak atak na godność jego narzeczonego.
Doskonale pamiętał to uczucie potwornej nienawiści, które kiełkowało w nim, gdy pierwszy raz usłyszał o osobie Philipa. Właśnie wtedy po raz pierwszy się przekonał, jak mocno i desperacko można dbać o bezpieczeństwo i szczęście drugiej osoby.
- Jesteś śmieszny, jeśli myślisz, że boję się któregokolwiek z was. Jesteście tylko dziećmi, które myślą, że mają nad czymkolwiek kontrolę - oczywiście, że skłamał. Przecież nie mógł przyznać się do tego, że obawia się tych dzieciaków, bardziej niż przypuszczał. Nie należał do ludzi pokornych, nie zamierzał okazywać skruchy. Wolał stawiać się do samego końca, nie zważając na realne niebezpieczeństwo. Poza tym szczerze wątpił, że Victor pozwoliłby komukolwiek go zabić - był na to nadal zbyt słaby. A postrzelenie w "bezpieczne" miejsce było poświęceniem, które był gotów ponieść. Dopóki nie istniała możliwość, aby został z Alexem sam, nie miał się czego obawiać.
Młody Nikiforov wprost nie mógł znieść jego ofensywnej postawy. Nie liczył na cud, zdawał sobie sprawę z tego, że nie usłyszy od niego żadnego ,,przepraszam" ani niczego podobnego. Mimo to był zły i zawiedziony, bo nadal gdzieś tam w środku ostatkami sił w niego wierzył. Dima widocznie bezpodstawnie nie zarzucał mu dziecięcej naiwności - faktycznie czasem jej ulegał. Dobrze się stało, że wyzbył się wszelkich złudzeń względem ojca, bo nareszcie mógł się od niej uwolnić. Był to bolesny proces, który sprawiał, że cały wręcz dygotał ze złości, żalu i rozczarowania.
Nieświadomie zrobił krok w przód, puszczając dłoń Yuriego spoczywającą na jego ramieniu. Mięśnie jego przedramion spięły się kurczowo, a on sam poczuł chęć, aby szarpiąc "wyprosić" tego człowieka z własnego biura.
- Vicia, zostaw... nie warto. - cichy szept Katsukiego orzeźwił go nieco, ale dopiero stanowcze szarpięcie w okolicach bioder, sprawiło, że się zatrzymał. Japończyk przytrzymał go od tyłu za pasek od spodni, kategorycznie każąc mu przestać. Dimie należał się wpierdol i chłopak temu wcale nie przeczył, po prostu wiedział, że to nie przyniesie Rosjaninowi ulgi. Chciał ocalić go od niepotrzebnego poczucia winy.
- Ochrona... - Młody Nikiforov zrozumiał. Uspokoił się nieco, a przynajmniej na tyle, by użyć zdrowego rozsądku. Z beznamiętnym wyrazem twarzy, zwrócił się w stronę uchylonych drzwi, aby powiadomić wcześniej uprzedzoną ochronę o konieczności interwencji. Miał na tyle roztropności, że kazał staruszkowi z portierni wezwać pod swój gabinet stróżów.
Na ich reakcję nie musiał długo czekać - byli w gotowości praktycznie od samego początku. Dwóch rosłych mężczyzn wkroczyło do gabinetu, witając się skinieniem głowy z własnym szefem. Nieco zdezorientowani rozejrzeli się po pomieszczeniu, szukając potencjalnego zagrożenia. Ich uwagę przykuł siłą rzeczy Alex - młody, dobrze zbudowany w dodatku z bronią w ręku. Tylko szybka reakcja Victora uchroniła go od nieprzyjemnej sytuacji.
- Nie o tego mężczyznę chodzi, panowie. Macie wyprowadzić z firmy tego człowieka. W waszym i interesie pozostawiam to, aby nigdy więcej się tu nie pojawił. - mruknął, obrzucając znaczącym spojrzeniem Dimitra. Staruch nie zdarzył zbytnio zareagować, ochrona doskoczyła do niego w mgnieniu oka, chwytając go stanowczo za oba barki. Nie miał zbytniej szansy, aby im się wyrwać - nawet nie próbował. Wściekły, dał doprowadzić się do drzwi, obiecując sobie, że odpłaci się każdemu z osobna za takie upokorzenie.
- Możecie spodziewać się tego, że wam nie odpuszczę. Na zbyt wiele sobie pozwoliliście... wszystko ma swoją cenę - warknął. W normalnych okolicznościach taka groźba miałaby zapewne realne pokrycie, jednak Nikiforov senior zapomniał o jednej rzeczy - przed tym, jak w gabinecie zjawił się jego syn, już był przegrany.
- Widzę staruszku, że adekwatnie do twojego wieku pewne rzeczy umykają twojej pamięci. Ale nic nie szkodzi, ja ci przypomnę. Dokumenty wcale nie zniknęły, one nadal tu są i mogą okazać się użyteczne. - Yuri wypowiedział te słowa z szerokim i mściwym do bólu uśmiechem na twarzy. W pięknym stylu zmusił Dimitrija Nikiforova do uznania swojej porażki. Teraz biznesmen mógł jedynie odejść w milczeniu, z wielką frustracją i bezsilnością w sercu. Przy okazji mając możliwość podziwiania, pięknego i smukłego środkowego palca Alexa.
I gdy w końcu ich największy problem zniknął za drzwiami, wszyscy mogli nareszcie odetchnąć z ulgą. Choć niekoniecznie każdy z nich tego doświadczył. Victorowi jako jedynemu nie było właściwie do śmiechu. Musiał wyjaśnić jeszcze jedną bardzo ważną sprawę, która nie dawała mu spokoju. Katsuki przecież o niczym mu nie powiedział i gdyby nie własna roztropność, mógłby się tu nie pojawić.
- Al... zostaw nas samych. Chcę porozmawiać z Yurim w cztery oczy. - szepnął cicho, wzdychając smętnie pod nosem. Wyraz jego twarzy był wyjątkowo ponury, co drugi Rosjanin na szczęście potrafił uszanować. Posyłając na odchodnym Japończykowi pokrzepiające spojrzenie, ulotnił się naprędce z biura, zamykając za sobą drzwi. Nie odważył się nawet rzucić w ich stronę kilku słów pożegnania, po prostu czuł, że jego kuzyn sobie tego nie życzy. Szczerze współczuł brunetowi takiej atmosfery i miał nadzieję, że jednak wyjdzie z tej rozmowy cało. Kłótnie (przed)małżeńskie bywały nieprzyjemne, ale nie, żeby coś o nich wiedział - hipotetyzował.
Właśnie na taką kłótnię to wszystko się zapowiadało. Nikiforov milczał, a Katsuki bał się o to zapytać. Jedynie biernie, w niepewności przyglądał się mężczyźnie, który ociężale wędrował po pokoju. A gdy ten zatrzymał się obok biurka, nieświadomie wstrzymał oddech.
Nieznośnie długo czekał aż Victor, postanowi w końcu usiąść i zaprosi go gestem do siebie. Wcale nie czuł się z tym dobrze. Ruszył w jego stronę okropnie niepewnie, zupełnie jak pierwszego dnia pracy - ponownie stanął przed obliczem własnego szefa, a nie narzeczonego. Strach nieprzyjemnie ścisnął jego gardło, a on sam nawet nie odważył się usiąść. Patrząc na postawę ukochanego, miał ochotę uciec - od pierwszego dnia w pracy znacznie zmiękła mu pała i teraz odczuwał tego skutki.
- Zwalniam cię. - te dwa beznamiętne słowa z ust Victora Nikiforova, chlasnęły go w twarz z okruntym impetem. Nie potrafił w nie uwierzyć i choć oczy zaczęły szklić mu się od łez, on w niedowierzaniu kręcił głową. Nie to chciał usłyszeć i nie to powinien usłyszeć. Gorliwie liczył, że to zwykły żart, ale gdy spojrzał desperacko w tęczówki partnera, nie dostrzegł tam niczego takiego.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
Bum! ZWROT AKCJI!
Przyjmuję zakłady:
Bad end vs Happy end
Inne hipotezy też mile widziane!
Wszystko może się wydarzyć, ale tego dowiedziecie się dopiero za tydzień. Tak, wiem okrutny ze mnie człowiek. Ale chcę was utrzymać nieco w niepewności c: Emocje w tekście są ważne, dzięki nim staje się ciekawszy.
Na dziś to tyle.
● A do końca pozostały: 2 rozdziały...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro