Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXI: Akcje i reakcje


Every little bit goes a little of a long way

Life gets hard and I'm headed for the highway home, home

Caught up in the middle of a headache and a heartbreak

Just when I thought I was clear of the mistakes

So tell me, tell me, tell me

What am I to do

I think that this life is darker than the view

So help me, help me, help me

Be a little more like you

When everything is falling

I'm gonna do the things you do*


Dopiero podczas jazdy do Bartka zaczęła docierać cała sytuacja. Miał wrażenie, jakby to wszystko zaczęło go przygniatać, jakby wszystkie możliwe zakończenia tego bałaganu nie pozwalały mu oddychać. Nagle poczuł się jak bierny obserwator własnego życia, jakby kontrola została niespodziewanie wyrwana z jego rąk. Kompletnie odpłynął i to było zaskakujące, że przez cały czas pamiętał o tym, by nie puszczać Oliwera i utrzymać się na motorze.

Oli zatrzymał się pod kamienicą. Bartek był świadomy utkwionych w nim uważnych, niebieskich oczu, ale nie odwzajemnił spojrzenia, a jedynie mruknął pod nosem:

- Nie powinieneś tak szybko jeździć.

Nie wiedział, dlaczego powiedział właśnie to, a nie co innego. Nie wiedział też, dlaczego jego głos zabrzmiał opryskliwie. Oliwer spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Nie jeżdżę szybko - zaprotestował natychmiast, a Bartek uniósł brwi.

- Mogę? - zapytał i nie czekając na odpowiedź odchylił kurtkę Oliwera. Zanim ten zdążył zaprotestować, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni zmiętą paczkę papierosów. - No co? To, że uważam to za obrzydlistwo, nie znaczy, że nigdy nie paliłem - dodał, odpalając jednego, zaciągając się z trudem i odchodząc w stronę ławki. Potrzebował po prostu... coś zrobić. Coś, czego zwykle nie robił, bo wkurzała go myśl, że tyle się zmieniło, a pozornie wszystko wyglądało tak samo.

- Bartek... - zaczął Oli, ale chyba uznał, że to nie był najlepszy moment na krytykowanie go. Dogonił go w paru krokach i stanął przed nim, sprawiając wrażenie niezdecydowanego.

- Ohyda - podsumował Bartek, przyglądając się papierosowi z niesmakiem, po czym dodał a propos niczego: - Kiedyś się zabijesz.

- Naprawdę właśnie o tym chcesz rozmawiać? - zapytał Oli z uniesioną brwią. Ton jego głosu brzmiał ostrożnie, jakby nie był pewien, jak interpretować dziwne zachowanie swojego chłopaka i na razie wolał się nie wychylać.

- Tak. Zdecydowanie wolałbym, żebyś się nie zabił - odparł Bartek, próbując pozorować beztroski ton, po czym dodał niewinnie: - A o czym niby miałbym chcieć rozmawiać?

Oli już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zawahał się.

- Nie wiem - odparł w końcu zrezygnowanym tonem, siadając obok niego. Zapadło milczenie, a Oliwer przesunął nieco dłoń, dotknął nią dłoni Bartka i zaczął głaskać kciukiem jego palce. Ulżyło mu, kiedy poczuł, jak splatają się z jego własnymi. Nagle Bartek odetchnął głęboko, a Oli miał wrażenie, że widział uchodzące z niego wraz z powietrzem napięcie.

- Lepiej? - zapytał cicho, a Bartek jedynie skrzywił się i oddał mu papierosa. Oli parsknął śmiechem, zerkając na niego ukradkiem. - Co, jednak niedobre? - dodał droczącym tonem. Bartek przez chwilę wpatrywał się nieobecnie w przestrzeń, po czym jego głowa opadła na ramię Oliwera.

- Nie - odparł pustym głosem. Nie wiedział, jak ułożyć to sobie w głowie, żeby miało sens. Próbował desperacko znaleźć dobre strony w tym, że jego rodzona matka uważała go za zło wcielone. Nie poczuł ulgi, że prawda wyszła na światło dzienne, był raczej przekonany, że od teraz wszystko będzie jeszcze bardziej skomplikowane.

Na dodatek czuł się winny przez to, że myślał o takich całkowicie przyziemnych rzeczach, no bo co będzie, jak rodzice postawią mu jakiekolwiek ultimatum? W końcu jego matka była mistrzynią szantażu i to wcale nie tylko emocjonalnego. Pozostawało mu liczyć na rozsądek swojego ojca, ale co, jeśli matka go przekona? Ojciec zawsze wolał iść jej na rękę dla świętego spokoju. A wtedy Bartek będzie stracony. Widział oczami wyobraźni wszystkie te czarne scenariusze, w których matka każe mu wrócić do domu, a on odmawia i zostaje sam jak palec w Krakowie bez środków na utrzymanie, rzuca studia i znajduje jakąś mierną pracę, z której da się wyżyć. I wiedział, że powinien przestać tragizować, bo ludzie radzili sobie w o wiele gorszych sytuacjach, ale on wcale nie chciał sobie radzić i wcale nie czuł się na to gotowy. A prędzej by się zagłodził niż poprosił o pomoc Oliwera, bo Oli był właśnie jedną z tych osób, które radziły sobie z czymkolwiek, co życie postawiło na ich drodze, a poza tym sam ledwo wiązał koniec z końcem. A propos Oliwera...

- Ej, słodycz, nie odpływaj - szepnął. - Chodź na górę.

Oli wstał, nie puszczając jego dłoni, więc Bartek posłusznie powlókł się za nim. Weszli do mieszkania po cichu, nie odzywając się do siebie. Oli nie wiedział za bardzo, jak podejść do sytuacji i w jaki sposób zacząć temat, a w zasadzie nie wiedział nawet, czy Bartek chciał o tym rozmawiać. Ale Bartek przecież nie miał w zwyczaju owijać rzeczy w bawełnę, zawsze mówił prosto z mostu, więc może Oli powinien po prostu zacząć...

- Mam nadzieję, że do jutra sobie pojadą i nie będę musiał zbyt długo siedzieć ci na głowie - wymamrotał Bartek w stronę ściany, przerywając jego rozmyślania. Oli zamrugał, po czym pociągnął go za rękę, odwracając do siebie przodem.

- Ej, o czym ty w ogóle mówisz? - zapytał cicho, robiąc krok do przodu, aż niemal stykali się klatkami piersiowymi. - Możesz tu zostać, ile tylko zechcesz. A twoi rodzice oswoją się z tą myślą i sami się do ciebie odezwą. W końcu to twoi rodzice.

Bartek prychnął pod nosem, cały czas nie podnosząc wzroku. Oliwer widział, że nadal był spięty. Może to było przez sposób, w jaki na niego nie patrzył , a może przez to, że nieco się odsunął, co prawda ledwo dostrzegalnie, ale jednak.

- Tak... być może - przyznał bez przekonania. - Po prostu... - zaczął, po czym przerwał, a Oliwer ostatecznie postanowił nic więcej nie mówić i chwycił Bartka za kark, przyciągając go do siebie i owijając drugą ręką jego plecy. Bartek oparł się o niego całym ciałem, czując, jak dłoń Oliwera przeczesuje powoli jego włosy i odetchnął, wciskając twarz w jego szyję i oplatając go ramionami w pasie. Uścisk Oliwera był tak mocny i pewny, że Bartek natychmiast poczuł się bezpieczniej, chociaż teoretycznie wiedział, że istniały problemy, których nie dało się rozwiązać jedynie za pomocą przytulenia i jego problem był jednym z nich.

Stali tak przez kilka dobrych minut i Bartek nie był pewien, czy to było spowodowane nadmiarem emocji, czy w końcu zaczęła opuszczać go adrenalina, ale nagle poczuł łzy w oczach i nadchodzący ból głowy. Odsunął się nieco od Oliwera, jednocześnie uciekając wzrokiem w dół, żeby tego nie zauważył.

- Hej... hej, spokojnie - wyszeptał Oli do jego ucha, głaszcząc go po plecach. - Jak chcesz płakać, to wyrzuć to z siebie. Będzie ci lepiej - dodał delikatnie, chociaż tak naprawdę nigdy nie radził sobie zbyt dobrze z płaczącymi ludźmi. Ale to był Bartek.

- Chyba... chyba nie mam powodu - wyjąkał Bartek, a zbliżający się płacz zdradzał tylko jego drżący, nieco wyższy niż zazwyczaj głos. - W końcu... w końcu nie jest tak źle. Co prawda moja matka jest szalona, ale mój tata powiedział, że się do mnie odezwie. No i mam ciebie - dodał, w końcu niepewnie unosząc wzrok. - Niektórzy... niektórzy mają znacznie gorzej.

Oli jedynie uniósł brwi i uśmiechnął się lekko. Ton głosu Bartka i jego błyszczące oczy zdecydowanie przeczyły jego słowom.

- Uwierz mi, słodycz, gdyby to tak działało, to nikt by nigdy nie płakał - stwierdził z przekonaniem. Bartek próbował odwzajemnić uśmiech, ale chyba niezbyt mu się to udało.

- Tak czy inaczej... nie chcę płakać. To, że ktoś nie jest w stanie pogodzić się z tym, jaki jestem, nie jest powodem do płaczu - zdecydował, z powrotem opierając głowę o klatkę piersiową Oliwera i oddychając głęboko. Znowu poczuł palce przeczesujące jego włosy.

- To nie jest jakiś tam ktoś... - zaczął powoli Oliwer, starając się ostrożnie dobierać słowa. - No i wiesz... nie musisz przede mną udawać, że nic cię nie rusza. Widzę, że się przejmujesz.

W odpowiedzi na te słowa Bartek uniósł głowę, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Myślisz, że dlatego, że jestem młody, taka bzdura jest w stanie mnie zdołować? - zapytał, odsuwając się i krzyżując ramiona.

- To nie jest bzdura - zaprotestował konspiracyjnie Oli, pochylając się, żeby ich oczy były na tej samej wysokości. - I wiem, że jesteś najrozsądniejszym dwudziestolatkiem pod słońcem i do tego też chcesz podejść rozsądnie, ale czasami dobrze dopuścić do siebie bardziej absurdalne reakcje, więc jeśli chcesz...

- Bardziej absurdalne reakcje, jak na przykład co? - wszedł mu w słowo Bartek, a Oli miał problem ze zinterpretowaniem jego tonu. Brzmiał jednocześnie na zmęczonego i zirytowanego. - Myślenie, że może ona ma rację? Sorry, ale odmawiam - dodał zdecydowanym tonem, opierając się o ścianę w przedpokoju. Ramiona Oliwera nieco opadły.

- Okej - powiedział cicho, starając się nie stracić cierpliwości. - Nie wyżywaj się na mnie. Jeśli nie chcesz rozmawiać, to nie musimy - dodał, przełykając ciężko ślinę i kładąc niezręcznie dłoń na swoim karku, po czym oparł się o ścianę naprzeciwko Bartka, starając się na niego nie gapić. Po kilku sekundach milczenia Bartek westchnął głęboko.

- Przepraszam. Po prostu... - zawahał się, nie bardzo wiedząc, jak wyrazić swoje myśli na głos. - To takie beznadziejne - dokończył żałośnie.

- Przyzwyczajaj się, młody - rzucił Oli, uśmiechając się krzywo i w końcu odważając się znowu do niego podejść, chociaż nadal był nieco niepewny, bo Bartek nadal nie zachowywał się do końca jak on. - Jeszcze nie raz będzie beznadziejnie. Jesteś w stanie spokojnie sobie z tym poradzić - dodał, a Bartek pozwolił mu z powrotem objąć się w pasie i położył policzek na jego ramieniu.

- Nie wiem, co mam zrobić - wyznał cicho, a Oli westchnął.

- Daj im czas - wyszeptał. - I daj sobie czas. Nic innego nie możesz zrobić. Wszystko się samo ułoży.

- Nie znoszę nic nie robić - zamarudził Bartek, na co Oliwer parsknął śmiechem.

- Wiem, że nie znosisz. Więc co chciałbyś zrobić?

Bartek zastanawiał się przez chwilę.

- Nie wiem... - zaczął z namysłem. - Przeskoczyć w czasie, żeby zobaczyć, jak to wszystko się potoczy?

- Z rzeczy fizycznie możliwych? - uściślił Oliwer, unosząc kącik ust.

- Och, hm... w takim razie najpierw chciałbym wypić tę butelkę whisky czekającą na czarną godzinę, potem chętnie ponarzekałbym na swoją matkę, a później możemy iść do łóżka i już nigdy z niego nie wychodzić - zdecydował, a Oli uśmiechnął się krzywo, pochylił się i pocałował go w skroń.

- Załatwione - odparł bez wahania i już zamierzał się odwrócić, kiedy poczuł dłoń Bartka chwytającą go za kark i przyciągającą do siebie gwałtownie. Oli oparł się jedną dłonią o ścianę, a drugą rękę owinął wokół jego ciała, żeby utrzymać równowagę. Język Bartka natychmiast zmusił go do uchylenia ust, a dłoń na jego karku wsunęła się w jego włosy i zacisnęła w pięść. Oliwer był nieco zdezorientowany i aż zakręciło mu się w głowie, kiedy Bartek obrócił ich w miejscu i popchnął go na ścianę, ani na moment nie przerywając pocałunku. To nie zdarzało się często. Bartek ośmielał się co prawda coraz bardziej, potrafił być bardzo namiętny, kiedy przestawał zastanawiać się nad każdym swoim ruchem i był praktycznie zawsze chętny, ale rzadko kiedy przejmował inicjatywę, zupełnie jakby automatycznie zostawiał tę rolę Oliwerowi. To było intrygujące i sprawiło, że po jego plecach przeszedł dreszcz podekscytowania, choć jednocześnie poczuł się nieco niepewnie. Dominujący partnerzy zawsze z jednej strony go pociągali, a z drugiej przerażali. Bardzo próbował pozbyć się przekonania, że uległość była w jakikolwiek sposób umniejszająca. Nie był pewien, skąd ono się wzięło, być może stąd, że kiedy był z Adrianem, to czuł się w pewnym sensie umniejszony. Nawet nie przez fizyczną dominację, tylko przez to, że on sam wiedział, że miał wobec niego dług wdzięczności, więc pozwalał mu robić ze sobą, co chciał. Czuł się wtedy trochę jak zabawka w czyichś rękach. Zawsze tak się czuł, kiedy był uległy. Tak samo było z Filipem. Filip co prawda nie był dominujący, ale uwielbiał być uwielbiany. Nigdy nie pozwoliłby Oliwerowi, żeby robił z nim, co chciał. Zawsze manipulował nim tak, że Oliwer robił dokładnie to, czego on chciał. Wtedy też czuł się jak zabawka.

A teraz Bartek. Bartek nie byłby w stanie go zdominować, przynajmniej nie w fizycznym sensie, ale Oli nadal był przerażony, że gdyby tylko przyszło co do czego, to byłby na każde jego skinienie. I próbował sobie wmówić, że to był Bartek, więc to było co innego, ale kiedy to był Filip to też było co innego. Oli zawsze kończył w czyichś sidłach. Zakleszczony, zaplątany i miotający się, żeby się wydostać.

Zdał sobie sprawę z tego, że zamknął się we własnej głowie dopiero, kiedy poczuł zęby przygryzające jego dolną wargę i kolano wsuwające się pomiędzy jego uda. Otarł się o Bartka bez zastanowienia, a ten złapał go za dłonie, splótł ich palce i przycisnął je do ściany, jeszcze mocniej wpijając się w jego usta i napierając na niego całym ciałem. Oli poczuł, jak gorąco wypełnia go od stóp do głów, a jednocześnie małe, absurdalne ukłucie paniki, chociaż przecież w zachowaniu Bartka nie było niczego zaskakującego. Jak dotąd uczył się seksu tylko od Oliwera, więc to było naturalne, że go naśladował. Oli lubił dominować, bo dominowanie było bezpieczne. Bartek z pewnością też chciał dominować, bo dominowanie było ekscytujące, a charakterowi Bartka daleko było do uległości.

- Możemy zmienić kolejność? - wydyszał Bartek, odrywając się od niego. Był zarumieniony i brakowało mu oddechu, jego oczy błyszczały, a okulary wbiły mu się w nasadę nosa i na pewno zostawią ślady na jego skórze. Wyglądał cudownie, a ze swoimi delikatnymi, młodzieńczymi rysami był idealnym połączeniem niewinności i wyuzdania. Przez jeden szalony moment Oli był gotów pozwolić temu chłopcu na wszystko tu i teraz. Nie zamierzał się oszukiwać, wiedział, że Bartek miał go już w prawie każdym znaczeniu tego słowa. To jedno nie zrobi żadnej różnicy.

- A co, chcesz mnie wykorzystać, żeby zapomnieć o problemach? - zapytał cicho. - Nieładnie, Bartek.

Bartek uśmiechnął się przekornie, unosząc brew, po czym objął ciasno ramieniem jego szyję i zbliżył usta do jego ucha, jednocześnie ocierając się kroczem o jego udo.

- A mogę? - wyszeptał, a Oli zadrżał, czując jego ciepły oddech na swojej skórze. - Potrzebuję cię - dodał niskim, nieco chrapliwym głosem, brzmiąc na zniecierpliwionego. Oliwer zmarszczył brwi, choć Bartek tego nie widział. Zastanawiał się, co go tak nakręciło, bo jeszcze nigdy nie widział Bartka tak rozedrganego, podnieconego i niemogącego wytrzymać. Przez to wszystko sam miał wrażenie, że jak dojdzie co do czego, to nie wytrzyma zbyt długo, bo nie spodziewał się, że Bartek w nieco ostrzejszym wydaniu podziała na niego tak bardzo . Kiedy Adrian go miał, Oli zawsze czuł się trochę zbrukany, tak samo, jak na myśl o byciu na dole z jakimkolwiek innym potencjalnym facetem. Ale kiedy chodziło o Bartka, z jego łagodnym usposobieniem i brakiem doświadczenia... samo wyobrażenie sobie tego sprawiło, że zaschło mu w gardle, a wszystkie mięśnie w jego ciele napięły się w nagłej potrzebie.

- Do tego, żeby nie myśleć o swojej matce czy żeby mieć żywy, cielesny dowód na swoje gejostwo? - zapytał cichym, domyślnym tonem, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo ten cholerny dzieciak nakręcił go jedynie samą sugestią tego, co mógłby z nim zrobić.

- Żywy, cielesny dowód na swoje gejostwo mam przed sobą - oświadczył Bartek, a Oli przymknął oczy, odchylając głowę i pozwalając jego ustom przyssać się do swojej szyi. To nawet nie była z jego strony świadoma decyzja o oddaniu Bartkowi inicjatywy. Rejestrował biernie wszystkie bodźce, ręce podciągające do góry jego koszulkę, usta błądzące po jego obojczykach, dłonie gmerające przy jego rozporku, choć sam ograniczał się jedynie do kurczowego zaciskania palców na jego gładkich plecach, cichego wzdychania i rozkoszowania się chaotycznymi, niekontrolowanymi ruchami bioder Bartka przy swoich własnych. Już prawie udało mu się zrelaksować i zmusić swój umysł do tego, żeby przestał myśleć, bo kiedy nie myślał, o wiele łatwiej było mu nadążać za tempem, ale wtedy poczuł, jak dłonie Bartka zsuwają jego bokserki do połowy pośladków i zaczynają błądzić po jego skórze. Spiął się odruchowo, a jego serce natychmiast przyspieszyło bieg i przeszło mu przez myśl, czy seks kiedykolwiek będzie dla niego tylko seksem, czy zawsze będzie chorą grą o przewagę. Nawet, kiedy robił to z kimś takim, jak Bartek, dla którego seks był tylko seksem i który nie tylko kompletnie nie znał zasad tej gry, ale również nie wiedział, że w cokolwiek grali. Oli trochę mu tego zazdrościł. Jego reakcja była automatyczna, bez zastanowienia sięgnął do tyłu, żeby przesunąć dłonie Bartka wyżej i to wszystko ukrócić, ale w tym samym momencie Bartek nagle znieruchomiał, oddychając nierówno. Przez chwilę obaj milczeli, nie patrząc na siebie.

- Co, jednak nie chcesz mnie wyruchać, żeby zapomnieć? - wyszeptał w końcu Oliwer, przerywając ciszę i z jakiegoś powodu brzmiąc złośliwie. Bartek przez moment nie odpowiadał, próbując uspokoić oddech.

- Chyba nie - odparł niepewnie i równie cicho. - A co, pozwoliłbyś mi?

- Nie - odpowiedział natychmiast Oliwer, choć tak naprawdę wcale nie był tego taki pewien i to najbardziej go przerażało. Usłyszał, jak Bartek westchnął cicho. To było nieco zażenowane westchnięcie i Oliwerowi przeszło mu przez myśl, że to był nadal ten sam nieśmiały chłopiec, co na początku i nie było się czego bać, więc objął go z powrotem ramionami, opierając policzek na czubku jego głowy.

- Hej, ćśśś... nie musisz niczego nikomu udowadniać, wiesz? - wyszeptał, czując się jak hipokryta, wypowiadając te słowa. Bartek pokiwał w milczeniu głową, wtulając twarz w jego szyję, a Oliwer zaczął z powrotem głaskać tył jego głowy, czując się winny. Cholera, zbyt często pozwalał sobie zapominać, że to był tylko dzieciak, a w dodatku dzieciak, którego matka właśnie wyklęła, więc to, co działo się teraz w jego głowie, musiało być istnym karnawałem. Poza tym Oli sam mu powiedział, żeby przestał być taki rozsądny i dopuścił do siebie absurdalne reakcje, więc sam był sobie winien. A jeszcze bardziej winny czuł się przez to, że właściwie nie miał dla niego żadnej rady. Nie wiedział, co Bartek powinien zrobić, bo on sam nigdy nie miał swoich rodziców na tyle, żeby móc ich stracić po wyjściu z szafy.

- Możemy wrócić do punktu jeden i dwa? - zapytał po chwili Bartek bez podnoszenia głowy, chociaż ton jego głosu wskazywał na to, że zaczynał powoli dochodzić do siebie. Oliwer chciał odpowiedzieć, ale ostatecznie stwierdził, że akurat w tej sytuacji nadmiar słów był niewskazany, więc jedynie puścił go i poszedł do kuchni. Wiedział, że powinien być spokojny i wspierający niezależnie od tego, jak Bartek postanowi podejść do tego wszystkiego, ale jak na złość sam czuł się spięty i nieco wytrącony z równowagi, więc uznał, że moment samemu dobrze mu zrobi.

Bartek nie patrzył za Oliwerem, kiedy ten wychodził z pomieszczenia. Oparł się z powrotem o ścianę i zastanawiał się, dlaczego tak cholernie się tym wszystkim przejął, dlaczego słowa jego matki tak bardzo wryły mu się w mózg. Nie wiedział, po co to w ogóle było. Z jednej strony chyba rzeczywiście chciał zapomnieć, po prostu pozbyć się zahamowań i sprawdzić, dokąd uczucia go zaprowadzą, a z drugiej... chyba chciał też sprawdzić Oliwera, przetestować, jak daleko pozwoli mu się posunąć i czy miał już jego zaufanie na tyle, żeby móc swobodnie przesuwać granice. Ale Bartek czuł, że Oliwer był spięty, to była ta jego cholerna pasywna strona, kiedy nie mówił „nie", ale całe jego ciało krzyczało to za niego. Bartka to irytowało, nie lubił takich niedomówień, zawsze preferował stawianie spraw jasno i zastanawiał się, czy już zawsze tak będzie, że będzie musiał próbować wyczuć Oliwera, zamiast oczekiwać, że ten mu cokolwiek powie.

Bardzo możliwe, że chciał też na siłę coś udowodnić. W tamtym momencie nie czuł się facetem, miał raczej wrażenie, że próbował go udawać, a tak naprawdę był małym chłopcem, który mógł tylko przytulić się do Oliwera i czekać, aż ten się nim zajmie. Nie czuł się dobrze w tej roli, czuł się żałośnie. Nie chciał, żeby Oli postrzegał go w ten sposób, chciał być silny i radzić sobie z całym gównem, jakie życie na niego wyleje bez pomocy Oliwera, bo przecież Oli radził sobie bardzo długo nie tylko bez Bartka, ale w ogóle bez nikogo. Mimo wszystkich swoich kompleksów i problemów był twardzielem, a Bartek był słabym, ledwie powstrzymującym się od płaczu dzieciakiem. Więc tak, chyba chciał sam sobie udowodnić, że był prawdziwym facetem, który potrafił wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mówiąc już o tym, że był taki moment, w którym Bartek poczuł, że Oliwer naprawdę całkowicie oddał mu kontrolę nad tym, co się działo i ten moment z pewnością bardzo długo będzie śnił mu się po nocach. Ale to nie był odpowiedni czas na to, on sam był w kiepskim stanie psychicznym, a Oli nadal mu nie ufał, chociaż to był Oli, więc oczywiście nigdy nie powie mu tego wprost.

Szlag by to, a wszystko zaczęło się od jego matki i od tego, że zrobiła mu z mózgu papkę. Ponieważ Bartek teoretycznie wiedział, że się myliła, ale podświadomie... podświadomie ta myśl jednak tkwiła w nim, że może... nie, Bartek nie przyjmował do wiadomości takich głupot, jak to, że to było grzeszne czy niezgodne z ustalonym porządkiem. Nie wiedział, czy można było uznać to za normalne czy naturalne. To było coś, co czuł , więc uważał to za naturalne, ale... to w zasadzie było jednak jakieś odejście od normy, prawda?

Bartek właściwie nie wiedział, mimo że uważał, że miał dosyć jasne poglądy na to wszystko. Nie sądził, żeby bycie gejem było moralnie właściwe, nie sądził też, żeby było moralnie niewłaściwe . Po prostu było i już. Nie wiedział, kto ustalał normy. Przy założeniu, że nie istniała żadna wyższa istota, która mogłaby to robić, prawdopodobnie każdy sobie. Nie wiedział, czy wszystko, co instynktowne, jest naturalne, czy to, że coś bardzo, bardzo głęboko mówi ci, że potrzebujesz tego i tego, i nic innego cię nie usatysfakcjonuje, sprawia, że to zaczyna być w porządku. Zawsze po prostu uznawał, że skoro on tak czuł, to znaczyło, że tak ma być.

Więc nie, nadal nie przyjmował do wiadomości, że ktoś mógłby uznać ruchanie się za obopólna zgodą z kimś, kogo się kocha, za moralnie niewłaściwe, ale jeśli ktoś tak uważał, to był to wyłącznie jego problem. Osobiście o wiele bardziej przeszkadzało mu coś innego. To było absurdalne, ale czuł się, jakby w zaufaniu dostał od kogoś pistolet i użył go, żeby tego kogoś zastrzelić. No bo jego matka w zasadzie dała mu życie, nosiła go pod swoim sercem przez dziewięć miesięcy i może nie zawsze była idealna, ale była okej , przynajmniej w porównaniu do innych matek. A teraz Bartek zamierzał wykorzystać to życie w sposób, z którym ona się fundamentalnie nie zgadzała. Coś mu w tym nie pasowało, choć nie potrafił do końca określić, co. No bo on tu tylko dążył do spokoju, możliwej satysfakcji i szansy na to, żeby móc kogoś kochać i być kochanym, i dzielić to życie z kimś , ale to robiło się nieco bardziej skomplikowane, kiedy wiedział, że kogokolwiek by nie wybrał, ona zawsze będzie uważała to za złe.

Po prostu złe. Bartek zawsze uważał ten przymiotnik za idiotyczny, bo to słowo było jednocześnie za małe i zdecydowanie za duże.

Oli wrócił do przedpokoju z nieodpalonym papierosem w ustach, kubkiem herbaty, dwoma szklankami i butelką whisky, co najwyraźniej było jego sprawdzonym zestawem na radzenie sobie z problemami. Zatrzymał się w progu, jakby zaskoczony tym, że Bartek nadal tam stał. Bartek uniósł wzrok i przeszło mu przez myśl, że chyba jednak się oszukiwał. Owszem, miał Oliwera, ale miał też dwadzieścia lat. Potrzebował rodziców. Potrzebował mamy. Potrzebował kogoś, kto będzie, kiedy wszystko się zawali, a Oliwer był...

- Jak to robisz? - zapytał z nagłą ciekawością. - Jak nie przejmujesz się tym, co inni myślą?

Oli zmarszczył brwi, najwyraźniej nie spodziewając się takiego pytania. Podszedł do niego powoli, stawiając wszystkie trzymane przez siebie rzeczy na komodzie, a Bartek natychmiast wziął butelkę do ręki i upił duży łyk, krzywiąc się. Oli spojrzał na niego z pobłażaniem.

- Przejmuję się tym, co inni myślą - zaprotestował, w końcu odpowiadając na pytanie. - Po prostu... zawsze wychodziłem z założenia, że ostatecznie... ostatecznie to ja będę musiał być sobą, nie oni. I ja będę musiał ze sobą żyć, więc przede wszystkim muszę zgadzać się ze sobą, a dopiero potem z innymi. No bo... nikt poza mną nie wie, jak to jest być Oliwerem Beściakiem. Tak samo, jak nikt nie będzie lepszym Bartkiem Lipińskim niż ty. Właśnie to jest twoja wymówka, żeby mieć gdzieś to, co inni myślą.

Bartek uśmiechnął się do siebie, a potem uniósł głowę i uśmiechnął się do niego. Z jakiegoś powodu to proste, żeby nie powiedzieć banalne wyjaśnienie podniosło go na duchu. Zawsze zdumiewało go to, jak Oliwer potrafił być prostolinijny i filozoficzny jednocześnie.

- Ale... nigdy jej nie powiedziałeś, prawda? Swojej mamie? - zapytał delikatnym tonem, nie ruszając się z miejsca, a Oli bez słowa pokręcił głową. - A zamierzasz? - dodał niepewnie. Oliwer spojrzał na niego, unosząc brwi.

- Słodycz, wydaje mi się, że nie masz świadomości tego, że nie zamierzam już nigdy więcej odezwać się do swojej matki. O ile tylko dobrze pójdzie. Może powiem dwa zdania na jej pogrzebie. A może nie, zobaczymy.

Bartek przez moment wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami. To znaczy wiedział, że Oli był skłócony ze swoją mamą, ale... nie sądził, że aż tak . Kiedy Bartek nic nie odpowiedział, Oliwer kontynuował.

- Więc... nie, nie zamierzam jej powiedzieć i nie, to nie dlatego, że boję się jej reakcji, gówno mnie obchodzi jej reakcja. Ona po prostu nie zasługuje na to, żeby wiedzieć cokolwiek o moim życiu. - Zawahał się dosłownie przez sekundę. - To nie jest... to nie jest tak, jak z tobą i z twoją mamą - dodał miękkim tonem.

- Nie dałbyś jej szansy? - zapytał cicho Bartek. - Nigdy?

Oli pokręcił głową bez zastanowienia.

- Nazwij mnie egoistą. Niektóre rzeczy są po prostu niewybaczalne. Kiedyś... kiedyś mogłem sobie to tylko wyobrażać, ale teraz mam Juliana i dokładne porównanie. Gdyby ktoś próbował zrobić mu krzywdę... zabiłbym go gołymi rękoma. Więc po prostu nie rozumiem, jak ona... - przerwał, chyba nie do końca wiedząc, jak dokończyć. Bartek nie odpowiedział, bo słowa takie, jak te sprawiały, że czuł się jeszcze bardziej jak rozpuszczony bachor. No bo on tu narzekał na swoją mamę, podczas gdy... w zasadzie to nawet nie było tak, że wiedział, jak wyglądało dzieciństwo Oliwera. Mógł się tylko domyślać i wnioskować z rzuconych mimochodem komentarzy takich, jak ten. Wiedział, że nie było tak źle, kiedy ojciec Oliwera jeszcze żył, ale wiedział też, że zaczęło robić się o wiele gorzej, od kiedy pojawił się jego ojczym. Nie był pewien, co to gorzej oznaczało. A potem Oli wyjechał. To nie było wiele informacji.

- Moja mama zawsze miała dobre intencje - oświadczył nagle zupełnie pustym tonem, bo znał Oliwera na tyle, żeby wiedzieć, że raczej nie chciał zagłębiać się w temat swojej rodziny.

- Jeśli rzeczywiście tak jest... to przemyśli to i dojdzie do wniosku, że to, czego ty chcesz jest ważniejsze od tego, czego ona chce - powiedział cicho Oli.

Bartek prychnął pod nosem.

- Wspominałem o tym, że jest fanatyczką religijną? - zapytał ironicznie.

- Może się mylę, ale myślę, że miłość rodzicielska pokonuje religijny fanatyzm - odparł Oli, wzruszając ramionami.

- A jak nie? - zapytał cicho Bartek, brzmiąc, jakby sam obawiał się odpowiedzi na to pytanie.

- A jak nie... - zaczął Oli z zastanowieniem. - To pieprzyć ją. Sorry, wiem, że to twoja mama, ale...

- Nie, w porządku - przerwał mu Bartek. - Masz rację.

- Nikt poza tobą samym nie ma prawa decydować o tym, kim masz być. Wiem, że to będzie ciężkie i że wszyscy mamy taki odruch, że staramy się zadowolić bliskich nam ludzi, ale są rzeczy zdecydowanie ważniejsze...

- To dlaczego nie chcesz wyjść z szafy? - wyrwało się Bartkowi, a Oli spojrzał na niego z zaskoczeniem. Bartek nie wiedział, dlaczego właśnie teraz postanowił zacząć ten temat. - Skoro wiesz o tym, że bycie sobą jest ważniejsze niż to, co myślą inni, to dlaczego nie chcesz wyjść z szafy?

- Przecież wyszedłem z szafy - zaprotestował powoli Oliwer, nagle jakby ostrożniejszy. - Przed wieloma osobami, przed Oskarem, Polą, Julkiem...

- Wiem. Ale wiem też, że czujesz się... niezręcznie z tym, że ludzie wiedzą. Z myślą, że wszyscy mogliby wiedzieć. To widać - oznajmił Bartek, spoglądając na niego wyzywająco. Miał tylko nadzieję, że to ostatecznie nie doprowadzi do kłótni. Bardzo nie chciał się teraz kłócić z Oliwerem. Po prostu chciał się dowiedzieć .

Oli odsunął się od niego i przeczesał włosy palcami z frustracją, wzdychając głęboko.

- Słuchaj, to nie jest tak, że... nie jestem taki, jak ty - powiedział nagle, brzmiąc na nieco zirytowanego. - Nie mam tak pięknie wypracowanego obrazu samego siebie jako dumnego geja. Nie... nie umiem taki być. Zawsze wiedziałem, że tak jest i nawet za bardzo z tym nie walczyłem, ale to nie jest tak, że chcę, żeby to była pierwsza i jedyna rzecz, jaką ludzie we mnie widzą, kiedy na mnie patrzą...

- Gdybyś mógł sam zdecydować, chciałbyś być hetero? - zapytał cicho Bartek, wpatrując się w niego uważnie. Oli przez moment wydawał się bardzo zaskoczony tym pytaniem.

- Boże, nie wiem, nie jestem w stanie sobie tego za bardzo wyobrazić... - zaczął wymijającym tonem, krzywiąc się, ale Bartek tylko pokręcił głową.

- Chciałbyś czy nie? - powtórzył. Oli nie odpowiadał przez dobrą chwilę.

- Prawdopodobnie - odparł w końcu, a Bartek poczuł, jak coś ścisnęło go w żołądku. - To nie jest tak, że to jest część mnie, która idealnie pasuje do całej reszty mnie. Zawsze uważałem, że to jest po prostu coś... z czym muszę żyć. - Bartek słuchał go i wiedział, że nie powinno być mu przykro, bo w końcu sam o to zapytał, ale jednak trochę było. - Ale nie, gdybym mógł teraz stać się hetero, to nie chciałbym tego, bo nie znalazłbym twojego żeńskiego odpowiednika - dodał Oli, unosząc kącik ust, a Bartek zamrugał ze zdziwieniem. Nagle wszystkie jego poprzednie myśli wyparowały i spuścił głowę, żeby ukryć zażenowany uśmiech. Okej, to mu znacznie bardziej odpowiadało. Uniósł głowę, przysunął się do Oliwera i pocałował go krótko, uznając to za najlepszą możliwą odpowiedź.

- Nie, nie znalazłbyś - wyszeptał, kiedy już się od niego oderwał. - Ja też nie zamieniłbym cię na żadną dziewczynę - dodał, na co Oli parsknął śmiechem.

- Dobrze wiedzieć - mruknął, po czym dodał poważnie, przyglądając mu się badawczo: - Już lepiej? - Miał na myśli niespodziewaną chęć Bartka do radzenia sobie z problemami za pomocą seksu i alkoholu. Oliwer doskonale to rozumiał, sam robił to wielokrotnie. Cudownie było zapomnieć i się oderwać, ale później budzenie się było jeszcze boleśniejsze. I po seksie, i po alkoholu.

Bartek w odpowiedzi zrobił jedynie dziwny gest, coś pomiędzy wzruszeniem ramionami a pokręceniem głową. Oli westchnął, szukając w głowie jakiegokolwiek słowa, które mogłoby pomóc, ale żadnego nie znalazł. Zawsze był dobry w mądrowaniu się i rzucaniu banałów, ale dawanie prawdziwych rad naprawiających prawdziwe problemy szło mu dosyć opornie. Świetnie, pierwsza sytuacja, kiedy to Bartek potrzebuje jego wsparcia, a nie odwrotnie, a on jest bezużyteczny.

***

- Hej. Przepraszam, że przeszkadzam, zastanawiałem się po prostu, czemu taka fajna dziewczyna upija się sama przy barze? - Karolina usłyszała głos zza swoich pleców i odwróciła się. Uniosła brwi.

- Wiesz, że to był jeden z najbardziej banalnych podrywów w historii? - mruknęła ironicznym tonem, mierząc kolesia wzrokiem od stóp do głów. Mógł być mniej więcej w jej wieku, był dość wysokim brunetem, miał spory nos, lekki zarost i okulary w grubych, czarnych oprawkach.

- Popracuję nad tym - odparł ze śmiechem, bez pytania zajmując miejsce koło niej.

- Serio? - mruknęła do siebie pod nosem, po czym dodała nieco głośniej: - Jeśli chcesz ćwiczyć na mnie podrywanie, to kiepsko trafiłeś, naprawdę nie jestem w nastroju.

- Powinienem poćwiczyć na kimś innym i wrócić do ciebie? - zasugerował z uśmiechem. Karolina prychnęła.

- Możemy się umówić tak, że potrzebujesz jeszcze mnóstwo treningu i wrócisz do mnie... hm, nigdy?

- Och, nie wspominałem o darmowych drinkach? - dodał, machając dłonią w stronę barmana. Karolina uniosła brew.

- Chodź, przyjacielu, siadaj! - zawołała z przesadnym entuzjazmem. Koleś roześmiał się.

- Wiedziałem. Teraz wszyscy są interesowni - odparł z udawaną rezygnacją. - Jeden gin z tonikiem i jeszcze raz to samo dla tej pani - rzucił do barmana, wskazując na stojącą przed Karoliną szklankę. - Więc... co się stało, że jesteś aż tak nie w humorze, żeby upijać się samotnie i nawet nie chcieć dać się poderwać?

- A ty co, terapeuta? - prychnęła, uśmiechając się jednak do siebie.

- Wolę określenie superbohater. Ale zgadłaś - odparł z szerokim uśmiechem.

- Ach, uwielbiam studentów, którzy po jednym roku psychologii myślą, że mają jakiś specjalny dar i potrafią rozwiązać każdy problem.

- Znowu zgadłaś! Jak to robisz? - zawołał z udawanym niedowierzaniem.

- Szósty zmysł - skwitowała cierpkim tonem.

- Jestem Dawid - przedstawił się, wyciągając dłoń.

- I uważasz, że powinnam opowiedzieć ci o moim dniu, ponieważ...? - zapytała Karolina, zawieszając sugestywnie głos i jedynie spoglądając na jego rękę, ale jej nie ściskając.

- Ponieważ mnie nie znasz, a to czyni ze mnie znakomitego słuchacza. Spokojnie, robiłem to miliony razy, mam wszystko pod kontrolą. Poprowadzę cię. Zacznijmy od twojego imienia - polecił, uśmiechając się czarująco i patrząc na nią z wyczekiwaniem.

- A, czyli robisz to często? To trochę niepokojące - stwierdziła, nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu. - Karolina - dodała i w końcu uścisnęła jego dłoń, myśląc, że to przecież niczemu nie zaszkodzi.

- Więc, Karolino, co spowodowało twojego dzisiejszego doła? - zapytał przesadnie badawczym tonem.

- Rzeczywiście pełen profesjonalizm - prychnęła, po czym pokręciła głową. - No dobra, skoro twierdzisz, że jesteś specem od beznadziejnych przypadków... Powiedziałam moim rodzicom, że mój brat jest gejem - wyznała, uśmiechając się kpiąco. Brwi Dawida podskoczyły do połowy czoła.

- To naprawdę nie jest twój dzień, co? - zapytał bez zastanowienia, po czym dodał z zamyśleniem: - A jest?

- Co? - zapytała, nie rozumiejąc.

- Gejem, czy jest? - uściślił.

- A. Tak. Ale to bez znaczenia - dodała, wzruszając ramionami.

- Okej, w takim razie... był jakiś konkretny powód, dla którego go wyoutowałaś? Aż tak cię wkurzył?

- Nie, w ogóle mnie nie wkurzył. Po prostu nie wiedziałam, że słyszeli...

- Aha, czyli nie powiedziałaś tego do nich? - upewnił się, a Karolina pokręciła głową.

- Nie, to był wypadek i...

- To nie było w ogóle intencjonalne? - wszedł jej w słowo, przyglądając jej się uważnie. Karolina zawahała się przez moment, przygryzając wargę.

- To znaczy... Okej, powiedziałam to w pewnym sensie, żeby mu dopiec, ale naprawdę nie przyszło mi do głowy, że oni mogą słyszeć. W ogóle nie o to chodziło. Powiedziałam po prostu do mojej siostry coś w rodzaju, że cały świat nie kręci się wokół jej romansów i wokół Bartka i jego chłopaka...

Dawid zamyślił się.

- W sumie to dałoby się jeszcze z tego wybrnąć - zauważył.

- Wiem. Bartek mógłby z tego wybrnąć. Ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił.

- Co znaczy, że prawdopodobnie chciał wyjść z szafy, a ty dałaś mu okazję - stwierdził, ale Karolina pokręciła głową.

- Nie sądzę. To znaczy nie chciał zaprzeczać, ale gdybym nie zaczęła tematu, to na pewno by tego nie zrobił. I wcale mu się nie dziwię - odparła uparcie, a Dawid pokiwał głową z zamyśleniem.

- Jak zareagowali? - zapytał z zaciekawieniem. Karolina przez moment nie odpowiadała, biorąc łyk drinka.

- Ojciec w miarę okej. Myślę, że się dogadają, ale matka... niezbyt.

- Jak bardzo źle? - dopytał Dawid ostrożnym tonem. Karolina wzruszyła ramionami.

- Źle - odparła z naciskiem. - Rozpętała się awantura.

- I?

- I nic - odparła płaskim tonem. - Bartek pojechał do swojego chłopaka, mama jeszcze trochę porozpaczała, my we trójkę jeszcze trochę znacząco pomilczeliśmy i wszyscy się rozeszli.

- A twój brat? Jak się czuje? Jest na ciebie wściekły? Ja bym był - dodał bez wahania.

- Jesteś gejem? - zapytała Karolina bez większego zainteresowania. Dawid parsknął śmiechem.

- Nie, nie jestem gejem. Przecież podszedłem tutaj, żeby cię poderwać - przypomniał jej. Wzruszyła ramionami.

- A myślałam, że dlatego, że chciałeś kogoś przeanalizować i uznałeś, że jestem najciekawszym przypadkiem w tej knajpie.

- Dlatego też - poinformował ją, uśmiechając się szeroko. Miała trochę dosyć tego jego ciągłego uśmiechania się. Jej wcale nie było do śmiechu. - Więc... twój brat?

- Nie wiem, jak się czuje, mówiłam już, że pojechał do swojego chłopaka. Nie widziałam go, ale nie, chyba nie jest wściekły. Co jest jeszcze gorsze, bo w porównaniu z nim czuję się jeszcze bardziej beznadziejną osobą.

- Czemu? - zapytał cicho Dawid, wpatrując się w nią przenikliwie.

- Bo... - zaczęła, nie wiedząc za bardzo, jak wyrazić swoje myśli na głos. - Bo Bartek jest zawsze taki kochany, rozsądny i dojrzały. Byłoby łatwiej, gdyby miał do mnie pretensje, bo to by trochę usprawiedliwiało... mnie, ale on oczywiście jak zawsze podejdzie do tej całej akcji absolutnie rozsądnie, przez co mam tylko jeszcze większe poczucie winy.

- Za co miałabyś potrzebować usprawiedliwienia? Wiesz, poza tym, że go wyoutowałaś? - zapytał Dawid, przekrzywiając nieco głowę.

- No bo... bo powinnam wspierać jego związek, a zamiast tego udawałam, że go wspieram, a tak naprawdę to ciągle myślałam sobie, że... - urwała, krzywiąc się do siebie. Dawid zmarszczył brwi.

- Więc nie podobało ci się to, że spotykał się z kimkolwiek czy z tym konkretnym facetem? - zapytał cicho, a Karolina spojrzała na niego z niezdecydowaniem.

- To jest tak, że mogę spokojnie ci się wygadać, bo już nigdy więcej się nie spotkamy? - upewniła się, powoli czując, jak alkohol coraz bardziej uderza jej do głowy. Dawid wzruszył ramionami.

- Jeśli tego właśnie będziesz chciała - stwierdził z delikatnym uśmiechem. Karolina pokiwała głową.

- Nie podobało mi się to, że spotykał się z tym konkretnym facetem - odparła cicho, uciekając wzrokiem w dół. Chyba położony przez nią nacisk sprawił, że wydźwięk tego zdania był oczywisty, bo Dawid znowu uniósł brwi.

- Wow, robi się coraz ciekawiej. Więc facet twojego brata po prostu kiedyś ci się podobał czy nadal go lubisz? - zapytał nieoceniającym, beztroskim tonem, zupełnie jakby mówił o pogodzie. Karolina natomiast siedziała bez słowa, nieco zaczerwieniona, wpatrując się w swojego drinka.

- Wiesz... koleś jest gejem. To nie ma sensu - rzuciła w końcu, starając się brzmieć nonszalancko.

- Czyli nadal go lubisz. - To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. - I próbujesz mi wmówić, że to, że przypadkiem wygadałaś się przed waszymi rodzicami, nie było w żaden sposób podyktowane zazdrością? - zapytał domyślnym tonem, unosząc wątpliwie brew.

- Nie było! - zaprotestowała gwałtownie, unosząc wzrok i spoglądając na niego ze złością, bo z jakiegoś powodu nie mogła znieść myśli, że mógłby tkwić w przekonaniu, że była na tyle małostkowa, żeby zrobić swojemu bratu takie świństwo z powodu zazdrości. Już zamierzała coś dodać, kiedy przerwał jej uspokajającym tonem:

- Okej, teraz widzę, że nie było. Musiałem cię sprawdzić.

Cholera, naprawdę zaczynał irytować ją ten jego wszechwiedzący uśmieszek. I była coraz bardziej pijana, więc miała coraz mniejsze szanse w słownej potyczce. Musiała przestać sięgać po tego drinka, bo Dawid swojego praktycznie nie ruszył.

- Nie zamierzam... nie zamierzam wchodzić pomiędzy nich - oznajmiła po chwili z determinacją. - Muszę... muszę się po prostu tego pozbyć.

- Tak byłoby najlepiej dla ciebie - przyznał Dawid, kiwając głową. - Inaczej będziesz się strasznie męczyć. Mogę pomóc ci o nim zapomnieć - zaproponował, szczerząc zęby, a Karolina przewróciła oczami z uśmiechem. - Nie? Twoja strata - dodał z udawanym wyniosłym prychnięciem. - Więc podsumujmy, twój brat jest kochanym słoneczkiem i wyrwał faceta, który ci się podoba, a ty czujesz się winna, bo wiesz, że powinnaś cieszyć się jego szczęściem, ale nie możesz, bo wolałabyś, żeby ten gość był z tobą. Ale nawet, gdybyś chciała być jędzą i mu go odbić, to nie zrobisz tego, bo nie posiadasz pewnych wymaganych części ciała, więc jedyne, co ci pozostaje, to odkochać się i przestać kląć w myślach na brata, bo kompletnie na to nie zasłużył. Pominąłem coś?

Karolina przez moment wpatrywała się w niego z uniesionymi brwiami.

- Nie, to chyba wszystko. Więc... - zawiesiła sugestywnie głos.

- Więc nadal oferuję swoją pomoc w zapominaniu o tym całym... - wszedł jej w słowo i urwał, spoglądając na nią pytająco.

- Oliwerze - podpowiedziała cicho.

- ...Oliwerze. A jeśli nie ja, to znajdź sobie kogoś innego. Po prostu pozwól sobie poczuć coś do kogoś innego. Nie uwolnisz się od niego, dopóki będziesz trzymać się kurczowo myśli o nim i każdego do niego porównywać.

Karolinie przemknęło przez myśl, że właśnie to robiła z Oskarem, po czym pokręciła głową, nie chcąc dodawać jeszcze jego do tej wybuchowej mieszanki. W zamian przyjrzała się z zastanowieniem Dawidowi.

- Więc nie przeszkadzałoby ci to, że byłbyś ledwie zamiennikiem? Drugim wyborem? - zapytała z zaciekawieniem. Wzruszył ramionami.

- Mówiłem już, że jestem superbohaterem - odparł nieskromnie. Karolina parsknęła śmiechem.

- Twoje poświęcenie jest naprawdę godne podziwu - powiedziała cierpkim tonem, po czym nie wytrzymała i roześmiała się nieco histerycznie na myśl o przebiegu całej tej rozmowy. - No i? Jak diagnoza?

- Masochizm - odparł z przekonaniem. - Naprawdę, dziewczyno, zakochiwać się w geju? Powinnaś w ogóle nie mieć takiego odruchu, facet jest gejem, jest zwyczajnie poza zasięgiem.

- Tak, ponieważ zrobiłam to specjalnie - prychnęła Karolina. - Bo naprawdę nie mam nic lepszego do roboty niż zakochiwanie się w gejach.

Dawid parsknął śmiechem.

- No cóż, każdy ma jakieś hobby - stwierdził, wzruszając ramionami. - Chociaż twoje jest dość ekstremalne, przyznaję - dodał z zastanowieniem, a ona zapatrzyła się przez chwilę na jego uśmiech. Byli do siebie kompletnie niepodobni, ale uśmiechał się szelmowsko, tak jak Oliwer. Karolina uwielbiała szelmowskie uśmiechy u facetów i ciekawiło ją, czy Bartek potrafił docenić ten uśmiech i czy poświęcił mu równie wiele uwagi, co ona .

Szlag by to, przecież miała przestać patrzeć na każdego napotkanego faceta przez pryzmat Oliwera. Miała też przestać mieć w myślach pretensje do Bartka i zacząć zachowywać się jak dorosła. Uznała, że dobrym pierwszym krokiem będzie nieupicie się do nieprzytomności i niepójście z tym facetem do łóżka tylko dlatego, że uśmiechał się podobnie do Oliwera, więc wstała, chwiejąc się nieco, podziękowała za rozmowę, życzyła mu dobrej nocy i dodała tajemniczym, flirciarskim tonem, który miała opanowany do perfekcji jedynie w stosunku do facetów, na których jej nie zależało, że być może jeszcze kiedyś będzie miał okazję znowu ją przeanalizować.

Mimo, że to była tak rozsądna decyzja, zdążyła zrobić dwa kroki w stronę wyjścia z pubu i już zaczęła jej żałować.

____________
* Imagine Dragons - „Working Man"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro