27. Bezwstydny zachwyt
Dlaczego rzeczy zakazane, tak bardzo nieodpowiednie, smakują w tak doskonały sposób?
Choć ludzie przestrzegają nas przed zakazanym owocem, w głębi duszy przypominając sobie biblijną historię, nie znają jego smaku. Lubią hipotetyzować, uznając swoje przypuszczenia za słuszne. Coś, co jest zakazane, nie może być dobre. Potrafią wyjść tylko z takiego założenia
A co jeśli jest inaczej?
Co, jeśli właśnie się mylą?
Może w tym zjawisku nie ma wcale goryczy, chwilowej przyjemności?
Dla Victora i Yuriego ten owoc był obezwładniająco słodki. Oboje kosztowali go wspólnie, kpiąc sobie z narzuconych przez prawa i obyczaje zakazów. Nie czuli żadnego niesmaku czy poczucia winy. W swoich działaniach czuli się niesamowicie niewinnie. Choć ich dłonie i usta w bezpruderyjny sposób łapczywie spijały owoc żądzy, nie było w tym nic nieprzyzwoitego. Nawet kusząca nagość Japończyka, skryta zaledwie pod białą, lekko wymiętą koszulą, nie wydawała się grzeszna.
Siedzący na masywnym biurku chłopak wyglądał zupełnie jak najczystszy anioł. Jego wzrok, tak spokojny i rozmarzony, błądził po twarzy jego miłości, pragnąc zapamiętać każdy, nawet najmniejszy jej skrawek.
Victor był tak blisko, oparty pomiędzy jego nagimi nogami, oplatał go ramionami, raz po raz muskając gorącymi wargami jego policzki. Oddawał się temu w całości, chłonąc przyjemność z zaledwie delikatnego łechtania jego miękkiej skóry. Chwilowo obawiał się sięgnąć jego, sakralnej wręcz, kruchości, bojąc się bardziej zdecydowanego dotyku.
Robił wszystko tak, jak należy, po kolei, zgodnie z instrukcją wyznaczoną mu przez kochające serce.
Brunet, widząc jego nieme wahanie, uśmiechnął się lekko, zakładając ostrożnie stopę na jego biodro. Odchylił się powoli w tył, opierając się dłońmi o drewniany blat.
- Dotknij mnie, Victor... Tak, jak tylko tego chcesz. Nie jestem tak kruchy, aby rozpaść się na twoich oczach - wyszeptał melodyjnie. Było w tym coś wyjątkowego, bardzo żywego i tkliwego. Yuri po raz pierwszy użył względem Victora rosyjskich słów, szczególnie zważając na tyle lat pielęgnowany akcent. Ta lekkość w posługiwaniu się tym językiem od zawsze była jego marzeniem, a Nikiforov był powodem jego istnienia. Wielką radość sprawiło mu więc wypowiedzenie tych kilku wyrazów właśnie względem niego.
Nikiforov wyglądał na zaskoczonego. Ojczysty język w wykonaniu Japończyka brzmiał nad wyraz płynnie i starannie. To zdecydowanie coś, czego chciało się słuchać.
- Yuuuri... Skąd...? - wymruczał, nie zdołał jednak dokończyć, gdyż zgrabny palec Japończyka dotknął znacząco jego warg, nakazując mu milczenie. Nie był to czas na żadne rozmowy, a na pewno nie na te zwykłe. Od teraz posługiwali się tylko i wyłącznie mową gestów i ciała.
Yuri pocałował swojego szefa, obdarzając go delikatną pieszczotą. Jego usta poruszyły się leniwie, ocierając się o te należące do jego partnera. Ich gorące oddechy mieszały się ze sobą, owiewając ich rozgrzane policzki.
Nikiforov nie potrafił zignorować jego prośby. Nie potrafił być na nią głuchy. Nie wyzbył się obaw, ale teraz przestało się to jakkolwiek liczyć.
Przecież Yuri tego chciał. Chciał, aby go dotykał, chaotycznie, nieskładnie, najintensywniej, jak tylko potrafił.
Odważył się na to niemal od razu, sunąc bezwstydnie ręką po jego mlecznobiałym udzie. Było mu z tym dobrze, tak kuriozalnie błogo. Żadna ilość pieniędzy nie potrafiła wzbudzić w nim tak burzliwego poczucia szczęścia. Głód bogacenia się był zaledwie hedonistyczną zachcianką, szybko tracącą swój smak.
A Katsuki?
Katsuki był nieustanną potrzebą, nigdy nawet niezbliżającą się do zaspokojenia. Nigdy nie miał go dość i nigdy nie będzie miał. Wsłuchując się w jego rozkoszne jęki, coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ma przed sobą najpiękniejszy cud świata. Jego błękitne tęczówki pożerały wręcz to, co tylko zdołały pochwycić, starając się zapamiętać każdą sekundę ich szaleńczego zbliżenia.
Cichy szelest pomiętej koszuli przywrócił go w pewnym stopniu do rzeczywistości, przypominając mu o jej istnieniu. Nie rozumiał, dlaczego jeszcze tu była. Tak bardzo mu przeszkadzała, tylko ona dzieliła go od upragnionej nagości chłopaka, której tak pożądał. Całując Japończyka filuternie po żuchwie, Victor targnął się na Bogu ducha winny materiał, szarpiąc nieskładnie za jego koniec.
Katsuki uśmiechnął się na ten gest słodko, błądząc palcami po drobnych guzikach. Zajmował się nimi z irytującym wręcz ociąganiem, czerpiąc satysfakcję ze zniecierpliwionego pomruku Rosjanina. Uwielbiał się z nim drażnić, dlatego też zdecydowanie zbyt dużo czasu minęło, zanim ubranie zsunęło się z jego skóry, kusząco odsłaniając ramiona.
Nikiforov sapnął głucho, niemal natychmiast zbliżając usta do nowo odkrytego skrawka jego skóry. Łechtał go przyjemnie mokrymi wargami, wywołując u rozpalonego bruneta obezwładniające dreszcze. Ale dla biznesmena to wciąż było mało, mógł mu przecież dać o wiele więcej i właśnie to zamierzał uczynić.
Naparł więc na niego mocniej, poruszając nachalnie biodrami.
Był gotów to zrobić najbardziej namiętnie, jak tylko potrafił.
Jego plany pokrzyżował jednak chwilowo dźwięk, wyjątkowo niechciany i uporczywy. Pukanie do drzwi, tak zwyczajne w swojej prostocie, a tak znienawidzone. W normalnych okolicznościach zostałoby przyjęte z aprobującym pomrukiem, ale dziś nie zasługiwało na nic poza gardzącym stęknięciem.
- Panie Nikiforov? Mam dla Pana ważne papiery. Mogę wejść? - wyszczebiotała wesoło kobieta. Svieta miała fatalne wyczucie czasu, najgorsze z możliwych. Zupełnie tak, jakby celowo chciała im przeszkodzić. Robiła to intuicyjnie, nie do końca będąc tego świadomą.
- Nie teraz - warknął szorstko siwowłosy, wtulając się mocniej w rozgrzane ciało swojego pracownika.
Choć przekaz był bardzo klarowny i dosadny, blondynka nie chciała go słuchać. Zdobyła się na dozę arogancji, którą odznaczał się Katsuki.
Bo skoro on mógł wchodzić do gabinetu bez pozwolenia, to dlaczego ona nie mogła?
Rosjanka nie potrafiła znaleźć w tym innej logiki. Starała się stawiać siebie i Azjatę na równi, co było dalece nierozsądne. Nacisnęła więc klamkę na własne życzenie, niemal natychmiast zamierając w pół kroku. Zmroziło ją w pełnym tego słowa znaczeniu, ale to wcale nie Victor zwrócił na siebie jej uwagę.
Był to Yuri. Siedzący swobodnie na biurku chłopak, odchylił się nieco w tył, zerkając na kobietę przez ramię. Jego zamglone, wściekle czekoladowe tęczówki w słodkim otępieniu przyglądały się uważnie jej twarzy, odwracając nieco atencję od jego zaróżowionych, mocno uchylonych warg. Był rozkojarzony i prawie nagi. Sprawiał wrażenie zaledwie nieuchwytnego sennego marzenia, po które każdy zaledwie próbował sięgnąć.
Serce dziewczyny mimowolnie przyśpieszyło, częstując jej policzki bladym rumieńcem. Nie mogła oderwać od niego wzroku, był tak piękny. Pozbawiony nawet cienia swojej zgubnej osobistości. Wydawał się taki czysty.
Nikiforov bez trudu zauważył jej bezwstydny zachwyt i nie pochwalał tego.
- Wyjdź stąd, kobieto - rozkazał jej ostro, marszcząc gniewnie brwi. Tylko on mógł go takiego oglądać. Pragnął ponad wszystko uchronić ten niespotykany widok przed ludźmi, którzy chcieli wykorzystać go w niewłaściwy sposób. Choć wiedział, że blondynka nie była zdolna do takiego okrucieństwa, nawet jej nie chciał tego pokazywać. Nie zasłużyła sobie i nigdy nie będzie miała takiej możliwości.
Sekundy mijały, a ona zdawała się ich nie odczuwać. W słodkim otępieniu poruszała nieskładnie ustami, próbując wyszeptać ciche przeprosiny. Nie musiały być wymyślne, a jedynie proste i pokorne, ale nawet na tyle nie było jej stać.
Cóż miała począć w obliczu czegoś takiego?
Nie była na to w żaden sposób przygotowana. Jej myśli błądziły w różnych kierunkach, raz po raz zwracając się w stronę Japończyka.
- Desperatko, idź sobie - szepnął cicho, drastycznie zniżając barwę głosu. Nie chciał zdobywać się na większą uszczypliwość, nie widząc właściwie takiej potrzeby. Miał wrażenie, że wszystko, co tylko do niej powie wyrwie ją z szoku na dobre.
Nie mylił się. Sekretarka natychmiast, już przy pełni zmysłów, zdołała się zreflektować. Kłaniając się nisko, wyrecytowała pokorne przeprosiny, ulatniając się naprędce z pomieszczenia. Miała serdecznie dość wrażeń, ale ani Yuri, ani Victor nie mogli tego zauważyć. Svieta, gdy tylko znalazła się na bezpiecznym korytarzu za zamkniętymi drzwiami, osunęła się chaotycznie po ścianie, zderzając się pośladkami z niewygodną posadzką. Jej oddech nadal nie miał nic wspólnego z normą, a obraz rozpalonego Japończyka nie potrafił ulecieć z jej głowy. Została oczarowana aż po same koniuszki zgrabnych palców.
***
Victor od początku wiedział, że już nigdy nie spojrzy na to zwykłe biurko w normalny sposób. Nie, gdy jeden z cudów świata nadawał mu takie, a nie inne znaczenie. Ten biurowy mebel stał się ołtarzem rozkoszy, splamionym przez pot cudownego Japończyka. Oboje byli naprawdę blisko apogeum. Spleceni w cudownym tańcu, wychodzili sobie naprzeciw, tracąc cenny oddech. Yuri balansował na lubieżnej granicy, kurczowo zaciskając palce na krawędzi biurka. Jego plecy ocierały się o lakierowane drewno z każdym kolejnym mocnym ruchem bioder jego kochanka. Gdyby nie koszula, którą nadal miał na sobie, znacznie gorzej zniósłby tę małą niedogodność. Jednak nie musiał się tym martwić, ona tam była, a on mógł się skupić na tym, co dawał mu Victor.
Jego ukochany Victor.
Najbardziej pociągający i delikatny człowiek, jakiego tylko zdołał spotkać. Tak bardzo chciał mu powiedzieć, jak bardzo go uwielbia, ale wciąż obawiał się tych słów.
A co jeśli nie usłyszy odpowiedzi?
Przecież Philip nigdy go nie kochał, więc czy ktoś inny potrafił?
-Yuuuri.. Kocham cię - szepnął niespodziewanie Rosjanin. Nie oczekiwał odpowiedzi, nawet nie śmiał oczekiwać. On po prostu wiedział, idealnie odczytał rozterkę chłopaka, kładąc jej zwyczajny kres. Rozumiał go tak przeraźliwie mocno, że momentami sam nie potrafił w to wierzyć. A jednak tak było, nie pierwszy raz i nie ostatni.
Japończyk poczuł, jak jego mały świat wiruje, tak mocno, szaleńczo i dosadnie. Słyszał już kiedyś te dwa wyjątkowe słowa, ale jeszcze nigdy nie miały one takiego znaczenia. Przez te wszystkie poprzednie razy były po prostu puste i wyprute z emocji. A teraz? Teraz niemal drżały z nadmiaru uczucia, kryjąc w sobie niewyobrażalną słodycz. Victor Nikiforov go pokochał, ten Victor, który jeszcze kilka lat temu spoglądał na niego zaledwie z okładek gazet. Teraz jego spojrzenie było niewyobrażalnie blisko, a ich ciał nie dzielił żaden dystans. To było istne szaleństwo. Nikt normalny nie doświadczał w życiu tak nieprawdopodobnych sytuacji.
Chłopak był bliski płaczu. Roztkliwiony i kochany miotał się pomiędzy upragnionym spokojem a histeryczną radością. Wybrać było trudno, a okazać tylko jedno z nich - jeszcze trudniej. Jedynym co mógł zrobić właśnie w tym momencie, to oddać się ukochanemu w całości. To, czego bał się powiedzieć, mógł wyrazić poprzez gesty. Nie miał na to jednak zbyt wiele czasu. Rozgrzany na ciele i umyśle, nieporadnie wtulał się w Victora, sapiąc rozkosznie w jego ramię. Choć jego dłonie tak desperacko chciały przekazać mu uczucie, nie miały takiej możliwości.
Ogromna rozkosz wstrząsnęła jego ciałem, gdy biodra Rosjanina po raz ostatni wyszły mu naprzeciw. Słodki jęk uszedł z jego rozchylonych warg, zlewając się w jedno z gardłowym pomrukiem biznesmena. Byli tak cudownie kompatybilni nawet w doznawaniu rozkoszy.
Trwali tak w duszącym otępieniu, wpatrując się w swoje nadal lekko zamglone tęczówki.
Rosjanin jako pierwszy oprzytomniał, uśmiechając się delikatnie do swojego uroczego Japończyka. Nie miał ochoty się od niego odsuwać, lecz widmo dalszej pracy skutecznie sprowadzało go do rzeczywistości. Musiał być odpowiedzialny, nawet jeśli zdarzało mu się ulegać chwilowemu, słodkiemu otępieniu zwanemu Yurim.
Przywrócił się więc do porządku, muskając czule skroń chłopaka. Pomógł mu się podnieść, wsuwając ostrożnie dłoń pod jego spocone plecy. Oceniał również w międzyczasie szkody, potwierdzając swoją teorię na temat przydatności pozbywania się z siebie ubrań. On sam nie zastosował się do tej zasady, co przypłacił poplamioną marynarką. Był zbyt blisko Katsukiego, aby uniknąć tej niedogodności. Nie miał mu jednak tego za złe, Japończyk, choć pozbawiony praktycznie ubrań, nadal odczuwał skutki niedawnej przyjemności, przede wszystkim na swoim mokrym podbrzuszu. Na szczęście Rosjanin zachował na tyle przytomności umysłu, aby nie zapomnieć o prezerwatywie i nie sprawić mu dodatkowego problemu.
W tym wypadku potrzebowali jedynie chusteczek, które znajdowały się pod ręką, w najbliższej szufladzie. Nikiforov sięgnął po nie, w pierwszej kolejności zajmując się już całkiem świadomym jego działań Katsukim.
- Sam mogłem to zrobić - mruknął nieco niezadowolony z troski, jaką otrzymywał. Nadal nie potrafił się do niej całkowicie przyzwyczaić. Potrzebował zdecydowanie więcej czasu. Biznesmen doskonale był tego świadom, dlatego nie odpuszczał.
Wycierał go starannie, nie przejmując się własnym niechlujnym stanem i jego niezadowolonymi pomrukami.
Sobą zajął się dopiero w drugiej kolejności, śledzony uważnym spojrzeniem czekoladowych tęczówek, które z uznaniem obserwowały ruch nadgarstka zapinającego rozporek. Brzdęk poprawianego paska okazał się wyjątkowo miły dla ucha Japończyka, który starał się odnotować go na stałe w pamięci. Słyszał go dziś dwa razy i za każdym z nich wydawał się dla niego być tak samo erotyczny.
Brunet nadal miał wielką ochotę na jakikolwiek kontakt fizyczny, ale tym razem nie było w tym ani odrobiny pikanterii. Pragnął po prostu poczuć to przyjemne ciepło i obecność drugiego człowieka. Niczym małe dziecko wyciągnął więc ręce przed siebie, prosząc się wręcz o to, aby ktoś zagarnął go w ramiona. Był to wyjątkowo rozczulający widok, nawet, jeśli jego promotorem był bardzo męski dwudziestoczterolatek.
Jak Katsuki chciał tak i było.
Bo jak nie można, nie dać się oprzeć takiej istnej słodyczy?
Victor spełnił jego życzenie, ściągając go przy okazji z mebla. Uważając, aby nie spowodować podwójnego upadku, przy małej pomocy chłopaka, wycofał się w stronę biurowego krzesła, opierając na nim swoje działania. Usiadł na nim ostrożnie, wciągając Yuriego przodem na swoje kolana. Nie wyglądało to na zbyt wygodne rozwiązanie i takowe nie było. Katsuki i tak musiał nieco inaczej się ułożyć. W poszukiwaniu dogodnej pozycji, przerzucił swoje bose stopy przez podłokietnik, opierając się plecami o bark mężczyzny. Jego policzek otarł się o materiał victorowej marynarki, gdy ten postanowił wtulić w nią nos na wysokości jego obojczyka. Tak było mu dobrze, nawet pomimo tego, że przywodziło mu to na myśl sytuację, w jakiej mogła się znaleźć najprawdziwsza księżniczka.
- Vitya... Kiedyś ci odpowiem.Obiecuję - szepnął niespodziewanie, łapiąc w dwa palce skrawek eleganckiej marynarki. Wyglądało to tak, jak gdyby chciał wyładować na niej całą frustrację i niezdrowe poczucie winy. Nie mógł zwlekać z tym w nieskończoność, mając ma względzie uczucia, które dzielił z tak ważnym dla siebie człowiekiem. Czas płynął, będąc jego największym wrogiem.
Nikiforov uśmiechnął się czule, głaszcząc swojego pracownika po wilgotnej czuprynie. Nie oczekiwał, że słowna deklaracja uczuć ze strony chłopaka nastąpi natychmiast. Był już na to gotów, słysząc zaledwie początki jego historii z ust Chrisa. Ktoś w życiu mocno Yuriego zawiódł, rodząc w nim okropną nieufność, a tego nie można było pozbyć się ot tak. To wymagało czasu i wielkiej troski.
- Nie musisz się spieszyć, poczekam, ile będzie trzeba. Tak samo, jak na to aż się do mnie wprowadzisz. Uprzedzając pytanie, oczywiście, że ci to proponuję - wyznał, całkiem zresztą szczerze. Już zaczął planować ich wspólną przyszłość i tylko czekał, aż jego miłość oswoi się z pewnymi rzeczami i pozbędzie się wszystkich przykrych wspomnień. Jego plan zakładał, że małymi kroczkami będzie w stanie dojść do upragnionego celu.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
● Dzisiejszy rozdział dedykowany jest wspaniałej autorce, jaką jest Senmarii ^^
Zapytacie dlaczego? Już odpowiadam. To właśnie w jej cudownym opowiadaniu pt. ,,Jesteś sam" znalazłam piosenkę, do której pisałam dzisiejszy rozdział. <3
● I ohhh Boże, jeśli ktoś tu z was umie w digitale.... błagam niech mi machnie Yuriego... Takiego siedzącego na tym biurku w samej pieprzonej koszuli zsuwającej się z ramion, który patrzy przez ramię tym swoim rozkojarzonym wzrokiem na Sviete. O mamuniu ja tak chciałabym to ujrzeć :,)
● Powitajcie też proszę ciepło moją tymczasową edytorkę Calathiela, która w pocie czoła sprawdziła dla was ten rozdział. Dziękuję kochana ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro