Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIV: Syn marnotrawny


About time for anyone telling you

All for all your deeds

No sign the roaring thunder

Stopped in cold to read (no time)

Get mine and make no excuses

Waste of precious breath (no time)

The sun shines on everyone, everyone

Love yourself to death

So you gotta fire up, you gotta let go

You'll never be loved till you've made your own

You gotta face up, you gotta get yours

You never know the top till you get too low*


30 stycznia

Kiedy Oli wrócił do świadomości, przez chwilę nie był pewien, dlaczego poczuł się, jakby znowu miał szesnaście lat, a potem zerwał się do pozycji siedzącej, rozglądając się w popłochu po pomieszczeniu. Okej, teraz już rozumiał. W końcu nie był w stanie zliczyć, ile razy budził się w tym konkretnym łóżku, w tym konkretnym pokoju, z tak samo ogromnym kacem jak teraz. Obdrapane ściany wydawały się bardzo znajome, a jednocześnie kompletnie obce. Większość jego rzeczy zniknęła, ale kiedy zerknął na łóżko obok, w którym Oskar spał dokładnie w takiej samej pozycji jak zawsze, autentycznie poczuł się, jakby przeniósł się w czasie.

Kurwa, co musiało wydarzyć się poprzedniego wieczora, żeby skłonić go do powrotu tutaj? Co on tu, do cholery, robił? Nagle poczuł, jakby za chwilę miał zacząć panikować, bo po prostu nie spodziewał się, że nagle znowu się tu znajdzie, że zaleje go tyle wspomnień i że poczuje taką nienawiść do tego miejsca.

A potem urywki pojawiające się w jego zamroczonym umyśle zaczęły się ze sobą powoli łączyć, choć nadal nie działał do końca sprawnie i jedyną myślą, jaką był w stanie mu podrzucić, było „cojakurwanarobiłem". Miał problem z przypomnieniem sobie tego, co on sam mówił, ale doskonale pamiętał słowa Bartka.

O co ci, kurwa, chodzi? Co ci znowu nie pasuje? Już nie mogę się dobrze bawić na imprezie?

Czarna plama.

Przecież tak się nie da żyć! Jesteś jednym wielkim chodzącym problemem!

Czarna plama.

Nie jestem, kurwa, zen! Jestem wkurwiony! Jestem wkurwiony na siebie, na ciebie, na swoich rodziców, jestem bez przerwy wkurwiony!

Czarna plama.

Wiesz, nie mogę cię znieść czasami! Chcę tylko trochę spokoju, a z tobą zawsze musi być jakiś dramat! Nie wiem, czy w ogóle umiesz być w normalnym związku, czy jeśli twój facet cię nie wykorzystuje albo nie jest dla ciebie chujem to jesteś tak ogłupiały, że nie wiesz, co zrobić?! Bo tak to wygląda, pierdolisz mi o miłości, a potem robisz wyrzuty, jakbyś... nie wiem, potrzebował kogoś, kto kopnie cię w dupę, żebyś mógł się pogrążać w swoim żalu!

Czarna plama.

Od początku tak było, że w każdej sytuacji wypatrywałeś tylko końca tego wszystkiego! Cokolwiek bym nie zrobił, zakładałeś, że pewnie cię zostawię, bo jesteś pojebany. Więc chociaż w tym miałeś rację! Jesteś pojebany i to ty to zrobiłeś, a nie ja! To ty nigdy nie zaryzykowałeś na tyle, żeby mi po prostu zaufać, więc... więc teraz już chyba nigdy się nie dowiesz! Czy warto byłoby mi zaufać, czy nie! Nigdy się nie dowiesz, bo nigdy, kurwa, nie dałeś nam szansy!

Czarna plama.

Nie zamierzasz mnie zatrzymać, co? Czasami jesteś straszną pizdą, Beściak.

Szlag by to. Nagle Oliwer poczuł, że musiał stąd wyjść. Kurwa, kurwa, kurwa... co za syf.

Usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach i rozmyślając gorączkowo. Okej, jeden problem naraz. Najpierw powinien odebrać Juliana. Potem spróbować porozmawiać z Bartkiem i sprawdzić, czy miał jeszcze jakiś związek, który mógłby ratować.

Widział wszystkie te momenty, kiedy Bartek się wahał, kiedy chwilami wpatrywał się w niego z zamyśleniem i wyraźnie miał ochotę coś powiedzieć. Oli nie był pewien, co to oznaczało albo raczej nie chciał wiedzieć. Aż do wczorajszego wieczoru tak naprawdę nie dopuszczał do siebie opcji, że Bartek mógł powoli przestawać chcieć , więc oczywiście alkohol sprawił, że to wszystko się z niego wylało. Bo... Oliwer tak naprawdę nie wiedział, jak zatrzymywać ludzi przy sobie. Gdzieś w głębi duszy był przekonany, że nie miał do zaoferowania nic, co mogłoby przekonać Bartka do tego, żeby został. A potem Bartek eksplodował i okej, trochę popłynął, ale przynajmniej wyrzucił z siebie to wszystko, co się w nim kumulowało. Więc teraz już wiedział, co Bartek myślał, co myślał o nim i nie był pewien, jak się z tym czuł. Z jednej strony miał ochotę pójść do niego teraz i próbować dalej, do skutku, ale z drugiej wiedział, że większość rzeczy, które Bartek wczoraj wykrzyczał, była prawdą. Musiał zrobić to, co było słuszne. Jeśli Bartek nie będzie chciał, żeby Oli dłużej zatruwał jego życie, to zwyczajnie przestanie, bo Bartek był na to zdecydowanie za młody i, co najgorsze, sam zaczynał zdawać sobie z tego sprawę. Jeśli to miał być koniec ich bajki to należało zakończyć ją na trzeźwo.

Albo lepiej najpierw porozmawia z Bartkiem, a potem odbierze Juliana. Tak, to brzmiało rozsądnie. Nieważne, że rozsadzało mu czaszkę i chciało mu się płakać. Tylko rozsądek mógł go uratować.

Zerwał się z łóżka i zerknął na swoje wczorajsze ciuchy, ale były obrzydliwe i śmierdziały, jakby ktoś wylał na nie wódkę, co zresztą prawdopodobnie się wydarzyło. Zostawił je na podłodze i podszedł do szafy, wyciągając z niej jakiś t-shirt i dżinsy Oskara. Były trochę za ciasne i za krótkie, ale trudno. Uchylił cicho drzwi i na palcach wyszedł na korytarz.

- Oliwer - usłyszał cichy głos zza swoich pleców i odwrócił się błyskawicznie.

O kurwa. Wyglądała naprawdę staro. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Nie widział jej od lat i nagle poczuł się bardzo surrealistycznie. Sprawiała wrażenie, jakby nie mogła uwierzyć, że rzeczywiście tu był. Może myślała, że miała halucynacje? Chociaż wydawała się trzeźwa, przynajmniej jak na nią. To było zaskakujące.

- Wyglądasz okropnie - oznajmiła, przyglądając mu się badawczo.

- Ty też - spróbował powiedzieć, ale jego głos był tak zachrypnięty, że prawie nie było go słychać.

- Wypij herbatę - powiedziała obojętnie. Czuł się absurdalnie rozczarowany tym, że kiedy widziała go po raz ostatni siedem lat temu, był pijany i teraz po siedmiu latach znowu był pijany. Prawdopodobnie myślała, że żył w taki sposób, praktycznie nie trzeźwiejąc i coraz bardziej staczając się na dno. Czy to nie był dowód na to, że nikt nigdy nie był w stanie uwolnić się od swoich rodziców, że nieważne, co zrobisz, skończysz dokładnie tak jak oni?

- Nie, dzięki - odparł natychmiast, podchodząc do swojej kurtki i sprawdzając, czy miał portfel i telefon.

- Co ten gówniarz tu robi? - zapytał kolejny znajomy głos, którego Oli miał nadzieję już nigdy więcej nie usłyszeć. Powoli przeniósł na niego wzrok. On za to nie zmienił się prawie w ogóle. - Ty jeszcze żyjesz? - dodał zaskoczonym tonem.

- Jak widać - wycedził Oli, nie zamierzając dać się wyprowadzić z równowagi.

- Ale chyba ledwo - zauważył Arek, rechocząc idiotycznie, a Oliwer zacisnął zęby i przypomniał sobie, że kiedy był młodszy i na niego patrzył, lubił wyobrażać sobie, jak rozłupuje jego czaszkę jakimś tępym narzędziem. Może młotkiem? Tak naprawdę czymkolwiek. Z jakiegoś powodu wydawało mu się to jedynie odrobinę chore i makabryczne.

- Mógłbym powiedzieć to samo - mruknął pod nosem, odblokowując swój telefon.

- Ty, skąd to masz? Wiedzie się, co? - zaśmiał się Arek, podchodząc do niego i patrząc mu przez ramię. Oliwer odsunął się na wszelki wypadek, bo ten facet był nieprzewidywalny, a ostatnią rzeczą, jaka teraz by mu się przydała, był rozkwaszony nos. Ale Arek nic nie zrobił, tylko śmierdział trochę alkoholem, ale prawdopodobnie nie tak bardzo jak on, więc Oli jedynie zacisnął zęby, przeglądając nieodebrane połączenia. Pola, Pola, Karolina Lipińska, Pola, Alicja Lipińska, Bartek...

Zagapił się na ostatnie imię, przez kilka sekund nie mogąc oderwać od niego wzroku.

- Ej, mówię do ciebie - warknął głos koło jego ucha, a Oli aż podskoczył i spojrzał na Arka z irytacją. Nagle poczuł ogromną satysfakcję, bo zdał sobie sprawę z tego, że patrzył na niego z góry . Kiedy widzieli się po raz ostatni, Arek chyba jeszcze był od niego wyższy. A teraz nagle zrobił się jakiś taki... żałośniejszy. Czy to było możliwe, że kiedykolwiek bał się tego frajera? - Co to za dupeczki do ciebie wydzwaniają? - zagadnął obleśnym tonem. Sprawiał wrażenie, jakby był w wyjątkowo dobrym humorze i wcale nie chciał się na nikim wyżywać, a to się rzadko zdarzało. Może się zmienił? Może się uspokoił? W końcu minęło siedem lat...

Przez chwilę Oli miał ochotę odpowiedzieć, że jego dupeczki nazywały się Bartek, tylko po to, żeby zobaczyć jego zszokowaną i obrzydzoną minę, ale wewnętrznie nakazał sobie zachować spokój. Nie zaczynaj żadnego tematu, nie podejmuj żadnego tematu. Po prostu stąd wyjdź.

- Zostań chwilę, Oliwer. Chociaż się wykąp. W ogóle gdzie chcesz jechać? - zapytała jego matka pobłażliwym tonem. Oli dziwnie się czuł, nazywając tak tę kobietę nawet w myślach. Miał wrażenie, jakby dodała bez słów: „I po co?". No właśnie, po co będziesz gdzieś jechał, przecież my tu sobie wszyscy tak wesoło chlejemy i jesteśmy twoją rodziną, więc dołącz do nas i niczym się nie przejmuj.

Chuj z nimi.

- No właśnie, gdzie chcesz jechać? - powtórzył Arek. - Tyle się nie widzieliśmy i nawet nie poświęcisz starym kilku minut?

Oli miał ochotę odpowiedzieć, że kiedy ostatnio się widzieli, Arek zdecydowanie poświęcił jemu kilka minut. Wystarczająco, żeby zdążyć rozbić mu butelkę na głowie.

- Do domu - mruknął pod nosem, zakładając kurtkę. Jego matka wyszła chyba z błędnego założenia, że skoro był tutaj to znaczyło, że nie miał dokąd jechać.

- Do domu! - zawołał drwiąco Arek. - Słyszałaś go, do domu jedzie! - powtórzył ze śmiechem. Oli nie widział w tym niczego śmiesznego.

Skup się na rzeczach ważnych, nakazał sobie w myślach. Bartek. Julian. Bartek. Julian. BartekJulianBartekJulianBartekJulian.

- Masz jakieś pieniądze? - zapytała jego matka.

Oczywiście.

- Nie - odparł automatycznie płaskim tonem.

- To jak zamierzasz pojechać? - zapytała wyzywająco, ale Oliwer nie odpowiedział, tylko wyszedł na klatkę i zatrzasnął za sobą drzwi. Odetchnął głęboko, bo miał wrażenie, jakby zaczęło go kłuć serce. To mogło być spowodowane alkoholem, stresem albo jego narkotykowymi problemami sprzed lat, prawdopodobnie wszystkimi trzema naraz. Zaczął powoli schodzić na dół, zastanawiając się, jak Oskarowi udało się wytrzymać w tym miejscu tak długo. Chociaż Arek nigdy nie miał na jego brata aż takiej alergii, jaką miał na niego. Oli nie wiedział, dlaczego tak było. Nigdy niczego złego mu nie zrobił. Kiedy był dzieckiem, usiłował jedynie nie wchodzić mu w drogę, ale to nic nie dawało. Najwyraźniej był dla Arka irytujący sam w sobie.

Usiadł w tramwaju, opierając czoło o szybę, po czym wyciągnął portfel i stwierdził, że rzeczywiście nie miał żadnych pieniędzy. Nie był pewien, czy kupował coś poprzedniego wieczora, czy okradła go rodzona matka. Zresztą to nie miało znaczenia, to były tylko drobne. Olać bilet. Czuł się żałośnie i obrzydliwie z samym sobą, ale chciał już po prostu być w domu, więc chwilowo to zignorował. Nie oddzwonił do Bartka. Zrobi to, jak dojedzie. Musiał pomyśleć nad tym, co chciał mu powiedzieć.

Oczywiście nie było mu to dane. Wszedł po cichu do mieszkania, obrócił się i niemal podskoczył, bo Bartek leżał na łóżku w jego pokoju z słuchawkami w uszach, gapiąc się w sufit. Spojrzał na niego kątem oka, wyciągając powoli jedną słuchawkę. Rozległa się przytłumiona muzyka, więc musiał słuchać bardzo głośno. Słuchał Wrong Side of Town, swojej piosenki, to znaczy tej, którą Oli napisał dla niego przed jego urodzinami. Oliwer przez chwilę stał niezdecydowany w progu, a Bartek podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc na niego tak... jak chyba nigdy wcześniej na niego nie patrzył.

- Cześć - mruknął, po czym odchrząknął, rzucając słuchawki obok siebie na łóżko. Nie powiedział nic więcej.

- Cześć - wychrypiał Oli, robiąc jeden niepewny krok do przodu. Bartek zawsze kiedy był niepewny, raczej unikał wzroku innych, a teraz patrzył mu prosto w oczy. Oliwer nie był pewien, czy to był dobry znak, czy nie.

- Gdzie byłeś? - zapytał cicho Bartek, przesuwając się na łóżku i sugerując mu tym samym, żeby usiadł. Oliwer wcale mu nie ufał. Jeśli zamierzał zasugerować, że wszystko było dobrze to kompletnie w to nie wierzył.

- W domu mojej matki - odparł obojętnie, mimo wszystko siadając obok niego. Bartek spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

- Czemu? - zapytał ze zdumieniem. Oli wzruszył ramionami.

- Nie wiem - odparł pustym głosem. Naprawdę nie wiedział. Przez chwilę obaj milczeli. Oli miał wrażenie, że Bartek głęboko się nad czymś zastanawiał, więc czekał na jego ruch, bo sam kompletnie nie miał siły, żeby pociągnąć tę rozmowę. W końcu Bartek uniósł głowę i znowu spojrzał prosto na niego.

- Słuchaj, naprawdę nie wiem, co teraz - wyznał bezradnym tonem, a ramiona Oliwera nieco opadły, bo miał nadzieję, że chociaż on cokolwiek wiedział. - Nie wiem, jak... - urwał, przeczesując włosy z frustracją. - ...nie wiem, jak to naprawić.

- Jest jeszcze co naprawiać? - zapytał cicho Oliwer, gapiąc się w ścianę.

- Ty mi powiedz - odparował Bartek. Chyba bardzo chciał usłyszeć to od niego.

- Wczoraj jakoś miałeś bardzo dużo do powiedzenia - mruknął Oli, a Bartek spojrzał na niego ostro.

- I cały czas podtrzymuję swój pijacki bełkot - oznajmił wyzywającym tonem. - Wiesz, to, że to ja się kłócę, nie znaczy, że cała wina jest po mojej stronie...

- A czy ja twierdzę, że to jest twoja wina? - prychnął Oli, przewracając oczami. - Nic nie jest twoją winą, masz świętą rację, więc nie wiem, po co się dalej męczysz...

- Kurwa, Beściak! - warknął nagle Bartek tak wściekłym tonem, że Oliwer aż posłusznie zamilkł. - Nie widzisz, że o to mi właśnie chodzi?! Ciągle to sprowadzasz do tego samego, jak będziesz mi tak powtarzał, że jedynym rozwiązaniem jest rzucenie cię to w końcu to zrobię!

- A jeszcze tego nie zrobiłeś? - burknął Oliwer.

- Nie wiem, rozważam - uciął Bartek, mrużąc gniewnie oczy. Przez chwilę znowu żaden z nich się nie odzywał. - Po prostu nie potrafię tego zrozumieć i wiem, że gdybym cię rzucił to twój chory umysł uznałby, że tak będzie dla mnie lepiej i to jest naprawdę pojebane, bo z jednej strony to jest tak, jakby zależało ci na mnie za bardzo , a z drugiej, jakby nie zależało ci w ogóle!

- Zależy mi na tobie - mruknął Oli, odwracając wzrok.

- Wiem o tym! - warknął Bartek. Brzmiał na zirytowanego tym faktem i już zamierzał mówić dalej, ale tym razem Oliwer go zaskoczył i kontynuował spokojnym tonem:

- Ale widzę też, jak zmienia się twoje nastawienie i nie jestem idiotą. To nie ma być męczarnia, Bartek. Więc jeśli nie chcesz niepoczytalnego świra, który jest zazdrosny po pijaku z byle powodu i rzeczywiście uważa, że jesteś dla niego o wiele za dobry to może warto rozważyć, czy to aby na pewno jestem ja. - Bartek przez chwilę wpatrywał się w niego ze zdumieniem, więc pochylił się i wyszeptał konspiracyjnym szeptem: - Też potrafię być rozsądny. Po prostu rzadko z tego korzystam.

Bartek przełknął ślinę, wyraźnie zbity z tropu.

- Dobra. Dobra, w takim razie... - zaczął w końcu, biorąc głęboki oddech, po czym wypuścił powietrze, nic nie mówiąc. Spróbował jeszcze raz. - Od naszej wczorajszej kłótni do dziesiątej rano siedziałem na ławce w parku - oznajmił a propos niczego. Oliwer zamrugał z zaskoczeniem.

- Okej... - powiedział powoli. - Jak było? - zapytał idiotycznie, a Bartek parsknął niezbyt wesołym śmiechem.

- Beznadziejnie. To znaczy zastanawiałem się... nad tym, co robimy i czy to dobrze , że to robimy. Bo... naprawdę nie rozumiem twojego sposobu myślenia i to, co dzieje się w twojej głowie, jest dla mnie kompletną zagadką...

- Nawzajem - wtrącił cicho Oli.

- Okej. Więc... - Bartek znowu się zawahał, niepewny, co dalej powiedzieć. - Zastanawiałem się nad tym i byłem bardzo pijany, kiedy się nad tym zastanawiałem, ale doszedłem do wniosku, że to mnie strasznie wkurwia - dokończył prosto z mostu.

- Co cię wkurwia? - zapytał ostrożnie Oliwer.

- To, że jesteś takim mistrzem... „pozwalania odejść" - odparł, pokazując palcami cudzysłów. - Nie chcę, żebyś pozwalał mi odejść, chcę, żebyś mnie zatrzymał, przestań myśleć, że może byłoby mi lepiej z kimś innym. Możesz obić temu komuś innemu mordę, jeśli bardzo chcesz, ale to święte poświęcenie jest naprawdę wkurwiające, bo z jednej strony jesteś zazdrosny i wpędzasz mnie w poczucie winy, a z drugiej zawsze stosujesz to cholerne „ale nie przejmuj się mną, rób, co chcesz". No to ja to rozumiem tak, że masz gdzieś to, czy będziemy razem, czy nie.

- Przepraszam, że ważniejsze jest dla mnie to, żebyś był szczęśliwy... - zaczął Oli sztywnym tonem.

- Jestem szczęśliwy! - zawołał Bartek, a Oliwer uniósł sceptycznie brwi. - O to właśnie chodzi, żebym był szczęśliwy z tobą - dodał z naciskiem. - Więc... więc kawa na ławę. Czy ty jesteś szczęśliwy ze mną ? Chcesz... chcesz to ciągnąć? - zapytał nieco ciszej, brzmiąc już o wiele mniej pewnie. Oli nie odpowiadał przez dobre kilka sekund.

- To zależy... - zaczął uparcie.

- Nie, to od niczego nie zależy - zaprotestował ostro Bartek. - Rozmawiamy o tobie. Albo chcesz ze mną być, albo nie. To nie jest trudne pytanie, więc po prostu odpowiedz.

Oliwer przez chwilę wpatrywał się w niego przenikliwie. Bartek miał wrażenie, że zrobiło mu się sucho w ustach przez sam fakt, że musiał zastanawiać się nad odpowiedzią.

- Tak - odparł w końcu cicho, a Bartek natychmiast się rozluźnił.

- Okej... - zaczął powoli, zupełnie jakby zapomniał, dokąd cała ta rozmowa miała zmierzać. - No to przykro mi, ale nie masz wyjścia, musisz uwierzyć mi na słowo, że ja też jestem szczęśliwy - oznajmił w końcu zniecierpliwionym tonem. - Bo... bo dopóki mi nie uwierzysz to nic z tego nie będzie. I... okej, miałem chwilę zwątpienia - wyznał nieco zawstydzonym tonem.

- Wiem, że miałeś - powiedział Oliwer, po czym przewrócił oczami, kiedy Bartek spojrzał na niego z zaskoczeniem. - Daj spokój. Trochę się już znamy, a twoje „udaję, że wszystko jest w porządku" nie jest aż tak dobre.

Bartek pokiwał głową bardziej do siebie niż do niego.

- No właśnie, więc... wiem, że byłem nieobecny i dziwny i przepraszam za to, ale zastanawiałem się całą noc nad tym, czy... bo wiem, że jesteś świetnym facetem, Oli. Naprawdę. Po prostu... przez chwilę nie byłem pewien, czy na pewno jesteś świetnym facetem dla mnie . I wiesz, do jakiego wniosku doszedłem?

- Jakiego? - zapytał cicho Oliwer. To było to. Przez moment zastanawiał się, jak zareagować, jeśli Bartek powie „Sorry, ale to się nie uda. To nie jest to, czego szukam", ale nie miał żadnego pomysłu. Autentycznie nie wiedział, co by zrobił, gdyby Bartek zniknął. Wielu ludzi zniknęło już z jego życia i za każdym razem jakoś podnosił się i parł do przodu, ale teraz naprawdę nie sądził, żeby potrafił zacząć od nowa.

- Doszedłem do wniosku, że mam to gdzieś - oznajmił w końcu Bartek, a Oli uniósł gwałtownie głowę wyrwany z rozmyślań i zamrugał. Bartek jedynie wzruszył ramionami. - Mam gdzieś to, czy do siebie pasujemy. Może nie. Może nikt do nikogo nie pasuje, a wszystko jest po prostu ciągiem kompromisów. I może rzeczywiście to nie ma za bardzo sensu, może to głupota albo ja jestem naiwny, ale... po prostu jedyne, co wiem, to że chcę, żeby dalej tak było. Chcę ciebie i chcę Juliana i chcę tego wszystkiego, co było na początku, kiedy przyszedłeś do mojego mieszkania i pokazałeś mi, że ty też chcesz, bo teraz... - Bartek urwał niezręcznie, odwracając wzrok. Przez kilka sekund panowała cisza.

- Nadal tego chcę - wyszeptał Oliwer, a Bartek wzdrygnął się, bo jeszcze przed chwilą siedział nieco dalej od niego, a teraz jego usta znalazły się niemal przy jego uchu. Bartek obrócił się błyskawicznie i zaskoczyło go, jak blisko siebie znajdowały się ich twarze. Przez chwilę skupił się wyłącznie na tym, żeby nie dać się omamić temu spojrzeniu.

- Okej, to... to skoro tak - zaczął, nieco wytrącony z rytmu, jednak nadal starając się doprowadzić tę rozmowę do końca. - Skoro ty chcesz i ja też chcę to chyba już niezły początek - palnął, po czym zaczerwienił się, kiedy kącik ust Oliwera uniósł się nieco. - To znaczy chodzi mi o to, że może odpuśćmy sobie trochę, co? Ja... nie mogę ci obiecać, że nie będę miał żadnych wątpliwości, bo... mam dwadzieścia lat. I wiem, że to nie jest bez znaczenia. I naprawdę nie wiem, co tutaj robię, Oliwer, to jest kompletna improwizacja...

- Hej, wiem - odparł spokojnie Oli. - Próbuję tylko, sam nie wiem... upewnić się, że znajdziesz to, co dla ciebie najlepsze...

- Nie rozumiesz dwóch fundamentalnych rzeczy, Oli - przerwał mu bez wahania Bartek. - Tego, że nie jesteś za mnie w żaden sposób odpowiedzialny i tego, że już to znalazłem, czy ci się to podoba, czy nie.

Oliwer przez moment wpatrywał się w niego przenikliwie, zupełnie jakby chciał przejrzeć go na wylot. W końcu otworzył usta, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Bartek kontynuował:

- Więc... pomyśl o tym, bo... bo ja cały czas tu jestem. I przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem, ale to były naprawdę sprzeczne sygnały. Bo z jednej strony mam „jestem tak zazdrosny, że mam ochotę urwać mu głowę przez samo to, że z tobą rozmawia", a z drugiej „ale w zasadzie to rób, co chcesz, jak chcesz go przelecieć to proszę bardzo, bez łaski, twoja sprawa" - powiedział Bartek, unosząc brew z dezaprobatą, a Oli sprawiał wrażenie, jakby trochę się zawstydził.

- Okej, to mogło być odrobinę nielogiczne, ale... - zaczął znaczącym tonem.

- Odrobinę nielogiczne ? - powtórzył Bartek z niedowierzaniem. - To było absurdalne! Nawet nie byłem zainteresowany tym facetem! Nie byłem nikim zainteresowany, od kiedy jesteśmy razem!

- Nie byłeś? - upewnił się Oli, a Bartek przewrócił oczami.

- Nie - odparł, krzyżując ramiona.

- Och.

- No właśnie, och - przytaknął Bartek. - I w ogóle o co chodziło, nawet nie wiem, czy ten gość był gejem...

- Ja wiem - zaprotestował Oliwer. Bartek uniósł brwi.

- Tak? A skąd to wiesz? - zapytał, starając się nie brzmieć podejrzliwie.

- Bo kiedyś próbował zrobić mi laskę, żebym nie wyrzucił go z zespołu - odparł prosto, a Bartek zakrztusił się, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. - Nie był w tym zbyt subtelny. Nie słuchaj za bardzo Rafała. Dużo mówi, nie mając wiele do powiedzenia.

- Przyjąłeś propozycję? - zapytał Bartek, unosząc z zaciekawieniem brew. Oli przez chwilę nie odpowiadał.

- Nie - wyznał w końcu. - Wtedy naprawdę nie mógłbym go wykopać, a strasznie mnie wkurwiał.

Bartek parsknął głośnym śmiechem.

- Okej - podsumował, kiwając głową. - W takim razie... dobra, to chyba wszystko, co miałem do powiedzenia - zawahał się, jakby zastanawiając się, co zrobić dalej. - Więc pomyśl o tym i... - zaczął, po czym wstał i wyraźnie zamierzał odejść w stronę drzwi, ale zatrzymało go obejmujące go w pasie ramię.

- Gdzie się niby wybierasz? - zapytał Oli, ściągając go z powrotem na łóżko. Bartek spojrzał na niego pytająco, starając się zapanować nad uśmiechem.

- Co robisz? - prychnął, udając, że nie wiedział, o co chodziło.

- Zatrzymuję cię - wyjaśnił Oli, popychając go, aż leżał płasko na plecach. - Nie zamierzam cię wypuścić tak łatwo - dodał, opierając się na łokciach po obu stronach jego ciała, żeby go nie przygniatać. Bartek przewrócił oczami. - Nie kłóćmy się już po pijaku - szepnął nagle z twarzą oddaloną dosłownie o milimetry od twarzy Bartka.

- Okej - odparł Bartek równie cicho. Zabrzmiało to jak obietnica. - Nie bądź zazdrosny o dupków, którzy nie są tego warci - dodał rozkazującym tonem.

- Okej - powtórzył Oliwer. - I nie krzycz na mnie - dodał nieco żałośnie, a Bartek zaśmiał się.

- No już nie przeżywaj - rzucił nieco kpiąco, ale z czułością. - Czasami muszę. Ale kiedy na ciebie krzyczę... - dodał poważnym tonem. - ...to nie myśl sobie, że to oznacza, że chcę kogokolwiek innego niż ciebie - dokończył, wyciągając rękę, kładąc ją delikatnie na jego karku i przyciągając go do siebie.

Po wielu godzinach obsesyjnych rozmyślań i samych czarnych myśli to było tak, jakby ulga wypełniła go od stóp do głów. Kiedy Bartek siedział na tej ławce, przez moment naprawdę był gotów odpuścić. I to uczucie było jak... jak chęć pozbycia się problemu. Jakby to Oliwer był problemem. Ale kiedy tak marzł to zdał sobie sprawę z tego, że... Oliwer nie był problemem. Oliwer był rozwiązaniem. Cały czas chodziło o niego, wszystko kręciło się wokół niego. Od samego początku. I to... to nie mógł być przypadek. Najwyraźniej tak miało być, najwyraźniej ten gość, którego na początku nawet nie lubił, a który teraz potrafił tak wkurwić go jednym zdaniem i tak rozczulić jednym spojrzeniem, był odpowiedzią na jego pytanie. I to już nawet nie było tak, że teoretycznie wiedział, że do siebie nie pasowali, ale jednocześnie Oliwer był w jego oczach tak perfekcyjny, że przymykał na to oko. Tak było na początku, ale teraz Bartek chyba naprawdę widział Oliwera Beściaka. Widział go zalanego w trupa i oskarżającego go o najgorsze rzeczy, ponieważ czuł się niepewnie i nie wierzył w siebie. Widział go bezradnego, bezsilnego i niepotrafiącego podjąć decyzji, widział go zdesperowanego i przerażonego. Widział go całego. I ta całość, ten nieogarnięty chaos, jakim był Oliwer, to wszystko należało do niego. I to nie miało znaczenia, że Oli nie miał do niego całkowitego zaufania, będzie jeszcze na to czas. Bartek dopiero na tej ławce zdał sobie sprawę z tego, że fakt, że zaufał mu trochę był już gigantycznym sukcesem, ponieważ Oli był jak dzikie zwierzątko. Z całym swoim miłym usposobieniem nie ufał praktycznie nikomu, bo niby czemu miałby? Nikt nigdy nie pokazał mu, że po ludziach można spodziewać się czegokolwiek dobrego. Dlatego Bartek zdecydował, że prędzej podetnie sobie żyły niż dołączy do grona ludzi, którzy zawiedli Oliwera. Nie, chciał być tym, który zostanie i chciał, żeby Oli przestał myśleć o nim jak o tym, który prędzej czy później odejdzie. To był jego główny cel.

Z tą myślą zaparł się i użył całej siły, jaką dysponował, żeby obrócić ich tak, że teraz to on leżał na Oliwerze. Cholera, drań był ciężki. Uśmiechnął się lekko na widok jego zaskoczonej miny.

- Wbij to sobie do głowy - szepnął, pochylając się nad nim. - Że jestem tu na bardzo długo i nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.

- Zarejestrowane - odparł Oliwer rozkojarzonym tonem.

- Nawet kiedy tak mnie wkurzasz, że mam ochotę ci przywalić - kontynuował.

- Jesteś naprawdę urzekający - mruknął Oli, przybliżając się, żeby go pocałować, ale Bartek się odsunął.

- Ale to niczego nie zmienia, bo kocham cię dokładnie takiego - dodał, splatając ich dłonie i przyciskając je do materaca, po czym w końcu go pocałował. Te słowa musiały w jakiś sposób zadziałać na Oliwera, bo natychmiast wyciągnął szyję, żeby pogłębić pocałunek z jeszcze większym entuzjazmem niż zazwyczaj, zahaczając zębami o wargi Bartka. Próbował wyrwać ręce, żeby przyciągnąć go do siebie, ale szybko się poddał, orientując się, że nie miał najmniejszego zamiaru ich puścić.

- Przeszkadza ci to? - wyszeptał Bartek, odrywając się od niego, a Oli doskonale wiedział, co miał na myśli. Potrząsnął głową. - Pytam poważnie. Nie chcę, żebyś czuł się niekomfortowo...

- Nie czuję się niekomfortowo - zapewnił go Oli, z powrotem przyciskając swoje usta do jego. Bartek westchnął cicho, nie mogąc się powstrzymać i ocierając się o niego delikatnie. Przez parę minut tylko się całowali, szybko, zachłannie i niedbale, dążąc jedynie do tego, żeby ich usta były jeszcze bliżej, a najlepiej żeby w ogóle stopiły się w jedno, a potem Bartek odsunął się. Wpatrywał się spod wpółprzymkniętych powiek w Oliwera, który dyszał ciężko pod nim z nieco zaczerwienionymi policzkami i potarganymi włosami. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie, a Bartkowi nie po raz pierwszy przeszło przez myśl, że Oliwer był, kurwa, piękny. Nie był ładny, tak jak twierdził, że był w czasach nastoletnich, nie był przystojny jak faceci na okładkach czy jacyś cholerni modele, był piękny i każdy to widział. Miał w sobie coś takiego, co nie pozwalało oderwać od niego wzroku i to bardzo pomagało mu na scenie, a kiedy dodało się do tego ten jego idiotyczny hollywoodzki uśmiech i absurdalnie niebieskie oczy to człowiek dochodził do wniosku, że to właśnie ludzie tacy jak on zostawali gwiazdami. To nie było dla zwykłych śmiertelników, to było dla takich cudów natury jak Oliwer, którzy hipnotyzowali zwykłych śmiertelników. Po to się rodzili.

- Co? - zapytał cicho Oli, kiedy Bartek dalej się gapił na niego w bezruchu. Pokręcił głową.

- Szaleję za tobą - wyszeptał, a Oli uśmiechnął się w odpowiedzi. Ten uśmiech działał na niego jak narkotyk. Jak w transie wsunął dłonie pod jego koszulkę, a jego skóra była tak gorąca, że niemal parzyła. Oli zawsze był taki gorący. Bartek podciągnął materiał, przyciskając usta do jego klatki piersiowej. Nagle zatrzymał się i uniósł głowę.

- Słuchaj, jeśli chcesz... - zaczął niepewnie, bo może Oliwer wcale nie chciał tego robić w ten sposób albo nawet nie wiedział, co mu chodziło po głowie i to znowu wszystko między nimi zepsuje...

- Nie - odparł Oli nieco zbyt szybko. - To znaczy... - urwał, brzmiąc na zażenowanego. - Nie przestawaj, okej?

- Okej - szepnął, uśmiechając się nieśmiało. Okej, Oliwer wiedział, że Bartek też wiedział, że to było teraz. To był ten moment. Bartek nie był pewien, czy był bardziej podekscytowany, czy zdenerwowany, ale na razie starał się o tym nie myśleć. Wszystko robił powoli, a Oli tylko leżał, przypatrywał mu się spod wpółprzymkniętych powiek i mu na to pozwalał. Bartek powoli ściągnął swoją koszulkę, po czym rozpiął jego rozporek i zaczął zsuwać z niego dżinsy. Pochylił się, żeby pocałować jego łydkę, a później kolano, po czym uniósł się nieco, żeby przenieść wargi na jego brzuch, mając wrażenie, że jego usta były gorące i skóra Oliwera była gorąca, i wszystko wokół było takie gorące. Przeszło mu przez myśl, że najprędzej eksploduje, zanim uda mu się cokolwiek zdziałać i to będzie cholernie żenujące, ale czy ktokolwiek byłby w stanie zachować zimną krew, mając pod sobą faceta takiego jak Oliwer? Przesunął ustami po twardym przodzie jego bokserek, jednocześnie przenosząc dłoń na dół jego pleców i wsuwając ją pod materiał. Oliwer westchnął cicho, ale wydawał się zrelaksowany, a przynajmniej Bartek miał taką nadzieję. Kiedy głaskał delikatnie jego gładką skórę, pozwolił sobie na chwilę ograniczyć romantyzm i skupił się jedynie na tym, że kurwa, jaki tyłek Oliwera był fantastyczny. Uwielbiał go, mógłby napisać na jego temat cholerny poemat. Przymknął oczy, myśląc, że byłby w stanie dojść od samego wyobrażania sobie, jakie to uczucie być w Oliwerze. Zaschło mu w gardle, kiedy przesunął palce nieco bliżej. Był tak podniecony, że to aż bolało i cholernie nie wiedział, jak to zrobić i czy w ogóle potrafił to zrobić, ale dzielnie uniósł głowę, po czym rozejrzał się z rozkojarzeniem. Czego potrzebował... a!

Oli wpatrywał się w niego nie do końca przytomnie, ale z lekkim, zblazowanym uśmiechem. Bartek przygryzł wargę, po czym sięgnął do szafki koło łóżka. Kręciło mu się w głowie z nerwów, kiedy zsuwał z niego bokserki i miał wrażenie, że zemdleje, kiedy Oli rozsunął nieco nogi, leżąc przed nim całkowicie nagi. Widział go już nagiego dziesiątki razy, ale, kurwa, w tym obrazku było coś, co doprowadzało go praktycznie do wrzenia. Zerknął znowu na jego twarz i miał wrażenie, że kącik jego ust był ledwo widocznie uniesiony. Drań! Widział, jaki był zdenerwowany i śmiał się z niego!

- Hej... - zaczął cicho Oli, unosząc się na łokciu i przyciągając jego twarz do swojej. - Nie bój się.

- Nie boję się - odparł Bartek może trochę zbyt głośno i zbyt szybko.

- A ja trochę tak - wyznał Oli ledwo słyszalnie, uśmiechając się niepewnie. Bartek przez moment wpatrywał się w niego w napięciu.

- Więc czemu...? - zaczął.

- Ufam ci - odparł Oliwer zwyczajnie. Bartek przygryzł wargę.

- Nie musimy...

- Wiem, że nie - przerwał mu Oli. - I naprawdę przez bardzo długi czas uważałem to za najgorszą rzecz na świecie, ale...

- Ale? - ponaglił go Bartek, brzmiąc na zaniepokojonego. Oliwer uśmiechnął się.

- Ale to ty - wyjaśnił krótko. - A z tobą wszystko jest trochę lepsze niż normalnie. A właściwie o wiele. Może to dlatego, że po prostu jesteś najlepszy na świecie. Albo dlatego, że cię kocham. Ciężko powiedzieć - rzucił, uśmiechając się nonszalancko i bez odrobimy zażenowania. - Więc mógłbyś już przejść do rzeczy? - dodał, unosząc wyczekująco brew. Bartek parsknął śmiechem, czując, jak wraca mu pewność siebie.

- Twój romantyzm jest powalający - mruknął pod nosem, przesuwając dłonie z powrotem na jego pośladki, tym razem z mniejszym wahaniem. - Powiesz mi, jak coś będzie nie tak, prawda? - upewnił się. Oli przewrócił oczami.

- Nie, będę cierpiał w milczeniu - odparł sarkastycznie i wyraźnie zamierzał powiedzieć coś jeszcze, ale nagle usłyszeli walenie do drzwi i obaj zamarli.

- No kurwa - rzucił cicho Bartek, bo naprawdę nic innego nie przyszło mu do głowy. W takim momencie?

- Cicho, może sobie pójdzie - wyszeptał Oli. Przez moment trwali w bezruchu, a hałas ucichł. - Dobra, olać to - stwierdził Oli, z powrotem przyciągając Bartka do siebie i owijając ramieniem jego plecy. Ktoś znowu zaczął dobijać się do drzwi.

- A może to ważne? - zasugerował niepewnie Bartek, zerkając w stronę korytarza.

- Ważniejsze niż to ? - zapytał z niedowierzaniem Oli, a Bartek wzruszył bezradnie ramionami. Nie sprawiał wrażenia przekonanego, a Oli przez moment wyglądał, jakby walczył z samym sobą. Ten ktoś za drzwiami najwyraźniej nie miał zamiaru sobie pójść, więc w końcu westchnął z rezygnacją. - No dobra - stwierdził nieco smętnym, rozczarowanym tonem, po czym odsunął się i zaczął się niechętnie ubierać, a Bartek tylko założył koszulkę, zamknął za sobą drzwi do pokoju Oliwera i otworzył wejściowe na oścież.

Nie znał faceta, nigdy wcześniej nie widział go na oczy.

- Mogę w czymś pomóc? - zapytał grzecznie, chociaż na usta cisnęło mu się jakieś przekleństwo, bo gdyby nie ten frajer to może właśnie teraz pieprzyłby Oliwera. No, może jeszcze nie teraz, ale zaraz .

- Szukam swojego syna - burknął typ, po czym jakby nigdy nic próbował wparować do mieszkania, ale Bartek zastawił mu drogę.

- Hej! - zawołał, wyciągając ramię i próbując go powstrzymać, no bo co to, kurwa, miało być? Facet zacisnął pięść na jego koszulce, wyciągnął go na klatkę schodową i odepchnął na bok. Był o wiele większy i wyraźnie silniejszy od niego, a Bartek nie wpadł na schody tylko dlatego, że zdążył złapać go za rękaw. Był nieco zdezorientowany, bo nie przywykł do ludzi pojawiających się na jego progu i szarpiących go, jakby mieli do tego pełne prawo. To był niby ojciec Juliana ? Jezu. Gość obrócił się, wpatrując się w niego jak w coś irytującego, co stało mu na drodze i zamachnął się, a Bartek przymknął oczy, bo co innego miał zrobić? Nie umiał się bić. Był w tym beznadziejny .

Zamiast uderzenia poczuł, jak coś odpycha go równie brutalnie na ścianę, ale to było ramię Oliwera, który nagle pojawił się pomiędzy nim a tym facetem, więc chyba w porządku.

- Dotknij go jeszcze raz, a urwę ci jaja - zagroził śmiertelnie poważnym tonem, łapiąc go za szyję i przyciskając do ściany. - Czego chcesz? - zapytał krótko, puszczając go powoli.

- Przyszedłem po swojego syna - prychnął opryskliwie facet - Krzysiek, o ile Bartek dobrze pamiętał - odpychając jego ręce, po czym odwrócił się i wszedł do mieszkania. Oli przewrócił oczami i podążył za nim. Bartek odetchnął głęboko i uspokajająco, odepchnął się od ściany i wrócił za nimi do środka, zamykając za sobą drzwi.

- Po pierwsze: tu go nie ma - poinformował go Oliwer kpiącym tonem. - A po drugie: chyba śnisz.

Krzysiek odwrócił się, patrząc na niego wyzywająco.

- Tak? - prychnął. - Jak ostatnio sprawdzałem to moje nazwisko było na jego akcie urodzenia - oznajmił wyniośle.

Bartek obserwował w napięciu Oliwera, który przez moment sprawiał wrażenie, jakby chciał się kłócić, ale ostatecznie jego ramiona opadły z rezygnacją.

- Kurwa, Krzysiek, po co ci to? - zapytał zmęczonym tonem. - Dlaczego nie możesz po prostu odpuścić i zostawić dzieciaka tu, gdzie jest mu dobrze? Wiesz, że tutaj jest bezpieczny. Wiesz, że ty nie chcesz się nim zajmować. Wiesz, że twoja żona nie chce się nim zajmować, więc co chcesz przez to osiągnąć...?

- Co chcę osiągnąć ? - powtórzył Krzysiek, nagle sprawiając wrażenie wściekłego. - Na początek chcę, żeby moja żona przestała faszerować się tym gównem. Wiem, że dla ciebie to pewnie całkiem normalny stan, ale może jak przypomni sobie, jak to jest mieć dzieciaka pod dachem, to jej się odechce!

Oliwer przez chwilę wpatrywał się w niego w bezruchu, jakby nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Bartkowi w zasadzie też ciężko było w to uwierzyć.

- To ją, kurwa, wyślij na odwyk, a nie każ za to dziecko! - zawołał Oli ze złością. Krzysiek prychnął.

- Nic mu nie będzie - rzucił beznamiętnie. - A przynajmniej dopóki będzie z nami...

- Słucham? Z wami ? - przerwał mu Oli z niedowierzaniem. - No ciekawe, gdzie byliście do tej pory! To, że udało ci się zapłodnić moją siostrę nie oznacza, że którekolwiek z was tak naprawdę ma pojęcie, co to znaczy być rodzicem. Myślisz, że to jest zabawka, którą możesz sobie zabrać i oddać mi z powrotem, jak ci się znudzi? - dodał drwiącym tonem, krzyżując ramiona. Krzysiek zmrużył oczy i zacisnął pięści, podchodząc do niego.

- Nie tym razem - wysyczał, brzmiąc śmiertelnie poważnie. - Tym razem już zostanie.

Oli po raz pierwszy od początku tej rozmowy zaczął sprawiać wrażenie zaniepokojonego.

- I kto niby się nim zajmie? Ty ? Olga ? - zapytał kpiąco.

- Na pewno będzie mu lepiej z nami niż z jebanym pedałem - odparł szyderczym tonem, a Oliwer przez chwilę był zbyt zaskoczony, żeby odpowiedzieć. - Co, myślisz, że ludzie na Hucie nie gadają? Że nikt nic nie wie? Kurwa, zawsze byłeś ciotowaty, ale nie sądziłem, że naprawdę lubisz brać w dupę! - Oliwer otworzył usta, po czym zamknął je, niezdecydowany. Zanim zdążył odpowiedzieć, Krzysiek kontynuował: - Rzygać mi się chce, jak pomyślę, że mój syn spał w tym samym mieszkaniu co ty...

- A od kiedy obchodzi cię, gdzie on śpi?! - zawołał Oliwer z niedowierzaniem. - Jakoś cię to nie obchodziło, kiedy zostawiałeś go z dziewiętnastoletnim ćpunem!

- To Olga zostawiała go z tobą, a nie ja! I to było dla mnie zawsze kurewsko podejrzane, że tak się starałeś! Czemu dziewiętnastoletni ćpun miałby chcieć zajmować się czyimś dzieckiem? O to chodziło?! Lubisz małych chłopców?! - wrzasnął ze wściekłością, podchodząc bliżej. - Bo jeśli dowiem się, że coś mu zrobiłeś...

- Chyba cię popierdoliło... - zaczął cicho Oli i to było jedyne, co zdążył powiedzieć, zanim Krzysiek złapał go za przód koszulki i przycisnął do ściany. Oli chwycił go za ramiona i próbował od siebie odepchnąć, ale parę sekund później pięść Krzyśka trafiła go prosto w nos. Uderzył tyłem głowy o ścianę, a Krzysiek wykorzystał ten moment, żeby zacisnąć dłoń na jego szyi.

- Zabiję cię, ty mały, popierdolony zboczeńcu - wydusił, zaciskając dłoń nieco mocniej.

To wszystko trwało może parę sekund, podczas których Bartek zamarł, ale w końcu otrząsnął się i zaczął rozglądać się z desperacją. Byli podobnych rozmiarów, ale Oli wyraźnie przegrywał i zaczynał robić się coraz bardziej siny na twarzy, bo brakowało mu powietrza, więc Bartek chwycił pierwszą ciężką rzecz, jaką miał pod ręką i zamachnął się. To była jego „Historia architektury europejskiej". Wiedział, że kiedyś się przyda.

Krzysiek uderzył z głuchym łupnięciem o podłogę.

- O mój Boże, zabiłem go? - zapytał głupio, czując, jak zaczyna wypełniać go panika. Oli odetchnął głęboko, po czym wytarł byle jak krew z twarzy.

- Nie sądzę, słodycz - odparł cicho, pochylając się i kładąc dwa palce na jego szyi. - A szkoda - dodał zrezygnowanym tonem. Bartek wpatrywał się w niego w napięciu, podczas gdy Oliwer uniósł się powoli i oparł się o ścianę, przymykając oczy i chowając twarz w dłoniach. Bartek podszedł do niego ostrożnie, przechodząc nad leżącym na podłodze Krzyśkiem.

- Hej, kochanie... - powiedział cicho, odrywając jego ręce od twarzy i ściskając je w dłoniach. - Będzie dobrze...

- Nie - przerwał mu Oliwer pustym tonem. - Nie będzie.

***

31 stycznia

- Nie otwieraj - szepnął Oli, kiedy następnego ranka usłyszeli dzwonek do drzwi, leżąc we trzech przed telewizorem i oglądając bezmyślnie jakiś program muzyczny. Bartek spojrzał na niego z zaskoczeniem. Wczoraj, kiedy tylko pozbyli się Krzyśka, Oliwer spędził pół godziny na chodzeniu w tę i z powrotem po salonie. Bartek tylko wpatrywał się w niego ostrożnie, bojąc się odezwać i mając wrażenie, że jego chłopak za chwilę wyrwie sobie wszystkie włosy. A potem Oli uspokoił się i oświadczył, że jedzie odebrać Juliana. Od tego czasu skupił się na udawaniu, że wszystko było absolutnie w porządku, żeby Julek niczego nie podejrzewał. Nie dało się z nim porozmawiać. Nie dało się niczego z niego wyciągnąć. Kiedy Bartek niepewnie zaczynał temat, Oli udawał, że go nie słyszy, więc w końcu się poddał. Ale jednocześnie chwilami, kiedy wydawało mu się, że Bartek nie patrzył, zrzucał tę maskę i naprawdę wyglądał jak człowiek na skraju załamania nerwowego. A do niego i Julka uśmiechał się jakby nigdy nic, zupełnie... zupełnie jakby kompletnie ich odciął. Obu.

- Czemu? - szepnął Bartek. W jaki sposób nieotwieranie drzwi miało im pomóc? Zamierzali zabarykadować się w mieszkaniu i unikać Krzyśka do końca świata? To nie brzmiało jak zbyt rozsądny plan.

Oliwer westchnął, w końcu samemu dźwigając się z kanapy. Bartek obserwował, jak z ociąganiem kieruje się do przedpokoju i poczuł, że wypełnia go jakiś niezrozumiały, ale palący niepokój, a dosłownie sekundę później usłyszał dobiegający z korytarza burkliwy, męski głos.

- Policja. Szukamy pana Oliwera Beściaka.

___________
* Imagine Dragons - „I'm so sorry"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro