Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

11 stycznia 1385 r.

Stan zdrowia królewny uległ poprawie. Zgodnie z przypuszczeniami medyczki było to chwilowe osłabienie. Teraz Jadwiga i Władysław musieli rozwiązać kolejny problem.
Właśnie szli do wuja i ciotki z zamiarem przekonania ich by, zostali na Wawelu już na stałe. Okazało się jednak, iż zdążyli zabrać rzeczy i opuścić zamek, gdy wszyscy spali. Małżonkowie nie zamierzali odpuścić, kazali więc przygotować konie po czym, wyruszyli do ich domu.
Jadwiga rozumiała obie strony. Władysław chciał zająć się swoimi opiekunami tak jak oni kiedyś, zajęli się nim, a oni z kolei nie potrafili być zależni od kogokolwiek. Postanowiła mimo wszystko poprzeć Olgierdowicza i zapewnić jego rodzinie godne warunki bytowe. Szybko dotarli na miejsce i zostali powitani przez gospodarzy, którzy zobaczyli ich z okna.

- Co wy tu robicie? Nie powinniście zostawiać dzieci samych.
Cała Gabija. Pokochała maluchy jak rodzone wnuki, co Jadwiga postanowiła wykorzystać.

- Dzieci są niespokojne. Na pewno to z tęsknoty za babcią i dziadkiem.

Mikołaj nie dał się zbić z tropu. Wiedział do czego, zmierza Andegawenka.

- Królewna i królewicz są pod doskonałą opieką. Mają opiekunki i rodziców, którzy skoczą za nimi w ogień. Dwójka zniedołężniałych starców jest im zbędna.

Władysław nie mógł tego dłużej słuchać. Przecież nigdy nie dał im odczuć, że tak o nich myśli.

- Zbyt wiele wam zawdzięczamy, by pozwolić żyć w samotności. Bez waszej mądrości i życiowego doświadczenia nie damy sobie rady. Chociażby choroba Elżbietki. Jadwiga postawiła na nogi cały Kraków. Gdyby nie opanowanie cioci, teraz zapewne ściągałbym medyków z całej Europy do zwykłej ciepłoty. Należy także wspomnieć o tym, iż za 9 miesięcy będziecie dodatkowo potrzebni.

Żona posłała mu wściekłe spojrzenie. Mieli trzymać w tajemnicy odmienny stan monarchini tak długo, jak to możliwe. Rozmowę o jego niewyparzonym języku musiała odłożyć na później. Obecnie liczyło się jedynie, aby wszyscy wrócili do zamku.
Po namyśle starsze małżeństwo postanowiło ustąpić. Już po chwili cała czwórka była w drodze powrotnej na Wawel. Wieczorem przy wspólnym posiłku dyskutowali o minionych wydarzeniach ostatnich miesięcy. Tak wiele uległo zmianie. Maria i Oleńka założyły własne rodziny, Jogaiła został królem, nawet Skirgiełło się ustatkował, co najważniejsze przestał tak często sięgać po piwo. Jego najbliżsi byli świadomi czyja to zasługa. Nie wiadomo, gdzie by wylądował bez wsparcia ukochanej kobiety.
Te wydarzenia pomogły braciom zrozumieć, co miał na myśli ich ojciec, powtarzając, że za silnym mężczyzną, zawsze stoi mądra kobieta. Wierzyli, że wspólnie pokonają wszelkie trudności.

5 lat później:

Na krakowskim dworze wiele się zmieniło.
Po bliźniakach Jadwiga urodziła jeszcze syna Władysława nazwanego na cześć ojca, a następnie córkę Aleksandrę po ukochanej siostrze władcy. Niestety czwarta ciąża zakończyła się poronieniem, co uczyniło córkę Ludwika bezpłodną.
Straciła dużo krwi, przez co zakazano jej wstawać z łoża. Zachowanie niewiasty budziło powszechny niepokój. Karmiono ją siłą, cierpiała na bezsenność, ponadto ciągle płakała.
Każdy już próbował z nią pomówić. Medycy, duchowni, siostry króla, dwórki, nawet Władysław, ale i jemu nie udało się dotrzeć do małżonki. Odciął starsze dzieci od matki. Nie chciał, aby widziały ją w takim stanie. Sam też nie wiedział jak, miałby im wytłumaczyć, czemu jest tak, a nie inaczej.

Siedział ze swoimi siostrami w komnacie. Elżbietka i Ludwik bawili się na rozłożonych futrach przy kominku. Podsłuchiwali rozmowę ojca. Nie uszło ich uwadze, że ostatnio nie widywali ukochanej matki. Cały zamek stał się jakiś ponury. A ich wrodzona ciekawość nie pozwalała puścić tego mimo uszu.

- Próbowałem już wszystkiego, ale ona nie chce nikogo widzieć — mówił z żalem Władysław.

- Śmierć dziecka jest...

- Ale nie tylko ona straciła dziecko! - uniósł się, jednak zaraz złagodniał — Nie tylko ona cierpi.

- Bracie... - Oleńka próbowała ratować sytuację — Daj jej trochę czasu...

- Ile czasu jeszcze mam jej dać? Nie mogę wiecznie dzielić obowiązków króla i ojca, a nie oddam ich niańkom — skinął głową na pociechy — Jadwiga sama chciała je wychować.

- Niech dojdzie do siebie, to minie — zapewniała Maria.

- Obyś miała rację, siostro...

Dwórki położyły je już spać. A przynajmniej tak im się wydawało. Elżbietka i Ludwik, gdy tylko drzwi za dwórkami się zamknęły, wcielili w życie swój plan. Wyszli po cichu z łóżek i opuścili swoją sypialnię. Po omacku, na pamięć, dotarli pod komnatę matki. Sięgnęli, z małym trudem, do klamki i otworzyli drzwi. Wślizgnęli się do środka i bezszelestnie, na palcach, podbiegli pod alkowę. Do ich uszu dotarł cichy szloch, dochodzący zza drzwi. Spojrzeli na siebie i zajrzeli do środka. Jadwiga leżała w łożu, płacząc w poduszkę. Dzieci stanęły w progu.

- Mateńko... - zaczęła królewna.

Jadwiga, słysząc ukochany głosik, podniosła głowę i spojrzała w stronę drzwi. Gdy ujrzała tam swoje pociechy, podniosła się gwałtownie do siadu i otarła łzy.

- Co wy tu robicie? - spytała, z chrypką w głosie — Czemu nie jesteście w łóżkach?

- Czemu płakałaś? - spytał Ludwik, podchodząc z siostrą do łoża.

- Nie płakałam — zaśmiała się nerwowo.

- To, czemu już się razem nie bawimy? - zapytała smutno Elżbietka.

- Bo... - Jadwiga nie wiedziała, co powiedzieć — Bo... Mama ma teraz gorsze dni — wyjaśniła.

- Ojciec mówił, że najlepszym sposobem na smutki jest spacer po lesie — odpowiedział królewicz.

- Albo zabawa — dopowiedziała jego siostra.

- Albo przytulas.

- Albo rozmowa — prześcigali się w pomysłach.

Królowa patrzyła jeno na nich, czując w sercu rosnące ciepło. Tyle razy, wraz z Władysławem, powtarzała im, aby z każdym problemem, czy pytaniem przychodzili do nich. A sama teraz zaprzeczyła tej postawie. Poczuła łzy w oczach, nie były to łzy smutku, a szczęścia.

- A wiecie, co mi poprawi humor? - spytała.

- Co takiego? - spojrzeli na matkę z iskierkami w oczach.

- Jak mnie bardzo, ale to bardzo mocno przytulicie.

Nie trzeba było im więcej powtarzać. Wpadli w ramiona matki, mocno ją tuląc. Jadwiga wtedy zrozumiała jak wielki błąd, popełniła, odcinając się od rodziny.

Następnego ranka:

Król od rana był na nogach. Służka doniosła mu, że jego dwoje najstarszych dzieci nie ma w komnacie. Cały zamek ich szukał. Nakazał już iść do miasta i tam wypytywać. Szedł w stronę komnaty żony. Zastanawiał się, czy jej powiedzieć, w końcu, po co dokładać jej trosk? Otworzył drzwi i wszedł do środka. Stanął przed wejściem do alkowy i cicho zapukał. Zamiast odpowiedzi, usłyszał dziecięcy chichot. Zamarł i prędko otworzył drzwi. W komnacie zastał żonę, z księgą na kolanach i dwójkę zagubionych, wtulonych w matkę i uważnie słuchających opowieści. Odetchnął z ulgą. Nawet nie przeszło mu przez głowę, aby się na nich złościć.
W końcu to dzięki nim Jadwiga wracała do normalnego życia. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łoża. Usiadł na nim i spojrzał na żonę. Elżbietka, gdy zauważyła ojca, wyswobodziła się z uścisku matki i wpadła w ramiona ojca. Usiadła mu na kolanach i oparła głowę o jego ramię. Jadwiga na chwilę uniosła wzrok znad księgi i posłała mężowi szeroki uśmiech. Odwzajemnił go i objął ramionami córkę.
Zdobyła się na odwagę. Musiała o to zapytać.

- Władysławie? N-nie odeślesz mnie? - obawiała się tego jak niczego innego. Nie zniosłaby rozłąki z nim i ukochanymi dziećmi.

- Co ty pleciesz Jadwigo? Ja nie jestem Kazimierzem, a ty nie jesteś Adelajdą. Dałaś królestwu czworo następców. Za to miałbym cię odsyłać? Bzdura. Twoja bezpłodność niczego między nami nie zmienia. Zapamiętaj to raz na zawsze. 

Kamień spadł jej z serca. Wreszcie mogła pozbyć się wszelkich obaw.
Tak, cała rodzina na powrót była razem. Na dobre i na złe.

Hej.
Mamy kolejny rozdział, a w nim zapowiadany przeskok czasowy. Jestem ciekawa waszych opinii. Do następnego. Papa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro