52. Gdy ludziom puszczają nerwy
Pierwszy raz w swoim biznesowym i prywatnym życiu nie był niczego aż tak niepewny. Przygaszony, z obojętnym wyrazem twarzy zastanawiał się, jak wielką łapówkę musiałby zapłacić, aby informacje o jego machlojkach, nie ujrzały światła dziennego. Nawet jeśli udałoby mu się przekupić Rosyjski Komitet Śledczy, straciłby zbyt wiele. Zresztą marne miał na to szanse - w tym kraju pilnowano podatków. I choć zaledwie 2% z nich trafiało do rządu centralnego, będąc niczym w obliczu 18% należącego do władz regionalnych, to nadal brak mniejszości był srogo karany. To nie tak, że nie liczył się z ryzykiem, wręcz przeciwnie. Od zawsze miał je na względzie, dlatego tak skrupulatnie się zabezpieczał. Nie robił niczego pod wpływem chwili, tym bardziej bez asekuracji. W interesach towarzyszyli mu doświadczeni, a przede wszystkim zaufani i dobrze opłaceni prawnicy. Z racjonalnego punktu widzenia, nie było możliwości, aby zwykły dzieciak, który przyjechał do Moskwy stosunkowo niedawno, posiadał cokolwiek, co mogło mu zaszkodzić. Oscylowało to w granicach zwykłego absurdu - a mimo to ten wpatrywał się w niego tak pewnie, bez cienia strachu czy zawahania.
Dima był już skory uwierzyć, że to prawda, że zwykły doradca biznesowy trzyma go w szachu. Tylko że nie byłby sobą, gdyby nie spróbował tego wszystkiego podważyć. To nie był jeszcze koniec. Żeby cokolwiek sprawiło, aby się wycofał, Katsuki musiał mu to wszystko udowodnić. Słowo było warte tyle, co nic.
Ta myśl nieco go ożywiła, brak fizycznych dowodów napawał go optymizmem. Ośmielony tym faktem, postanowił wykonać kolejny ruch, przemieszczając czarny i paskudny jak jego dusza pionek, na szachownicy. Teraz to Yuri poczuł się zaskoczony i zmieszany, nie przypuszczał, że Nikiforov senior tak szybko zignoruje poczucie zagrożenia, które zainicjował. Jasne, że w jakimś stopniu się tego spodziewał, ale liczył, że kupi sobie o wiele więcej czasu.
- Słowo w tym świecie nic nie znaczy szczylu, jeśli nie możesz go potwierdzić. - warknął, otwarcie pokazując, że gołosłowna prowokacja nie robiła już na nim wrażenia. Choć najgorsze było to, że właściwie, to miał rację i Japończyk doskonale o tym wiedział. Zagryzł nerwowo wargę, kompletnie nie widząc słuszności w udawaniu, że jest w stanie spełnić warunek wiarygodności. Wstrzymał się więc od zbędnego komentarza, w milczeniu przesuwając na szachownicy kolejny pionek. Zrobił to jakby od niechcenia, doskonale wiedząc, że to posunięcie było bezcelowe.
Swoim wycofaniem zadowolił Dimitra. Rozbawione pchnięcie starucha rozbrzmiało w akompaniamencie stukotu kolejnej figury. W przeciwieństwie do Yuriego jego ruch miał swoją wartość. Czarny hetman przedarł się na przeciwną stronę planszy, zagrażając bezradnej królowej - naprawdę niewiele brakowało, aby ją stracił. Obronił ją w ostatnim momencie, posyłając na straty zdecydowanie bardziej wartościowego skoczka.
- Ahh... jest jeszcze jedna kwestia, o którą chciałbym cię przy okazji zapytać. Jak tam twój rodzinny interes? Słyszałem, że całkiem nieźle prosperuje w sezonie turystycznym. - zagaił, pozwalając sobie na kolejny paskudny uśmiech. Dobrze przygotował się na to spotkanie, umyślnie zebrał przydatne mu informacje, aby mieć pewność o mnogości swoich "argumentów". I cieszyło go niezmiernie, że Yuri Katsuki miał tak wiele rzeczy w swoim życiu, które mógł stracić. Strach przed utratą czegoś lub kogoś bliskiego zawsze był najsilniejszy.
- Skąd ty...? - wymamrotał, obrzucając rozmówcę gniewnym spojrzeniem. Dima tylko szerzej się uśmiechnął, oczywiście że nie zamierzał się tłumaczyć. Źródło tych informacji miało pozostać zawodową tajemnicą.
- Szkoda by było, żeby pensjonat z dnia na dzień stracił klientów, nie sądzisz? - każdy nawet głupi człowiek doskonale wyczułby w tych słowach groźbę. Nachalna, obsceniczna i okrutna pobrzmiewała w głosie Rosjanina, przyprawiając Katsukiego o dreszcze. O dziwo nie był nią przestraszony, nie próbował się wycofywać - wzbierała w nim wściekłość. Zagryzł mocniej zęby, z uwagą śledząc wzrokiem, jak kolejny jego pionek ląduje poza szachownicą. Znów był bezsilny, zagoniony w kozi róg, nie wiedział nawet, co odpowiedzieć. Czuł, że gdyby choć rozchylił lekko usta, wypuściłby z nich wiązankę soczystych wyzwisk i nic poza tym. Przecież nie mógł starucha pobić, choć miał na to ogromną ochotę.
Najgorsze było to, że starszy Nikiforov doskonale wiedział, jakie emocje targają chłopakiem i nie potrafił ukryć zadowolenia. Czerpał przyjemność z niszczenia przekonań ludzi, którzy odważyli mu się przeciwstawić. Uważał, że tak właśnie musiało być, skoro w hierarchii znajdował się wyżej. Miał na takiej właśnie podstawie do tego prawo. Poczuł się jak zwycięzca, co było naturalną koleją rzeczy w jego przypadku. Odprężony rozparł się na fotelu, wyciągając z wewnętrznej kieszeni marynarki paczkę fajek i zapalniczkę. Zamierzał umilić sobie czekanie na ostatni desperacki ruch swojego przeciwnika.
Leniwie wyciągnął jedną sztukę z opakowania, odkładając resztę obok szachownicy. Zapalniczka syknęła cicho, a równy buchający z niej płomyczek, objął końcówkę tytoniowego nałogu. Dimitr zaciągnął się śmiało, wydmuchując dym w stronę Japończyka. Ten skrzywił się nieznacznie, w duchu wyklinając okropny smród. Ten zapach nie miał nic wspólnego z tym, którym pachniał nieraz Victor - był mdły i gryzący.
Myślał o nim, o tym, jak bardzo mu na nim zależy. Nie mógł do jasnej cholery przegrać. Obiecał mu, że wszystkim się zajmie, że nie pozwoli, aby cokolwiek się stało. Kochał go do szaleństwa i oddałby wszystko, aby tylko go ochronić. Czy jego rodzina miałaby mu to za złe, gdyby przedłożył dobro ukochanego nad ich własne? Zrozumieliby? Przecież nawet wtedy by ich nie zostawił, pomógbły jak zawsze to robił. Jego rozterki były szalenie samolubne i egoistyczne, ale nie potrafił się od nich odwrócić. Chciał zaryzykować, pokazać, że potrafi poświęcić dla niego wszystko.
Sięgnął po pionek, wziął jeden głęboki oddech pełen obaw i rozchwiania. Czuł, że robi coś naprawdę okropnego i niewybaczalnego. Zupełnie jakby dopuszczał się najzwyklejszej zdrady. Starał się zachować spokój, ale drżące ze stresu wargi pozostawały poza jego kontrolą. I nawet ponowne zaciśnięcie szczęki nie zdołało temu zjawisku zaradzić.
Zarządzenie losu, czy Boża opatrzność? Przed podjęciem decyzji ocaliła go rzecz trywialna - pukanie do drzwi. Ciche, nienachalne, ale nadal słyszalne. Trwało to zaledwie kilka sekund dwie, może trzy, ale wystarczyło, aby Dimitr zwrócił na nie uwagę. Lekko zaskoczony wyjął spomiędzy warg tlącego się papierosa, rzucając w stronę drzwi donośne zaproszenie. Katsuki wypuścił pokaźny haust powietrza z płuc, gdy zdał sobie sprawę, że siedzący przed nim mężczyzna popadł właśnie w osłupienie. Jego twarz stężała, a miętoszona w palcach fajka, opadła na podłogę.
- Dawno się nie widzieliśmy... wujaszku.- kpiący i lekko rozbawiony głos Alexa, okazał się największym wybawieniem. Yuri miał ochotę zaszlochać z radości i rozluźniającej go ulgi. Odwrócił się w jego stronę - pełen wdzięczności i czystego uwielbienia. Posłał mu jedno długie, intensywne spojrzenie, z zadowoleniem dostrzegając ten pełen agresywnej słodyczy uśmiech. Wyglądało na to, że zdążył. Miał ze sobą coś, co mogło, a nawet musiało, zakończyć tę paskudną sprawę.
Na reakcję Dimy nie trzeba było długo czekać, on również wyczuł zmieniającą się atmosferę. Elementy układanki zaczęły składać się w całość, wzniecając w nim falę chorobliwej nienawiści. Alexey Nikiforov - syn jego bezużytecznego brata, był dla niego największą zarazą i przekleństwem. Od zawsze go nie cierpiał, od kiedy tylko pamiętał. Szczyl zawsze mu się przeciwstawiał, próbując buntować przeciwko niemu jego własne dzieci. Był drzazgą w palcu i wrzodem na dupie. I wyglądało na to, że nic w tej kwestii się nie zmieniło.
- Ty... - warknął, z niepokojem obserwując, jak jego bezczelny bratanek pewnym krokiem zbliża się do biurka. Nie mógł znieść jego widoku. Miał ochotę splunąć w jego stronę, gdy ten jak gdyby nigdy nic przystanął obok Katsukiego. Dima od niemal od razu pojął, że mężczyźni się znają. Patrzyli na siebie z wyraźnym porozumieniem, ciesząc się w głębi duszy z wzajemnego towarzystwa. Zresztą Al okazał tę zażyłość bardziej werbalnie, kładąc ciepłą dłoń na ramieniu zastroskanego Japończyka. Nie podobało mu się to - taka współpraca mogła być dla niego niebezpieczna, o czym w zasadzie bardzo szybko się przekonał.
Nowo przybyły Rosjanin nie tracił czasu na mżonki - sięgnął pod poły rozpiętej lekko kurtki, palcami chwytając schowane w wewnętrznej kieszeni papiery. Wszystkie znajdowały się w kopercie. Skrupulatnie ułożone i posegregowane znalazły się w jego dłoni, ściągając na siebie to chłodne, pełne pogardy spojrzenie. W przeciągu kilku chwil wylądowały przed nim na blacie, posłane w powietrze jednym ruchem nadgarstka. Papier zaszeleścił złowrogo, sprawiając, że biznesmen przełknął głośno ślinę. Drżącymi rękoma pochwycił jedną z kartek, błądząc po niej wzrokiem. Momentalnie pobladł, zaciskając usta w wąską kreskę.
- No, to teraz się wynoś, jeśli nie chcesz, żeby to wszystko wpadło w niepowołane ręce. - Alexey nie dał mu czasu na myślenie, a tym bardziej na jakąkolwiek reakcję. Chciał uzmysłowić mu, że najzwyklej w świecie jest skończony i nie ma tutaj już czego szukać. Dowody były zbyt konkretne i jednoznaczne. Rosjanin potwierdził słowa Yuriego, nadając im realną wartość. Dimitrij Nikiforov przegrał i właśnie zaczynał zdawać sobie z tego sprawę.
- Skurwysynie... Jak śmiałeś?!- wycedził wściekłe przez zaciśnięte zęby. Nie szczędził sobie wyzwisk, nie na tym etapie. I tak nie miał już nic do stracenia - pozostała mu jedynie podła bezsilność. Nie miał możliwości, aby się przed tym obronić. Informator Alexa wywlekł wszystko, nawet ten najmniejszy bród. Sprawy starsze i te nowsze, skatalogowane na zwykłym papierze były w stanie pogrążyć Dimitra w zaledwie kilka chwil.
- Na przyszłość radzę lepiej wybierać prawników, a przede wszystkim upewnić się, że żaden nie pełni usług dla podziemia. - mężczyzna nie przejął się wyzwiskiem. Zbyt wiele ich w życiu słyszał, aby dać się sprowokować. Dopóki dotyczyły jego samego, nie były problemem. Zresztą byłby głupcem, gdyby stracił okazję do ostatecznego pogrążenia w bagnie tego starucha. Zbyt wiele czasu czekał na to, aby go zniszczyć i wymazać jego obecność z życia Vieny i Victora raz na zawsze. Był wdzięczny Yuriemu za taką możliwość, gdyby nie Japończyk nic takiego by się nie wydarzyło. I widocznie nie tylko on tak uważał - Dima powoli zaczynał być tego samego zdania.
Podniósł gwałtownie wzrok znad kartek, obrzucając spojrzeniem Katsukiego. Pochmurne błękitne tęczówki przeszyły go na wskroś, sprawiając, że znów poczuł się niepewnie. W końcu stał się bezpośrednim adresatem jego złości. Bez trudu wyczuł tę gęstniejącą pomiędzy nimi atmosferę i nawet nadal spoczywająca na ramieniu, przyjacielska dłoń nie była w stanie go rozluźnić.
- Ty... to twoja wina szczylu, to ty go tutaj przyprowadziłeś! - nikt nie spodziewał się, że staruch pod wpływem impulsu wręcz rzuci się przez biurko, aby chwycić bruneta za poły koszuli. Rozjuszony po prostu nim szarpnął, powodując, że materiał kołnierzyka zacisnął się mocniej na jego szyi. Chłopak jęknął, a huk strącanych z blatu figur wprawił go w dezinformację, nie pozwalając mu odpowiednio zareagować. Dał sobą potrząsnąć jak szmacianą lalką. Musiał przyznać, że mimo wieku ojciec Victora miał niezłą krzepę - a przynajmniej na tyle dobrą, żeby podnieść go siłą z fotela. Cała sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze i rozgrywała się zaledwie w ułamkach sekundy.
Dimitr próbował się zamachnąć. Miał zamiar dać ujście swojej frustracji w niewybredny sposób. Nie potrafił się powstrzymać, wolał wymierzyć "sprawiedliwość" jak na typowego obywatela Rosji przystało. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że Japończyk nie był tutaj sam. Odgłos przeładowywanej broni zatrzymał jego dłoń w połowie drogi.
- Puszczaj go. - Alex nie bawił się w półśrodki. Z przezorności zabrał na to spotkanie rewolwer. Spodziewał się takiej sytuacji. Właśnie dlatego mógł tak szybko zareagować. Broń miał pod ręką już od chwili, gdy przekroczył próg gabinetu. Nabita, z założonym tłumikiem spoczywała pewnie w jego dłoni idealnie na wysokości skroni napastnika. Wystarczył jeden mały ruch, aby przestrzelił mu głowę i skończył z jego życiem raz na zawsze. Potrafiłby to zrobić i tylko ze względu na szacunek do samego Victora, pozwolił sobie, w wypadku, gdyby zaszła taka potrzeba - przestrzelić mu jedynie ramię. Doskonale wiedział jak zrobić to tak, aby nie uszkodzić żadnej ważniejszej tętnicy i w głębi serca posiadania takowej wiedzy żałował.
Mimo tego poczuł wielką satysfakcję, gdy zaskoczony tym gestem Dmitrij Nikiforov puścił Yuriego, pozwalając mu opaść ponownie na fotel. W dodatku w jego oczach tlił się strach - podły i wszechogarniający. Właśnie tego typu spojrzenie chciał u niego zobaczyć.
- Jeśli chcesz kogoś w tej sytuacji obwiniać, zacznij od siebie. Nikt nie zmuszał cię do tego, żebyś maczał palce w lewych interesach. Sam sobie na to zapracowałeś. - warknął, lekko poklepując po plecach kasłającego spazmatycznie Japończyka. Kołnierzyk koszuli naciągnięty przez Dimę zacisnął się na jego szyi dość niefortunnie, utrudniając mu przez kilka chwil swobodne oddychanie. Był przez to oszołomiony - ze szklącymi się od łez oczami rozmasowywał opuszkami placów bolące miejsca, starając się zachować spokój. Nie przychodziło mu to łatwo, choć miał wszelkie niezbędne warunki, aby czuć się bezpiecznie. Więc czemu nadal czuł w sobie ten dziwny niepokój? Ciężko było się go pozbyć, w końcu Dima przyzwyczaił go do czegoś całkiem odmiennego.
- Suczy synu... twoja głupia matka nie powinna była cię urodzić! - słowa Dimitra skierowane były prosto do Alexa. Wypowiedziane z chorobliwym jadem i pogardą chlasnęły go brutalnie w twarz. Stracił całe swoje opanowanie - nie miał problemów z wyzwiskami, dopóki dotyczyły jego samego, a nie bliskich mu osób. A jego ukochana matka była ostatnią istotą na tym posranym świecie, którą pozwoliłby komukolwiek obrażać. Nikiforov senior jak na człowieka w przegranej sytuacji na zbyt wiele sobie pozwalał. Szybko się o tym przekonał. Alexey nieodpowiedzialne rzucając na kolana Yuriego trzymany wcześniej rewolwer, zerwał się z miejsca, w mgnieniu oka doskakując do Dimy. Prawy sierpowy spadł na szczękę starucha z ogromnym impetem.
Mężczyzna żałośnie stęknął, nieporadnie zataczając się na znajdująca się za nim oszkloną ścianę. Jego plecy tompnęły głucho o szybę, tym razem to z jego płuc wyrywając atak "astmatycznego" kaszlu.
Sytuacja zrobiła się poważna - żaden z nich nie zamierzał odpuścić. Nikiforov senior po omacku rozmasował pulsujące z bólu miejsce, ścierając smugę krwi z rozciętej wargi. Choć oszołomiony nie wyglądał już na wystraszonego, uśmiechał się gorzko, ciesząc się z tego, że jego bratanek stracił panowanie nad sobą. Splunął na podłogę, stając na nogach o własnej sile.
- Pożałujesz... - wycharczał, obrzucając ich obu pełnym wyższości spojrzeniem. Choć zdecydowanie przegrał, nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Wciąż miał siły i chęci, aby się odgrażać. Nawet jeśli straci wszystko, zawsze mógł się zemścić. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby to uczynił, posiadał zbyt wiele możliwości.
Alex był zdania, że problem znikły niemożebnie łatwo i szybko, gdyby ktoś w końcu pozwolił mu tego człowieka po prostu zatłuc. W podziemu właśnie tak zalatwiało się problemy więc nie widział w tym niczego złego. Co gorsza, zaczynał się do tego pomysłu coraz namiętniej przekonywać i naprawdę niewiele brakowało, aby wyrwał z rąk Yuriego rewolwer.
W całym tym szaleństwie nikt nie zwrócił uwagi na jeden istotny szczegół - całemu zajściu od pewnego czasu ktoś uważnie się przyglądał. Oparty o framugę niedomkniętych drzwi Victor, obserwował wszystko z boku. I choć zobaczył wystarczająco wiele, aby unieść się niekontrolowaną złością, pozostał spokojny. Nie mógł dopuścić do tego, aby i jemu puściły nerwy, musiał być stanowczy. Bo właśnie raz na zawsze zamierzał zakończyć sprawę swojego okropnego ojca i jego obecności w firmie. Zbyt długo siedział cicho i była to jedyna rzecz, której żałował.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
No to się zadziało, Alex jak zwykle przyszedł z odsieczą. Zrobił się mam tutaj mały burdel. W przyszłym tygodniu zobaczycie jak Victor nareszcie go pozamiata c:
Mam nadzieję, że rozdział był ciekawy i burzliwy. Starałam się przekazać wam te wszystkie emocje i ubarwić zwroty akcji. Dajcie znać, czy czuliście to "coś" gdy Alex nagle wpadł do biura z dokumentami :D
A jeśli chodzi o Rosyjskie podatki to w gruncie pisałam o nich po omacku, korzystając jedynie z internetowych źródeł. Wzmianka o podziale na 2% i 18% jaknajbardziej jest realna, lecz nie mam pewności, że te ogólne 20% razem wzięte, obejmuje na tych samych zasadach przedsiębiorców.
Natomiast Rosyjki Komitet Śledczy jest realnym organem władzy, który zajmuje się min oszustwami podatkowymi. #Inpubawiiuczy
P.s Kocham kaktusy
● A do końca pozostały: 3 rozdziały...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro