Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

,,To będzie piękna pieśń, melodia dla moich uszu,
Okrzyk wojenny, symfonia."
Florence & The Machine — Seven Devils
/////////////////////////////////////////////////////////////////

Słyszysz... Słyszysz mnie?

   Znowu to samo. Miała dosyć tego głosu, który powracał do niej jak natrętny owad. Zbyt słodki, by mógł być prawdziwy. Otumaniał ją niczym zapach słodkiego kadzidła. Jej oczy rozróżniały tylko jedną barwę: pomarańczową, w tym kolorze ogień przybrał swoje szaty, on odstrasza zwierzęta w nocy i spala ludzi w ich łóżkach. To on śnił się Thorinowi każdej nocy, że nawet jej kojący głos i delikatne dłonie nie pomagały mu już zasnąć. Był cichym zabójcą, który pozostawiał po sobie ślady. Trzask łamanego drewna i krzyki ludzi niczym symfonia; to była melodia tej nocy, zapisana na kartach historii czarnym atramentem, który był płynny i gęsty jak krew niewinnych. Smaug zbierał swoje żniwa, po swoim zbudzeniu i tylko czarna strzała, którą dzierżył Bain w dłoniach, mogła to wszystko przerwać. Biegł, nie patrząc na niebezpieczeństwo; tak samo, jak Tauriel i Legolas, którzy zdecydowali się pomóc ludziom; nawet dziewczynki wysiadły z łodzi, choć protestowali, by tego nie robiły. Została ich czwórka, płynąca przez jezioro, aż w ich łódź prowadziła ich wprost na wschodzące słońca.

  I wtedy wszystko stało się pomarańczowe.

                              ****

— Gdzie jesteśmy? — spytał wybudzony Kili, który po leczeniu przez Tauriel czuł się znacznie lepiej. Rozglądnął się na boki, lecz jego wzrok był tak zamglony, że nic prawie nie dostrzegał. Dopiero gdy odczekał kilka chwil, zauważył, że wszyscy śpią wyczerpani po wczorajszych wydarzeniach. — Zbudźcie się. — potrząsnął Filim za ramię, który otworzył powoli jedno oko.

— Gdzie jesteśmy?

— Ja zadałem to pytanie pierwszy — stwierdził Kili ze skrzyżowanymi ramionami.

— Kili — uśmiechnął się jego brat i go przytulił — Będę bił wieczne pokłony Durinowi za to, że cię ocalił. Jak się czujesz?

— W porządku — odparł. Czuł jeszcze delikatne mrowienie, lecz po truciźnie nie było żadnego śladu. Trudno było sobie wyobrazić, że jeszcze kilka godzin temu, majaczył w gorączce — To dzięki Tauriel. Gdy ją spotkam, podziękuję jej za tak wspaniałą opiekę.

— Tylko podziękujesz? Nie próbuj przede mną ukrywać, że ci się podoba. Na Mahala, wymawiałeś jej imię we śnie!

  Lairiel przekręciła się na prawy bok i jęknęła z powodu bólu karku. W pozycji jakiej zasnęła, na pewno odbije się na jej późniejszym samopoczuciu.

— Gdzie jesteśmy?

— Zapytałem pierwszy — ponownie stwierdził Kili.

— A ja drugi.

— Chłopcy, nie czas na żarty — usiadła półprzytomna, odgarniając włosy z twarzy. Na jej policzkach ukazały się czerwone pręgi z powodu spania na deskach z przytuloną do twarzy siecią.

  W oddali dymiły się jeszcze zgliszcza Esgaroth; czarny dym unosił się leniwie do góry, a wokół panowała cicha, tak głucha, że zaczęła ich kuć w uszy, bo byli już zbyt przyzwyczajeni do krzyków i ryku smoka.

— Musimy zbadać okolicę — oznajmił Fili — Ja pójdę.

  Wyskoczył z łodzi i zaczął biec przez lekko piaszczystą ziemię. W tym czasie Lairiel cierpliwie czekała na syna Dis, a Kili, powoli się już nudząc, zaczął ściskać nos Oina, który spał w najlepsze. Sprawiało mu to mnóstwo radości i bawił się jak dziecko.

— Jesteśmy u stóp Samotnej Góry! — krzyczał — Widziałem spalone Dale, już niedaleko.

  Oin zbudził się nagle, przybliżając trąbkę do ucha.

— Chodźmy — powiedziała Lairiel, pomagając staremu Oinowi wyjść z łodzi.

  Musieli przejść kawałek, zanim wysokie skały zniknęły, ukazując Samotną Góry. Powietrze było rześkie od słonego jeziora, a ich humory znacznie się poprawiły. Jedynie co ich męczyło, to ci ludzie, którzy stracili swoje domy. Nie wiedzieli, czy Sigrid, Tilda i Bain są cali, tak samo, jak w ich kompanii. Przyspieszyli kroki, słysząc swoje mocne bicie serca z podniecenia. Po cichu z wielkimi uśmiechami weszli do Ereboru. Panowała cicha atmosfera; jedynie od czasu do czasu usłyszeli jakieś stłumione głosy. Lairiel  zachwycała się od dawna niewidzialnymi kolumnami, zdobionymi złotymi runami. Nic się tu nie zmieniło, jedynie pachniało smokiem, przypuszczając, że został zabity.

  Wpadli do jednego z pomieszczeń jak burza, a wszystkie pary oczu skierowały się na nich.

— Na Durina, wy żyjecie! — krzyknął szczęśliwy Dwalin.

— Oczywiście, och, tak bardzo się za wami stęskniłam! — rzekła wesoło, przytulając wszystkich po kolei.

— Bilbo, a gdzie Thorm, gdzie Thorin? — zapytała hobbita, gdy odsunęła się od niego. Nie widziała ich pomiędzy krasnoludami, dlatego zaczęła się bać, że mogło coś im się stać.

— Thorm... Gdy patrzył, jak płonie Esgaroth totalnie się załamał. Bał się, że coś was się stało, że nie żyjecie. Wszyscy tak myśleliśmy, aż do teraz.

— A Thorin?

— Cóż... Podobnie jak Thorm, tylko on... Miałaś rację wtedy w nocy, w mieście. Przykro mi.

— Długo to trwa?

— Prawie od początku — podążył za nią ciemnym korytarzem — Ciągle siedzi w skarbcu. Ma zwidy. Podobno ciągle go nawiedzasz w postaci ducha.

— Do reszty stracił rozum — skwitowała — Gdzie jest Thorm?

— Chodź za mną.

  Przeszli przez kilka korytarzy, ciągle skręcając w jakieś zakamarki. Z tego, co pamiętała, byli w lewym skrzydle królestwa, gdzie niewiele osób się zapuszczała, ze względu specjalne komnaty dla rodziny królewskiej.

— To tutaj — zatrzymali się przed drzwiami, które natychmiast Lairiel otworzyła. Thorm spoglądał smętnie w okno, a jego myśli błąkały się gdzieś daleko.

— Thorm...

  Odwrócił się gwałtownie, nie mogąc uwierzyć, w to, co słyszał. Stała przed nim, cała i zdrowa, jedynie miała trochę zadrapań na dłoniach i brudną twarz od sadzy.

— Mamo... Ty... Żyjesz...

— Żyję, synku — zaczęła płakać, gdy przytuliła do siebie jego ciało, czując jego obecność, której jej brakowało. Thorm z całej tej radości całował ją po policzkach i okręcał wokół własnej osi — Thorm, postaw mnie!

  Bilbo szybkim ruchem dłoni wytarł łzę wzruszenia, nawet nie spostrzegając za jego plecami kompanii, która również patrzyła na nich ze łzami w oczach. Thorm widząc zdrowych kuzynów i Oina uściskał ich szczęśliwy jak nigdy dotąd.

— Zaprowadźcie nas do Thorina — poprosił Kili, a cała radość prysła.

                               ****

  W czasie drogi rozmawiali o upadku smoka, o tym, jak próbowali go zabić i tym, co się działo znacznie później. Bofur przekręcał każdą sytuację w żart i przedstawiał miny, jakie tworzył niziołek, gdy pocieszał Thorma. Zaśmiała się i oparła się o barierkę, podziwiając skarbiec Thróra. Sala wypełniona złotem mieniła się i odbijała w jej zielonych oczach.

— Lairiel... Jesteś tu.

— Thorinie — powiedziała uśmiechnięta, a gdy się obróciła, jej uśmiech zniknął z twarzy. Jego oczy zaszły mgłą i mogła się założyć, że wyglądał gorzej od niej: miał sińce pod oczami i ziemistą twarz, a jedynie co go zakrywało, to płaszcz, który spływał mu po plecach i korona jego dziadka. Wyglądał tak królewsko, przystojnie, lecz to nie był jej Thorin — Martwiłam się.

— Ja również, gayadê* — pocałował ją delikatnie w usta i dotknął jej brzucha — Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś umarła — wyczuła od niego smutek, później radość z jej powrotu, a na końcu złość — Już nie opuścisz Ereboru! Nigdy! Chcę cię mieć przy sobie, a wy — zwrócił się do kompanii — do roboty! Trzeba odszukać Arcyklejnot!

  Nie poznawała go, nie był sobą, mieli rację, dzielnego i honorowego krasnoluda zastąpił chciwy i okrutny król. Ukryła swoje zmartwienie za maską uśmiechu i radości, który nie znikał z jej twarzy, nawet wtedy, gdy mówił, że chcą mu odebrać złoto. Milczała, choć miała wiele do powiedzenia.

                               ****

  Lairiel stanęła obok kołyski, przypatrując się granatowej kołderce i zabawkom, ułożonych wzdłuż pościeli. Przejechała po niej dłonią, a na jej opuszkach palców pojawił się kurz. Wspomnienia wróciły; ten dzień, gdy stracili wszystko i każdy poprzedni, gdy układała syna do snu. Zamknęła oczy i zaczęła śpiewać, myślami przenosząc się do przeszłości. Jej kojący śpiew roznosił się po komnacie, któremu przysłuchiwał się Thorm. Matka wyglądała jak anioł; po zażyciu kąpieli i ubraniu jednej z jej starych sukienek, zmieniła się w całkiem inną osobę. Nie przypominała tej Lairiel z kompanii, teraz stała się królową Lairiel z Ereboru. A Thorm był z tego dumny, że ma taką wspaniałą matkę.

   Dostrzegła go, lecz nie przerwała śpiewu, jedynie zaprosiła go do środka ruchem ręki.

— Pamiętam, gdy cię kładłam tutaj spać — szepnęła, wpatrując się w kołyskę — To było tak dawno. Wtedy jeszcze byliśmy szczęśliwi.

— I tak też tak będzie, matko... Wiem, że ojciec popadł w chorobę, mówiłem mu, by zapomniał o Arcyklejnocie, ale on nie słuchał.

— Starałeś się, wiem, że nigdy nie opuściłbyś ojca.

  W pokoju nastała ciemność, gdy zapadł zmrok, a gwiazdy ukazały się na niebie. Lairiel spojrzała na i się uśmiechnęła. Znalazła swoją gwiazdę, której szukała od dzieciństwa.

   Tej nocy świeciła najjaśniej; gdzieś Sigrid z rodzeństwem patrzyły na nią i podziwiały jej piękno; gdzieś w kilka pokoi dalej Thorin zaszył się samotnie; jeszcze gdzieś indziej Bilbo obracał w dłoniach klejnot króla. Każdemu z nich towarzyszyła noc, lecz tylko jednemu towarzyszył pustka — Thorinowi.

                                
--------------        
gayadê — moja radość
--------------
Taki krótki rozdzialik, wieczorem pogłębimy się w szaleństwie. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro