14
Harry POV.
Stałem na przeciwko Cornelii trzymając ją za dłoń i delikatnie się uśmiechając. Przybliżyłem się jeszcze o krok tak, że nasze ciała się stykały, a usta były centymetry od siebie.
- Chciałem powiedzieć Ci to od dawna, ale za każdym razem brakowało mi odwagi.
- Tobie zabrakło odwagi? Kapitanowi szkolnej drużyny? Najlepszemu uczniowi w szkole? Nie wieżę. - szepnęła, a jej ciepły oddech połaskotał mój policzek.
- Niestety. - zaśmiałem się pod nosem. - To jest coś o wiele ważniejszego niż mecz szkolny czy sprawdzian z trygonometrii.
- Tak? Może być coś ważniejszego? - zapytała.
- Moja miłość do Ciebie. - spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale na jej twarzy igrał delikatny uśmiech. - Tak, zakochałem się w tobie do szaleństwa.
- Stop. - powiedziała odsuwając, a ja jęknąłem zrezygnowany, a tak dobrze szło. - Zasłaniasz mi całe światło. Powinieneś obrócić się bardziej w lewo. - założyła ręce pod piersi.
- Wtedy nie będzie widać ma jej twarzy. - powiedziałem.
- No i co z tego? Nie ty tu jesteś najważniejszy. - burknęła.
Miałem ochotę ją udusić. Puki co robiłem to tylko mentalnie.
- Oboje w tej scenie jesteśmy ważni! To scena, w której Nate wyznaje miłość Lucy! Czyli jedna z najważniejszych scen. - powiedziałem jak do niedorozwiniętego dziecka. Ona serio zaczyna mnie poważnie wkurzać.
- Ej! Gdzie ty idziesz!? - krzyknęła za mną, gdy zszedłem ze sceny.
- Mam dość na dzisiaj. Możecie się zbierać do domu. - powiedziałem do reszty na co odetchnęli z widoczną ulgą. Oni też mają już dość naszych ciągłych sprzeczek z Corn.
Wyszedłszy z budynku odetchnąłem świeżym powietrzem. Niestety nadal nie czułem się w pełni dobrze. Musiałem pogadać z Hope. I zrobię to, jutro.
Hope POV.
Przepychałam się między uczniami, aby dotrzeć do sekretariatu. Wczoraj miało przyjść potwierdzenie z Akademii Muzyki, czy mogę udać się na przesłuchania, które miały odbyć się w przyszłym tygodniu w Londynie. Postanowiłam wysłać im swoje nagranie. Oczywiście nie podjęłam tej decyzji sama, Matt i Valery mnie do tego namówili. Teraz obgryzałam paznokcie z nerwów.
Zapukałam do drzwi sekretariatu i weszłam nie czekając na pozwolenie. Sekretarka była bardzo młoda, zatrudnili ją niedawno, ponieważ poprzednia zrezygnowała ze względu na trudną sytuację rodzinną. Trochę szkoda, była naprawdę miła.
- Dzień dobry, Nazywam się Hope White. Miał do mnie przyjść wczoraj list z Akademii Muzyki i Filmu, chciałam go odebrać.
- Zaczekaj chwilkę. - Zaczęła grzebać w stercie papierów, co chwilę marszcząc brwi. - Ach, zapomniałam. Pan Haris go zabrał, miał Ci go wczoraj przekazać.
- Nie było mnie wczoraj w szkole. - przygryzłam wargę.
- W takim razie nadal musi go mieć. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Gdzie go mogę znaleźć? - zapytałam.
Kobieta spojrzałam na plan lekcji szukając nazwiska nauczyciela.
- Ma teraz lekcje w sali 40.
- Dziękuję za pomoc. Do widzenia.
Opuściwszy sekretariat od razu udałam się do sali, w której znajdował się pan Haris. Miałam dziś dopiero na drugą lekcję, więc miałam jeszcze trochę czasu do dzwonka.
Pan Haris w rozmowie poinformował mnie, że przekazał dokumenty Harremu, które miał mi wczoraj przekazać. Przeklął kilka go delikatnie kilka razy i powiedział, że nigdy już nie powierzy mu nic w ręce, ponieważ nie można na niego liczyć. Podziękowałam profesorowi za poświęcenie mi uwagi i ruszyłam w poszukiwaniu Harry'ego. Modliłam się o to żeby był dziś w szkole. Niestety nigdzie go nie spotkałam, ale może jeszcze się pojawi ponieważ lekcje zaczynają nam się o tej samej porze. Z tą myślą usiadłam przed szkołą, aby mieć widok na parking, aby go nie przegapić. Na placu znajdowały się tylko dwie osoby. Dziewczyna, która z zamkniętymi oczami opierała się o ścianę budynku i ruszała stopami w rytm muzyki wydobywającej się ze słuchawek umieszczonych w jej uszach. Drugą osobą był chłopak, który siedział na jednym ze stolików z nogami opartymi o oparcie ławki i z książką w ręce. Westchnęłam i wygodniej opierając się o twarde oparcie ławki wróciłam do wpatrywania się w zapełniony parking i upewniając się, że na pewno nigdzie nie ma auta Harry'ego. Zastanawiało mnie dlaczego akurat on zabrał ten list. Myślałam, że mnie nie znosi, a na dodatek ma mnie za ofiarę losu przez ostatnie wydarzenie w moim domu. Nie miałam ochoty stawać z nim twarzą w twarz, ale nie miałam innego wyjścia. Już miałam wracać do szkoły, ponieważ byłam niemal pewna, że się nie pojawi, kiedy równo z dzwonkiem na przerwę czarny Range Rover wjechał na parking. Chłopak wysiadł z auta zarzucając na ramię czarną sportową torbę i poprawiając włosy. Wstałam i ruszyłam w jego kierunku, kiedy on kierował się do głównego wejścia szkoły. Przyspieszyłam kroku i złapałam go za ramię, gdy miał stawiać stopę na pierwszym schodzie przez co się trochę zachwiał.
- Hope? - zapytał zaskoczony ściągając czarne Ray Bany. Wolałam żeby tego nie robił, ponieważ jego wzrok działał na mnie onieśmielająco.
- Nie bój się, nie będę zawracać Ci długo głowy. Chciałam tylko zapytać czy masz list, który dał Ci wczoraj Haris.
- Zaniosłem go wczoraj do twojego domu. Nie było Cię, więc przekazałem go Cornelii. Miała Ci go dać jak wrócisz. - zmarszczył brwi.
- Po pierwsze ; byłam w domu. Po drugie ; co do cholery zrobiłeś? Jeśli miałeś przekazać ten list w moje ręce, dlaczego tego nie zrobiłeś!? - krzyknęłam.
- Przepraszam, spieszyłem się, a Cornelia... - nie dałam mu dokończyć.
- Przestań! Przez dwa pierdolone lata nie zwracałeś na mnie uwagi, a teraz jesteś dosłownie wszędzie i wszystko psujesz! Mógłbyś przestać w jakikolwiek sposób ingerować w moje życie!? Przez Ciebie pieprzy się wszystko i mam sto razy więcej problemów na głowie! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Miałam teraz bolesną świadomość, że cała moja przyszłość właśnie legła w gruzach i to przez osobę, którą kocham. Dlaczego akurat to musiał być on, a nie jakiś mózgowiec, którym nie interesuje się każda dziewczyna w szkole i w tym moja jędzowata siostra.
Chłopak stał tam tylko i się na mnie gapił. Pokręciłam głową i szybko odwracając się na pięcie weszłam do budynku. Specjalnie chciałam, aby list przyszedł na adres szkoły, ponieważ, gdyby odebrała go któraś z tych poczwar nawet nie dowiedziałabym się, co zawierał. Wściekła na siebie i Harry'ego szłam przez szkolny korytarz do póki ktoś mnie nie zaczepił. Był to wysoki blondyn o brązowych oczach i przyjaznym uśmiechu, niestety nie był tak zniewalający jak Harry. Ugh. Mogłabym już dać sobie z nim spokój.
- Hej, Hope. Mam do Ciebie pytanie. - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Tak? - zapytałam niezbyt chętnie.
- Zastanawiałem się czy nie chciałabyś pójść ze mną na bal. - zapytał z nadzieją w oczach. Niestety musiałam go rozczarować.
- Przepraszam, ale nie. Nie wybieram się szkolny bal. - uśmiechnęłam się smutno.
- Może jednak zmienisz zdanie? - zapytał przygryzając wargę.
- Raczej nie. Lepiej znajdź kogoś innego, do balu zostało tylko kilka dni. Na pewno wiele dziewczyn czeka, aż je ktoś zaprosi. - przytaknął i odszedł ze spuszczoną głową. Zrobiło mi się go żal, ale nic nie poradzę.
Niewiele czasu zajęło mi znalezienie Matta. Wytłumaczyłam mu całą sytuację, a ten obiecał, że urwie jaja Stylesowi jak tylko go spotka.
- Chodź zawiozę Cię do domu i poszukasz tego listu, może go nie wyrzuciły.
Kiedy zmaleliśmy się w domu zaczęłam przeszukiwać wszystkie kąty . W jednej z szuflad znalazłam otwartą szarą kopertę z pieczątka Akademii i moim nazwiskiem, niestety była pusta. Przeglądnęłam dokladnie każdy dokument w szafce aż znalazłam odpowiednią kartkę, moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ z treści wynikało, że zostałam odrzucona, ponieważ moje kwalifikacje są na zbyt niskim poziomie. Nie pozostało mi nic innego niż tylko się rozpłakać. Matt mocno mnie przytulił mówiąc, że pracują tam jacyś idioci, którzy nie znają się na prawdziwych talentach. Niestety wiedziałam, że pracują tam najwięksi geniusze wśród muzyki, a moje marzenia właśnie legły w gruzach.
••••••••••••••••••
Dum. Dum. Dum.
A się porobiło.
Mam wenę wiec dodałam kolejny xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro