Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

,,Moja miłości
Oszczędź mej krwi"
Z piosenki The Lumineers — Nightshade
/////////////////////////////////////////////////////////////////

   — Na każde pytanie można znaleźć odpowiedź.
       Na każdą chorobę można znaleźć    lek.
       Lecz na uleczone serce nie znajdziesz ani odpowiedzi, ani lekarstwa.

— Czym jest miłość? — spytała Tilda.

— Każdy rozumie ją inaczej. W kulturze krasnoludów każdy ma swojego wybranka od narodzin, musi go tylko znaleźć.

— A jeśli coś mu się stanie i się nigdy nie spotkają?

— Umiera samotnie — odpowiedziała Lairiel, trzymając jej dłonie w swoich.

— To takie piękne i smutne jednocześnie — zachwyciła się Sigrid, podsłuchując ich rozmowę i pomagając Oinowi stworzyć maść z ziół.

   Dzięki namowom dzieci Barda, łucznik zgodził się, by zatrzymali się u niego w domu, tak długo, jak nie dostaną wiadomości o tym, że smok nie żyje i mogą już tam wrócić. Wprawdzie nadal był zły i ciągle powtarzał, że sprowadzą na nich śmierć, jednak nie mógł odmówić Lairiel, która była dla niego bardzo miła i prośbom, by zrobił to dla siostrzeńca Thorina, który z każdą godziną marniał w oczach. Nie miał serca im odmówić, nawet jeśli go wcześniej nie posłuchali.

  Nastał wieczór, a słońce chowało się za horyzontem. Czekali na Barda, jednak on się nie pojawiał, przez co dzieci zaczęły się martwić. Na szczęście Lairiel zaczęła opowiadać różne historie ze swojego życia i życia krasnoludów, które im bardzo przypadły do gustu. Zadawali wiele pytań, bo życie codzienne dzieci Aulëgo pozostawało zagadką dla wielu istot.

— Ile trwają ciąże u krasnoludów? — spytała zaciekawiona Tilda, a Sigrid spojrzała na nią ze zmarszczonymi brwiami.

— Przynajmniej czternaście miesięcy, choć jestem pół elfką trudno określić, ile będzie trwała. Pamiętam, że z Thormem chodziłam przez trzynaście miesięcy.

— To strasznie długo.

— Krasnoludy są z natury bardzo silne, a porody są bardzo męczące  — wtrącił Oin, gdy położył namoczoną tkaninę na czole Kiliego, by zbić temperaturę — Łatwo się nie poddają.

— I ty, Kili, również nie możesz — szepnął Fili na ucho bratu, ciągle przy nim siedząc.

— Tau... Taur... — markotał pod nosem, z zamkniętymi oczami.

— Co on mówi? — Oin pochylił się do niego z trąbką przy uchu.

— Tauriel — powiedziała Lairiel — Wymawia imię elfki.

— To ta, która uratowała mu życie przed pająkiem? — spytał Fili.

  Lairiel pokiwała głową. Położyła Aglachela na kolanach, czując zimno przechodzące przez niego na jej kolana.

— Śliczny miecz — Bain przypatrywał się mu z błyskiem w oku — Mogę go potrzymać?

— Jasne — odparła i podała mu go w dłonie — Tylko bądź ostrożny.

— Nigdy nie trzymałem miecza — oznajmij i zaczął nim delikatnie pomachiwać — Jest bardzo ciężki... I gorący! — krzyknął i opuścił go na podłogę.

   Lairiel podniosła go, czując jak piecze ją opuszki palców. Położyła go na łóżku i sprawdziła dłonie Baina.

— To dziwny miecz — mruknął Fili.

— Wykuty przez elfów — rzekł Oin — To wszystko wyjaśnia.

  Sigrid pomogła krasnoludowi opatrywać nogę bruneta i kłaść maść na jego opuchniętą nogę.

— Jak myślicie, zabiją smoka? — spytała.

— Muszą zabić — odpowiedziała Lairiel — Inaczej wszystko na stanie w popiołach.

                              ****

— To musi być tutaj... — mruknął do siebie Thorin, wpatrując się w mapę. Kompania stała na półce skalnej, zmęczona, jednak szczęśliwa jak nigdy dotąd — Niech wszyscy, którzy zwątpili, żałują! — zawołał, a wiwaty kompanii rozniosły się echem.

— Mamy klucz, musi być gdzieś dziurka — Thorm podszedł do ściany i zaczął opuszkami palców dotykać po chropowatej powierzchni.

— Ostatnie światło dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza — przeczytał jeszcze raz Thorin — Tak tu jest napisane!

  Wszyscy szukali otworu, jednak na próżno, a ich wzrok stał się obłąkany jak u szaleńców.

— Słońce zachodzi. Rozbijcie skałę!

  Zaczęli walić toporami w kamienną ścianę, lecz i to nie pomagało. Broń się stępiła i nie była już tak ostra, jak wcześniej. Przegrała walkę ze skałą, na której pojawiło się tylko kilka zadrapań.

— Nie... Coś robimy nie tak...

  Thorm spojrzał na słońce, które chowało się za horyzontem. Może ich przegrana miała być zgaszona i zniknąć jak to słońce?

— To nic nie da! — oznajmił Balin, a krasnoludy odłożyły broń — Tych drzwi strzeże magia.

  Ostatni promień błysnął Thormowi w oczy, w których zbierały się łzy. Słońce zniknęło a wraz z nimi ich nadzieja.

— Co przeoczyliśmy? — zapytał jeden z nich — Co zrobiliśmy nie tak?

— Balinie? — spytał przygnębiony hobbit — To nie może być koniec!

— Słońce już zaszło... Była tylko jedna szansa... i ją zmarnowaliśmy...

— Chodźmy, to koniec — szepnął Thorin i wyrzucił klucz za siebie.

  Krasnoludy powoli schodziły na dół, z jedną myślą: zawiedliśmy. Zawiedliśmy wszystkich tych, którzy w nas wierzy, zawiedliśmy naszych przyjaciół, rodziny, przyszłe pokolenia. Tylko Thorm klęczał przy ścianie, czołem dotykał jej powierzchni i płakał. Walił pięścią, nie mogąc się pogodzić, że zawiódł matkę i nie odda jej smoczych skrzydeł. Bilbo nie mógł go zostawić.

— Hej — potrząsnął go za ramię, czując, jak i on zaczyna płakać — Nie poddawaj się. Musi być jakiś sposób?

— Jaki? — warknął Thorm — Musieliśmy siedzieć w lochach Thranduila i być smażonym przez trolle tylko po to, aby teraz wszystko poszło na marne?

  — Ostatnie światło... — szeptał hobbit — Ostatnie światło...

— Bilbo... — cichy głos syna Thorina wybudził go z zamyśleń.

  Poświata księżyca wskazała dziurkę. Wskazała! Thorm zaśmiał się głośno przez łzy.

— Tato, wracaj!

— Chodziło o światło księżyca! — krzyczał Bilbo, razem z Thormem — Wracajcie! — zaraz spoważnieli — Gdzie jest klucz?

— Klucz... Klucz... Gdzie on jest...

— Tam! — Bilbo odwrócił się, lecz jego krok spowodował, że klucz zaczął suwać się po półce skalnej. I gdyby Thorin nie zatrzymał go butem, zapewne spadłby kilka metrów w dół.

  Thorin podniósł go na wysokość oczu i podszedł do otworu.

— Płakałeś? — spytał Dwalin Thorma, gdy patrzyli razem na przywódcę.

— Nie.

— Nie kłam.

— To, czemu się pytasz, skoro wiesz? — odwrócił głowę w stronę łysego wojownika.

— Chciałem się dowiedzieć czy mnie okłamiesz — Dwalin puścił mu oczko, a Thorm przewrócił oczami.

  Thorin powoli przekręcił klucz, a drzwi zaczęły się otwierać. Do jego nozdrzy dotarł zapach stęchlizny i zapach smoka; kamienne ściany, w których się wychował, oświetlone światłem księżyca, były tym, czemu przypatrywał się ze wzruszeniem.

— Balinie te ściany... Pamiętasz....?

— Pamiętam — po jego policzku popłynęła łza.

  Jeśli ktoś umie opisać tak wielkie emocje, jakie przejęły krasnoludzkie serca, to Mahal moim świadkiem, że to był jeden z najpiękniejszych chwil w ich życiu. Bycie samym kompanem i towarzyszem Thorina Dębowej Tarczy było wielkim zaszczytem, lecz bycie świadkiem odzyskania domu, jest tym wydarzeniem, które zapamiętają do końca życia.

                    Król powrócił!

                              ****

  Lairiel zbudziła się nagle, gdy stare deski zaskrzypiały złośliwie. Zasnęła na siedząco, razem z Tildą i Sigrid, przytulone do jej lewego boku. Było spokojnie, za spokojnie. Cisza jest zawsze przed burzą, a ona czuła, że zaraz nadejdzie. Wzięła Anglachela w swoją dłoń i wychyliła głowę przez okno. Cień przebiegł przez uśpione uliczki miasta.

—  Wstawać! — syknęła cicho do każdego.

— Co się dzieje? — spytał zaspany Fili.

— Orkowie — powiedziała przestraszona i zanim zorientowali się, co się dzieje, jeden z orków wskoczył przez okno. Lairiel zabiła go kilkoma dźgnięciami w brzuch.
  
  Fili złapał za nóż i razem z ciocią zabijali po kolei wargów, gdy w tym czasie Oin razem z dziećmi Barda bronili Kiliego tym, co było pod ręką. Było bardzo trudno walczyć w małym pomieszczeniu, pełnego mebli i innych przedmiotów. Tilda krzyknęła, gdy jeden z nich złapał ją za nogę. Lairiel przebiła mu głowę ostrzem. Jest ich za wiele, pomyślała. Zbyt wielką uwagę zwróciła na jednego, by nie dostrzec, że jeden czai się za jej plecami. Gdy już miał jej zadać cios w plecy, przebiła go strzała. Elfia strzała, wystrzelona z wielką precyzją. Tauriel i Legolas włączyli się do walki. Dzięki ich pomocy z trudem uporali się z orkami. Posoka pokryła podłogę, a wokół unosił się odór ich ciał.

— Plugawe ścierwo — powiedział Legolas, zabijając ostatniego z nich — tropiliśmy ich kilka dni.

— Nikt nie jest ranny? — spytała Tauriel, zaraz dostrzegając Kiliego. Ciepły blask w jego oczach zaczął powoli gasnąć.

— Kiliego przeszyła zatruta strzała — rzekła Lairiel ze zmęczeniem. Czuła się wyczerpana, nie powinna walczyć w tym stanie — Nic nie pomaga.

  Tauriel dotknęła zaróżowiałych policzków krasnoluda i stwierdziła, że trucizna rozprzestrzeniła się całkowicie.

— Pomogę mu — oznajmiła i biorąc kilka ziół, zaczęła mamrotać pod nosem słowa w języku elfów.

  W tym czasie Lairiel przypominała sobie o naszyjniku, który ciągle wisiał na jej szyi. Skoro jej pomógł, to uratuje życie również Kiliemu. Przedstawiła swoje przypuszczenia elfce, jednak ta pokręciła głową. Naszyjnik od Lady Galadrieli mógł pomóc tym osobom, które miały elficką krew. Nie pomoże mu. Wsłuchała się w jej słowa i westchnęła, zastanawiając się, co dzieje się z kompanią.

— Ogień! — krzyknął Bain.

— Jaki ogień? — spytała i podążyła za jego wzrokiem. Miał racje. Płomienie rozprzestrzeniały się w zastraszającym tempie, pożerając drewno i paląc wszystko, co napotkał.

— Musimy się stąd wynosić — stwierdził syn Thranduila.

— Czemu się pali? — spytała Sigrid.

— Smok — szepnęła Tauriel, a na potwierdzenie jej słów, ryk i skrzydła Smauga przeszyły niebo.

— Musimy stąd uciekać! — wykrzyknął Oin, pomagając Kiliemu zejść ze stołu.

— Gdzie jest tata? — pytała zapłakana Tilda.

— Nie wiem, skarbie — rzekła pośpiesznie Lairiel, prowadząc ją do wyjścia.

  Ludzie w popłochu uciekali, biorąc najpotrzebniejsze rzeczy. Dzieci płakały, panował zamęt. Ta noc przypominała piekło. I choć krasnoludy odzyskały górę, nie zabili smoka; jego pierś była czerwona i gorąca jak krasnoludzkie piece, którymi kompania posłużyła się, aby spróbować go obezwładnić. Wsiedli do łodzi; domy na ich oczach burzyły się, jakby były z kart. Tu będziesz bezpieczna, słowa Thorina zabrzmiały w jej głowie, lecz tak nie było. Nie było tu bezpiecznie, gdy smok latał im nad głowami; tej nocy odzyskali coś kosztem czegoś. I kompania zrozumiała to doskonale, bo patrzyli z daleka, jak wszystko płonie.

   Tej nocy zbudzono bestię, a bestia nie ma litości.

— Co my zrobiliśmy? — szepnął Balin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro