Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

Choć to szaleństwo,
Lecz jest w nim metoda
William Shakespeare - Hamlet
/////////////////////////////////////////////////////////////////

  Stanęła przy swoim synu, by w razie zagrożenia, obronić go swoją piersią. Mocniej zacisnęła dłoń na rękojeści swojego nowego miecza i wytężyła wzrok. Każdy z kompanów czekał w gotowości na atak z bronią w ręku, oprócz Bilba, który schował się za plecami Kiliego. Czekali w napięciu, nieruchomi niczym marmurowe posągi w Rivendell.

- Mordercy, rabusie, złodzieje!! - czyjś krzyk rozniósł się echem po lesie. Gandalf uśmiechnął się pod nosem, a jego mięśnie się rozluźniły.

Zza krzaków wyskoczyły króliki, które ciągnęły drewniane sanie ze wzorami liści i gałęzi. Na nich siedział dość dziwny człowiek, który wzbudził zainteresowanie Lairiel. Ubranie miał szare, w dłoni dzierżył laskę, a we włosach wplątane miał gałązki i ptasie gwiazda. Cały strój był lekko poszarpany, można wręcz powiedzieć, że zaniedbany i brudny. Zeskoczył z nich zwinnie i szybko, podchodząc do czarodzieja, nie zwracając wcale uwagi na kompanię, która stała w okręgu zdziwiona.

- Radagast! Radagast Bury, co cię sprowadza? - Gandalf podszedł po czarodzieja i poklepali siebie po ramionach. Odeszli kilka kroków przed wścibskimi oczami krasnoludów, by spokojnie porozmawiać.

Lairiel wyobrażała sobie Radagasta trochę inaczej: w pięknej szacie kolorze jasnej zieleni, wokół niego latają ptaki i motyle, zwierzęta czczą go niczym boga i nie odstępują go na krok.

Westchnęła zmęczona i rozglądnęła się wokoło. Zmarszczyła brwi i podeszła do wysokich krzewów, które ewidentnie się poruszały, choć nie było żadnego wiatru. Powoli wyciągnęła rękę, by odgarnąć gałęzie i sprawdzić, czy jej podejrzenia są słuszne. Nie zdążyła krzyknąć: ciężkie ciało warga przygwoździło ją do ziemi, a ślina z otwartego pyska bestii kapnęła na jej twarz. Krzyknęła i zamknęła oczy, próbując jakoś się podnieść. Pisk zwierzęcia nad uchem i jego krew na jej ubraniach utwierdziły ją w przekonaniu, że nie żyje. Oparła się na łokciach i spojrzała oczami pełnymi łez na Thorina, który podszedł do niej i przytulił jej roztrzęsione ciało. Skuliła się w jego ramionach, uspokajając drżący oddech.

- Spokojnie, zabiłem go - szepnął jej na ucho.

Zwierzę leżało nieżywe. Czarne oczy bestii nadal były wpatrzone w Lairiel, co ją przeraziło i znowu zadrżała. Powoli zbierały się nad nim insekty, chodząc po jego oczach i zębach. Nigdy śmierć nie była tak blisko niej. Krew pulsowała w jej głowie, a cała twarz pobladła, jakby zaraz miała zemdleć.

Kili wypuścił strzałę, a kolejny warg upadł na ziemię.

- Musimy uciekać! Tu nie jest bezpiecznie!

- Kuce zniknęły! - wykrzyknęły krasnoludy i przerażone spojrzały na siebie.

- Komu powiedziałeś o naszej wyprawie? - spytał Gandalf, podchodząc szybkim krokiem do Thorina.

- Nikomu! Na Durina, co się dzieje?!

- Ktoś wie o waszej wyprawie na Erebor. I ten ktoś nie chce, byście tam dotarli żywi.

Jego słowa jakby zaniosły się echem, niczym prorocze słowa bogów i ślubne dzwony, które zabrzmiały na ślubie Thorina i Lairiel. Bilbo przełknął ślinę; ciszę rozerwało wycie wargów i świst wiatru.

****

Biegła, choć ciało powoli odmawiało jej posłuszeństwa. Ciągle brakowało jej powietrza, jakby lniany szur okręcił się wokół szyi i zabierał ostatni oddech. Mięśnie spięły się niczym cięciwa łuku, która rozpędza strzałę i odbiera życie. Gonili ich orkowie, pędząc na wargach z drwiącym uśmiechem. Ta gonitwa nie ma końca, przemknęło jej przez myśl, gdy trochę zwolniła. Zauważyła niedaleko swojego syna i zawołała:

- Biegnij przede mną! - chciała go widzieć, by być pewnym, że nic mu nie grozi.

Stanęła na chwilę, by nabrać powietrza. Dłonie oparła na kolanach, miała mroczki przed oczami i sucho w ustach. Czuła bicie swego serca pod ciemną tuniką. Zaszumiało jej w głowie, jak po wypitym winie na uczcie i zachwiała się na nogach, a krzyki krasnoludów i wycie wargów zlały się w jedno. Nie rozpoznała twarzy i ciepła, które biło od osoby; czyjaś ręka pociągnęła ją za sobą, choć już nie miała siły na bieg.

- Biegnij, Lairiel!

Nic nie powiedziała. Znalazła w sobie jeszcze trochę energii, by dotrzeć do kamienia, za którym schowali się jej kompani. Oparła się o niego, a zimno przeszywające jej ciało i złagodziło ból mięśni. Wstrzymała oddech, gdy warczenie bestii usłyszała nad głową. Kili wystrzelił strzałę, która zwaliła jeźdźca. Rozwścieczone zwierzę zaatakowało Lairiel, jakby wyczuwało jej brak siły i zmęczenie. Thorm rzucił toporem, który wbił się w szyję, aż krew prysnęła na kilka metrów i twarz jego matki. Otulił ją ramieniem i wyjął broń, całą we krwi; Lairiel zrobiło się niedobrze. Zauważyli, że kompania była już daleko, a oni stali, otoczeni przez wargów. Zniecierpliwione, by rzucić się na nich, wbijały pazury w ziemię.

- Thorm! Lairiel!

Wyjęła miecz, gdy pierwszy z nich rzucił się do ataku. Odcięła zwierzęciu łapę, aż zawył z bólu i upadł. Dobiła go kilkoma ciosami w głowę. Thorin przybiegł do nich z furią; w dłoniach dzierżył dwa miecze, z których kapała krew, wsiąkając w ziemię. Błękitne oczy przeszywały ją na wskroś. Podbiegł do niej i ucałował ją w czoło. Thorm zabił jeszcze kilka wargów, lecz ich ciągle przebywało. Pobiegli w stronę kryjówki ostatkiem sił. Zjechali w dół okopu, gdzie czekała na nich kompania.

- Jak się czujesz, pani? - spytał Gandalf i dotknął dłonią czoła kobiety.

- Już lepiej - odparła, kiwając głową - Dziękuję za troskę, Gandalfie.

- Matko - Thorm otulił ją ramionami; zapach jaśminu drażnił jego nozdrza, lecz ten zapach ukochał nad życie. Krew zaschła Lairiel na twarzy, a włosy wyplątały się z ciasnego plotu warkocza. Teraz spływały po plecach, a końcówki ocierały się o jej uda.

Usłyszeli buczenie rogów i dźwięk stali. Głowa orka potoczyła się powoli po ich kryjówce. Thorin wyciągnął strzałę, wbitą w tył głowy i wyrzucił ją z odrazą.

- Elfy - powiedział i skrzywił się na samo ich wspomnienie.

Najchętniej pozabijałby ich bez skrupułów. Patrzyli na śmierć jego pobratymców, choć przysięgali, że dwa królestwa będą się wspierać. Chował głęboką urazę, nie ukrywał tego; uważał je za najgorszą rasę bez honoru czy jakichkolwiek zasad.

- Widzę ścieżkę, idziemy? - spytał Fili, pytanie wyrwało przywódcę z zamyśleń, dlatego szybko kiwnął głową i ruszył w stronę oślepiającego światła.

Lairiel zaparło dech w piersi. Piękne budowle w kolorach chmur, otoczone murami i wieżami strażniczymi, przyciągające ciekawskie oczy i mające w sobie aurę przyjaznej magii. Kochała architekturę elfów, która była jej bardziej przyjazna, niż zimne, ponure mury Ereboru.

- Rivendell. To był twój pomysł?! Prosić o pomoc naszych wrogów?!

- Nie masz tutaj wrogów, Thorinie.

Przywódca prychnął rozbawiony. Lairiel spojrzała na niego ze smutkiem, lecz on tego nie zauważył. Nic nie mówił, jedynie zacisnął dłonie w pięści.

****

Gandalf przywitał się z elfem i rozpoczął rozmowę. Krasnoludy nieprzyjaznym wzrokiem obserwowały całe otoczenie. Tętnienie kopyt rozległo się na dziedzińcu. Kompania ustawiła się w okręgu, lecz Lairiel nie czuła się w niebezpieczeństwie. Uniosła do góry głowę, a jej oczy zalśniły niczym drogocenne kamienie.

- Mae govannen*, Mithrandir - lord Elrond zsiadł z konia i przywitał się z Gandalfem.

Lairiel nie poznała go osobiście. Słyszała o zięciu Galadrieli wiele przyjemnych słów, dlatego nie chciała okazywać niechęci.

- Thorin Dębowa Tarcza, syn Thraina, syna Thróra, witam w Rivendell. Wiele o tobie słyszałem.

- Za to ja o tobie niewiele - odparł szorstko, patrząc w oczy elfa z zaciętością.

- Dziwne, znałem twojego ojca.

- Dziwne, bo nic mi o tobie nie wspominał - odpowiedział z fałszywym uśmiechem.

- Hen** - lord Rivendell ucałował dłoń Lairiel i się uśmiechnął.

- Lordzie Elrond. - uśmiechnęła się życzliwie - Eston*** Lairiel.

- Pozwolisz, że Lindir - wskazał na brązowowłosego elfa - Zaprowadzi Lairiel do jej tymczasowej komnaty - Thorinowi wydawało się, że elf mówi to z szyderstwem i nutą rozbawienia. Kiwnął głową, choć wcale nie chciał, by Lairiel poszła z jakimś Lindirem, którego pierwszy raz widział na oczy. Odprowadzał ich wzrokiem, aż zniknęli mu z oczu całkowicie.

Nic nie było w stanie poprawić mu humoru, aż do późnego wieczora.

****

Balia z gorącą wodą ukoiła jej umysł. Wreszcie poczuła się czysta, gdy elfki delikatnie obmywały jej ciało. Przypomnaiły się jej lata młodości, gdy była księżniczką, choć teraz wolała być królową. Gdy elfki dowiedziały się, że jej matka jest elfką i pochodzi z rodu królewskiego, stały się bardziej rozmowne i przyjazne. Wyszła z pomocą elfek z balii, które nie pozwoliły, by ich pani nie poślizgnęła się na śliskich posadzkach. Usadowiły ją na krześle; jedna czesała jej długie włosy, druga wkładała na jej palce pierścienie. Lairiel spojrzała na swoje odbicie w lustrze; czerwona suknia ukazała jej okrągłe biodra i piersi, kolia z błękitnych rubinów uwydatniła jej smukłą szyję, a srebrna opaska z zielonym ametystem podkreślał kolor jej oczu w tym samym kolorze. Podziękowała elfkom za ich trud i wyszła z komnaty.

Przechadzała się po ogrodzie, zachwycając się wonią kolorowych kwiatów. Czuła się jak w raju; bez krwi, wojny i kłopotów, tylko ona i te piękne rośliny, pnące się po murach zamku Rivendell.
Poczuła, jak czyjaś ręka oplata ją w pasie, a przed nią ukazuje się bukiet kwiatów, udekorowany błękitną wstążką.

- To dla mojej kochanej żony - powiedział Thorin i pocałował ją w policzek.

Podziękowała cicho za kwiaty. Zastanawiała się nad przyczyną tej miłej niespodzianki. Znała go i nie był zbyt romantyczny, dlatego uśmiechnięta ujęła jego ramię i wrócili razem do komnaty, gdzie tam spędzili razem miło czas.

****

Dygnęła lekko przed lady Galadrielą. Przyjrzała się jej pięknej twarzy, o której wysławia się w pieśniach na jej cześć. Przeszły się koło półek, wypełnionych starymi księgami. Galadriela zatrzymała się i wzięła jedną do ręki. Starła kurz z okładki i otworzyła pożółkłą stronę.

- Znasz opowieść o Eärendilu? - spytała. Lairiel znała ją doskonale. Zawsze, gdy miała już spać, matka opowiadała jej przed snem mity i legendy, by później zasnąć i marzyć o wielkiej przygodzie i rycerzu, który skradnie jej serce.

- Znam.

- Eärendil był syn Tuora i Idrily, mężem Elwingi i ojcem mojego zięcia - Elronda i Elrosa. Gdy miał siedem lat, przeżył upadek Gondolinu. Osiadł w Arvernien, gdzie tam poznał swoją żonę - Elwingę, wnuczkę Berena i Luthen. Zbudował okręt i wyruszył w poszukiwaniu Amanu. Elwinga odziedziczyła Silmaril, o którym dowiedzieli się synowie Feanora i napadli krainę Arvernien. Elwinga nie chcąc dostać się w ręce agresorów, rzuciła się z klejnotem do morza. Elwinga nie umarła, a zamieniła się w białego ptaka. Odnalazła małżonka, dla którego wydawała się jaśniejącą chmurą pędzącą poniżej Księżyca.

- Elwinga jest kojarzona jako symbol odwagi, przykładnej i wiernej żony.

- To prawda. Przypominasz mi ją - rzekła Galadriela z uśmiechem - Kochasz Thorina, pomimo że nie nie wyszłaś za niego z miłości.

- Zrobiłam to z obowiązku - odparła Lairiel, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami - Ciągle uczę się być żoną.

- Straciłaś dwóch synów. Współczuję ci - suknia Białej Pani Lórien zaszeleściła, a Lairiel zamrugała kilkakrotnie, by żadna łza nie spłynęła po policzku - Ja również straciłam dziecko. Moją kochaną córkę, moje jedyna pociecha - jej oczy zalśniły niczym dwie drogocenne perły - Odpłynęła do Szarych Przystani na Zachód w 2510 TE. Jej dzieci wychowuję jak własna matka.

- Słyszałam o tym, Piękna Pani - Lairiel ujęła jej dłonie w swoje - Ja nigdy nie pozwolę, by mojemu synowi coś się stało.

- Pamiętaj: Mężczyźni mają miecze, a kobiety głowy. Pamiętaj o swej sile, a gdy już będziesz uważać, że ci jej brakuje, pomyśl o tych, których kochasz.

Pani ze Złotego Lasu położyła na jej dłoni srebrny wisiorek. Lairiel przyjrzała się mu uważnie; zielony kamień, otoczony niczym w klatce liśćmi z dodatkami złota.

- Daera - powiedziała władczyni Lothlórien, a jej kosmyki ciemnozłotych włosów uniosły się lekko do góry. W bibliotece uniosła się magia, inna niż te, które zazwyczaj Lairiel czuła; bardziej przyjazna, dlatego uśmiechnęła się błogo i zastanowiła się nad słowem Daera. Nie wiedziała, co ono oznacza, lecz przeczuwała, że będzie miało ono wielki wpływ na przyszłe losy Śródziemia.

****

- Orcrist, wykuty w Pierwszej Erze w Gondolinie przez moich przodków. Pogromca goblinów. Gdzie go znalazłeś? - spytał lord Elrond.

- W jaskini troli - odparł szorstko Thorin.

Cała kompania zjawiła się na przyjęciu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie brak mięsa, który był dość odczuwalny. Lairiel się tego spodziewała, pamiętała, że matka nigdy nie spożyła mięsa, ani nie najadała się do syta. Spojrzała na syna, który śmiał się z Kilim przy drugim stole. Ona miała zaszczyt siedzieć z samym lordem Rivendell, tak samo, jak Gandalf i Thorin, który nie był z tego zbyt zadowolony.

- A twój miecz, Lairiel? - spytał lord Elrond, wyrywając ją z zamyśleń.

Miecz stał oparty o nogę stołu, czekając, aż jego właścicielka weźmie go w swoje dłonie i pokaże elfowi. Czarna klinga zabłysła, gdy elf przejechał palcami po ostrym ostrzu.

- Anglachel. Żelazny Płomień. Wykuty przez elfa Eöla z meteorytu, również w Pierwszej Erze. Podobno jego klinga rozcina każdy żelazny przedmiot - oderwał palce od metalu, jakby klinga go popatrzyła. W istocie tak było. Koniuszki jego placów pulsowały od bólu. - Niech ci dobrze służy - oddał miecz Lairiel, a ta ze zdziwieniem zrobiła to samo co Elrond. Jednak nie odczuła żadnego oparzenia.

- To magia - Gandalf rzekł w zadumie - Bywa często zaskakująca.

Bilbo przysłuchiwał się ich rozmowie. Pomyślał o swoim mieczu, który podarował mu Gandalf w razie niebezpieczeństwa. Zważył go w dłoni i już miał ruszyć w ich stronę, by się czegoś o nim dowiedzieć, lecz Dwalin widząc intencje hobbita, nazwał jego broń nożem do siekania mięsa. Zmieszał się i usiadł na swoim miejscu. Może faktycznie tak było? Może niczego by się o nim nie dowiedział, a jedynie upokorzyłby się na oczach innych. W końcu Dwalin był wojownikiem i bardziej znał się na broni.

- Przepraszam - Thorin nagle wstał od stołu i poszedł w swoją stronę. Lairiel uśmiechnęła się niewinnie i uniosła kielich do góry w geście toastu. Zamoczyła swoje wargi w winie i pomyślała, że powinien Thorin choć raz zachować się przyzwoicie.

- Smutno tu, jak na pogrzebie - marudził jeden z krasnoludów.

W istocie muzyka nie była raczej do tańczenia, lecz Lairiel bawiła się przy niej świetnie, kołysała głowę na boki z lekkim uśmiechem, oddając swoją duszę harfom i fletom.

- Ktoś umarł?

Bifur stanął na stole, aż Lairiel zachłysnęła się winem. Gandalf lekko poklepał ją po plecach i spytał, czy wszystko jest w porządku. Zdecydowanie nie, Gandalfie, pomyślała, lecz kiwnęła głową. Zaczęły się śpiewy i tańce, a Lairiel wraz z Gandalfem, który opowiadał o kulturze i manierach krasnoludów, siedzieli do końca uczty cali czerwoni twarzy, wstydząc się za gości Elronda.

****

Stanęli w wokół okrągłego stołu z założonymi do tyłu rękami. Nikt z kompanii nie chciał zacząć tematu. Musieli trzymać język za zębami i uważać na słowa. Balin popatrzył na Thorina, Thorin na Lairiel, a Lairiel na Gandalfa, uważając, że czarodziej jest przyjacielem Elronda, w dodatku ciągle wyciągał ich z opresji i najlepiej będzie, jeśli to on zacznie rozmowę.

- Thorinie, daj mapę - poprosił Gandalf.

Lecz Thorin nie zamierzał oddawać jej w ręce elfa.

- Thorinie, daj mu mapę - szepnęła mu na ucho Lairiel i zacisnęła swoją dłoń na jego nadgarstku - Chcesz odzyskać dziedzictwo swego dziadka? Chcesz zostać królem?

Marzył o tym od dnia, w którym Smaug napadł na Erebor. To było jego marzenie, do którego dążył przez kilkanaście lat, zabić smoka, odzyskać to, co mu odebrano. Może mieli rację, może powinien się przełamać na przyjaźń z elfami, lecz nie potrafił. Zbyt bolała go duma i przeszłość.

- Oddaj - poczuł, jak Lairiel wbija paznokcie, kłujące niczym kolce róży. Syknął cicho i zamknął oczy. Wyciągnął mapę i podał ją elfowi. Lairiel zabrała rękę, a Thorin przyjrzał się swojej; czerwone półksiężyce widniały na nadgarstku, jakby to były jego znamiona od urodzenia.

- Czemu was interesuje?

- Takie stare przedmioty zawsze coś zawierają. To czysta ciekawość - rzekł Gandalf.

Lord Elrond mapę uniósł ją wysoko nad swoją głową, tak by przez mapę przebijała się łuna księżyca. Tej nocy było piękne; pełnia księżyca, gwiazdy porozrzucane na granatowej szacie w nieregularny sposób.

- Stań na szarym głazie, kiedy drozd dziobem zastuka, a zachodzące słońce ostatnim promieniem dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza.

- Dzień Durina - szepnęła Lairiel.

- Mamy mało czasu - powiedział Balin - Dzień Durina się zbliża, musimy się spieszyć.

- Więc wyruszacie do Samotnej Góry - stwierdził lord Rivendell, wszystko rozumiejąc. Stało się dla niego jasne, że chcą odebrać swoje dziedzictwo.

Reszta milczała. Balin uświadomił sobie, co powiedział i położył dłoń na czole. Ich sekret się wydał. Jak tak dalej pójdzie, całe Śródziemie będzie wiedziało o naszej wyprawie, pomyślała Lairiel z goryczą.

****

Siedziała razem z Bilbem na ławce. Bilbo opowiadał o swych przygodach, będąc urwisem, a Lairiel słuchała go uważnie. Gestykulował na wszystkie strony, a oczy błyszczały mu radośnie. Usłyszała rozmowę po swojej prawej stronie i zmarszczyła brwi. Rozmowa dotyczyła ich wyprawy. Bilbo przerwał już monolog i wstał z ławki. Oparł się o barierkę balkonu i nasłuchiwał.

- Niebezpieczne! Narażają się na niebezpieczeństwo! Obudzą smoka, a Śródziemie będzie w zagrożeniu. - lord Elrond był wyraźnie podenerwowany.

- Tron należy się Thorinowi. Wiesz, że kiedyś musiało to nastąpić - odezwał się Gandalf.

Koło Lairiel stanął jej mąż. Uniosła głowę do góry i spojrzała na jego zamyśloną twarz.

- Nie zapominaj, Gandalfie, że mężczyźni z rodu Durina są szaleni. Jego dziadek postradał zmysły, jego ojca spotkało to samo. Czy przysięgniesz mi, że z Thorinem lub jego synem nie stanie się tak samo?

Lairiel wróciła wspomnieniem do dawnych czasów. Pamiętała obłąkany wzrok Thróra i dziwne zachowania Thraina. Później zaginął i nadal nie wiedzieli, co się z nim stało. Bała się szaleństwa, bo widziała jego skutki na własne oczy. Zachłanność, pycha, chwiwość. Brak miłości, przyjaźni, dobroci. Tylko złoto i arcyklejnot. Chciała, by ten przeklęty kamień w ogóle nie istniał. Od niego zaczęło się szaleństwo króla.

Gandalf nic nie odpowiedział i nie zaprzeczył. Ruszyli dalej, aż rozmowy stały się niedosłyszalne. Bilbo się odwrócił i miał już powiedzieć, lecz widząc Thorina, spuścił głowę i ruszył do swojej komnaty.

- Podły elf! - wybuchł Thorin - Obgaduje mnie za plecami! Wiedziałem, że nie można mu ufać!

- Ma rację - Lairiel wstała i podeszła do Thorina.

- Co? - wykrztusił, a jego pierścienie na palcach zabłysły niczym gwiazdy na nocnym niebie.

- To, co słyszałeś. Boi się tak samo, jak ja - położyła swoje dłonie na jego klatce piersiowej - Przypomnij sobie, co stało się z twoim dziadkiem, co stało się z twoim ojcem!

- Nie wierzysz we mnie - powiedział spokojnie, choć były to tylko pozory. Odsunął się od niej, jakby była kimś kogo nienawidzi lub osobą, która wzbudza w nim odrazę - Nie wierzysz we mnie.

- Wierzę w ciebie...

- Kłamiesz! - krzyknął, a Lairiel zdębiała - Uważasz, że skończę jak dziadek, zaślepiony złotem i arcyklejnotem!

- A czy to nie jest nierealne? - spytała zirytowana i położyła dłonie na jego policzkach - Zrozum tylko, że możesz zachorować na smoczą chorobę, a żaden z twoich przodków jej nie przezwyciężył. Nie ma na nią lekarstwa! - łzy zalśniły jej w kącikach oczu - Masz silne serce, tego jestem pewna, bo nieraz to udowodniłeś, jednak czy masz silny umysł, by ją przezwyciężyć? - spytała.

Thorin pogładził ją po włosach i przytulił się do niej niczym bezradne dziecko, lecz przez chwilę tak się czuł. Uspokoił swoje myśli i przyłożył dłoń Lairiel do swojego serca. Zauważył spadającą gwiazdę i pomyślał o tym, czego tak naprawdę pragnie.

Zbudzili zmarłych swymi wspomnieniami; ich duchy teraz będą podążać za nimi.

-------------
Mae govannen* - Witaj.
Hen** - Lady
Eston*** - Jestem...

3000 słów! Po tym, jak jedną trzecią rozdziału mój telefon usunął, myślałam, że się dzisiaj nie wyrobię.
Ale napisałam, w trochę zmienionej wersji, niż pierwotnie, ale to, co najważniejsze, jest w tym rozdziale.
Trzymajcie się ciepło. ❤️
Weronika4644

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro