4. Patrz jak leziesz kretynie!
Ciche konspiracyjne szepty pracowników już z samego rana umilały czas nowemu doradcy biznesowemu, który już dnia trzeciego zdołał wzbudzić niebywałą sensację. Z zaspanym wyrazem twarzy przemierzał korytarz w pożyczonym garniturze własnego szefa, który dodatkowo szedł tuż obok, gawędząc z nim wesoło na tematy czysto niezwiązane z pracą.
Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nieprzypadkowo obaj stawili się w pracy o tej samej godzinie. Coś było na rzeczy i właśnie to wzbudziło w niektórych osobach natarczywą podejrzliwość. Biurowe plotkary nie wahały się przed tym, aby mówić o ich poufałości jak o pikantnym romansie. Nawet się z tym nie kryły, choć tak naprawdę nie miały racji - wczorajszej nocy nie wydarzyło się nic ciekawego. Yuri twardo trzymał się swoich postanowień, starając unikać się otwartego flirtu.
- Dobrze wyglądasz w moim garniturze. - Stwierdził z uznaniem Victor, zdecydowanie zbyt głośno niż tak naprawdę powinien. Jego wzrok zlustrował uważnie sylwetkę chłopaka, żałując, że ten celowo zachowywał się dziś nadzwyczaj nieśmiało - nieadekwatnie do seksownego ubioru. Zastanawiał się przy tym po, co właściwie mu to wszystko. Wymyślna szopka wyglądała na męczącą, zwłaszcza gdy wzięło się pod uwagę jego usposobienie. Bo Yuri Katsuki zdecydowanie nie należał do nieśmiałych, dobrze ułożonych mężczyzn, a mimo to niejednokrotnie starał się sprawiać takie wrażenie. I warto wspomnieć, że pomimo trudności był dobry w tym, co robił - jego aktorstwo ocierało się momentami o profesjonalizm.
Ile więc pracy musiał włożyć w swój wyimaginowany wizerunek, aby ten stał się w zadowalającym stopniu autentyczny?
- Dziękuję szefie. - szepnął chicho, kryjąc lekko rozbawiony wzrok za szkłami okularów. Znów grał - lubił to. Nie tylko dlatego, że mógł stać się w jednej chwili kimś innym, to reakcje ludzi na jego zachowanie w głównej mierze sprawiały mu przyjemność. Tym razem też tak było. Nie byłby przecież sobą, gdyby nie postanowił dodać swoim słowom cnotliwego wydźwięku. Udając skruchę przygarbił nieznacznie swoje ramiona, nerwowo skubiąc palcami skrawek marynarki - niewinny Katsuki nr cztery znalazł się w natarciu. Nikiforov widząc to, przewrócił jedynie oczami. Diabeł - jego pracownik to przebiegły diabeł. Tylko tyle mógł powiedzieć w tym momencie na jego temat.
Ciche westchnienie uleciało z jego ust gdy, zawiedziony jego obojętnością Katsuki bez żadnego pożegnania oddalił się w stronę własnego biura.
Zaspany Japończyk powłóczył nogami wzdłuż korytarza, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na to, co działo się wokół. Nareszcie mógł dać upust swojemu zmęczeniu, którego winowajcą był właściwie jego własny szef. Wystarczyło, że ten kategorycznie zabronił mu spożycia porannej dawki czarnego napoju, a Yuri bez tego nie potrafił się należycie rozbudzić. Nie był z tego tytułu specjalnie zadowolony, nie uśmiechała mu się wizja nieustannej walki z pokusą odbycia nadprogramowej drzemki.
A to nie były jedyne negatywne skutki, których miał doświadczyć. W swoim sennym otępieniu nie zauważył jednej bardzo istotnej rzeczy. Nie patrzył przed siebie to też młody rosyjski praktykant niosący pokaźną stertę papierów umknął jego uwadze. Sprawa była o tyle niebezpieczna, że chłopak sam z powodu balastu nie widział za wiele i bez stresu kierował się wprost na Japończyka. Katastrofy nie dało się uniknąć. Plik białych kartek efektownie wzbił się w powietrze w akompaniamencie siarczystych przekleństw piętnastoletniego blondyna.
Yuri zdezorientowany sytuacją, wpatrywał się w szczupłą sylwetkę chłopaka leżącego tuż przed nim - sam zdołał jakoś utrzymać równowagę. Na widok jego wściekłego wyrazu twarzy westchnął cierpiętniczo. Jego usta szykowały się do zasłużonych przeprosin, lecz wyzwiska kierowane w jego stronę bardzo szybko odwiodły go od tego pomysłu.
- Ty jebany kretynie w garniaku, patrz jak leziesz! - wywarknął, z niemal kocią zwinnością podnosząc się z podłogi. Jego drobne ręce niemal natychmiast pochwyciły koszule Katsukiego, robiąc na niej paskudne zagniecenia. Jednak dam brunet nie przejął się tym zbytnio, będąc zbyt zajętym lustrowaniem praktykanta wzrokiem. Delikatna niemal dziewczęca uroda zyskała jego uznanie. Nastolatek był ładny i bez wątpienia można by nazwać go uroczym, gdyby nie niewyparzony język, którym operował. Te rosyjskie bluzgi psuły wszystko.
- Ej durny Japońcu! Słyszysz co do ciebie mówię!? - nastolatek widząc brak jakiejkolwiek reakcji, tracił powoli śladowe resztki cierpliwości, jakie posiadał. Potrząsał gniewnie Katsukim, chcąc wyrwać go z sennego otępienia. Czynność ta przynosiła zamierzony rezultat, bo po chwili brązowe tęczówki Japończyka w skupieniu wpatrywały się odpowiednio w tęczówki napastnika.
Yuri próbował utrzymać powagę, lecz ciche ziewnięcie, które wydobyło się z jego ust, niespodziewanie pogorszyło sytuację. Za bardzo było po nim widać, że nie przejmował się gniewem młodszego. Nie był w stanie - w jego oczach blondyn mógł być co najmniej nieszkodliwą, ale nadal nieco zbyt agresywną wróżką. I blondyn chyba to wyczuł, bo znów zaczął nim brutalnie potrząsać, wyrywając tym samym z jego ust kolejne ciche westchnienie. Brunet z wyraźną arogancją poklepał w odpowiedzi niższego od siebie chłopaka po włosach, w okropnie lekceważącym geście.
- No już, już złość piękności szkodzi. - mruknął, pieczołowicie czochrając miękkie blond kosmyki. Nawet mu się to podobało, ale nastolatkowi wręcz przeciwnie. Plisetsky zamarł, czując jak kolejna fala niekontrolowanej złości zalewa jego ciało.
- Normalnie cię zamorduję, tu i teraz! - wydarł się najgłośniej, jak tylko potrafił, zwracając tym uwagę sekretarek z pobliskiego biura, które z nieskrywaną ciekawością postanowiły wyjść na korytarz. W skutek tego wokół nich szybko pojawiło się małe zbiegowisko, wyczekujące dalszych wydarzeń. A Yuri uznał to za doskonałą okazję do bezbolesnej i mało wymagającej ucieczki. Momentalnie opuścił lekko podbródek, przywołując na swoją twarz udawany strach. Jego warga zadrżała lekko, a okulary spoczywające na jego nosie, osunęły się na sam jego czubek. Yurio nie zwrócił na to jednak uwagi - kontynuował w najlepsze swoje krzyki.
Koło ratunkowe Japończyka zadziałało bardzo szybko. Całą tę farsę ku jego pomyślności postanowiła przerwać jedna z pracownic, chcąca ocalić go ze szponów rodaka.
- Yurio, zostaw go... ty niewychowany dzieciaku. - prychnęła, łapiąc nastolatka za ramię. Jej długie paznokcie zatopiły się w materiale jego cienkiego podkoszulka, wydobywając z jego ust ciche syknięcie. Jego wzrok pełen wyrzutu natychmiast powędrował w stronę rudowłosej wiedźmy, która z zaciętym wyrazem twarzy odciągała go od bruneta.
- Mila, starucho! Nie wtrącaj się! - wyzwał ją. Jednak kobieta nie zamierzała go słuchać i nim się obejrzał, z zadowolonym wyrazem twarzy prowadziła Katsukiego w stronę jego biura. Łagodny uśmiech ozdobił jej ładną twarz gdy, delikatnie ujęła ramię obcokrajowca, przepraszając go za wszelkie niedogodności. A Plisetky mógł tylko w osłupieniu wpatrywać się w ich oddalające plecy.
Co tu się właśnie stało?
Że niby on zawinił?
No chyba kurwa nie!
Przecież to Japończyk wpadł na niego i nie okazał przy tym żadnej nawet najmniejszej skruchy. Dodatkowo go lekceważył i ośmieszył. W jego oczach aktualnie ten mężczyzna był po prostu dupkiem. I nie miał co do tego wątpliwości nie, gdy oglądał z daleka jego bezczelnie wystawiony język. Facet chełpił się swoją wygraną i gdyby nie Mila, to bez wątpienia w tym momencie nastolatek rzuciłby się na niego pięściami.
- Zasrany żółtek... jeszcze tego pożałujesz - mruknął pod nosem, zastanawiając się, w jaki sposób odegrać się na nim za swoje krzywdy.
***
- Potrzebuje pan czegoś, panie Nikiforov? - zapytała uprzejmie Svieta, pokazując przy tym rządek swoich śnieżnobiałych zębów. Kobieta w nieco otwartej pozie pochylała się lekko nad biurkiem Rosjanina, eksponując przy tym swój pokaźny biust.
Dziś wyjątkowo jej ubiór wykraczał poza normy biurowej elegancji. Ołówkowa spódnica, elegancki żakiecik, biała koszula i drobne szpilki prezentowały się na niej wręcz nienagannie. A złotowe kosmyki jej miękkich włosów luźno spięte w pół formalnym koczku, nadawały jej niebywałego uroku. Mimo to Nikiforov bez najmniejszego wysiłku starannie ją ignorował. Przywykł do jej dziwnych zagrywek i całkowicie się na nie uodpornił. To nie to, że Svieta nie była ładna, wręcz przeciwnie, jej uroda zachwycała niejednego mężczyznę w tym i jego. Rzecz w tym, że Victor z zasady wolał w łóżku swoją płeć. Sypiał z kobietami, ale nie było to dla niego tak ekscytujące, jak seks z urodziwym chłopakiem. Gdyby miał wybierać pomiędzy nią, a Katsukim bez wątpienia wybrałby Japończyka.
- Nie, dziękuję Svietłano, poradzę sobie. - mruknął, lecz Rosjanka nie chciała tak łatwo dać za wygraną. Jej dzisiejszy wygląd nie mógł pójść na marne, zbyt mocno się przy nim starała. Musiała poczynić jakiś krok zanim zrobi to nowy doradca, którego skrycie nie lubiła - robił jej konkurencję.
Jak na zawołanie obiekt jej nienawiści pojawił się w drzwiach, wchodząc do gabinetu bez wskazanego pukania. Wpatrując się w plik dokumentów trzymany w dłoniach, zmierzał w stronę biurka, kompletnie ignorując sekretarkę. Doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności, lecz z premedytacją traktował ją jak powietrze. Choć nie zaczął jeszcze na dobre startować do własnego szefa, to już nie podobały mu się podchody kobiety.
- Victor, mam dla ciebie te dokumenty, o które prosiłeś - zakomunikował, odkładając starannie wypełniony plik papierów na blat. Nie zwrócił zbytniej uwagi na brak etykiety, jednak blondynce stojącej obok wyraźnie to nie pasowało. Prychnęła z wyższością, tupiąc w zdenerwowaniu obcasem o gładką podłogę.
- Dla ciebie pan Nikiforov. Katsuki zachowuj się. - warknęła, zakładając ręce na piersi w bojowym geście. Katsuki niechętnie przeniósł spojrzenie na jej twarz, przywołując na swoją własną nutkę zdziwienia.
- Och Svieta... Jesteś tutaj, nie zauważyłem cię. - mruknął znudzony, z trudem udając zaskoczenie. Zużywanie nawet minimum życiowej energii na konwersacje z nią, uważał za wielkie marnotrawstwo.
- Oczywiście, że jestem i ostrzegam cię, miej szacunek do własnego szefa! - warknęła, nie zwracając uwagi na zirytowany wyraz twarzy Victora, który obecnie po dziurki w nosie miał jej zachowania. Jej to umknęło, Katsukiemu nie. Doskonale widział, że jego szef ma dość szopki, którą odstawiała blondynka. Jego wzrok niemal błagał o natychmiastowy ratunek.
Brunet uśmiechnął się pod nosem na myśl o małej przysłudze, którą zamierzał właśnie wyświadczyć. Ten chytry uśmieszek wkradł się na jego twarz, gdy wyminął zmysłowym krokiem Sviete, znacznie zbliżając się do srebrnowłosego siedzącego za biurkiem. Na krótką chwilę zatrzymał się koło niego, aby zaraz potem zwinnym ruchem usiąść mu wygodnie na kolanach. Jego ręka delikatnie objęła Rosjanina za kark, w celu utrzymania równowagi.
Nikiforov zamarł tak samo, jak zszokowana sekretarka. Jednak to usta blondynki otwierały się lekko, tak jakby chciała coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie wydobywało się z pomiędzy jej rumianych warg.
Vitor po krótkiej chwili zachował się już bardziej świadomie, mimowolnie włączając się w to małe przedstawienie. Nie wiedział, co planował Japończyk, lecz postanowił mu zaufać - w pewnym geście objął go dłonią w talii, przyciskając nieco mocniej do siebie. Przyjemny dreszcz powędrował wzdłuż jego kręgosłupa, lekko go rozpraszając jego myśli, jednak zbytnio nie dał po sobie tego poznać.
- Ccc-o to ma znaczyć?! - wydukała w końcu Rosjanka, nie mogąc uwierzyć w to, co miała właśnie przed oczami.
Dlaczego szef go nie zepchnął? Dlaczego mu na to pozwał?
Jak blisko byli?
Niezliczone pokłady pytań kłębiły się w jej głowie, nie dając jej spokoju.
- No jak to co? A na co wygląda? - żachnął się Yuri, uśmiechając się przy tym słodko. Svietłana wściekle pokręciła w niedowierzaniu głową. Kilka zbłąkanych kosmyków wysmyknęło się z jej koczka, opadając jej lekko na czoło.
- Nie wierzę. - mruknęła. A na te właśnie słowa czekał Katsuki. Pokazanie kobiecie odpowiedniego dowodu, było jedną z przyjemniejszych rzeczy, których mógł się dzisiaj podjąć.
Ze spokojnym wyrazem twarzy zwrócił się w stronę Nikiforova, owiewając gorącym oddechem jego policzek. Jego czekoladowe tęczówki obrzuciły mlecznobiałą skórę na szyi Victora pożądliwym spojrzeniem, a jego gorące wargi ze słodkim ociąganiem musnęły gładką powierzchnię, przyprawiając biznesmena o chwilę rozkoszy. Mokre pocałunki składane na jego żuchwie, wyrwały z jego ust ciche westchnienie - pod wpływem tego subtelnego dotyku zapomniał o otaczającej go rzeczywistości i postronnej obserwatorce. Jego powieki leniwie zasłoniły morskie tęczówki, pozwalając sobie na cudowny relaks.
Jesteś diabłem Katsuki, rozkosznym diabłem - przeszło mu przez myśl, już kolejny raz tego dnia.
Ich zapomnienie niestety nie trwało długo, niechciana blondynka postanowiła brutalnie je przerwać. Cichym odchrząknięciem przywróciła ich do rzeczywistości, sprawiając że Katsuki spojrzał na nią, niechętnie odrywając się od poprzedniej czynności.
- Oto twój dowód. - mruknął, przywołując na twarz uśmiech dzikiej satysfakcji. Kobieta pod wpływem tego zwycięskiego spojrzenia spuściła lekko głowę, zaciskając swoje drobne dłonie w piąstki. Przegrała i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jej oczy zaszkliły się niebezpiecznie pod wpływem niechcianych emocji.
- To ja... już pójdę. - wyszeptała, czując jak upokorzenie, powoli wypala jej trzewia. Z resztką godności, która w niej pozostała, puściła się biegiem w stronę wyjścia z gabinetu - obcasy jej szpilek zastukały głośno o podłogę, już po chwili milknąc za zamkniętymi drzwiami.
Gdy kobieta tylko opuściła pomieszczenie, Yuri zaśmiał się perliście, gratulując sobie w duchu swojej pomysłowości. Nie czekając na żadne słowa szefa, zaczął podnosić się z jego kolan... Jednak silne ramię Nikiforova dosadnie odwiodło go od tego pomysłu.
- Zostań... jeszcze chwilkę, mały szatanie. - mruknął, upajając się przyjemnym ciepłem bijącym od ciała Japończyka. Samolubna chęć posiadania go blisko zawładnęła jego umysłem, nie pozwalając mu na zwolnienie uchwytu, w którym go trzymał.
- Puść Victor... starczy tego, to tylko mała przysługa, nic poza tym. - warknął, chcąc przerwać tą lekko intymną chwilę. Czuł się niekomfortowo.
Rosjanin westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę z motywów jego postępowania, mimo to jego egoistyczny kaprys zmusił go wręcz do skosztowania tej niecodziennej, niewinnej bliskości. Nieoczekiwanie pozbawiona była ona jakiejkolwiek nieczystości, a to właśnie drażniło wiercącego się na jego kolanach Japończyka. Tego jednak już nie mógł wiedzieć.
- Jasne... zdaję sobie z tego sprawę. - Szepnął, lecz pomimo tego jego uścisk nie zelżał nawet odrobinę. W tamtym momencie jeszcze nie był świadom kryjącego się za poirytowaniem strachu, drzemiącego we własnym pracowniku, który już od dawna wystrzegał się takiego dotyku.
////////////////////////////////////////////////////////////////
Od autorki:
Yuri 1:0 Svieta
Kto się cieszy? XD
Gdyby ktoś zauważył jakiś błąd w tekście to proszę o informację. Sprawdzałam rozdział samodzielnie, a słabo mi to zazwyczaj wychodzi :,)
Jeśli się podobało, zostaw ☆ bądź komentarz! (Jestę żebrakiem, ale ćśś)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro