Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Kawa to podstawa

Krystaliczne kropelki wody spływały leniwie po kręgosłupie młodego Japończyka, ogrzewając przyjemnie jego mlecznobiałą skórę. To była jedna z chwil w jego życiu okupiona całkowitym relaksem.

Gorąca ciecz niesamowicie odprężała odrętwiałe snem mięśnie, które wręcz wołały o odrobinę przyjemności. Zaspany organizm rozpaczliwie domagał się ciemnej, aromatycznej substancji, która powoli mu rozpocząć dzień z należytą dawką energii. Jednak Yuri uporczywie odsuwał od siebie tę żądzę, delikatnie przeczesując palcami mokre kosmyki swoich włosów. Nie miał ochoty opuszczać zaparowanej łazienki, która od niepamiętnych czasów była jego ostoją. Nic nie działało na niego tak uspokajająco, jak woda pieszcząca jego skórę.

Mężczyzna z lubością przymknął powieki, nakierowując strumień na swoją twarz - trwał tak w słodkim otępieniu, dopóki jego pies nie zaskomlał niecierpliwie pod drzwiami.

Japończyk westchnął cicho, odruchowo zakręcając chromowany kurek. Wiedział, że nie może go zignorować,  bo to nigdy nie przynosiło niczego dobrego. Miłość jego czworonożnego przyjaciela była zbyt intensywna, aby jej nie uszanować. Uwaga mu się należała i tylko dlatego zdecydował się zakończyć  kąpiel. Z ociąganiem wyszedł z kabiny, stawiając mokre stopy na puchowym dywaniku. Ręką sięgnął po ręcznik, którym z wielką dokładnością zaczął wycierać swoją wilgotną, zaróżowioną od kąpieli skórę.

Skomlenie ponowiło się w akompaniamencie cichego stukania psich pazurów o podłogę.

- Już kończę - mruknął, chcąc uspokoić swojego kompana. Nie kłopotał  się z założeniem jakichkolwiek ubrań, po prostu ruszył  po chłodnych kafelkach w stronę wyjścia, zarzucając jedynie ręcznik na mokre włosy.  Nie chciał, aby zbłąkane kropelki wody opadły niedbale na posadzkę.

Gdy tylko uchylił lekko drzwi, w szparze pojawił się lekko podłużny, niemal śnieżnobiały pysk. Yuri na ten widok zaśmiał się perliście. Doceniał  zapał, z jakim zwierzę próbowało dostać się do niego samego -  do swojego pańcia.

- Już, kochany, spokojnie - szepnął, mimowolnie zatapiając palce w jego długim, puchatym i miękkim futrze. Bystry wzrok sporych rozmiarów rosyjskiego samojeda odznaczał się czystym uwielbieniem i cichym żądaniem sowitej pieszczoty.
Japończyk w odpowiedzi na nie, podrapał go w niedbale za uchem. Choć ku niezadowoleniu psiaka, przyjemność, którą został obdarzony nie trwała długo - jego pan zaraz po tym wyminął go, kierując się w stronę kuchni. Nie przejmował się tym, że pozostaje w negliżu. Mieszkał zupełnie sam, nie licząc pupila i nawet przeszklona ściana w salonie nie stanowiła dla niego problemu. Na dwudziestym piętrze nowoczesnego apartamentowca był całkowicie bezpieczny od ciekawskich spojrzeń, czego czasem może i żałował. Nie wstydził się swojej nagości - jego ciało, co tu kryć, było atrakcyjne. Zadbane, młode i obdarzone wdziękiem przez samą naturę, przyciągało ciekawskie spojrzenia. Smukła szyja i zdrowo lśniące wargi nadawały się tylko do jednego - do pocałunków, pełnych pasji i żaru. 

Katsuki, wiedziony kofeinowym głodem, dotarł do nowoczesnej wyspy kuchennej. Sięgnął bez zastanowienia do ekspresu, złakniony samego zapachu kawy. Miło to gorący napój przygotował bez pośpiechu, bez pominięcia należytego rytuału. Nim upił pierwszy poranny łyk, spędził kilka chwil, wąchając opakowanie ze zmielonymi dnia poprzedniego ziarenkami.

Jednak to sam smak sprawił, że uśmiechnął się z lubością - nutka goryczy rozchodziła się po jego podniebieniu. Jego wzrok wędrował przy tym po całym pomieszczeniu. Przypadkiem zatrzymał się na zegarku stojącym na szafce, który  wskazywał równo siódmą rano. Została mu tylko godzina do rozpoczęcia honorowego, pierwszego dnia pracy.

Ciche westchnienie wyrwało się z jego ust, gdy z kubkiem w dłoni powłóczył nogami do sypialni w poszukiwaniu zestawu ubrań nadającego się do noszenia w biurze. Nieporządek w szafie wcale mu tego nie ułatwił, a ostatnia wyprasowana koszula była bardziej łutem szczęścia niż jego przezornością. Zdecydował się dzięki niej na pół formalny strój. Koszulę dopełniły ciemne dżinsowe spodnie i marynarka o dość młodzieżowym kroju. Krawat już sobie podarował i tak w większości wypadków nie związywał go tak, jak należy.

Zadowolony, uśmiechnął się do swojego lustrzanego odbicia, zaczesując nadal lekko wilgotne włosy do tyłu.

- No, no, Yuri... przystojny i skromny z ciebie facet - parsknął.  Był szczerze zadowolonym ze swojego wyglądu. W obecnym stanie nikt nigdy nie podejrzewał, że jeszcze zaledwie kilka lat temu był  nieśmiałym chłopakiem, nieświadomym swoich atutów.

Ludzie pod wpływem różnych, mniej lub bardziej przyjemnych sytuacji w życiu, potrafią zmienić się nie do poznania i Katsuki nie był tu wyjątkiem od reguły - on doskonale ją potwierdzał.

                                ***

- Szefie, pański...nowy nabytek właśnie przyszedł. Jakieś instrukcje, co do niego? - Gdy do Victora dotarły słowa jego sekretarki, ożywił się nieco, odrywając momentalnie wzrok od ekranu laptopa.

- Kastuki? Pokaż mu jego biuro, jakbyś mogła, resztą zajmę się osobiście - zarządził, w duchu nie mogąc się doczekać ponownego spotkania ze swoim nowym doradcą. Chłopak intrygował go bardziej niż powinien, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. W swoim życiu biznesmena nie miał zbyt wielu rozrywek i każdą nową rzecz lub osobę witał w nim z otwartymi ramionami.

Po wyjściu Sviety z niespotykanym jak dla siebie zapałem wziął się do dalszego wypełniania faktur, jego palce zawzięcie uderzały o klawisze laptopa w akompaniamencie równomiernego stukotu, wprowadzając w odpowiednie rubryki prawidłowe dane. Pomimo pośpiechu dokumenty wydawały się poprawne - bez zbędnych błędów i pomyłek. Victor zbyt wiele razy wykonywał tę czynność, by popełniać, którekolwiek z nich. A przynajmniej był o tym przekonany. Zadowolony z siebie, otwierał już ostatnie strony przeznaczone do wypełnienia.

Niespodziewanie z szału pracy wyrwało go natarczywe pukanie, lecz nim zdążył wypowiedzieć ciche „proszę" jego goście swobodnie wkroczyli do gabinetu.

- Mówiłam ci, że nie wolno mu przeszkadzać, wracaj tu! - Do uszu Rosjanina dotarł zdenerwowany głos jego własnej sekretarki, która z pełną determinacją szarpała się w drzwiach z czarnowłosym Japończykiem. Szybko zdążyła wrócić, a raczej została do tego zmuszona. Wyglądało na to, że brunet był wyjątkowo uparty i dostatecznie zdeterminowany. Z narzekań kobiety nie robił sobie nic. Zamiast tego prychnął, uśmiechając się przy tym łobuzersko.

- Niech pan Nikiforov sam zadecyduje, czy mogę mu przeszkadzać, czy nie. Prawda szefie? - Zwrócił się bezpośrednio do Nikoforova. Brzmiał przy tym odrobinę cwaniacko, ale nie brak mu było dozy zawodowego opanowania. Svietłanę natomiast odganiał dłonią niczym natrętną muchę i zbytnio się z tym nie krył.

- Szefie, przepraszam, wziął mnie podstępem! - próbowała się  zawzięcie tłumaczyć, zupełnie jakby jej winą była niesubordynacja Japończyka. A nie była i Rosjanka miała słuszność gromiąc go gniewnym spojrzeniem.

- Nic się nie stało, nie ciebie jedną. Jego niewinność potrafi zaskoczyć - mruknął Rosjanin, śmiejąc się przy tym radośnie. Rozmowa kwalifikacyjna to było coś - chłopak niewątpliwie wzbudzał w nim za sprawą swojego zachowania, ciekawe odczucia.

Wzrok Nikiforova jakoś tak odruchowo, wiedziony ciekawością, zlustrował sylwetkę nowego pracownika. Zatrzymał się na tym, co najlepsze - na lekko opinającej wyrzeźbiony brzuch koszuli. Musiał przyznać, że chłopak z pewnością wie, jak podkreślić atuty, którymi dysponuje. Każda ta mała rzecz, która się na to składała, tworzyła spójną całość poza jedną jedyną rzeczą. Czarne okulary w grubych oprawkach zwyczajnie gryzły się z jego "osobowością". Bez nich prezentował się o wiele lepiej, lecz Rosjanin nie zdawał sobie sprawy, że ten zabieg był jak najbardziej celowy.

- Svieta, zostaw nas samych, założę się, że Katsuki ma konkretny powód dla którego tu przybył - zarządził, dając kobiecie do zrozumienia, że od tego momentu stała się całkowicie niepotrzebna w tej sytuacji.

Yuri, słysząc te słowa, uśmiechnął się triumfalnie, spokojnym krokiem zbliżając się w stronę mahoniowego biurka. Obrzucił sekretarkę ostatnim, niechętnym spojrzeniem, doszczętnie rozpalając w niej uczucie gniewu.

Blondynka tupnęła tylko na odchodnym nogą, manifestując swoje uczucia. Nie kryła swojego niezadowolenia w związku z nowym pracownikiem, któremu przypięła metkę „rywala" w walce o względy Nikiforova.

Brunet tymczasem dał ponieść się swojej ciekawskiej naturze i bez skrępowania stanął za Rosjaninem, przeglądając wzrokiem pliki, nad którymi pracował. Światło monitora odbijało się lekko w jego okularach, które w niekontrolowanym odruchu postanowił poprawić, tak jakby miało mu to pozwolić na szybsze spostrzeżenie szczegółów.

- A więc czego chciałeś...Yuri? - Z permanentnego zamyślenia wyrwało go bezpośrednie pytanie pracodawcy.

Katsuki odchrząknął, skupiając swoje myśli na naglącej go odpowiedzi, lecz mimo to nie oderwał wzroku od  ekranu laptopa.

- Nie bawi mnie zwiedzanie z pańską  sekretarką toalet i bufetu w firmie, to strata czasu. Znalazłbym to przy okazji. Chciałbym się już zająć czymś pożytecznym - mruknął, nie kryjąc swojego wyniosłego tonu.

Victor zamarł, nie spodziewał się takich słów. Pierwszy raz spotkał się z pracownikiem, który już pierwszego dnia ochoczo garnął się do ciężkiej pracy. Nie wiedział ponadto, czy to zachowanie ma swoje podłoże w pochodzeniu - wszakże Japończycy według niego słynęli ze swojej pracowitości, czy może jest to osobisty pierwiastek osobowości chłopaka. Jak na razie brunet potrafił go, nawet nieświadomie, zaskoczyć na każdym kroku. Mimo to Nikiforov wątpił w jego umiejętności, zakładając, że  przeszkolenie go jest w tym momencie rzeczą niezbędną.

- Najpierw szkolenie, potem praca, nie chcę pomyłek w dokumentach - żachnął się, w pełni wczuwając się w rolę szefa. Ktoś w tej firmie musiał czasami chociaż bywać odpowiedzialny. Siłą rzeczy zawsze padało na niego.

Katsuki kolejny już tego dnia prychnął. W oskarżycielskim geście wskazał palcem na fragment elektronicznej faktury, zmuszając tym samym Rosjanina do spojrzenia na nią.

- Jak na razie, to szef je tu robi - oburzył się. Rzeczywiście był odważny, skoro postanowił wrócić uwagę własnemu pracodawcy. 

Srebrnowłosy w skupieniu przeleciał wzrokiem tekst, z wielkim zażenowaniem dostrzegając swój karygodny błąd. Nie był on nazbyt oczywisty, ale dla wprawionego pracownika nie stanowił problemu. Fakt, za spostrzegł go jego nowy nabytek, działał korzystnie na prezentację poziomu jego umiejętności. Victor westchnął. Ten błąd kosztował go nadszarpnięcie autorytetu - w większości przypadków nigdy się nie mylił, ale tym razem los postanowił spłatać mu figla.

- No dobra, dostaniesz robotę, ale ostrzegam, że jest jej całkiem sporo. Poprzedni doradca zostawił po sobie niezły syf - stwierdził z satysfakcją, licząc, że w jakimś stopniu odegra się za swój mały błąd i zniechęci go tym samym do cwaniactwa. Jednak na Yurim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, chłopak z niewiarygodnym spokojem przyjął tę wiadomość, wzruszając lekko ramionami. Nie bał się wyzwań, lubił je na swój masochistyczny sposób.

Nikiforovowi nieco zrzedła mina - kolejny jego fortel spełzł na niczym. Mimo to postanowił się nie poddawać, wiedząc, że ostateczny wynik starcia uzyska dopiero w momencie, gdy jego pracownik prosto pod nos dostanie biurokratyczny bałagan do ogarnięcia.

- No to... idę do swojego biura i czekam na dokumenty - mruknął i nim jego szef zdążył zareagować, wolnym krokiem skierował się w stronę drzwi.

Victor odprowadził go jedynie wzrokiem, odnotowując w pamięci obraz jego seksownych pośladków i kusząco opinających się na nich spodni. Przy tym chłopaku zbyt często jak dotąd tracił czujność, pozwalając mu na robienie rzeczy przy pominięciu odpowiednich procedur. Znał go dopiero drugi dzień, a już potrafił stwierdzić, że wcielenie bruneta w standardowe hierarchie biurowe w relacji szef - pracownik będzie nadzwyczaj trudne, a może i nawet niemożliwe.

Tylko czy Katsuki był wart takiego wysiłku?

Victor tego nie wiedział, targały nim poważne wątpliwości, lecz nadal było coś, co kazało mu tak po prostu spuścić chłopaka ze smyczy. Chciał poznać jego prawdziwy potencjał. W końcu pod grubą warstwą arogancji pomieszanej z chorobliwą pewnością siebie mogło kryć się coś o wiele cenniejszego.

Nikiforov w zamyśleniu ułożył nogi na blacie biurka, sięgając zgrabną dłonią po paczkę papierosów. Zaraz potem cichy syk płomienia uszedł z zapalniczki, obejmując pojedynczy czubek małego tytoniowego nałogu. Gęsty dym szybko wypełnił jego płuca, pozwalając mu na chwilę relaksu. Nie pamiętał, kiedy uzależnienie stało się formą ucieczki od kłopotliwych myśli - nie chciał pamiętać. A każdy sposób na stres i zabicie czasu w jego mniemaniu był wystarczająco dobry, aby z niego skorzystać. Własne zdrowie w tym wypadku nie było dla niego ważne.

////////////////////////////////////////////////////////////////
Od autorki:

Ohh no cóż ja mogę tu rzec, bardzo dziękuję za każdy miły komentarz pod poprzednią częścią! Cieszę się, że historia was zaciekawiła :D

Dajcie znać czy drugi rozdział też przypadł wam do gustu ;) Każdy komentarz i ☆ jest dla mnie na wagę złota.

Również i tutaj dziękuję Odlotowy_Balkon za korektę i włożone w nią serce ^_^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro