Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.4. pokoj mangi

- Jest coś? - zapytałem z nadzieją czując, jak moja krew buzuje i gna po moich żyłach w zastraszającym tempie.

- Nie. Podaj kolejną - powiedział opierając się o ścianę. Podałem mu kolejną. Moje dłonie się trzęsły, bo to ode mnie zależało ile ich będzie musiał użyć. Czas mijał nieubłaganie a Kookie powoli zamykał oczy i bełkotał coś pod nosem. Bałem się o niego tak strasznie jednak trzymałem się zasad. Popatrzyłem na strzykawkę, którą dopiero sobie wyjął.

"3546"

- Tak, kurwa tak! - wrzasnąłem i ułożyłem chłopaka na ziemi, po czym pobiegłem do sejfu. Wstukałem szybko numerki co chwilę patrząc na zegarek nad drzwiami. 40 sekund... Drzwi otworzyły się szybko a ja bez wahania wyjąłem z niego klucz i bokserki. Pobiegłem do drzwi i otworzyłem je następnie biorąc Kooka na ręce i zanosząc do pokoju obok zanim zostaliśmy zamknięci w tym pierwszym. Drzwi trzasnęły głośno i zdawało mi się, że huk odizolował nas od tamtego pomieszczenia. Rozległ się dobrze znany nam dźwięk, więc znów zaczęliśmy szukać kolejnego monitora. Ujrzałem jakąś kobietę, która wpatrywała się w telewizor przed sobą. Była umieszczona na jakiejś machinie, która krępowała jej wszystkie cztery kończyny. Stanąłem za nią a na ekranie pojawił się obraz jakiejś dziwnej lalki.

- Witaj Kim So Li. Trafiłaś tu, bo nie szanowałaś swojego życia, tak samo jak twoi towarzysze. Zawsze błagałaś o te trucizny a teraz musisz błagać, aby oni cię uratowali. Życie lub śmierć, Kim So Li, twój wybór - mówił ten głos a dziewczyna zaczęła piszczeć.

- Błagam, błagam, pomocy! - piszczała a jakiś licznik zaświecił się na czerwono, po czym zaczął tykać. Ten wkurwiający dźwięk wkręcał mi się w mózg.

- Spokojnie Soli, pomożemy ci, tylko wiesz coś o kodzie? - zapytałem obserwując maszynę.

- Ja tak! Tak! On mówił coś wcześniej o mandze, ten głos! On mówił, abym kierowała się mangami! - płakała. Zacząłem się rozglądać.

- Tu nie ma żadnych mang, Kim So Li! Myśl szybko! - wrzasnąłem patrząc na nią a kułeczka maszyny zaczęły się obracać ciągnąc jej ręce i nogi tak, że niedługo mogło ją rozerwać.

- Ja... Ja często chowałam prochy w pralce, tu są pralki! - krzyknęła patrząc na ścianę za mną. Szybko się odwróciłem a kobieta znów wrzasnęła czując jak maszyna ponownie sie rusza.

- Już... Już spokojnie, idę tam - powiedziałem i popatrzyłem na ostrza znajdujące się wewnątrz...- Kurwa! - wydarłem się wsuwając tam dłoń, a po chwili usłyszałem jak Kook za mną zwymiotował. Chciałem go przytulić, ale nie mogłem, musiałem wyjąć coś z tej pralki. Wyczułem jakiś papier, wyjąłem go i popatrzyłem. - Jakaś kartka z mangi... Czekaj to... 19 strona. - Popatrzyłem na nią zagubiony i położyłem ją na górze pralki, po czym poszedłem do kolejnej po prawej i znów wsadziłem tam rękę raniąc się o szkła i przeklinając czując, jak tworzą mi się nowe rany. – 22 - powiedziałem odkładając ją i poszedłem do dwóch ostatnich, które były po lewej. 14 i 23 . Wszystkie strony leżały na pralkach. Patrzyłem na nie starając się skupić. Jest tylko 6 miejsc na liczby a ja mam ich aż 8. Które liczby są złe. – Kurwa, kuuuurwa, które są złe?! - darłem się tak samo jak rozrywana kobieta za mną. Każda sekunda się liczyła a ja nie umiałem nic wymyślić, przez co zacząłem szarpać moje włosy. Popatrzyłem na Kooka a ale on tylko podał mi swoje bokserki... Zdziwiony wziąłem je do reki i zacząłem oglądać. Były zapisane następująco: 45121522 = 555552522. Nie rozumiałem tego. Patrzyłem na moje i starałem się pojąć.

- Mam! - wrzasnąłem i oddałem mu bokserki. Patrzyłem na kartki 23 14 19 22 to... To będzie 33 4 9 22! Podszedłem do maszyny, na której była piszcząca i co chwilę przeklinająca kobieta. Wpisałem numer, ale nie zadziałało. - Nie działa! Kim So Li! Mów do mnie! Czemu nie działa?! - wydarłem się.

- Manga! - wrzasnęła a ja zrozumiałem... Na odwrót, czyli wynik to będzie 22 9 4 33. Zacząłem wpisywać kod, jednak nagle wszędzie rozlała się krew a jej wrzaski ustały. Popatrzyłem przerażony przed siebie... Ona... Jej żebra były na wierzchu a po drugiej stronie część jej kręgosłupa. Krew lała się wszędzie a jej flaki leżały na moich bosych stopach. Przerażony cofnąłem się od niej i zacząłem kaszleć czując jakbym zaraz miał wszystko zwrócić. Popatrzyłem na już ubranego Kooka. Siedział on obok kałuży rzygów.

- Kochanie żyjesz? - zapytałem powoli go podnosząc. - Te... strzykawki... ja... chyba... - Zakrył usta i odsunął się ode mnie znów wymiotując. - Rozumiem kochanie, ale musimy iść dalej, bo za chwilę zamkną się te drzwi, musimy przeżyć a potem wezmę cię do szpitala - powiedziałem zdejmując koszulkę i zawinąłem ją sobie na krwawiącej ręce. Wziąłem Kooka ze sobą i wyszliśmy przez na szczęście otwarte drzwi.

-----------------------------------
Jak sie wam podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro