Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.2. przed czasem

- Jeon, kochanie, oddychaj spokojnie, pomogę ci. - Podszedłem do niego powoli. Patrzyłem na tę maszynę i zacząłem się z nią szarpać, jednak ta uruchomiła się i zaczęła warczeć, natomiast minutnik obok maszyny ruszył. Popatrzyłem przerażony odsuwając się od machiny i obserwowałem ją. Piła między nogami mojego kochanka zaczęła się ruszać i obniżyła się o kilka centymetrów, a ja czułem jak się we mnie gotuje, byłem przerażony. Kookie cały czas podnosił głowę zestresowany patrzeć na swoje krocze i maszynę nad nim. Jego krzyk roznosił się po całym pomieszczeniu.

- Był dziwką, po raz kolejny musi to zrobić, jego życie... życie, co robić... - powtarzałem w kółko słowa głosu z telewizora szarpiąc moje włosy, a piła i minutnik tylko pogłębiały mój stres. – Wiem, kurwa, wiem! - wydarłem się. - Klucz! Ty masz klucz! Czujesz go gdzieś w buzi czy gardle? - Kookie nie odpowiedział, jedyne co, to krzyczał. Uklęknąłem przed nim i złapałem jego twarz w dłonie. - Czujesz coś w ustach lub gardle? Kurwa Kookie, gadaj! - Spoliczkowałem go mocno, aby się uspokoił, a on spojrzał mi w oczy.

- Nie ale... Ale ja chyba mam coś w sobie - szepnął a ja od razu się domyśliłem. Zdjąłem moją bluzę i wsadziłem mu rękaw w usta.

- Kochanie, nie będę delikatny, nie ma czasu – szepnąłem a piła osunęła się niżej.

Ryzykowałem ręką, którą w każdej chwili piła mogła uciąć, ale chciałem go ratować. Włożyłem w niego dwa palce i co chwile dokładałem kolejny starając się znaleźć kluczyk. Słyszałem jak mój kochanek piszczy i płacze z bólu. Koło mojego ucha warczała maszyna, która groziła nam obu. Wsunąłem całą dłoń i wrzasnąłem.

- Mam! Mam! - Cieszyłem się jak małe dziecko. Wyjąłem jakieś foliowe opakowanie z kluczykiem i mała kasetką, którą teraz miałem w poważaniu. Trzęsącymi rączkami wyjąłem kluczyk z opakowania, które rzuciłem na ziemię. Zestresowany złapałem kłódkę i wsunąłem w nią kluczyk.

- Pośpiesz się kurwa, Tae błagam, kochanie, pomóż mi. – Kookie płakał a ja przekręciłem szybko klucz, przez co ten opadł najpierw głową a następnie całym ciałem na ziemię, przez co pisnął. Maszyna na szczęście się zatrzymała. - Boże Taehyung! - Zaczął płakać i wtulił się we mnie niemal od razu.

- Przepraszam, że byłem taki niedelikatny.

- Dziękuję ci, że mnie uratowałeś. Ważne, że żyję a tam poboli poboli i przestanie - szepnął wtulając się we mnie i trzęsąc się z zimna i zapewne strachu. Wziąłem moją bluzę i założyłem na niego.

- Spokojnie, teraz razem się stąd wydostaniemy.

Rozglądaliśmy się dookoła. Płaski ekran telewizora pozostawał czarny a dźwięk, niestety, się już z niego nie wydobył. Obok nas dostrzegliśmy sejf, więc oboje podbiegliśmy do niego i próbowaliśmy na siłę otworzyć, jednak był on zamknięty. Kookie poszedł czegoś szukać, ja jednak nie przestawałem się siłować z metalowym pojemnikiem.

- Tae - szepnął Kookie na co się odwróciłem. Miał w ręce coś, co odtwarza kasety. - Co to? - zapytał i zaczął naciskać guziki na maszynie.

- Zostaw Kookie, jest tam kasetka? – zapytałem z nadzieją podchodząc do niego.

- Nie - odpowiedział i popatrzył na strzykawki zawieszone w powietrzu na sznurkach przed nami. Obok nich był jeden pusty, z którego on pewnie to zdjął... Pomyślałem chwilę... W nim była kaseta! Rzuciłem się w stronę maszyny i zacząłem szukać na ziemi woreczka. Kiedy go znalazłem bezzwłocznie wyjąłem kasetkę z napisem "puść mnie" i włożyłem ją do odtwarzacza, następnie włączyłem go.

- Witaj Jeonie, to twoje odrodzenie. Zawsze pragnąłeś narkotyków. Nie ceniłeś swojego ciała i zażywałeś je dzień w dzień. Teraz masz szansę znów wbić igłę w ciało. Jednak czy oddasz swój umysł w zamian za wyjście z tego pokoju? Jeżeli nie uda wam się, to w 20 minut miejsce to zamieni się w wasz grobowiec. Życie lub śmierć, twój wybór - wychrypiał głos z urządzenia po czym nagranie sie skończyło.

- Kookie, nie wiesz, co tam jest... Mogę się założyć, że to nie są dragi. Nie możesz tego wziąć!

- Ale inaczej zginiemy! Wybieraj, a ja je będę po kolei wstrzykiwać - powiedział pewny siebie a ja wziąłem pierwszą lepszą strzykawkę. Patrzyłem na nią i starałem się z niej wylać substancję albo chociaż przekręcić ją tak, aby zobaczyć, czy ma jakiekolwiek numery identyfikacyjne, jednak to było niewykonalne. Patrzyłem na to urządzenie, bo zwykła strzykawka to nie była, i starałem się wycisnąć jej zawartość w powietrze, jednak i to nie zadziałało. Załamany podałem ją Kookowi, który wbił ją sobie w rękę, a kiedy to zrobił wystarczająco głęboko, jakiś zgrzyt rozniósł się po sali a on to sobie wstrzyknął... Nie rozumiem jak to działa, przez co stresuję się jeszcze bardziej. Kocham go i nie chcę by zginął - nie teraz, nie tutaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro