35. Witaj w domu Yuri
Dziwnie było mu stać tak po prostu przed rodzinnym domem. Po całych długich pięciu latach na obczyźnie, czuł się winny, a własny kraj i tak dobrze znana mu miejscowość wydawały się niemal obce. Dużo rzeczy uległo gigantycznej zmianie włącznie z kurortem, nad którym bądź co bądź sprawował biznesową opiekę. Nigdy by nie przypuszczał, że z jego wskazówkami państwo Katsuki zdołają przywrócić to miejsce do życia. Gdy wyjeżdżał na studia, był pełen niepewności. W powodzenie własnego planu biznesowego wątpił tak mocno, że już na początku chciał go wycofać. Jednak najwyraźniej zaufanie i wiara rodziców w jego możliwości okazała się słuszna. Nie mniejszą zasługę odegrał tu ich ośli upór, który, nawiasem mówiąc, zdołał po nich odziedziczyć. Gorące źródła prezentowały się wprost cudownie, schludne, urządzone w tradycyjnym stylu, cieszyły oko nawet kogoś takiego jak sam Victor Nikiforov.
Mężczyzna pomimo tego, że zaznał w życiu wielu luksusów bardziej wymyślnych od zwykłego tradycyjnego kurortu, nie mógł nacieszyć oka tym, co miał wokół. A widział przecież zaledwie frontowe drzwi i starannie wypielęgnowane krzaczki na lewo od nich. Może to fakt, że całe dzieciństwo Yuriego miało miejsce właśnie tutaj go tak fascynowało albo zwyczajnie nadal łatwo było mu zaimponować czymś nieznanym. Obydwie opcje wydawały się możliwe, a jedna nie wykluczała tej drugiej.
Jego błyszczące z podekscytowania oczy obserwowały więc wszystko wokół, niefortunnie nie od razu zatrzymując się na twarzy Katsukiego. Przygnębionego Katsukiego. Victor aż zachłysnął się powietrzem, gdy przypadkiem spostrzegł jego nagłe zmieszanie i czystą niepewność. Japończyk wyglądał zupełnie tak, jakby miał zamiar spektakularnie wyzionąć z siebie ducha. Coś było nie tak, a Nikiforov nawet nie miał pomysłu, co mogłoby to być. Zamierzał więc po prostu zapytać, chcąc przysposobić sobie spectrum całej sytuacji.
- Nie powiedziałem im - jego próbę zniweczył jednak zbolały szept obiektu jego konsternacji. Pod tym jednym, na pozór tajemniczym zdaniem, kryło się zarówno wszystko jak i nic. Stwierdzenie to było zbyt ogólne i niesprecyzowane, aby móc uchwycić jego główny sens. Ale prawda była taka, że nawet rozprawka problemowa nie byłaby w stanie oddać każdego szczegółu, na które składały się uczucia Yuriego. To było skomplikowane zupełnie jak każda istota płci żeńskiej, którą kategorycznie nie był. A jednak zdolność wykształcenia w sobie takich rozterek nabył już bardzo dawno temu, pozostając z nimi do dziś.
Skutki takich umiejętności odczuwał obecnie najbardziej Rosjanin, zupełnie nie rozumiejąc tak prostego zdania. Choćby dwoił się i troił, zmuszając swój mózg do dedukcji, ta w niczym nie przypominała tej godnej Sherlocka Holmesa. A gdy do tych procesów myślowych zaproszony został również Alzhaimer, zupełnie nic nie posiadało sensu ani pożądanych powiązań. Tępe wpatrywanie się w twarz swojego rozmówcy było zatem jedyną opcją, która mu pozostała.
- Nie powiedziałem rodzicom, że przyjeżdżam - Katsuki zlitował się nad niknącą z każdym dniem liczbą szarych komórek Victora, podsuwając mu rozwiązanie pod sam nos. Innego wyboru nie posiadał, a przed nim nie musiał ukrywać żadnej z rzeczy, które normalnie miał do ukrycia. Często tylko miłość miała ten niesamowity przywilej.
Nikiforov przetwarzał te słowa przed dobre kilkanaście sekund, co w jego przypadku nie było normą. Nie często zdarzało się myśleć dłużej niż kilka sekund. Przynajmniej tak właśnie było w pracy. Katsuki był jakimś kuriozalnym wyjątkiem, z którym czasami sobie nie radził. A mówiąc ,,czasami" na myśl przychodziło tylko stwierdzenie ,,często".
Związki są piękne, ale wymagają dużo zaangażowania i czerpania doświadczeń z życia codziennego. Bliskiego sobie człowieka należało wyuczyć sobie na pamięć i być gotowym w każdej sytuacji. Yuriemu i Victorowi na razie nie szło to najlepiej, lecz nie było to winą ich predyspozycji, a jedynie niedużej w perspektywie wspólnego życia ilości spędzonego razem czasu. Pewne rzeczy bowiem nie przychodziły od razu, a tym bardziej z łatwością.
- Nie powiedziałeś? Dlaczego? - Mruknął tą informacją mocno zdziwiony. Nie miał podstaw aby sądzić, że Yuri tak po prostu nie chciał tego zrobić. Nie słyszał przecież o tym, aby jego partner miał jakąkolwiek zwadę z własnymi rodzicami. Mówił o nich dobrze, wspominał dom z uśmiechem na ustach, a chęć spędzenia tu urlopu wydawała się szczera. Więc dlaczego się wahał? Czy on tutaj mógł być powodem?
W końcu Katsuki nie wspomniał nic o tym, że przedstawi go rodzinie jako własnego partnera. Nie mówił też nic o tym, że tego nie zrobi. W zasadzie nie podjął tego tematu, skazując Victora jedynie na własne domysły.
- Nie byłem w domu pięć lat, Vitya... to bardzo długo. Kto to widział, żeby kochające dziecko przez tyle czasu nie odwiedziło rodziców? - Jęknął, pocierając natarczywie dłonią swój gładki policzek. Trwał w konsternacji, wielkiej i niepodważalnej, jak członek Nikiforova. Choć teoretycznie i tak nie miał już możliwości odwrotu, nadal rozważał opcję wycofania się. Był jej naprawdę bliski, ale wtedy pomyślał o tym, dla kogo to właściwe robił. Bo na pewno nie dla siebie i swoich egoistycznych pobudek. Przełamał się i przyjechał tu dla swojej miłości, aby pokazać mu, jak wygląda prawdziwa rodzina. Pragnął ofiarować mu to, czego nie miał, a wszystko to po to, aby umocnić ich związek. Więc był głupi, skoro jeszcze się wahał. Pora się pozbierać, Panie Katsuki, to nie czas i miejsce na niepewność.
Z tą właśnie myślą, ruszył na przód, otwierając ozdobne drzwi prowadzące do prowizorycznej sieni. Łapał byka za rogi i miał nadzieję, że uda mu się wyjść z tego starcia cało, albo przynajmniej uchronić przed stratowaniem Rosjanina.
- Wróciłem! - Oznajmił dziarsko, czym już na wstępie zwrócił na siebie uwagę kilku gości. Takiego efektu wyczekiwał, nawet jeśli to wszystko wyglądało nieco osobliwie. Nikt go tutaj przecież zbytnio nie kojarzył, nawet jeśli ta osoba była stałym klientem. Yuri już od młodzieńczych lat snuł się po domu, jak duch minimalizując jakiejkolwiek odczucia wskazujące na jego bytność w różnych pomieszczeniach. Będąc nieśmiałym, uroczym i zaszczutym przez ogrom świata, z którym musiał się mierzyć, nie potrafił obrać innej drogi. Wyjazd miał mu w tym pomóc, a skończyło się na tym, że zdecydowanie przeholował w drugą stronę. Czasu jednak nie dało się cofnąć, a on był tego boleśnie świadom. Obawiał się. Skąd mógł wiedzieć, że całkiem niesłusznie?
Retrospekcja w jego głowie trwała zaledwie kilka sekund, ale to wystarczyło, aby jego reakcja straciła na jakości. Ciepłe, pulchne ramiona, obejmujące jego plecy,i cichy okrzyk radości, dotarły do niego nieco później niż powinien. Zbyt zdziwiony i kompletnie na to nieprzygotowany, sapnął ciężko, szeroko otworzonymi oczami wpatrując się w ciemną czuprynę własnej matki, która łaskotała jego podbródek. Pomiędzy okrzykiem, a urwanym szczęśliwym sapnięciem, zawieruszyło się pieszczotliwie wypowiedziane imię - jego własne.
Urocze zrobienie i ciepło drugiej osoby najzwyczajniej w świecie go roztkliwiły. W przypływie ulgi i dziecięcej beztroski, gorliwie odwzajemnił ofiarowany mu uścisk, tłamsząc w nim nieco niższą kobietę. Teraz nie potrzebowali słów, przez te jedną małą chwilę, mogli zatracić się w przyjemnym milczeniu.
Nikiforov równie zaskoczony i pozbawiony obaw, przyglądał się temu z lekką zazdrością. W jego domu nikt go nie witał w ten sposób. Nikt nigdy nie okazał mu matczynej troski. Świat rodzinnych uczuć był mu nieznany, ponieważ był zupełnie inny od tego, czego musiał doświadczyć. Gdyby nie nazwisko, mógłby wysnuć tezę na temat jego prawdopodobnego braku pokrewieństwa z mieszkającymi z nim niegdyś ludźmi. I gdy już myślał, że takowych czysto rodzinnych bram niebiańskich nie pocałuje nawet w kilka stalowych prętów, życie napisało nieoczekiwany scenariusz rodem z nierealnej baśni. Oczy, tak podobne do tych, które tak mocno kochał, ulokowały w nim swoje troskliwie spojrzenie. Widać było w nim zaciekawienie i nieopisaną jak dotąd iskierkę pełną nadziei.
Hiroko patrzyła na niego zupełnie tak, jakby nie był tym wielkim Victorem Nikiforovem, którego widywała na ścianach pokoju własnego syna odkąd skończył piętnaście lat. To nie było przecież ważne. Poznawała obecnie człowieka, tak samo zmieszanego jej obecnością jak każdego innego będącego w takiej sytuacji. Niczym się pod tym względem nie różnił od zwyczajnych mężczyzn.
Choć bariera językowa wydawała się być w tym wypadku niemal rażąco problematyczna, nie przeszkadzało to Nikiforovowi w tym, aby odwzajemnił to jedno spojrzenie. Chciał wypaść jak najlepiej przez rodzicami Katsukiego, nawet jeśli nie miał pewności czy zostanie odpowiednio im przedstawiony. Niemal równolegle tego pragnął, jak i nie. Ciężko było mu stwierdzić, czy jest na to wszystko gotów. Czy Yuri jest gotów.
- Mamo, to jest Victor, mój szef... i mężczyzna mojego życia - Katsuki niemal od samego początku planował wyznać rodzinie całą prawdę, zasługiwali na to, aby ją znać. Przecież Rosjanin, którego ze sobą przywiózł, miał być, a raczej był, najważniejszą osobą w jego krótkim jak dotąd życiu. Poza tym jego rodzice dobrze znali jego orientację. Tego również nie nawykł ukrywać. Ogrom akceptacji i miłości, jaką otrzymywał ze strony najbliższych, niemal narzucał mu przymus wyjawienia w młodości swoich upodobań. Nikt go przez to nie traktował gorzej, a tym bardziej z nienawiścią. Państwo Katsuki nie dali się zwariować społecznym normom, które kreowały homoseksualizm jako chorobę. Patrzyli na syna jak na zdrowego, wspaniałego mężczyznę, którym przecież był.
- Ohh... kochanie - Hiroko westchnęła cichutko, odsuwając się ostrożnie od Japończyka. Zwróciła się w stronę Victora, obdarzając go niemal anielskim uśmiechem. I gdy ten w uprzejmym geście próbował zaledwie podać jej dłoń z nieśmiałym przywitaniem na ustach, pokręciła w rozczuleniu głową, zgarniając go do serdecznego uścisku. Mimo swojego niskiego wzrostu zdołała otoczyć go ramionami, zmuszając do tego, aby nachylił się w jej stronę. Zrobiła to z przeświadczeniem, że teraz właśnie zyskała drugiego syna, którym musiała się opiekować. Skoro Yuri przyprowadził go do domu, oznaczało to, że właśnie tego od niej oczekuje. Pani Katsuki nie miała nic przeciwko temu, wręcz przeciwnie, cieszyła się całym sercem.
W nieco podobym odczuciu trwał sam Nikiforov, na początku zaskoczony - teraz pogrążony we wzruszeniu. Ciepło ramion przyszłej teściowej dodawało mu otuchy i poczucia pełnej akceptacji. Nie spodziewał się tego, bo nawet nie śmiał, a najwidoczniej powinien.
***
Miłym był moment, w którym zniknęły wszelkie obawy. Nie tylko te Yuriego ale również i te należące do Victora. Było to tak sadystycznie nierealne odczucie, że aż przyprawiało o zawrót głowy.
Beztroska - chyba to właśnie ona wywołała takie zamieszanie. Pojawiała się bowiem niezwykle rzadko, a zwłaszcza w latach, które wykraczały poza okres dzieciństwa. Praktycznie nic w dorosłym życiu nie było kolorowe, a już na pewno nie całkowicie pozbawione problemów. Więc skąd pojawiło się coś, co na pierwszy rzut oka było niemożliwe?
Objawiało się to w całkiem nietypowy sposób - ciepłym, domowym obiadem i ogromem serdecznych, szczerych uśmiechów. Tak dwie z pozoru naturalne rzeczy, nie niosące ze sobą niczego szczególnego, wznieciły w sercu i umyśle Nikiforova letnią, nieustępliwą burzę. Absurd mieszał się z rzeczywistością, a obraz rodziny, który znał do tej pory, sypał się jak gówniany domek z kart. Zawsze uważał, że tak właśnie musi być, że przez różnice pokoleń dzieci nie potrafią żyć w absolutnej zgodzie z rodzicami. Zdołał się z tym pogodzić, zaakceptować swoje bezowocne i smutne dzieciństwo, pełne oziębłości i nieadekwatnych do jego wieku konwenansów. Tymczasem wizja rzeczywistości okazała się być zgoła inna - wyjątkowo różowa i bardziej przystępna.
- Vicia, mama pyta, czy masz ochotę na dokładkę? - Zagaił niespodziewanie Yuri, wytrącając go tym samym z chwilowego otępienia. Mężczyzna z cichym pomrukiem na ustach zwrócił na niego swoje spojrzenie, aby chwilę po tym obrzucić nim swoją prawie pustą miskę. Miał ochotę. Pierwszy raz od kilu dobrych lat jadł posiłek domowej roboty. Brzmiało to absurdalnie, ale tak właśnie było. Coś tak trywialnego nigdy nie było dla niego codziennością, w przeciwieństwie do Katsukiego. Skorzystał więc z okazji, w której ktoś pragnął podarować mu tę odrobinę luksusu, którego nie posiadał.
- Poproszę - szepnął, uśmiechając się przy tym błogo. Sam wygląd i zapach oferowanych mu potraw przyprawiał go o kulinarne spełnienie. Nie wspominając już o smaku, niezwykle wyrazistym, lecz jednocześnie mocno zrównoważonym. Czysta poezja w zwykłej, średniej wielkości porcelanowej misie. Nawet ryż w wykonaniu jego przyszłej teściowej wykraczał poza wszelkie standardy. I Rosjanin, choć średnio zdawał sobie sprawę z tego, co znajduje się w jego porcji, nie zwracał na to kompletnej uwagi. Nie musiał znać nazw dań, aby się nimi rozkoszować.
- Widzę, że ci smakuje - parsknął Japończyk, sięgając zgodnie z prośbą po victorową miskę. Był zadowolony. Nie tyle z siebie, co z przebiegu minionych wydarzeń. Było lepiej niż zakładał. W zasadzie żadna z jego obaw się nie potwierdziła, a cały misterny plan, który sobie obmyślił, właśnie osiągał swoje apogeum.
Nikiforov zderzył się z przyjemną dla nich obu rzeczywistością, mając możliwość obserwowania naturalnych i prawidłowych rodzinnych więzi. Strach, który, jak dotąd w sobie tłamsił z każdą kolejną minutą ulatniał się, zastąpiony nowymi doświadczeniami.
Yuri pierwszy raz od dawna zgodnie z groźbą z zewnątrz niczego nie spieprzył, a wręcz przeciwnie - udało mu się dołożyć cegiełkę do czegoś pięknego - do ich rozwijającej się więzi.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
!BARDZO WAŻNE!
Szczerze mówiąc boję się waszej reakcji na to, co właśnie wam tu napiszę, bo z autopsji wiem, że czytelnika potrafi to zaboleć.
Robię sobie przerwę, przynajmniej na miesiąc. Znikam z Wattpada żeby sobie odpocząć. Ostatnimi czasy czuję się przemęczona, pisze po nocach i to najczęściej jakieś głupoty, wymagające konkretnej korekty. Rozdziały wypuszczam systematycznie już prawie rok bez przerwy, a to niestety potrafi dać w kość.
Wrócę na pewno, o to martwić się nie musicie. I liczę, że ze mną pozostaniecie. Bo inaczej będzie mi smutno :<
Fabuła do Korpo jest już rozplanowana do samego końca, pomysły mi się nie skończyły. To tylko kwestia napisania wszystkiego tak, jak należy - na spokojnie i bez zmuszania się do tego.
Postaram się wrzucić wam jeszcze siódmy rozdział ,,Nie tak czerwonego kapturka", aby akcja nie urwała się wam w tak brutalnym momencie. Pojawię się również na chwilę 31 października i zostawię coś z okazji Halloween.
Liczę na waszą wyrozumiałość.
Z poważaniem wasza Inpu.
● Dziękuję również Odlotowy_Balkon za cierpliwość w wyłapywaniu tragicznych nonsensów x"D
Jesteś cudowna ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro