Rozdział 6
Wybudzała się. Wpierw wolno unosiła powieki, nabierając ostrości. Nie wiedziała, co się stało. Potrzebowała chwili, żeby pojąć, w jakim znalazła się położeniu. Otworzyła gwałtownie oczy, przypominając sobie o wydarzeniach sprzed utraty przytomności – lawina, a potem napaść.
Zamierzała się podnieść, jednak jakikolwiek ruch sprawił jej ból. Syknęła głośno, opadając ponownie na posłanie. Odczuwała ból niemal w każdej części swojego ciała, a szczególnie tuż z tyłu głowy. Wierciła się, szukając jakieś wygodniejszej pozycji i wtedy zrozumiała, że ma ograniczone ruchy. Ktoś związał jej ręce z tyłu pleców.
Przewróciła się na bok, lustrując dokładnie miejsce, w które je zabrano.
Znajdowała się w jakimś dużym namiocie. Widziała to po kępach trawy rosnącej na podłożu oraz tym, że nie było tu okien. Nad nią wisiała jedynie lampa, w której jeszcze tliło się światło. Dookoła leżały jakieś kufry, szczelnie pozamykane oraz niedbale porozstawiane zbroje wraz z bronią. Oprócz tego dostrzegła duży podłużny stół, na którym leżały jakieś kartki papiery razem z księgami.
„Gdzie ja jestem?" – zastanawiała się gorączkowo.
Nie zamierzała czekać, aż ktoś jej łaskawie na to odpowie. Oddychała głęboko, gdy się podnosiła, licząc, że w ten sposób zdoła uśmierzyć ból. Myliła się, gdyż przy każdym drobnym ruchu czuła jak w głowie szumi, a w prawej nodze rwie. Miała wrażenie, jakby ktoś rozrywał jej ciało od środka.
– Leż spokojnie – odezwał się nieznany głos.
Podskoczyła wystraszona na te dźwięk, szukając jego źródła. Nie zauważyła, kiedy do środka wszedł mężczyzna.
Na jego widok zamarła ze strachu.
Obcy przeszedł spokojnie przez namiot, kładąc jakiś rulon na stole, a następnie podszedł do niej i usiadł na stołku. Był mniej więcej w jej wieku, ale wydawał się być starszy. Miał roztrzepane ciemne włosy oraz straszne mordercze spojrzenie pełne nieufności. Złowrogość biła z jego szarych oczu.
Siedział spokojnie, bawiąc się swoim kolczykiem w lewym uchu, ale w całkowitej gotowości do ataku. W każdej chwili mógł zakończyć jej żywot, a ona nie zdążyłaby nawet mrugnąć.
Niespodziewanie nieznajomy wyciągnął z pochwy swój miecz i wycelował prosto w sparaliżowaną dziewczynę. Przełknęła ślinę, nie ważąc się nawet drgnąć, aczkolwiek serce ściskał strach.
Jego spojrzenie zobojętniało, co czyniło go jeszcze straszniejszym. Ciągle trzymał miecz wyciągnięty przed siebie, a skierowany w jej stronę.
– Kim jesteś? – zapytał spokojnie, lecz zdecydowanie.
Podskoczyła, usłyszawszy znienacka jego głos, ukazujący siłę. Nie potrafiła od razu odpowiedzieć na to banalne pytanie, ale w końcu wydukała swoje imię.
Nie opuścił miecza.
– Dla kogo pracujesz? – rzekł głośniej.
– Dla... dla nikogo. Pochodzę z małej wioski.
Prychnął zdenerwowany.
– Nie ze mną te numery. Nie po raz pierwszy mam do czynienia z takimi łajdakami, a fakt, że jesteś dziewczyną, niczego nie zmienia! Dla kogo pracujesz?!
Desperacko przeczyła machając głową. Ból dalej przeszywał ją z każdym ruchem. Jęknęła głośno.
Co robić? Co robić? – Zadawała sobie to pytanie. Jak powinna przekonać go, że nie pracuje dla króla, ani dla nikogo z jego przeciwników i co ważniejsze – gdzie, do licha, ją zabrali?! Kim byli?!
Musiała się wziąć w garść. Zaczęła oddychać głęboko, próbując opanować myśli i drżące ręce związane liną. Podniosła wzrok i odważyła się spojrzeć nawet ze złością na swojego oprawcę. Ten nie zmienił pozycji ani wyrazu twarzy. Może zaskoczyło go jej zachowanie, ale skutecznie dał tego po sobie poznać.
– Odpowiedz! – krzyknął.
– Nie pracuję dla króla! – wrzasnęła, nie wytrzymując napięcia. Nie zauważyła, kiedy z oczu wydobyły się łzy. Nie wiedziała już czy to z bólu, czy ze strachu. – Dlaczego miałabym pracować dla kogoś, kto zniszczył mój dom?!
Mężczyzna drgnął i ku jej zdziwieniu powoli opuścił miecz, ale go nie schował. Nadal pozostawał czujny.
– Ty... ty jesteś buntownikiem, prawda? – zapytała, próbując ramieniem otrzeć twarz. Związane ręce utrudniały jej to, a w głowie pulsowało.
Nie odpowiedział, obserwując ją podejrzliwie.
Nie zdołała powiedzieć nic więcej, ponieważ jej oczy ponownie spowiła ciemność.
Straciła przytomność.
☾ ☾ ☾
Gdy ponownie się przebudziła, nie wiedziała, ile była nieprzytomna, jednak czuła się zaskakująco lepiej. Co prawda w głowie jeszcze trochę szumiało, ale nie syczała z bólu, gdy spróbowała się ruszyć. Ręce miała nadal związane, ale tym razem z przodu, co dawało jej większą wygodę.
Mężczyzna nadal był przy niej obecny, ale teraz po prostu ją obserwował. Jego miecz spoczywał obok, tuż na wyciągnięcie ręki.
– Lepiej? – zapytał.
W odpowiedzi kiwnęła powoli głową, zachowując czujność. Nie znała go, dlatego bała się, że jakiekolwiek jej zachowanie może go rozzłościć i pogorszyć obecną sytuację.
– Spróbuj usiąść – rzekł łagodnie, chcąc ją tym samym zachęcić.
Posłuchała się go i nie spuszczając z niego wzroku, powoli podniosła się. Nie bolało ją.
– Zraniłaś się, więc przemyliśmy ranę i opatrzyliśmy ci nogę. Dostałaś też zioła na ból.
– Dziękuję – wyszeptała. Zebrała w sobie odwagę, żeby zapytać: – Skąd ta nagła zmiana?
– Domniemam, że jesteś niewinna, więc nie miałem powodów, żeby cię dalej... hmm torturować, choć nie nazwałbym tego w ten sposób. Ale przesłuchania jeszcze nie zakończyłem – oznajmił jej. Ponownie złapał swój kolczyk i się nim bawił. Ellie podejrzewała, że robi to nieświadomie. – Zanim jednak będę kontynuować... Może sama zechcesz mi wyjaśnić co nieco?
Dziewczyna wstała doprowadzając się przy tym do ładu i składu, ale ból jej w nodze dał o sobie znać. Zdecydowała się jednak usiąść. Dłonie ścisnęła mocno przy kolanach i wręcz wykrzyknęła do niego, uświadamiając sobie wśród kogo się znalazła.
– Chcę się do was przyłączyć!
Chłopak patrzył na nią z zaskoczeniem. Mógł spodziewać się wszystkiego, ale to przerosło wszelkie jego oczekiwania. Wykrzyczała to zdeterminowanym głosem, ale trudno było nie zwrócić uwagi na jej drżące ciało oraz odgłos przełknięcia śliny, gdzie wokół nich panowała cisza.
Mógłby ją pochwalić za ten śmiały krok od razu, ale wyglądała przy tym dość uroczo, a jednocześnie niepoważnie. Ku jej zdziwieniu mężczyzna wybuchł głośnym śmiechem i przez dłuższą chwilę nie próbował się opanować.
– Co w tym śmiesznego?! – wybuchła zawstydzona.
– Niezłe z ciebie ziółko. Nawet z mieczem wycelowanym prosto w ciebie, potrafiłabyś postawić na swoim. – Wyciągnął w jej stronę swoją dłoń i niespodziewanie uśmiechnął się zachęcająco. – Nazywam się Killian.
Nie podała mu ręki. Dobitnie przypomniała mu, że jest związana. Nic sobie z tego nie zrobił.
– Ellie. – Powtórzyła swoje imię. – Gdzie jestem?
– W bezpiecznym miejscu, a przynajmniej dla mnie – odparł tajemniczo.
Przechadzał się po namiocie w te i we w te, mierząc ją wzrokiem. Badał ją od stóp do głów. Wzrok miał tak intensywny, że Ellie zaczynała mieć wrażenie, iż ten niemal rozbiera ją wzrokiem. Myśląc o tym zaczerwieniła się i popatrzyła na niego z wyrzutem.
– Kiedy to rozwiążesz? – Pokazała na węzeł zniecierpliwiona.
– No tak, gdzie moje maniery. – Podszedł do niej i sprawnie zsunął jej linę z rąk, że aż syknęła. – To był środek ostrożności i ostrzeżenie. Nie kombinuj nic. Nadal ci nie ufam.
Kiwnęła posłusznie głową, masując sobie nadgarstki.
– Rozumiem to, ale szkoda, że delikatniej nie mogłeś tego wyrazić – burknęła. – Co teraz?
– Siedź spokojnie. Jeszcze mamy sporo sobie do opowiedzenia, skoro jesteś zainteresowana, o dziwo, współpracą z nami.
Nie musiał jej tego mówić. Nie zapomniała o bólu w prawej nodze oraz tego, że znajduje się.. właśnie nie wiadomo gdzie. Bacznie przyglądała się ruchom buntownika, za nic mu nie ufając. Aczkolwiek widziała w nim swoją szansę.
– Wpierw opowiedz mi, skąd jesteś i niby dlaczego miałbym cię przyjąć pod swoje skrzydła? Wiesz, nie chcę wprowadzać w szczegóły kogoś, kto może okazać się zwykłym oszustem.... Boże, co ja gadam – jęknął głośno. – W końcu sam wciągnąłem w to gówno mnóstwo kłamliwych idiotów. – Złapał się za głowę, mrużąc oczy. Zaśmiał się pod nosem. – Powiedz też, dokąd zmierzałaś z tymi dwoma ćwokami.
Zamarła, usłyszawszy jego ostatnie zdanie.
– Skąd wiesz, że z kimś podróżowałam?
– Och, błagam cię. Obserwowaliśmy wasz każdy ruch, mieliśmy was zgarnąć nim wyszlibyście stamtąd, ale zaskoczyła was lawina, podobnie jak nas. Jeden z nas niestety tego nie przeżył.
– Mogłabym nawet wam współczuć, gdyby nie myśl, że chcieliście na nas napaść. Czy wyglądaliśmy na szpiegów króla?
– Nie, ale rozpoznaliśmy tego kupca. Chcieliśmy go „przebadać", ale już ktoś zdążył go opróżnić. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to nie my.
– Skąd mogę to wiedzieć? Miałabym ci uwierzyć?
– Cóż, to czy w to uwierzysz, czy nie, to już twój problem. My działamy dla ludzi, a wiesz co to znaczy? To oznacza, że moi ludzie nigdy nie podnieśliby ręki na człowieka, który nie próbowałby ich zaatakować, a co dopiero nie umiałby się przed nimi obronić. Już z daleka widać było jego podbite oczy, to oczywiste, że został pobity. Chociaż jego humor na to nie wskazywał. Kurczę, darł się tak, że aż nam te jego kiepskie dowcipy wychodziły uszami.
Ellie przewróciła wymownie oczami, ale nie dała się zwieść. Skrzyżowała ręce i wykrzywiła buzię we wściekły wyraz.
– Wystarczy mi sam fakt, że w ogóle chcieliście nas napaść. Nie znam cię, skąd mogłabym wiedzieć, że nie zabiłbyś mnie oraz moich towarzyszy.
Killian odchrząknął.
– Mówię, to kwestia wiary. Czyżbyś nie wierzyła w potęgę i miłość miłosiernej Lunuli? – rzucił jakby od niechcenia, ale w jego słowach kryła się szczerość.
Dziewczyna zaprzeczyła zimnym tonem.
– Jestem tolerancyjna i dlatego w kwestii twojej wiary się nie wypowiem. Szanuję ją, ale jej nie wyznaje.
Zdziwił się, ale zaraz zmienił wyraz twarzy na zamyśloną i złapał się za podbródek.
– Niewierząca? Niezwykła rzadkość w tych czasach.
– Wierząca, ale nie jestem córą bogini księżyca.
– Naprawdę? W takim razie, w co wierzysz? – zapytał zaintrygowany.
– W nieskończone możliwości – odparła śmiało.
– No tak – westchnął, zrozumiawszy. – Wysłanniczka słońca. Twoim bogiem jest Saule. Ciekawe, ciekawe – mruczał, drapiąc się po podbródku.
Nie sądził, że imigrantka z Imery mogłaby zapuścić się w tak dalekie północne tereny. Tylko stamtąd pochodzili wyznawcy Saule. Skoro uciekła z nychtyjskich kolonii, dlaczego zmierza w tym samym kierunku, z którego odeszła. Co planuje?
Młody buntownik nie miał pojęcia o przeszłości Ellie oraz o tym, jaki był jej prawdziwy powód, dla którego zmierzała nie do kolonii, jak on przypuszczał, a na razie do Vassy. Planował ją o to wszystko wypytać, ale uznał, że i na to właściwa pora.
Odchrząknął i przybrał tym razem poważniejszą minę.
– Skoro chcesz do nas dołączyć, musisz mi udowodnić, że nie zdołają cię przekupić w żadnych okolicznościach. Nie jesteśmy jakimiś pierwszymi lepszymi. Działamy, bo chcemy zmian na lepsze.
Słowa brzmiały z każdym jego zdaniem coraz ostrzej. Brwi miał zmarszczone, przez co na czole pojawiały się charakterystyczne zmarszczki. Skrzyżował ręce na piersi i rzekł stanowczo:
– Dlaczego chcesz do nas dołączyć? O co walczysz?
Pytanie mogłoby się zdawać, że było łatwe. Zbyt łatwe. Każdy mógłby palnąć jakąkolwiek odpowiedź i udobruchać w ten sposób buntownika, ale dla Ellie to był przełomowy moment w życiu. Zdecydowała się zostawić za sobą sierociniec, nie zbyt udane dzieciństwo oraz przyjaciół, którzy starali się jej w tamtym trudnym okresie pomóc. Z bólem serca postanowiła zostawić za sobą Nicka. On za nią nie pójdzie.
Postawiła wszystko na jedną kartę, czyli na prawdę.
Uniosła wysoko głowę i wyprostowała się. Z powagą i dumą wygłosiła:
– Zapewne domyślasz się skąd pochodzę i dlaczego mi zależy na pokonaniu waszego króla. Darzę go wielką nienawiścią i gdybym chciała mogłabym doprowadzić go do ruiny razem z wami, ale wy walczycie o coś znacznie większego. O lepszą przyszłość Nychty. Pomogę wam... Znaczy chcę wam pomóc wyjść z tyrani i biedy.
– Skoro nie jesteś stąd, to dlaczego chcesz nam pomóc? Nasz kraj doprowadził wasz do ruiny, czego oczekujesz?
Uśmiechnęła się delikatnie z uczuciem oraz nieprzemijającą nadzieję.
– Pokuty.
Ulżyło jej w duchu, kiedy po chwili napięcia nie usłyszała jego irytującego śmiechu. Nie wyśmiał jej. Wziął na poważnie każde jej słowo oraz dokładnie przeanalizował. Rozumiał ją bez słów, dlatego skinął głową, aczkolwiek w jego oczach kryło się zaniepokojenie.
– Nie dam ci tej gwarancji...
– Zdaję sobie z tego sprawę – przerwała mu. Nie skarcił jej za to.
– Ale postaram ci się pomóc, jednak trzeba to dobrze rozegrać.
– Tak, ale to nie mój jedyny powód – dodała.
Spojrzał na nią pytająco, czekając na kolejne wyjaśnienia. Opowiedziała mu zatem o swoim dzieciństwie w dolinie Parbat. O tym, jak zaraza zbierała żniwa wśród ludzi i zabrała ze sobą kilku jej przyjaciół. Nie tylko Gilberta. Tak naprawdę, co roku musiała walczyć ze śmiercią oraz z bólem po stracie bliskich.
Westchnęła głośno, gdy skończyła mówić. Killian początkowo, nie wiedział, jak powinien zareagować. W jej historii nie było nic nadzwyczajnego. Sam musiał się z taką codziennością mierzyć przez wiele lat.
– Ty jak nikt inny rozumiesz, co zwykły lud musi znosić. Myślę, że zasługujesz na szansę, ale jeśli zawiedziesz...
– Nie zawiodę – rzekła zdecydowanie, a potem miała zamiar zrobić coś, w co sama do końca nie mogła uwierzyć. – Zaufam ci. Powierzę ci swoje życie, jeżeli ty zaufasz mnie.
– Poddam cię próbie.
– A jeśli... wyjawię ci prawdę? – Ze zdenerwowania zaczęła aż wbijać sobie paznokcie w skórę. Czuła jakby zimny pot ciekł jej po całym ciele. Zgrzytała zębami, a oczy gwałtownie ścisnęła.
Czyżby naprawdę miała zamiar mu powiedzieć? Może jeżeli powie, to jej ciężar nareszcie zelżeje.
– Co masz na myśli? – zapytał z niepokojem.
Ellie wstała powoli z miejsca i podeszła do niego najbliżej jak tylko się dało. Był od niej wyższy, więc musiała stanąć na palcach, by dosięgnąć mu do ucha.
– Tylko ty będziesz o tym wiedział, dlatego proszę... Nie zdradź mojego sekretu nikomu.
Zdołał tylko kiwnąć głową, wyczekując w napięciu, co takiego miała zamiar mu zdradzić. Gdy tylko wyszeptała mu tę informację, poczuł jak nogi robią mu się z waty. W pierwszej chwili nie wiedział, czy ma się śmiać, czy wziąć to na poważnie. Niecodziennie dowiaduje się takich rzeczy, a w życiu nie pomyślałby, że rozmawiałby...
– Nie wierzę – szepnął, nie mówiąc tego poważnie. – Skąd mogę mieć pewność?
– Nie możesz. To tylko kwestia wiary.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro