Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX: Bój się Boga




Stand, stand to attention

The moment's passed you by

Now it's the rest of your life

Bone, bone of contention

I've lost the count of times

I've seen you fuckin' goodbye

And I am unafraid and blissful

Here I come

I am unashamed at getting nothing done

I am a cavalcade that tumbles one by one

But I'm okay, just like Jesus' Son*


Przez moment to była scena jak z filmu, zupełnie jakby czas zastygł w miejscu. Bartek wpatrywał się w swoich rodziców, a oni oboje nie odrywali wzroku od niego. Widział dokładnie w ich twarzach moment, kiedy dotarło do nich to, co Karolina właśnie powiedziała. Zza ściany wciąż dobiegała cicha rozmowa jego sióstr, ale przestał rejestrować jakiekolwiek słowa. Naprawdę nie potrafił wymyślić żadnej reakcji, był w stanie tylko stać tam jak głupek. Był jak spetryfikowany.

- Co ona powiedziała? - zapytał cicho Bartka ojciec, a w jego tonie pobrzmiewało zdezorientowanie i lekka podejrzliwość. Bartek otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

- Co ona powiedziała? - powtórzyła Bartka mama o wiele głośniej, nieco piskliwym tonem. Głosy zza ściany natychmiast zamilkły, a po chwili usłyszeli kroki. Najpierw w wejściu do kuchni pojawiła się Ala ze zmartwionym wyrazem twarzy, a zaraz za nią Karolina, której oczy były nienaturalnie szeroko otwarte.

- Karolina się przejęzyczyła... - zaczęła Ala nieco roztrzęsionym tonem, kompletnie przeczącym jej słowom. Bartek zerknął na nią z paniką, po czym przeniósł wzrok z powrotem na swoją matkę.

- Ja... - zaczął słabym głosem, przeklinając to, że nigdy nie potrafił stawić jej czoła. Każdemu, tylko nie jej. Jego mama nagle zwróciła wzrok na swoją młodszą córkę.

- Karolina - wysyczała. - Czy mogłabyś nam wyjaśnić, dlaczego rzucasz takie obrzydlistwa i oszczerstwa? Tobie się oberwało, bo przyłapaliśmy cię, jak byłaś pijana, więc opowiadasz bajki o swoim rodzeństwie, żeby się odegrać? I to jeszcze takie rzeczy ? - zapytała z oburzeniem, sprawiając wrażenie, jakby nie mogła tego nawet objąć umysłem. Pokręciła głową. - Jak ci nie wstyd?

Bartek poczuł się o wiele gorzej niż gdyby jego matka go uderzyła. Przez chwilę miał irracjonalne wrażenie, że cały świat wokół niego się wali. Miał ochotę wtopić się w ścianę. Chciał zwyczajnie wyparować .

Karolina z kolei stała na środku kuchni, ogłupiała, kompletnie nie wiedząc, co zrobić i jak z tego wybrnąć.

- Nigdy nie sądziłam, że usłyszę coś takiego z ust własnego dziecka i to przeciwko mojemu drugiemu dziecku. Nie uwierzyłabym, że coś takiego mogłoby ci w ogóle przyjść do głowy... - kontynuowała, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Danka, wystarczy - wtrącił ich ojciec. W przeciwieństwie do swojej żony, która skupiła się na monologowaniu, on przyglądał się badawczo Bartkowi, który czuł się pod tym wzrokiem niczym złapany w pułapkę. Przez chwilę naprawdę odczuwał absurdalną potrzebę ucieczki, zupełnie jakby rzeczywiście był zwierzyną otoczoną ze wszystkich stron. Miał wrażenie, że za chwilę będzie miał jakiś okropny atak paniki, a to byłby bardzo zły pomysł. Ala i Karolina wpatrywały się w niego z niepokojem, a jego ojciec zmarszczył brwi i podszedł do niego powoli. - Bartek. Synu, wszystko okej? Jesteś strasznie blady.

Bartek usiadł posłusznie na krześle, kiedy ojciec położył dłoń na jego ramieniu i w końcu poczuł, że znowu mógł normalnie oddychać, choć nadal starał się na wszelki wypadek nie patrzeć nikomu w oczy. To było dziwne, ale to była chyba największa ilość czułości, jaką jego ojciec kiedykolwiek mu okazał.

- I widzisz, co zrobiłaś? - warknęła ich matka na Karolinę, a ta przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby zamierzała odpowiedzieć równie ostrym tonem, ale Ala nadepnęła jej na stopę. - Czy teraz moglibyście nam wyjaśnić, skąd to w ogóle się wzięło? - zapytała ich mama wyczekującym tonem. - Co to miał być niby za komentarz, hm?

- Danusia, nie sądzę, żeby to było teraz ważne... - zaczął Grzegorz zmęczonym tonem.

- Nie, coś tu jest zdecydowanie nie tak - stwierdziła z przekonaniem. - Bartek, ale ty chyba nie... - dodała, nie kończąc pytania i wpatrując się w niego z przerażeniem. - Nie przychodzą ci takie pomysły do głowy... prawda? - I co niby miał na to odpowiedzieć? - Bartek... po prostu zaprzecz, błagam - powiedziała zdesperowanym tonem.

Kurwa, chyba nie potrafił tego zrobić. A przecież mógł jeszcze obrócić to wszystko w żart. Mógł zrzucić winę na to, że Karolinie coś odbiło. Jasne, że mógł. Ale...

- Obawiam się, że nie mogę - powiedział bardzo cicho, gapiąc się w stół.

Bo jeśli Oliwer mógł powiedzieć o nich Julianowi, to Bartek z pewnością mógł powiedzieć swoim rodzicom. Gdyby teraz się tego wyparł, byłby zwykłym hipokrytą.

W końcu zebrał w sobie całą odwagę i uniósł wzrok. Zobaczył, że Ala za plecami ich matki próbuje mu desperacko coś przekazać, ale było już za późno. Spojrzał kobiecie w oczy. Wyglądała, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Chyba nie do końca dotarło do niej to, co powiedział.

- O czym... o czym ty mówisz? - zapytała, zająkując się. Spojrzała zdezorientowana na swojego męża, który przymknął oczy, sprawiając wrażenie zrezygnowanego. - To przecież... to nie może... - dodała zupełnie nieskładnie. Wyglądała, jakby w każdym momencie mogła zasłabnąć. Albo się rozpłakać.

- Mamo... - zaczęła niepewnie Ala, ale urwała, bo chyba tak naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Kobieta przez chwilę miała zamknięte oczy, ale w końcu je otworzyła, znowu sprawiając wrażenie zdeterminowanej.

- Nie. Moment, moment. Poczekajcie. Musimy... musimy o tym porozmawiać - zdecydowała. Ich ojciec nie wydawał się przekonany do tego pomysłu, a dziewczyny tylko stały na środku kuchni, spięte i zestresowane. Bartek wzruszył ramionami.

- To porozmawiajmy - zgodził się cicho. Teraz już nic nie dało się zrobić. Równie dobrze mógł przez to przejść. Jego matka podeszła do niego ze zmartwioną miną.

- Synku... jeśli... jeśli masz takie myśli to powinieneś nam o tym powiedzieć - powiedziała nagle. - Coś... coś byśmy wymyślili...

- Danka, nie sądzę, żeby to był odpowiedni sposób... - zaczął ich ojciec, a w jego tonie dało się wyczuć dezaprobatę.

- Słucham? - rzucił z niedowierzaniem Bartek w tym samym momencie.

- Naprawdę, młodzi ludzie w twoim wieku zastanawiają się nad wieloma rzeczami... czasami okropnymi rzeczami. Ponieważ kiedy człowiek poznaje świat, to spotyka się z okropnymi rzeczami i to naturalne, że zaczyna się zastanawiać. Ale to... to jeszcze nie znaczy, że...

- Mamo, czy ty siebie słyszysz? - wypaliła Karolina gniewnym tonem. - Nie sądzę, żeby nazywanie go okropnym było reakcją, jakiej twój syn oczekuje, kiedy mówi ci, że jest gejem.

- Teoretycznie to ty jej powiedziałaś, nie on - zauważyła cicho Ala.

- On nie powiedział, że jest... gejem - zaprotestowała Danuta ostrym tonem, krzywiąc się na ostatnie słowo i ściszając nieco głos. - Cokolwiek chodzi mu po głowie, zaraz to sobie wyjaśnimy...

- Owszem, powiedziałem - wtrącił Bartek. - Powiedziałem i nie potrzeba żadnego wyjaśniania. Tak po prostu jest i już.

Nagle poczuł się silniejszy, kiedy wypowiedział te słowa. To było całkiem dobre uczucie, biorąc pod uwagę okoliczności i to, że sytuacja, w jakiej się znalazł, nadal była fatalna.

- Jesteś tego pewny? - zapytał jego ojciec cichym tonem, marszcząc brwi, podczas gdy jego matka wrzasnęła:

- Oczywiście, że nie jest pewny! Nie jest niczego pewny, ma dziewiętnaście lat! Poczuł trochę wolności i zaczęły mu przychodzić idiotyzmy do głowy!

- Mamo... - zaczął Bartek.

- Nie mogę uwierzyć, że w ogóle pomyślałeś o czymś takim! Myślałam, że nauczyłam cię, co jest właściwe, a co nie!

- Tak, nauczyłaś mnie... - mruknął ironicznie pod nosem.

- To wina tego miasta! - stwierdziła nagle z przekonaniem. - Na pewno poznał jakichś podejrzanych ludzi, jakichś hipisów, którzy nakładli mu bzdur do głowy...!

- Rany boskie, Danka, uspokój się i daj chłopakowi powiedzieć! - zawołał ich ojciec.

- On nic tutaj nie musi mówić! - zaprotestowała natychmiast. - Możemy... możemy jeszcze nad tym zapanować! Wystarczy, że uświadomimy mu, że to niewłaściwe...

- Ja nadal tu siedzę i doskonale wiem, co jest właściwe, a co nie - zauważył Bartek, w końcu odzywając się nieco głośniej i z większą pewnością. Spojrzał na swoją matkę wyzywająco.

- Bartek... nie możesz naprawdę uważać, że w tym nie ma niczego złego. Przecież nie tak cię wychowałam... - zaczęła błagalnie, spoglądając na niego z desperacją. - Musisz w głębi duszy wiedzieć, że tak nie można. To zupełnie sprzeczne z tym, jak Bóg zorganizował świat...

- Mamo, ja nawet nie wierzę w Boga - wypalił, a oczy jego matki w jednej sekundzie zrobiły się wielkie jak monety.

- Co ty... co ty za okropieństwa opowiadasz... ktoś musiał nakłaść ci tych bzdur do głowy, przecież sam ich sobie nie wymyśliłeś... Na studiach opowiadają wam takie rzeczy?

- Owszem, sam je wymyśliłem. Nie wierzę w Boga od lat. Urodziłem się gejem i wiem o tym od lat. Naprawdę, wybacz, ale... tak jest - stwierdził, woląc wyrzucić z siebie to wszystko naraz. Jego matka przez chwilę wyglądała, jakby była bliska omdlenia.

- Bartek - syknął jego ojciec, spoglądając na niego znacząco, co prawdopodobnie miało oznaczać: „nie widzisz, że ona zaraz będzie miała zawał serca?". Bartek westchnął.

- Bartek, przecież wiesz o tym, że to jest ciężki grzech - oznajmiła jego mama błagalnym tonem, zupełnie jakby ten argument miał go przekonać. - Dopóki... dopóki to są tylko takie myśli to możemy jakoś temu zaradzić, wystarczy trochę wytrwałości... i... i wiary... i...

- O Boże - wyrwało się Alicji. Stała z dłonią przyciśniętą do czoła.

- Myśli? - powtórzył Bartek, mimowolnie rozbawiony.

- Rany, kobieto, przecież Karolina ci właśnie powiedziała, że ma chłopaka, naprawdę sądzisz, że...? - rzucił ich ojciec, przewracając oczami.

Teraz Danuta naprawdę wyglądała, jakby miała się rozpłakać.

- Jezusie przenajświętszy, dziecko, czy tobie rozum odjęło? I wy to...? - zaczęła, urywając w połowie pytania. - Grzegorz, ty to popierasz? - Kiedy jej mąż nic nie odpowiedział, zwróciła się do swojej starszej córki. - Ala? - dodała ostrym tonem, mając nadzieję, że chociaż w niej odnajdzie sojusznika.

Ala przez moment stała niezdecydowana, nie wiedząc za bardzo, co zrobić. W końcu wymamrotała coś pod nosem.

- Co powiedziałaś? - zapytała Danuta.

- Tak, popieram - powtórzyła nieco głośniej, podnosząc wzrok i spoglądając na nią niepewnie, bo nie znosiła sprzeciwiać się matce, po czym zerknęła ukradkiem na Bartka, który uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.

- Wszyscy zwariowaliście - zdecydowała ich matka, rozglądając się po kuchni. - Czemu nie widziałam tego wcześniej...? Nie dość, że Karolina chodzi pijana, to jeszcze Bartek z jakimś chłopakiem... - urwała, zupełnie jakby nie była w stanie dokończyć zdania. - Nie wierzę, że moje własne dziecko...

- Mamo, jestem przekonany, że na świecie są większe problemy, którymi warto się zająć niż sypiający ze sobą faceci...

- I jak możesz mówić o tym tak beztrosko! To na pewno... to wina tego miasta, przecież jeszcze przed wyjazdem byłeś normalny...

- Nadal jestem normalny - wtrącił cicho, ale chyba go nie usłyszała.

- ...byłeś normalnym chłopcem, i co, mam uwierzyć, że przyjechałeś tutaj i nagle ci się odmieniło?

- Nie, mamo, zawsze taki byłem...

- To na pewno wina tego chłopaka ! Musiał cię jakoś... jakoś omamić, Bartek, przecież... przecież to jest mężczyzna!

Bartek uniósł brwi.

- Uwierz mi, mamo, wiem , że jest mężczyzną - stwierdził spokojnie.

- Danka, kręcimy się w kółko, zostaw go w spokoju, przecież nie możesz go w żaden sposób przekonać, on doskonale wie, co robi... - zaczął Grzegorz, próbując podejść do tego rozsądnie.

- Nie mogę? - powtórzyła Danuta. - Grzegorz, to jest dziecko! On nie ma pojęcia, co robi!

- I ten drugi dzieciak pewnie też nie ma, ale na pewno ich nie powstrzymasz! - zawołał ich ojciec, a Bartek uśmiechnął się pod nosem. Dzieciak. Aha.

Zupełnie nagle z całą mocą przypomniał sobie, że miał Oliwera. To nie było tak, że jeśli jego rodzice się od niego odwrócą, to zostanie sam, bez niczego. Mimo wszystkich jego wad, Bartek był przekonany, że gdyby znalazł się w beznadziejnej sytuacji, Oli zawsze by mu pomógł. Z jakiegoś powodu nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Jego facet nie był bezsilnym dzieckiem, był dorosłym mężczyzną i ta myśl dodała mu mnóstwo otuchy.

- Ja widzę tylko jedno wyjście. Wracamy do domu! - zawołała Danuta. - A ty - wskazała na Bartka. - Wracasz z nami.

- Słucham? Nie ma mowy! - zaprotestował natychmiast.

- Danka, nie bądź absurdalna...

- Nie ruszam się z tego mieszkania i z tego miasta bez mojego syna. Nie rozumiesz, Grzegorz? - syknęła do swojego męża. - Jeśli teraz to zostawimy, to on będzie nadal to robił.

- Oczywiście, że będzie - zniecierpliwił się Grzegorz. - A myślisz, że w ten sposób co uda ci się osiągnąć? Poza tym, że przerwiesz chłopakowi studia?

- Wybiję mu te okropieństwa z głowy! - oświadczyła.

- Niczego nie wybijesz mi z głowy! - krzyknął Bartek. - Cokolwiek zrobisz, nie sprawisz, że będę ani trochę mniej gejem niż teraz!

- Rany boskie - wyszeptała Ala, wyglądając na skrajnie zestresowaną i spoglądając bezradnie to na Bartka, to na swoją mamę.

- Bartek, wiem, że teraz tak ci się wydaje, ale uwierz mi, przemyślisz to na spokojnie i stwierdzisz, że mam rację - zapewniła go jego matka. - To, że znalazłeś się pod jakimś złym wpływem to jeszcze nie koniec, nadal możesz spod niego wyjść...

- O czym ty w ogóle mówisz?! - zawołał Bartek, w końcu tracąc nad sobą panowanie i nie mogąc już jej dłużej słuchać. - Nie jestem pod wpływem niczego, jestem kompletnie, całkowicie sobą! Właśnie taki jestem, możesz się z tym pogodzić albo nie!

- To nie jesteś ty, Bartek! Znam cię! - powiedziała z desperacją. - I na pewno nie zamierzam się z tym godzić ani tego zostawić...

- Danka, tylko go w ten sposób antagonizujesz! - wtrącił Grzegorz. - Uspokójmy się wszyscy, do cholery, i spróbujmy podejść do tego rozsądnie...

- Jak mam podejść rozsądnie do takiego absurdu? - prychnęła. - Normalni ludzie starają się odpychać od siebie nienormalne myśli. Gdyby przyszło ci do głowy, żeby kogoś zabić, to co, też byś to zrobił?

Bartek zamrugał, przez chwilę myśląc, że się przesłyszał.

- Postaram się udawać, że nie porównałaś właśnie homoseksualizmu do morderstwa... - zaczął, starając się zapanować nad nerwami i utrzymać spokojny ton.

- Nie no, to już jest jakiś idiotyzm! - zawołał Grzegorz, chyba samemu powoli mając dość tej idiotycznej rozmowy.

- To dokładnie to samo, po to Pan Bóg dał nam wolną wolę, a potem powiedział nam, co wolno, a co nie, żebyśmy byli w stanie sami decydować, co robić, zamiast bezmyślnie podążać za ohydnymi instynktami!

- Żaden Bóg ci niczego nie powiedział, jakiś frajer napisał to tysiące lat temu - zaprotestował Bartek z niedowierzaniem. - Więc okej, według tej twojej porytej książki Bóg nienawidzi gejów. Wiesz, czego jeszcze nienawidzi? Skorupiaków! Nie wiem, może po prostu nie próbował ani seksu z facetem, ani krewetek, bo moim skromnym zdaniem jedno i drugie jest fenomenalne!

Po jego słowach zapadło milczenie. Jego matka uniosła dłoń do ust z przerażeniem, jego ojciec potarł czoło dłonią ze rezygnacja, kącik ust Ali uniósł się nieco, a Karolina nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, który w całkowitej ciszy wydał się strasznie głośny.

- Nigdy nie sądziłam, że usłyszę takie bluźnierstwo z twoich ust - wyszeptała w końcu Danuta, patrząc na niego ze zgrozą.

- No cóż, to chyba i tak był najwyższy czas, żeby ci to uświadomić - stwierdził Bartek, rozkładając ręce. - Więc masz dwa wyjścia, możesz już nigdy w życiu się do mnie nie odezwać albo będziesz musiała się z tym pogodzić. Bo ja się nie zmienię. Nigdy.

- Bartek... - zaczęła jego matka zrozpaczonym tonem. Sprawiała wrażenie, jakby opuściły ją wszystkie siły i przez moment mimo wszystkiego, co powiedziała, Bartek poczuł ukłucie winy. - Bartek... nie będę w stanie spać spokojnie, wiedząc, że mój syn... robi takie rzeczy . Że... że odwrócił się od Boga. Jak możesz mi to robić?

Bartek pokręcił głową, starając się odsunąć od siebie poczucie winy. On nie był tutaj winny. Wiedział o tym.

- Przykro mi, ale ja nigdy nie będę szczęśliwy, jeśli nie będę robił tych rzeczy. Więc jak ty możesz mi to robić? - odbił piłeczkę, patrząc jej prosto w oczy z podniesioną głową.

- Bartek, nie wierzysz w to. Wiem, że tak naprawdę w to nie wierzysz. Nie wiem, czy to... czy to jakiś opóźniony okres buntu, czy... zawsze byłeś taki przykładny, rozumiem, że czułeś się już trochę przytłoczony, że chciałeś się w jakiś sposób... wyrwać, ale... przez cokolwiek przechodzisz, ani bluźnienie na Boga, ani takie... praktyki nie są rozwiązaniem. Uwierz mi - dodała błagalnie. Bartek przymknął oczy, czując, że zaczyna kończyć mu się cierpliwość.

- Mamo, ja przez nic nie przechodzę - oświadczył możliwie spokojnym tonem. - Poza tym, że powoli zaczynam odnajdywać się w świecie i być takim człowiekiem, jakim chcę być. Jakim zawsze chciałem być, ale nigdy nie miałem okazji. Jestem teraz... jestem nową osobą - dodał miękkim tonem.

- No właśnie! - zawołała jego mama, podchwytując tę myśl. - Nie bądź tą osobą, możesz z tym walczyć! Właśnie dlatego chcę, żebyś wrócił do domu i...

- Mamo, nie - przerwał jej Bartek zdecydowanym tonem. - Nie zamierzam wrócić do domu...

- Bartek, to nie było pytanie. Jeśli myślisz, że ci na to pozwolę... tu chodzi o twoją duszę i jaka byłaby ze mnie matka, gdybym pozwoliła...

Bartek zaśmiał się, nie mogąc się powstrzymać.

- Zapewniam cię, że z moją duszą wszystko jest w porządku - oznajmił z krzywym uśmiechem. - O ile taki twór w ogóle istnieje - dodał pod nosem, po czym zniecierpliwił się. - Wiesz co, to może po prostu uznaj, że jestem straconym przypadkiem. Że moja dusza jest nie do odratowania, okej...?

- Nigdy tego nie zrobię - odparła z determinacją. - Nigdy z ciebie nie zrezygnuję...

- Gdybyś chciała mojego dobra, to pozwoliłabyś mi być szczęśliwym - uciął oschłym tonem. - Ale dla ciebie ważniejsza jest jakaś książka niż twój własny syn...

- Ty po prostu nie rozumiesz, jakie są konsekwencje tego, że się temu poddałeś - wyjaśniła, próbując przemówić mu do rozsądku. - To nie sprawia, że jesteś szczęśliwy, to tylko pozory. Szatan ma wiele sposobów oszukiwania nas, wiesz? I to zawsze objawia się w ten sam sposób, wydaje ci się, że coś cię uszczęśliwia, ale to jedynie oddala cię od Boga i niszczy cię od środka...

- Ta rozmowa jest bez sensu - stwierdził Bartek, wchodząc jej w słowo. - Nigdy nie dojdziemy do żadnego porozumienia. Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać na logiczne argumenty, to zapraszam. A póki co nigdzie się nie wybieram...

- Ach tak? Albo wrócisz z nami, albo ja się stąd nie ruszam. Jeśli będę musiała to będę stała nad tobą, dopóki nie wrócisz po rozum do głowy - powiedziała zdecydowanym tonem. Bartek uniósł brwi.

- Naprawdę jesteś aż tak naiwna, że wydaje ci się, że jak będziesz wystarczająco długo zawracać mi dupę, to po prostu odechce mi się bycia gejem? - zapytał z niedowierzaniem. - Poza tym nie masz nade mną żadnej władzy, jestem dorosły...

- Czyżby? - zdziwiła się. - A ja myślałam, że dopóki cię z ojcem utrzymujemy, to decyzja należy do nas...

- No właśnie, do was - podchwycił Bartek, po czym zwrócił się do swojego ojca. - Tato?

Grzegorz wyglądał, jakby miał dosyć całej tej rozmowy i nie chciał w niej już nawet uczestniczyć.

- Bartek, spokojnie. Nikt nie zamierza cię zmuszać, żebyś wrócił do domu. Gdybyśmy tylko wszyscy mogli się uspokoić...

- Chyba sobie żartujesz! - prychnęła Danuta, patrząc na swojego męża z oburzeniem.

- Widzisz, przynajmniej on podchodzi do tego normalnie - skwitował Bartek, po czym wzruszył ramionami. - Spadam stąd - rzucił nagle.

- O nie, nie ma mowy! - zawołała Danuta. - Nie wyjdziesz stąd, choćbym miała cię zamknąć w tym mieszkaniu. Nikt się stąd nie rusza - oznajmiła, stając w wejściu do kuchni.

- Tato, mógłbyś coś zrobić? - zapytał Bartek, patrząc na swoją matkę krzywo. Jego ojciec sprawiał wrażenie nieco ogłupiałego. - Mamo, jestem pełnoletni, nie możesz zamknąć mnie w domu - dodał ostrym tonem.

- Mogę i to właśnie zamierzam zrobić, dopóki nie pozwolisz sobie pomóc! - zdecydowała.

- Czy do ciebie nie dociera, że on nie potrzebuje żadnej pomocy?! - zawołała nagle Karolina, która do tej pory była podejrzanie milcząca. Zerknęła na Bartka wzrokiem pełnym poczucia winy, po czym spojrzała z powrotem na swoją matkę. - Potrzebuje z waszej strony tylko trochę zrozumienia i wsparcia. Ty też mógłbyś coś powiedzieć, wiesz?! - dodała, zwracając się do ojca.

- Co niby mam zrobić? - zapytał, rozkładając ręce. - Przecież nikt nie będzie nikogo zamykał w mieszkaniu, nie bądźcie śmieszni! Próbuję ich uspokoić, ale oni nie chcą się uspokoić!

- Przecież to ona się kłóci, a nie Bartek - zaprotestowała Karolina. - Wystarczyłoby, gdybyś go trochę wsparł, ale wtedy musiałbyś wykazać jakieś zainteresowanie, a tego chyba nie potrafisz...

- Nie zwracaj się tak do ojca - syknęła Dorota. - Sama to wszystko zaczęłaś, a teraz będziesz go święcie bronić...?

- On nie potrzebuje żadnej obrony, nie zrobił nic złego! - wrzasnęła Karolina. - Nie mogę już tego słuchać, jak to dobrze, że Bartek jest na tyle mądry, że nie wierzy w te bzdury, które próbujesz mu wcisnąć! Nie ma nawet jednej rzeczy, która byłaby z nim nie tak! Jeśli już musisz się kogoś czepiać, czepiaj się mnie!

- O tobie też jeszcze sobie porozmawiamy... - zaczęła Danuta.

- Porozmawiajmy teraz! - krzyknęła Karolina. - Czyli ja jestem najebana w środku dnia i generalnie nie radzę sobie z dorosłym życiem, i to jest według ciebie w porządku, ale Bartek, którego wszyscy znamy i wiemy, że jest najporządniejszą i najrozsądniejszą osobą na świecie, w twoich oczach jest tym złym tylko dlatego, że się zakochał?! - zawołała. - Gdzie tu jakakolwiek logika, co?!

- To w ogóle nie ma związku! - odparła Danuta groźnym tonem, podchodząc do niej. - Ale ty wytrzeźwiejesz i dorośniesz, a on stoi w obliczu czegoś, czego nie będzie mógł już cofnąć!

- Przynajmniej będzie szczęśliwy!

- Czy wyście wszyscy zgłupieli?! Nie będzie szczęśliwy! Cokolwiek wydaje mu się, że jest pomiędzy nim a tym chłopakiem, nie jest prawdziwe i nie jest naturalne! Nie istnieje romantyczna miłość pomiędzy dwoma mężczyznami, na litość boską! To jakieś wynaturzenie!

- A co ty możesz o tym wiedzieć?! - wrzasnęła Karolina. - W Biblii wyczytałaś, że to nie jest miłość?! Ksiądz ci powiedział?! Bo mamy twoje słowo i słowo twojego kumpla księdza przeciwko tysiącom autentycznych, prawdziwych uczuć pomiędzy ludźmi na całym świecie! I kto tu ma rację?!

Bartek stał pod ścianą, słuchając tej wymiany zdań i mimo tego, jak zły był na Karolinę za całą tę sytuację, musiał przyznać, że był pod niechętnym wrażeniem. Poczuł, jak kąciki jego ust unoszą się i przeszło mu przez myśl, że jego siostra być może była, jaka była; bywała nieznośna i bezmyślna, ale kiedy w coś wierzyła, potrafiła bronić tego jak lwica. To było imponujące.

Prawie nie zauważył, że Ala podeszła do niego i dotknęła delikatnie jego ramienia.

- Spadaj stąd - rzuciła bardzo cicho, a Bartek uniósł brwi, nie mając pojęcia, o co jej chodziło i skąd to się wzięło. Teraz ona była na niego zła? Niby za co? Chyba dostrzegła jego zaniepokojony wyraz twarzy, bo dodała szybko: - Beściak zaraz podjedzie. Karo do niego napisała. - Bartek jeszcze przez moment wpatrywał się w nią bez zrozumienia. Że co? Ala przewróciła oczami. - No już. Spróbujemy z nią porozmawiać, ale... widzisz, jak to wygląda. Albo się jej pozbędziemy. Nieważne. Po prostu... na razie idź, bo ona nie odpuści, dopóki się nie uspokoi.

Bartek zerknął na swoją matkę, nadal sprzeczającą się z Karoliną, po czym spojrzał niepewnie na swojego ojca, który zamiast kłótni, przysłuchiwał się ich cichej wymianie zdań. Przez parę sekund wpatrywał się w niego przenikliwie, po czym bez słowa skinął głową. Bartkowi nie trzeba było tego powtarzać, więc bez zastanowienia ruszył do korytarza.

- A ty dokąd się wybierasz? - zapytała jego mama, dopiero teraz zauważając, co się działo. Bartek nie odpowiedział, tylko zgarnął kurtkę z wieszaka i otworzył drzwi wejściowe. Karolina zdążyła wyjść z kuchni przed ich mamą i podbiegła do niego.

- Przepraszam - wyszeptała, łapiąc go za rękę, a Bartek zauważył, że miała łzy w oczach. Uśmiechnął się smętnie i pokiwał głową, bo nie był pewien, co odpowiedzieć, po czym wyszedł na klatkę i zaczął zbiegać na dół.

- Bartek, poczekaj! - zawołała jego mama, podążając za nim po schodach. Bartek odwrócił się dopiero, kiedy znalazł się na zewnątrz i zobaczył zaparkowany przy ulicy motor Oliwera. Jego mama właśnie wybiegła z klatki z jego ojcem depczącym jej po piętach.

- Danka, puść go, do cholery - warknął Grzegorz, łapiąc ją za ramię. Wyciągnął rękę, żeby ją zatrzymać, samemu podchodząc bliżej Bartka, który stanął na środku chodnika, niezdecydowany. Zerknął po raz kolejny na Oliwera, który właśnie zdjął kask i obserwował całą scenę z daleka ze zmarszczonymi brwiami, po czym skierował wzrok z powrotem na swoich rodziców. Oboje wpatrywali się w czekającego Oliwera, jego mama szeroko otwartymi oczami, roztrzęsiona, a jego ojciec nieco podejrzliwie, trochę skrzywiony, ale poza tym całkowicie spokojny.

- Synu, zadzwonię do ciebie później, dobrze? I porozmawiamy na spokojnie - oznajmił Grzegorz, a Bartek pokiwał posłusznie głową, nagle czując się jak dziecko, bo te słowa dodały mu o wiele więcej otuchy niż się spodziewał, a przecież nigdy za bardzo nie polegał na wsparciu swojego ojca. Nigdy go nie miał i nigdy o nie nie zabiegał. Nawet myśląc o swoim coming outcie, myślał tylko o reakcji matki. Chyba zawsze zakładał, że jego ojciec po prostu się tym nie przejmie, tak jak nie przejmował się niczym innym.

A jednak nagle poczuł się milion razy lepiej.

- Bartek, jeśli teraz odjedziesz... - zaczęła jego mama, po czym zawahała się i odchrząknęła. - Łamiesz mi serce - wyszeptała drżącym głosem. Bartek wpatrywał się w nią przez chwilę, czując, że zaraz łzy napłyną mu do oczu.

- Ty mi też - odparł prosto, po czym, nie zastanawiając się dłużej, odwrócił się i podbiegł do motoru, a Oli bez słowa podał mu kask. Bartek miał świadomość utkwionego w nim zmartwionego wzroku, ale nawet nie spojrzał mu w oczy, bo nie chciał, żeby widział, jakie były błyszczące. Może uda mu się uspokoić podczas jazdy.

- Trzymasz się? - zapytał cicho Oli, kiedy Bartek założył kask i usiadł za nim. Bartek nie był pewien, czy pytał o to, czy mógł już ruszać, czy miał na myśli jego samopoczucie.

- Jedź - odparł tylko słabym głosem, a Oliwerowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.

Nie odwrócił się już, żeby spojrzeć na swoich rodziców, więc nie widział, jak jego matka przycisnęła pięść do ust, ledwo powstrzymując się od płaczu, a jego ojciec zacisnął dłoń na jej ramieniu i pochylił się.

- Danusia, uspokój się - wyszeptał. - Niczego nie osiągniesz, próbując go do czegokolwiek zmusić...

- Ale jak mogę to tak zostawić...? - wyjąkała, przestając panować nad łzami.

- Danka, czy ty naprawdę nie masz pojęcia, jak blisko jesteś stracenia go na zawsze? Jeśli postawisz mu ultimatum, to zaufaj mi, z pewnością nie wybierze ciebie, bo jest młody i prawdopodobnie zakochany. Pamiętasz, jakie to uczucie? Później spróbuję z nim porozmawiać, jeśli chcesz mi towarzyszyć, to błagam, przez chwilę nie myśl przez pryzmat cholernej religii, tylko pomyśl o swoim dziecku i o tym, jak on się teraz czuje. Na razie go zostaw, wszyscy powinniśmy się uspokoić i zdystansować, a przecież póki co nic mu nie będzie. A raczej nic by mu nie było, gdyby nie ten cholerny motor... - dodał pod nosem, po czym pokręcił głową. - Widziałaś w ogóle tego chłopaka? - zapytał nagle, krzywiąc się, kiedy przypomniał sobie faceta w skórzanej kurtce na motorze, który kilka minut wcześniej odjechał z jego nastoletnim synem. Ponieważ to nie był dzieciak. To był facet . - Nie podoba mi się.

Jego żona nic nie odpowiedziała.

Jakieś pół godziny później atmosfera na Kobierzyńskiej nie była najlepsza. Danuta zamknęła się w pokoju Ali i najwyraźniej nie zamierzała z nikim rozmawiać w najbliższym czasie. Nie wiadomo było, co robiła. Być może modliła się za duszę swojego syna, jak każda szanująca się katechetka, a być może zwyczajnie płakała, jak każda matka.

Grzegorz usiadł na kuchennym krześle, przymykając oczy, a jego córki niepewnie przysiadły po jego obu stronach. Nikomu nie spieszyło się, żeby zacząć rozmowę. Karolina bawiła się z roztargnieniem otwieraczem do wina, a Ala gapiła się bezmyślnie w ścianę.

- Jak długo to trwa? - zapytał nagle, przerywając ciszę. Karolina spojrzała na niego bez zrozumienia, wyrwana z transu, więc spojrzał na Alę, która wzruszyła ramionami.

- W zasadzie to nie wiem - przyznała.

- Oficjalnie jakieś dwa miesiące. Nieoficjalnie dłużej - poinformowała ich Karolina, nie patrząc na nikogo. Grzegorz pokiwał głową.

- Co to... co to jest w ogóle za facet? - dodał po chwili. Tym razem żadna z nich nie była zbyt chętna, żeby udzielić mu odpowiedzi.

- Eee... Oliwer - wymamrotała w końcu Ala. Jej ojciec uniósł brwi.

- Oliwer ? - powtórzył, zupełnie jakby coś nie pasowało mu nawet w tym imieniu. - Więc... co o nim wiemy?

Tym razem Ala jeszcze bardziej nie wiedziała, co powiedzieć. Raczej nie miała ochoty informować go, że to ten sam facet, którego jego starsza córka nie znosiła i w którym młodsza podkochiwała się od lat. Nie, to nie byłby najlepszy pomysł.

- No? - zniecierpliwił się Grzegorz. - Ile on ma w ogóle lat, do cholery? Bo na pewno nie dwadzieścia.

- Z... dwadzieścia sześć? - odparła niepewnym tonem, a Karolina pokiwała głową. Ich ojciec westchnął.

- Jezu - rzucił tylko zmęczonym tonem, opierając czoło na dłoni. Po chwili wziął się w garść. - Słuchajcie, wiecie, w jaki sposób wasza matka podchodzi do takich rzeczy. Ona ma konkretny... kodeks... - skrzywił się nieco na to słowo. - ...którego przestrzega. I nie pozostawia on miejsca na wiele elastyczności. Mam nadzieję... mam nadzieję, że to sobie przemyśli i dojdzie do rozsądnych wniosków - dodał, a obie jego córki pokiwały głowami bez słowa.

- A ty? - zapytała cicho Ala po kilkunastu sekundach milczenia. Jej ojciec przez długą chwilę nie odpowiadał.

- Ja... - zaczął, zastanawiając się, co w zasadzie chciał powiedzieć. - Jestem lekarzem - stwierdził w końcu, ponieważ wszystko w jego życiu do tego się sprowadzało. - Wiem, że są pewne rzeczy, z którymi nie da się dyskutować. Czy wolałbym, żeby było inaczej? Jak najbardziej, ale to, że waszej mamie wydaje się, że jest w stanie cokolwiek zmienić, to bzdura. Ale nadal... - Przez chwilę sprawiał wrażenie niezdecydowanego. - Jak mógłbym z czystym sumieniem na to pozwolić?

- Pozwolić? - powtórzyła Karolina, znowu brzmiąc na oburzoną. Grzegorz szybko pokręcił głową.

- Nie, nie chodzi mi o samo bycie... bycie gejem. Chodzi mi o to, że on jest jeszcze dzieckiem i ma czas, żeby poukładać sobie to wszystko w głowie, a ten facet prawdopodobnie ma już wszystko poukładane i oczekuje czegoś zupełnie innego niż Bartek od swojego pierwszego związku. Gdybyś to była ty albo Ala i o wiele starszy facet, podszedłbym do tego dokładnie tak samo.

Karolina zerknęła szybko na Alę, która przełknęła ślinę, bo może i ona była starsza od Bartka, ale Adam był jeszcze starszy niż Oliwer. Ale tego ojciec nie musiał wiedzieć. Nie było potrzeby, żeby jeszcze bardziej zaogniać sytuację. Przez chwilę miała ochotę powiedzieć coś w rodzaju „nie martw się, tato, Oliwer nie ma niczego poukładanego, z nich dwóch to Bartek jest tym dorosłym", ale uznała, że tym też ich ojciec mógłby nie być zachwycony. Mimo, że to była prawda.

W zamian odezwała się Karolina.

- Sorry, tato, ale twoje pozwolenie nie ma nic do rzeczy. Nie rozdzielisz Bartka i Oliwera, są dosyć... nierozłączni - dokończyła nieco żałośnie. - Więc...

- Czyli to jest coś poważnego? - upewnił się szybko ich ojciec, sprawiając wrażenie pogrążonego w myślach. Ala spojrzała pytająco na swoją siostrę.

- Raczej tak - odparła Karolina, a Ala pokiwała głową. Przez moment znowu zapanowała cisza.

- Nie wiem - rzucił w końcu Grzegorz ni stąd, ni zowąd. Nie wiadomo było, co dokładnie miał na myśli.

- Ale czego nie wiesz, tato? - zniecierpliwiła się Karolina.

- Zostaw go, ledwo godzinę temu dowiedział się, że jego syn jest gejem, ma prawo być trochę oszołomiony - obroniła go Ala, na co Karolina przewróciła oczami, ale posłusznie zamilkła.

- Nie wiem, co o tym myśleć - wyjaśnił ich ojciec, kręcąc głową. - Nie... nie spodziewałem się tego.

- Nikt z nas się nie spodziewał - odparła Ala, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Ale... dla nas to przecież niczego nie zmienia, prawda? To nadal ten sam Bartek.

Ich ojciec pokiwał powoli głową.

- Oczywiście, że tak - przyznał po chwili. - Oczywiście, że to nadal ten sam Bartek. Ale jednocześnie... nie do końca. Wiesz?

- Wiem - przyznała niechętnie Ala. - Sama jeszcze do końca tego nie przetrawiłam.

- To lepiej się pospiesz, bo on nie powinien musieć czekać, aż to przetrawisz - prychnęła Karolina. - I ty też - dodała, zwracając się do swojego ojca. - Słyszeliście, co ona powiedziała? - zapytała, zniżając nieco głos i wskazując kciukiem na drzwi do kuchni. - Macie pojęcie, jak on się teraz czuje? Bo ja zamierzam dać mu wyraźnie do zrozumienia, że jestem po jego stronie - stwierdziła bez wahania.

- Okej, masz rację - odparła Ala, kiwając głową z determinacją. - Myślisz, że powinniśmy do niego zadzwonić...? - dodała niepewnie, na co Karolina pokręciła pobłażliwie głową.

- Zostaw go na razie. Oli się nim zajmie. Porozmawiamy z nim jutro. W zasadzie... - zawahała się przez chwilę, po czym spojrzała na ich ojca. - Może najlepiej byłoby, gdybyś to ty z nim porozmawiał. Tylko bez mamy - podkreśliła, a on pokiwał nieobecnie głową.

- Nie wiem, czy czuję się komfortowo, zostawiając go z tym facetem... - mruknął pod nosem.

- Lepiej nie zaczynaj rozmowy w ten sposób - poradziła Ala. - Chcesz czy nie, Beściak jest częścią obrazka. Nie wytniesz go.

- Poza tym daj spokój, tato, Oli to fajny facet. I uwielbia Bartka. Nic im nie będzie - dodała Karolina bez wahania, na co jej ojciec westchnął.

- Ja się nie obawiam, że im coś będzie... - zaczął, po czym najwyraźniej zrezygnował. - Zresztą, nieważne. Macie rację, zadzwonię do niego jutro - zdecydował.

___________
* Placebo - „Jesus' Son"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro