3
Siedziałam na łóżku w swoim pokoju i brzdąkałam na gitarze. Tak, potrafiłam grać na gitarze, perkusji i pianinie oraz nawet trochę śpiewać. Nim tata zmarł, kupił mi gitarę akustyczną i perkusje, które stoją grzecznie w moim pokoju. Niestety, mój pokój znajduje się teraz na strychu, ponieważ zostałam perfidnie wykopana ze starego, na całe szczęście zatrzymałam meble. Matt pomógł pozbyć mi się wszystkich gruchotów, trochę tu odnowiliśmy i proszę, pokój prawie idealny. Mój telefon zaczął dzwonić, odebrałam, nawet nie patrząc kto to, ponieważ nie rozmawiałam z wieloma osobami, a o tej porze mogła dzwonić tylko jedna osoba.
— Cześć, małpko.
— Co tam Matt?
— Właśnie podjechałem pod twój dom, mogłabyś po mnie wyjść? Nie chce natknąć się na te dwa bazyliszki.
— Okej, już lecę. — zaśmiałam się, po czym rozłączyłam i odrzuciłam telefon na łóżko.
Po cichu pokonałam odległość między moim pokojem a drzwiami frontowymi, lepiej nie kusić losu.
Za drzwiami stał uśmiechnięty Matthew. Wpuściłam go do środka, po czym wróciliśmy na górę.
— Znów grałaś? — zapytał, biorąc do ręki gitarę leżącą na moim łóżku.
— Jakoś mnie wzięło. — wzruszyłam ramionami i rzuciłam się na łóżko. — Moje życie jest tak bardzo do dupy. — jęknęłam, chowając głowę w poduszce.
— Co te dwie blond Barbie ci zrobiły? — Matt miał całą pulę dziwnych określeń na Grace i Cornelie, które czasem mnie rozwalały.
— Tym razem to nie one.
— Jest coś gorszego niż dwa paskudne wampiry, które wysysają z siebie życie? — A nie mówiłam?
— Najwidoczniej. — westchnęłam, przewracając się na plecy.
— Opowiadaj. — ponaglił mnie.
— Wpadłam dzisiaj na Harry'ego.
— Co? To cudownie! Dlaczego się tak dołujesz? O czym gadaliście? — przysięgam, Matt czasem zachowuje się jak napalona nastolatka.
— Nie, nie cudownie. Wyobrażasz sobie, że myślał, że jestem nowa? Czuję się jak kretynka, przez trzy lata miałam nadzieję, że mnie zauważy, a teraz okazuje się, że nawet nie wiedział o moim istnieniu!
— Nie myliłem się, jest kretynem. — skwitował Matthew.
— Nie jest! — zaprotestowałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Wybacz, ale jak można nie zauważyć tak cudownej dziewczyny? To jeszcze bardziej dowodzi, że jest głupi.
— Po co ja ci to w ogóle mówiłam? — rzuciłam się z powrotem na poduszki.
— Hope! — Ani chwili spokoju od tych cholernych bab.
— Idź, zaczekam na Ciebie. — Niechętnie zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół.
— Hope! — Krzyknęła Cornelia.
— Nie drzyj się, już jestem.
— Wyprałaś moją czarną sukienkę, wiesz tą bez ramiączek. — wyjaśniła.
Udałam się do pralki, gdzie na suszarce wisiała sukienka. Czy naprawdę tak ciężko przejść parę metrów i sobie samemu wziąć!?
— Uprasuj — powiedziała pojawiających się obok mnie.
Nic nie mówiąc, rozłożyłam deskę do prasowania i podłączyłam żelazko. Kiedy już się nagrzało, mogłam prasować.
— Jeszcze tu. — wskazała palcem na ledwo widoczne zagięcie. — Muszę wyglądać idealnie na randce z Harrym. — Zamarłam.
— Idziecie na randkę? — udawałam obojętna, choć w środku kipiałam od uczuć.
— Tak, zaprosił mnie dzisiaj. — Westchnęła uśmiechając się. — On jest taki przystojny. — No co ty nie powiesz.
— Dobra, daj mi już tę sukienkę. — prawie wyrwała mi materiał z rąk i wybiegła z pomieszczenia. Posprzątałam sprzęt, po czym biegiem udałam się do swojego pokoju. Nie mogłam powstrzymać łez cisnących się mi do oczu.
— Cukiereczku co się stało? — zapytał Matt, widząc moje łzy.
— O-oni idą na randkę. — wychlipałam, po czym wtuliłam się w ciało chłopaka.
— Kto? — zapytał, nie rozumiejąc.
— Harry i Cornelia.
— No mówiłem, że idiota! Hej cukiereczku, nie płacz, już niedługo uwolnisz się od tych pijawek i zakochasz się w kimś, kto będzie tego wart. — powiedział już spokojniej.
— Nie uwolnię się od nich nigdy. Grace powiedziała, że opłaci mi tylko studia na miejscu albo nie mam co nawet marzyć o dalszej nauce. — powiedziałam z goryczą.
— A co z akademią muzyki w Los Angeles? Zawsze chciałaś się tam dostać.
— Nie mam na to pieniędzy, a o stypendium mogę nawet pomarzyć, nie dają go za nic.
— Coś wymyślimy, ale nie płacz już. — pokiwałam głową i otarłam łzy. — Przepraszam, ale muszę lecieć, mama mnie ukatrupi, jak znów spóźnię się na kolację.
— Odprowadzę Cię. — powiedziałam, po czym wyszliśmy z mojego pokoju. Gdy byliśmy na schodach, zadzwonił dzwonek do drzwi.
— Hope! Otwórz te cholerne drzwi, nie jestem jeszcze gotowa. — Wcale nie miałam ochoty tego robić, ponieważ byłam boleśnie świadoma, kto znajduje się za nimi, na całe szczęście Matt był opok. Poprawiłam się, ponieważ na pewno wyglądałam teraz jak gówno, po czym nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazał się Harry w czarnej koszulce i tak samo czarnych wąskich dżinsach.
— Cześć Hope, jest Cornelia? — Zna moje imię!? Zna moje imię! At o znaczy, że musiał z kimś o mnie rozmawiać! Okej, uspokój hormony Hope.
— Hej, zaraz będzie gotowa. — Hope, masz nie być miła! Tylko tak się nie da... Przecież on jest taki słodki.
— O siema Matt — Harry przeniósł wzrok na postać za mną. Chwila, znają się? Znaczy w takim sensie, że nie tylko z widzenia.
— T, cześć Styles. — burknął Matt. — Lecę małpeczko, widzimy się jutro. — przytulił mnie, po czym wyminął w drzwiach Harry'ego i wyszedł. Nastała krępująca cisza, którą w końcu postanowiłam przerwać.
— Może się czegoś napijesz? — zapytałam.
— Nie, dzięki. — przygryzł wargę, rozglądając się po korytarzu.
— Wiesz, zejdzie jej to jakąś chwilę, biorąc pod uwagę, że dopiero zaczęła się szykować, więc może poczekasz na nią w salonie. — przytaknął, więc zamknęłam za nim drzwi i poprowadziłam na kanapę.
— Nie wiedziałem, że jesteś siostrą Corneli. — powiedział po chwili.
— Ummm, raczej mało osób ma tę świadomość. — powiedziałam, patrząc wszędzie byle nie na niego.
— Czemu? — Serio facet, musimy gadać akurat o tym? Wzruszyłam ramionami, postanawiając nie odpowiadać na jego pytanie.
— Hope! Nie widziałaś gdzieś moich czarnych szpilek?
— Trzecia półka od góry po lewej stronie! — Odkrzyknęłam równie głośno, przez co Harry lekko się skrzywił.
W tym samym czasie do salonu weszła Grace z wielgaśnym uśmiechem.
— Ty musisz być Harry! Jestem mamą Corneli. — Styles podniósł się miejsca, po czym uściskał jej dłoń.
— A ty co tu robisz? — zwróciła się do mnie. — Basen sam się nie wyczyści, ma lśnić, bo jutro przychodzą moje przyjaciółki i mamy zamiar z niego skorzystać.
— Tak proszę Pani. — odpowiedziałam, po czym z niechęcią opuściłam pomieszczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro