Rozdział XVIII: Zero-jedynkowo
You sit there in your heartache
Waiting on some beautiful boy
To save you from your old ways
You play forgiveness
Watch it now - here he comes!
He doesn't look a thing like Jesus
But he talks like a gentleman
Like you imagined when you were young*
Oliwer miał serce w gardle, kiedy stał pod drzwiami do mieszkania Bartka i po raz kolejny przeklął się za to, że musiał się tak cholernie stresować. To było absurdalne, że potrafił występować przed setkami ludzi i nie było w nim ani grama zdenerwowania, a autentycznie bał się rozmowy z Bartkiem . W końcu odetchnął głęboko, nacisnął dzwonek do drzwi i wstrzymał oddech na całe siedem sekund, zanim te się uchyliły. Zobaczył Karolinę i westchnął w duchu. Szlag by to.
- Hej - powiedział, mimo wszystko się uśmiechając. - Jest Bartek?
- Nie ma - odparła niezbyt przyjemnym tonem. Oliwer poczuł, jak zaczyna przepełniać go rozczarowanie, bo jeśli nie znajdzie Bartka przed koncertem i tego nie naprostuje, to ni cholery nie będzie w stanie się skupić.
Nie mówiąc już o tym, że odczuwał niemal fizyczny ból, kiedy wiedział, że Bartek był na niego zły. Głupi, zakochany kretyn.
Mimo tych wszystkich myśli nie pokazał po sobie niczego, a jedynie uśmiechnął się do Karoliny.
- Och. Szkoda. A... a coś się stało? - zapytał z grzeczności, bo nie wyglądała na zbyt zadowoloną z życia, a ostatecznie to była Bartka siostra. Wzruszyła ramionami.
- Nie, wszystko w porządku - odparła, uśmiechając się bez przekonania.
- Okej, to ja chyba... wrócę później - stwierdził niezręcznie Oliwer, odwracając się, ale Karolina go zatrzymała.
- Oli? - Spojrzał na nią pytająco, a ona przez chwilę sprawiała wrażenie niezdecydowanej. - Czy... czy Oskar ma dziewczynę? - wypaliła w końcu. Oliwer uniósł brew.
- Ma - przyznał prosto z mostu, na co Karolina nieco oklapła. Poczuł, że zbiera się w nim gniew, nie był pewien, czy konkretnie na nią przez Oskara, czy na sytuację z Bartkiem. - I myślę, że po tym wszystkim nic ci do tego - dodał chłodno. Karolina natychmiast zjeżyła się.
- Nie wydaje mi się, żeby to do ciebie należała decyzja, co jest moją sprawą, a co nie - prychnęła, patrząc na niego krzywo.
- Jeśli to dotyczy mojego brata, to owszem, należy - odparował. Karolina parsknęła śmiechem.
- No pewnie, bo ty jesteś taki święty i pędzisz wszystkim na ratunek - zakpiła. - Udało ci się przez moment nie spierdolić sprawy z Bartkiem i już wydaje ci się, że jesteś autorytetem w tej dziedzinie?
- Nie mieszaj do tego Bartka - warknął, a Karolina uśmiechnęła się tryumfalnie.
- O, już udało ci się spieprzyć? - zdziwiła się. - Poszło ci szybciej niż myślałam. - Kiedy Oliwer przez moment nie wiedział, co odpowiedzieć, dziewczyna kontynuowała: - Widzisz, Beściak, jesteśmy do siebie podobni pod tym względem. Takie rzeczy się nas po prostu nie trzymają - dodała filozoficznie, wzruszając ramionami. - Mogę się założyć, że ostatecznie to nasza dwójka zostanie sama, jak wszyscy już sobie kogoś znajdą.
- Tak? - zapytał drwiącym tonem, unosząc brwi. - I wtedy spełni się twoje wielkie marzenie? Tak to sobie obmyśliłaś?
Karolina przez moment wpatrywała się w niego bez mrugania.
- Nie - odparła w końcu. - Spokojnie, przeszło mi - skłamała, a Oliwerowi zupełnie nagle odechciało się kłócić. Oparł się o framugę i spojrzał na nią w dół, a ona spojrzała w górę i ich spojrzenia zetknęły się. Dlaczego, do cholery, nie mogła być normalna? Była zainteresowana Oskarem, bo Oskar był w zasięgu. Oliwer z kolei był tylko ideą, ale był za to jej ulubioną ideą. Mogła sobie wmawiać, ile chciała, że inni faceci też istnieli. To kompletnie nie działało, bo wszystkie jej wyobrażenia ostatecznie miały twarz Oliwera i przybierały kształt Oliwera. Nie była w stanie nic na to poradzić.
Tak naprawdę nie chciała się z nim kłócić. Nie chciała mu dopiec. Nie miała pojęcia, czego chciała.
- Więc powiesz mi, co się stało? - zapytała w końcu. - Bo to nie może tak być, że to, co dzieje się między tobą a Bartkiem nie jest moją sprawą, ale to, co dzieje się między mną a Oskarem jest twoją.
- Nic nie dzieje się między tobą a Oskarem - uświadomił jej natychmiast, głównie dlatego, że nie chciał rozmawiać z nią o Bartku. W ogóle. - I jeśli masz w sobie choć trochę przyzwoitości, to nie będziesz próbowała wpierdalać się pomiędzy niego a Natalię - dodał chłodno. - I wiesz co, może i jesteśmy pod pewnymi względami podobni, ale ja nie zrzucam winy za swoje wady na wszystkich wokół. Biorę je na siebie.
- Tak? Ja zrzucam winę za swoje wady na innych? - zapytała drwiąco.
- Tak, i swoim zachowaniem sama przylepiasz sobie etykietkę rozpuszczonej gówniary, której tak bardzo chcesz się pozbyć - dodał spokojnie. Karolina przez moment wpatrywała się w niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Gówniara. Jak nie znosiła tego słowa. Było tak cholernie protekcjonalne. Nikt nigdy nie nazwał Ali gówniarą. Nikt nie nazwałby Bartka gówniarzem. Tylko Karolina była gówniarą.
Przełknęła ślinę i spojrzała w dół. To było podwójnie bolesne, bo Oliwer to powiedział.
- Coś jeszcze? - zapytała bezbarwnym tonem, nie patrząc na niego. Przewrócił oczami.
- Daj spokój, Karo. Etykietka ofiary też do ciebie nie pasuje. Przestań się nad sobą użalać i zmień coś, co cholery - rozkazał, odwracając się i wyraźnie zamierzając odejść.
- To ty też przestań się użalać i coś zmień - odparła wyzywającym tonem.
- Właśnie próbuję - oświadczył, zerkając na nią ostatni raz, po czym zniknął na schodach.
***
Bartek czuł się dziwnie przez to, że znowu tu był. Przez cały dzień nie doszedł do żadnego wniosku, ale wiedział jedno: obiecał Julianowi, że zabierze go na koncert. A dziecko nie mogło cierpieć przez to, że on i Oli się kłócili, zwłaszcza że nawet nie miało pojęcia, co się działo.
Wiedział, że Oliwera nie będzie w domu, ale miał nadzieję, że nie zabrał Juliana ze sobą. Na szczęście drzwi otworzyła mu Pola. Sprawiała wrażenie zaskoczonej.
- Oliwera tu nie ma - oznajmiła natychmiast, a Bartek pokiwał głową.
- Wiem. A jest Julian? Obiecałem, że zabiorę go na koncert - odparł i zobaczył, że mina Poli nieco złagodniała. Uśmiechnęła się do niego smętnie.
- Jest. Zaraz go zawołam. Na pewno się ucieszy - powiedziała, otwierając szerzej drzwi. - Wchodź.
Kiedy Julian pobiegł się ubierać, Pola oparła się o ścianę i spojrzała na Bartka niepewnie.
- Słuchaj, wiesz, że Oliwer czasami mówi rzeczy, których nie myśli...? - zaczęła niezręcznie, a Bartek uniósł kącik ust.
- Wiem, że ludzie czasami mówią rzeczy, których nie myślą - zapewnił ją konspiracyjnym tonem. - Mam dwadzieścia lat, a nie dwanaście.
Pola zawstydziła się.
- Sorry, nie chciałam, żeby to zabrzmiało... - zaczęła natychmiast tłumaczyć, ale Bartek machnął ręką.
- Nic się nie stało. Sorry, nie chciałem być złośliwy, po prostu jestem... zły - stwierdził, krzywiąc się na to niedomówienie. Pola pokiwała głową.
- Wiem. U Oliwera to talent. Ale słuchaj, nie zamierzasz... nie wiem, rzucić go albo...?
Bartek westchnął.
- Rany, nie mam pojęcia. To znaczy... nie, ale nie wiem też, co on zamierza, więc...
- On... - zaczęła Pola, najwyraźniej nie do końca wiedząc, jak dokończyć zdanie i wytłumaczyć Oliwera. - On jest teraz trochę ogłupiały. I nie wie, co myśleć. Zresztą... on jest zawsze trochę ogłupiały - dodała przepraszającym tonem, wzruszając ramionami, a Bartek parsknął śmiechem.
- Miło wiedzieć, że to nie przeze mnie - stwierdził sarkastycznie, a Pola pokręciła głową.
- To jest przez ciebie - zaprotestowała natychmiast, uśmiechając się lekko. - Bywa ogłupiały, ale jeszcze nigdy nie widziałam go aż tak ogłupiałego. On po prostu... nie wie, jak sobie z tym poradzić. I myślę, że po prostu trochę się boi...
- To super, ale w takim razie naprawdę wolałbym, żeby sam mi o tym powiedział - przerwał jej Bartek zmęczonym tonem. - Jeśli mi nie powie, o co mu chodzi, to do niczego nie dojdziemy...
Pola uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Obawiam się, że nie będzie z nim tak łatwo - powiedziała. - Może się mylę i nie chcę... nie chcę cię zniechęcać, bo to naprawdę fantastyczny facet i chcę dla niego wszystkiego, co najlepsze. A myślę, że to możesz być ty, więc przymknij oko na jego momenty niepoczytalności i daj mu jeszcze szansę, okej?
Bartek niepewnie odwzajemnił uśmiech.
- Spróbuję. Ale on też musi spróbować - zastrzegł. - Chwilami mam wrażenie, że mówię do ściany... - mruknął pod nosem, a Pola parsknęła śmiechem.
- Wiesz... problemem Oliwera jest to, że on nie potrafi żyć dla siebie - stwierdziła nagle.
- Co masz na myśli? - zapytał Bartek, marszcząc brwi.
- Chodzi mi o to, że... on zawsze rozważa wszystkich wokół, tylko nie siebie. Myśli o tym, jak to się odbije na Julianie, myśli o tym, że może ci złamać serce, ale to, że on po prostu chce z tobą być nie jest dla niego żadnym argumentem - wyjaśniła z zastanowieniem, a Bartek przewrócił oczami i przeczesał włosy z frustracją. - Słuchaj, jeśli już teraz nie masz cierpliwości do jego dziwnych jazd, to nie wróżę dobrze - dodała ostrożnie.
- Nie, po prostu... - zaczął Bartek, nie do końca wiedząc, jak wyrazić swoje myśli. - Jezu, chciałbym tylko, żeby dało się z nim normalnie porozmawiać, ale on zamyka się za każdym razem, jak się w czymkolwiek nie zgadzamy i ja nie mam pojęcia, o co mu chodzi...
- Bo on ci nie wierzy - wtrąciła bez zastanowienia Pola, po czym zmarszczyła brwi. - To znaczy nie chodzi o to, że nie wierzy tobie... ale nie wierzy w to, co jest między wami - wyjaśniła niezręcznie, a Bartek przez moment wpatrywał się w nią bez słowa.
- Nie wierzy...? - powtórzył, po czym przymknął oczy. - Świetnie - podsumował. - Więc wytłumacz mi, proszę, jak mamy cokolwiek zbudować na czymś, w czego istnienie on nie wierzy? - zapytał, nie mogąc powstrzymać ostrego tonu.
- Hej, nie, poczekaj, źle się wyraziłam - rzuciła nagle Pola, brzmiąc na spanikowaną.
- Nie, rozumiem doskonale - zaprotestował Bartek. - Wiem, że on zakłada, że w każdej chwili może mi się tego wszystkiego odechcieć, ale, kurwa, naprawdę pokazałem mu już wielokrotnie, że tak nie jest , więc nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić...
Pola przez moment wyglądała, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
- Daj mu czas - stwierdziła w końcu cicho. - On teoretycznie wie, że może na tobie polegać, ale podświadomie zawsze wszystko widzi w czarnych barwach, bo po prostu życie go tego nauczyło...
Zanim Pola zdążyła dokończyć swoją myśl, w przedpokoju pojawił się Julian, ubrany i gotowy do wyjścia. Bartek, chcąc nie chcąc, pożegnał się z nią, złapał chłopca za rękę i zeszli na dół.
Kiedy zobaczył Oliwera na scenie, nadal miał kompletny mętlik w głowie. Stał w środku rozszalałego tłumu i był w stanie myśleć tylko o tym, że nie miał pojęcia, jak to naprawić i cofnąć te wszystkie słowa, które zostały wypowiedziane. W zasadzie nie był pewien, czy chciał je cofnąć. Ponieważ Oliwer mu nie ufał. Po tym wszystkim, co mu powiedział i po wszystkich Bartka zapewnieniach nadal mu nie ufał, nie wierzył jego słowom, nie rozumiał tego, jak bardzo mu zależało. Więc jak Bartek miał być pewny tego, co on czuł? A Oli był jeszcze do tego takim skurwielem, kiedy miewał te swoje momenty niepewności. Po prostu robił się wtedy niemiły na wszelki wypadek, żeby przypadkiem nie wyszło na jaw, że mu zależy. Jak jedna osoba mogła być jednocześnie momentami tak słodka, a za chwilę tak wstrętna?
Poza tym po co Oliwer powiedział mu, że go kocha, skoro w jego oczach cała ich relacja była praktycznie skazana na porażkę? Bo musiał coś powiedzieć? Bo Bartek to powiedział? Albo miał jakąś bardzo dziwną definicję miłości, albo zwyczajnie ściemniał, bo nie wątpiłby w niego, gdyby go kochał. Bartek wiedział co prawda, że Oliwer miał kompletnie spieprzoną samoocenę i wiedział, że nie byli razem aż tak długo, ale... nagle zdał sobie sprawę, że w zasadzie nie wiedział, czy on sam ufał Oliwerowi. Niby go znał albo raczej trochę go znał, ale kompletnie nie miał pojęcia, co siedziało w jego głowie, a wcale nie był pewien, czy wierzył mu na słowo.
Rany, na czym oni w ogóle zbudowali ten związek? Na jednym chłopcu, który jeszcze dobrze nie zaczął żyć i drugim chłopcu, który dostał tak w dupę od życia, że nie wierzył już w nic dobrego? I jak to niby miało zadziałać?
W tamtym momencie, na tym cholernym koncercie Bartkowi po raz pierwszy poważnie przeszło przez myśl, że może nie mieć wystarczająco siły, żeby to podtrzymać. Naprawdę zaczął się nad tym zastanawiać, a potem pomyślał o Julianie i znowu zachciało mu się płakać. Zwłaszcza, że wiedział... wiedział , że Oli był dobrym facetem. Był kochany, słodki i troskliwy, i dla niewinnego, dwudziestoletniego serca Bartka naprawdę był tym jedynym. Ale jednocześnie był bardzo zgorzkniały, wbrew pozorom zamknięty w sobie i Bartek autentycznie miał trochę dosyć tej jego biernej agresji za każdym razem, kiedy cokolwiek szło nie tak.
Ale jednocześnie... obserwował, jak Oli wskoczył na scenę, podszedł do mikrofonu i powiedział parę bzdur na początek, a ludzie zaczęli wrzeszczeć i klaskać, a później usiadł przy pianinie i zaczął grać. Bartek nie widział może wszystkiego z tego miejsca, gdzie stał, ale widział, że Oliwer miał zamknięte oczy i skupiony wyraz twarzy, i widać było, że robił to z ogromną swobodą i gracją. Przez chwilę mimo wszystkiego, co się wydarzyło, Bartek nie mógł się nie uśmiechnąć i poczuł absurdalną dumę, bo to był jego chłopak. To było dla niego nie do pojęcia, że ten wirtuoz na scenie był jednocześnie jego Oliwerem. Kiedy grał, wydawał się tak odległy i niedostępny, i Bartek wiedział, że ci wszyscy ludzie go uwielbiali, przez co jeszcze trudniej było mu uwierzyć w to, że tego ranka obudził się z tym facetem w łóżku, a później pokłócili się, jak każda normalna para. To był jego chłopak. To był jego jedyny chłopak na świecie, niezależnie od tego, jak bardzo byłby pokręcony. Bartek powiedział temu facetowi, że go kochał. Był wtedy całkowicie pewien swoich słów i były one prawdą zarówno wtedy, jak i teraz. Kurwa, nad czym on się zastanawiał? Nad tym, czy to miało sens? Kochał tego kretyna ze wszystkimi jego wahaniami nastrojów, odchyłami, ukrytymi obawami i popierdolonym pozerstwem. Tak po prostu było i już. Jedyną opcją, jaką dostrzegał, było pójście do niego i powiedzenie mu o tym po raz kolejny i kolejny, jeśli będzie trzeba. Kiedyś w końcu przebije się przez tę jego skorupę i nadejdzie taki moment, kiedy Oli będzie wiedział, że mogą sobie wykrzyczeć absolutnie wszystko i to niczego nie zmieni. Może jeszcze nie dzisiaj, ale kiedyś.
Kompletnie się wyłączył i nawet nie słuchał pierwszej połowy pierwszej piosenki. Ocknął się dopiero po chwili i zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko on wpatruje się w Oliwera. Oli praktycznie nie odrywał od niego wzroku podczas gry i to było przedziwne uczucie, kiedy gwiazda wieczoru wypatruje cię w tłumie, a potem zachowuje się, jakby nie widziała nikogo innego. Przez dobre kilkadziesiąt sekund żaden z nich nie odrywał wzroku, Oli grał, nie patrząc na klawiaturę, a Bartek tak naprawdę nie był pewien, co to spojrzenie miało oznaczać, ale gapił się w te niebieskie oczy, choć z tej odległości ledwo widział, żeby były niebieskie. I wtedy chciał mu powiedzieć po raz kolejny. Chciał mu powiedzieć bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chciał, żeby Oliwer wiedział , bo jeśli nie wiedział, to Bartek uznawał to za swoją osobistą porażkę.
Nagle poczuł ukłucie winy, bo wiedział, że nie powinien mówić tych wszystkich rzeczy, które powiedział rano, ale... cholera, Oliwer robił się tak defensywny za każdym razem, kiedy się kłócili, po prostu się odcinał i go odpychał. Był taki biernie kłótliwy, a Bartek był bardzo aktywnie kłótliwy, nie chciał zostawiać sprawy niezamkniętej, wolał dalej się kłócić, bo w końcu by im się znudziło i doszliby do jakichś wniosków. On i Oliwer po prostu musieli nauczyć się rozmawiać . A Oli musiał nauczyć się go słuchać. Ale czy to mogło zadziałać?
Bartek w zasadzie nie wiedział. To był jego pierwszy związek, a stojące pomiędzy nimi różnice zdań i różnice charakterów wydawały się kolosalne. Chyba jednak był nieco naiwny, kiedy myślał, że mógłby czekać na Oliwera wiecznie. Jak teraz się nad tym zastanawiał... nie wyobrażał sobie bycia z kimś, kto wstydzi się bycia sobą. Do tego stopnia, żeby ściemniać wszystkim wokół, nawet własnemu synowi . Wiadomo, że Oli w swoim świętym poświęceniu sądził, że robił to dla Juliana, ale Bartek wcale nie był o tym przekonany, przez co z jednej strony czuł się zirytowany, bo nie wyglądało na to, że jego zdanie znaczyło dla Oliwera choćby wystarczająco, żeby go wysłuchać, a z drugiej trochę winny, bo... tak naprawdę to nie była jego sprawa. Julian był Oliwera i ostatecznie to Oliwer będzie musiał sobie poradzić z tą sytuacją. Bartek był... tak tylko ot, na doczepkę. I to chyba też mu przeszkadzało. Nie chciał być na doczepkę.
Patrzył więc na siedzącego przy pianinie faceta i myślał, że może ten facet potrafił zrezygnować z czegoś tylko dlatego, że to wydawało się łatwiejsze, ale Bartek nie rezygnował tak szybko, jeśli na czymś mu zależało. Więc... musiał z nim porozmawiać, chociaż był przerażony na myśl o tym, że Oli nie będzie chciał z nim rozmawiać. No bo co, jeśli Oliwer uznał, że to rzeczywiście koniec, że unikanie marudzenia Bartka i jego wyrzutów to dla niego za dużo zachodu? Wiedział, że powinien przeprosić, ale jeśli Oliwer nie przeprosi... to Bartek nie zamierzał być tym, który weźmie całą winę na siebie. Bo wina leżała po obu stronach.
Oliwer był na siebie wściekły, bo przyszedł na koncert prawie spóźniony i cholernie zestresowany - Bartkiem, nie koncertem - i chyba nie szło mu najlepiej, sam to czuł, poza tym chłopaki patrzyli na niego podejrzliwie. Chyba nie popełnił żadnego drastycznego błędu, więc nie było aż tak źle, ale mimo to nie mógł sobie pozwolić na bycie przeciętnym na scenie. Co ten Bartek z nim robił?
Zaczęło być z nim jeszcze gorzej, kiedy zobaczył ponad tłumem znajomą jasną czuprynę Juliana i upewnił się, że owszem, to były ramiona Bartka, na których Julian siedział. Przyszedł. Oli trochę nie mógł w to uwierzyć i nie był pewien, co to oznaczało. Czy to znaczyło, że będzie między nimi dobrze, czy po prostu zrobił to ze względu na Juliana? To było dosyć poruszające, że jego obietnica wobec Julka była dla Bartka ważniejsza niż ich kłótnie. Pozwolił sobie na maleńką iskierkę nadziei. Może... może jednak. Jeśli przeprosi... Oli nie był pewien, czy znowu nie brnął w ślepą uliczkę. Zawsze miał takie samo podejście. Jeśli przeproszę, to może on ode mnie nie odejdzie. Oliwer zawsze był tym, który przepraszał, tym, który wracał i tym, który się starał. Ale Bartek też się starał, prawda? Bartek nie był Filipem, który zawsze czekał, aż Oli wróci do niego na kolanach i wtedy łaskawie mu wybaczał, mimo że to nie on zawinił. Musiał przestać porównywać Bartka do Filipa, bo nie mieli ze sobą kompletnie nic wspólnego, ale dla Oliwera relacja z Filipem była jedyną, jaką był w stanie odnieść do tego, co zaczynał właśnie tworzyć z Bartkiem. Różnica jednak polegała na tym, że Bartek, w odróżnieniu od Filipa, był wart przepraszania.
Musiał przestać stosować się do starych scenariuszy. On i Bartek powinni wypracować nowe. Własne, odpowiednie tylko dla nich.
Było mu tak cholernie wstyd, że odezwał się do Bartka w taki sposób i chyba sprawił mu autentyczną przykrość, bo jak wychodził, to jego oczy jakoś tak niepokojąco błyszczały. Oliwer bardzo rzadko płakał. Kiedyś tak, ale raczej nie teraz. Ale Bartek był chłopcem, któremu zależało, więc oczywiście, że chciało mu się płakać, kiedy sądził, że to wszystko zaraz legnie w gruzach. Ale on sam też nie był bez winy. Prawda?
Mimo wszystko jego perspektywa ogromnie się zmieniła w momencie, w którym zobaczył Bartka po raz pierwszy od momentu, kiedy ten rano zatrzasnął za sobą drzwi. Oli grał zupełnie automatycznie i to był cholerny fart, że miał te ruchy wyćwiczone do perfekcji, bo kompletnie nie zastanawiał się nad tym, co robił. Jedynym, na czym był w stanie się skupić, była twarz Bartka, którą co chwilę gubił w tłumie i szukał z powrotem, żeby upewnić się, że on rzeczywiście tam był . Nie mógł przestać patrzeć, nie mógł wytrzymać tego, że nie wiedział, na czym stoją. Zupełnie nagle zapragnął, żeby ten koncert skończył się jak najszybciej, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło. Uwielbiał koncerty, ale w tym momencie zdecydowanie bardziej potrzebna mu była rozmowa z Bartkiem niż rzępolenie na pianinie. Tyle chciał mu powiedzieć, a jednocześnie nie wiedział, jak ubrać to wszystko w słowa. W ogóle nie rozumiał samego siebie, kiedy chodziło o Bartka. Bartek robił z nim dziwne rzeczy. Sprawiał, że Oliwer zachowywał się jak nie on. To nie było bezpieczne. To nie było mądre. To była... najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek mu się przytrafiła. Oli chciał mu to uświadomić, ale nie do końca wiedział, jak. Nigdy nie był w tym zbyt dobry. Potrafił być czarujący, ale nie był pewien, czy potrafił jeszcze być szczery i zwyczajnie wydusić z siebie takie wyznanie. Takie wyznania odkrywały, a Oli bardzo nie lubił być odkryty. Bo co, jeśli Bartek...?
No właśnie, co? Co takiego może się wydarzyć? No więc trochę się odkryje, wielkie rzeczy. Wiedział, że Bartek potrzebował tej pewności, więc musiał zacisnąć zęby i mu ją dać. Chyba jednak nie dało się tego robić tak połowicznie, musiał albo zrezygnować, albo wskoczyć w to cały. A jeśli chciał wskoczyć w to cały, to powinien przestać poddawać wszystko w wątpliwość i po prostu zaryzykować. A wtedy... być może to wszystko po prostu się uda . Może okaże się, że Pola miała rację i że Bartek rzeczywiście perfekcyjnie wpasował się w jego życie. Że był dla niego perfekcyjny.
Nagle przyszło mu do głowy coś, o czym nie myślał od wielu lat i o czym za bardzo nie lubił myśleć. Przypomniał sobie samego siebie jako nastolatka; zanim stał się lubianą przez wszystkich gwiazdą rocka, zanim zaczął chlać na imprezach i wciągać podejrzane specyfiki, kiedy był jeszcze tak bardzo samotny, jak samotny potrafi być tylko nieco zniewieściały dzieciak z patologicznej rodziny. Tak naprawdę nikt nigdy nie zajmował się Oliwerem. On zajmował się swoim młodszym rodzeństwem, ale nie było nikogo nad nim , bo jego rodzice to był jakiś żart. Jak był naiwnym dzieciakiem, to czasami miewał takie chwile, kiedy marzył mu się ktoś, kto po prostu by się nim przejmował. Teoretycznie ten ktoś nie miał płci i te myśli nie były w żaden sposób romantyczne ani seksualne, ale podświadomie zawsze wiedział, że to musiał być mężczyzna. W jego wyobrażeniach ten ktoś byłby absolutnym przeciwieństwem rodziny Oliwera, więc byłby spokojny, ułożony, ciepły i troszczyłby o niego nie dlatego, że ktoś by mu kazał. I teraz dopiero zdał sobie sprawę... czy to możliwe, że odnalazł to wszystko dziesięć lat później, kiedy już zupełnie o tym zapomniał, w postaci niepozornego dwudziestolatka? No cóż, nie do końca tak wyobrażał sobie ten ideał, ale... może rzeczywiście przez całe życie otaczał się dupkami i próbował zgrywać twardziela, a tak naprawdę od początku szukał właśnie tego . Odrobiny spokoju, ciepła, zaufania i normalności. Jedyne, co teraz musiał zrobić, to po prostu się na to zgodzić .
W końcu zszedł ze sceny, wrócił niechętnie na bis i znowu zniknął na backstage'u. Zanim którykolwiek z chłopaków z zespołu zdążył powiedzieć choć słowo, Oli już zniknął w tłumie.
Udało mu się odnaleźć obiekt swoich rozmyślań stosunkowo szybko. Bartek stał z Julianem trochę z boku, rozglądając się. Kiedy go dostrzegł, zaczął zmierzać w jego kierunku, cały czas trzymając dłoń Juliana w swojej, aż w końcu przystanął może metr od Oliwera, który przełknął ślinę, myśląc w duchu, że to nie miało żadnego prawa się udać, jeśli Oli nie przestanie być takim cholernym tchórzem. Wziął się w garść.
- Hej. Przyszedłeś - powiedział, po czym klepnął się mentalnie w czoło, bo to było cholernie oczywiste . Bartek pokiwał powoli głową.
- Obiecałem - odparł zwyczajnie. Oliwer przyglądał się jego twarzy i stwierdził, że było w niej coś niedostępnego, czego nie było tam wcześniej. Jakaś taka ostrożność. To nie było coś, co chciałby kiedykolwiek widzieć na twarzy Bartka. Przez chwilę się nie odzywał, więc Bartek zapytał pozornie beznamiętnym tonem: - Weźmiesz go? Czy zawieźć go do ciebie?
Boże, Oliwer nie miał pojęcia, jak mu to powiedzieć, kiedy Julian stał obok, a musiał przecież zapewnić go w jakiś sposób . I zupełnie nagle wymyślił, jakie zapewnienie powinno usatysfakcjonować Bartka. Kompletnie nie zdążył tego przemyśleć, ale w tym momencie chciał po prostu, żeby ten cień z jego twarzy zniknął . Julian i tak chyba wyczuł, że coś było nie tak, bo nawet się nie odzywał, tylko zerkał podejrzliwie to na Bartka, to na Oliwera. Oczywiście Bartek miał rację, a mały doskonale wiedział, że coś się między nimi działo. Szlag by to.
- Wezmę go - zdecydował w końcu. - I tak... i tak muszę z nim porozmawiać - dodał nieco ciszej, wahając się jedynie przez sekundę. Spojrzał na Bartka w znaczący sposób, jakby próbował przekazać mu bez słów wszystko, co miał mu do powiedzenia. Widział dokładnie moment, w którym Bartek zrozumiał, co miał na myśli, a jego oczy się rozszerzyły. Przez chwilę wpatrywał się w niego w bezruchu, jakby z niedowierzaniem, po czym pochylił się i wyszeptał zaniepokojonym tonem:
- Nie musisz tego robić teraz. - Oliwer wzruszył ramionami. - Naprawdę... to nie jest tak, że chcę ci stawiać jakieś warunki. To nie był żaden warunek, Oli.
- Wolę mieć to z głowy - odparł Oliwer, który sprawiał wrażenie, jakby już podjął decyzję. - Chcę, żebyś wiedział, że traktuję to poważnie - dodał z naciskiem.
- A ja nie chcę, żebyś robił to tylko ze względu na mnie - odparł Bartek. - Dlaczego zawsze musisz być taki narwany? Nie ma niczego pomiędzy „nie, nie zrobię tego nigdy" a „tak, zrobię to dzisiaj"? - dodał, a Oliwer zmarszczył na chwilę brwi i przez chwilę wyraźnie się zastanawiał, ale ostatecznie chyba go to nie przekonało, bo rzucił tylko:
- Dam ci znać, jak będzie po wszystkim, okej? - Po czym dotknął przelotnie jego dłoni i położył rękę na ramieniu Julka. - Chodź, małpko, idziemy.
A Bartek poczuł się winny, bo nigdy nie chciał zmuszać nikogo do wyjścia z szafy, a jednocześnie trochę zły, bo Oliwer znowu podjął decyzję sam, kompletnie nie biorąc zdania Bartka pod uwagę. Jak zwykle.
Pojechał więc do domu, bo miał absolutnie dosyć tego dnia, w międzyczasie wysyłając jeszcze Oliwerowi krótkiego sms-a: „Jeśli uważasz, że nie jesteś gotowy, to nie rób tego". Uznał, że niczego więcej nie mógł zrobić. Ostatecznie... Oliwer był dużym chłopcem. Musiał sobie z tym poradzić po swojemu. A dopóki wyraźnie miał w dupie Bartka rady, Bartek nie zamierzał mu ich więcej dawać.
***
- Hej, małpko, mógłbyś tu na chwilę podejść? - zawołał Oli pozornie beztroskim tonem. Ten dzień kompletnie go wykończył, bo był zestresowany sytuacją z Bartkiem, nie był zbyt zadowolony z koncertu i w ogóle wszystko mogłoby być lepiej . Oparł tył głowy o kanapę. Julian podbiegł do niego, patrząc na niego z zaciekawieniem. - Chodź, usiądź ze mną, muszę z tobą pogadać - dodał Oli, wskazując na kanapę. Nie wierzył, że naprawdę to robił.
Był cholernie zaskoczony tym, jak ważny stał się dla niego Bartek w tak krótkim czasie. W końcu... nie wyobrażał sobie, żeby cokolwiek innego mogło go skłonić do powiedzenia Julianowi prawdy. Na pewno nie zrobiłby tego dla Filipa. Nie zrobiłby tego dla nikogo. Ale... myśl o tym, że Bartek mógłby zniknąć, kiedy dopiero co się pojawił, była dla niego nie do zniesienia. Musieli chociaż sprawdzić, dokąd to doprowadzi. Co prawda Bartek powiedział, że to nie był warunek. Oliwer teoretycznie nie musiał tego robić. Ale... Bartek i tak był dla niego za dobry. Oliwer chciał sam sobie udowodnić, że na niego zasługiwał, a jednocześnie wiedział, że miał rację. Dopóki musieliby się ukrywać we własnym domu, to nie byłoby do końca prawdziwe. To, co teraz robił, było jedyną możliwą opcją. A skoro już zaszedł tak daleko... tylko tchórz taki, jak Oliwer mógłby wycofać się na tym etapie. Tak naprawdę Oli nigdy zbyt dobrze sobie z tym nie radził. Kiedy czegoś chciał, nie potrafił po prostu sięgnąć i sobie tego wziąć. Zawsze gdzieś z tyłu jego głowy tkwiła irracjonalna myśl, że dobre rzeczy nie były dla niego , dlatego sam ich sobie odmawiał. Dobre rzeczy były przeznaczone dla innych ludzi. Ludzi, którzy jeszcze nie zdążyli zjebać, takich jak Bartek. I nagle Oliwerowi zupełnie znikąd miałoby przydarzyć się coś dobrego? Nie, to zawsze wydawało mu się podejrzane. Dlatego był takim cholernym pesymistą, bo cokolwiek dobrego się nie działo, Oliwer wiedział, że kto jak kto, ale on zdoła w jakiś sposób to rozwalić. Więc nie próbował. Osobiście uważał, że ten mały dzieciak, któremu właśnie zamierzał nakłaść do głowy rzeczy, o których nie powinien musieć myśleć, był jedyną rzeczą w jego życiu, która mu się udała. Dlatego właśnie trzymał się tego tak kurczowo, bo jeśli było cokolwiek, co definiowało jego egzystencję, był to Julian. Dlatego tak cholernie się bał.
Ale potem... potem pojawił się Bartek. I wszystko szlag trafił, ponieważ Bartek był prawie równie ważny , a dla Oliwera powiedzenie, że ktoś był prawie równie ważny, jak Julian, to było coś gigantycznego. Dlatego siedział tu teraz z łomoczącym sercem, wiedząc, że bardzo nie chciał tego robić. Ale... jeszcze jakiś czas temu nie tylko nie chciałby tego robić, ale nie miałby też jaj, żeby to zrobić. A teraz myślał sobie o Bartku... i nagle to przestawało być aż takie trudne. Bo chyba naprawdę miał kogoś, kto siedział w tym z nim, a Oliwer jeszcze nigdy nie miał kogoś, kto siedziałby z nim w czymkolwiek. Co prawda miał w życiu ludzi, którzy byliby mu bliscy, ale... z problemami zawsze czuł się sam. Może dlatego nigdy nie był skłonny do podejmowania ryzyka, mimo tych wszystkich pokręconych rzeczy, które zrobił w życiu. Bo ryzyko niosło za sobą niebezpieczeństwo, że ostatecznie będzie jeszcze gorzej, a już i tak było chujowo, więc bezpieczniej było zostawiać sprawy takimi, jakie są. A teraz naprawdę część niego wierzyła w to, że kiedy to zrobi, to będzie lepiej . To było bardzo nie w jego stylu.
Ryzykował jedyną rzecz, którą miał , bo to ryzyko było związane z Julianem, a Oliwer nigdy nie ryzykował, jeśli chodził o Juliana. I robił to dla Bartka , którego znał od czterech miesięcy. Chyba już kompletnie mu odbiło.
Oli nie był pewien, czy był gotów przenieść to wszystko na wyższy poziom, ale jednocześnie wiedział, że jeśli nie zrobi tego teraz dla Bartka, nie zrobi tego nigdy. Ponieważ wiedział, że uwielbiał odkładać rzeczy na później, a jednocześnie wiedział, że była bardzo mała szansa na to, że znajdzie drugiego Bartka, dla którego warto będzie zaryzykować.
Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, on będzie miał złamane serce, Julian będzie miał złamane serce, a na dodatek jego syn będzie miał oficjalnie przyszywanego ojca-pedała.
- Hej, wiem, że jest późno, ale musimy to dzisiaj zrobić, okej? - poprosił, kiedy Julian usiadł na kanapie, oparł się o jego ramię i ziewnął szeroko. - Słuchaj... lubisz Bartka, nie? - zaczął, próbując jakoś wybadać grunt, mimo że przecież wiedział, że mały lubił Bartka. Julian zrobił zdezorientowaną minę.
- Dlaczego wszyscy o to pytacie? - zdziwił się, po czym wyjaśnił krótko: - Oskar też mnie o to pytał.
- Tak? - zapytał z zaciekawieniem Oliwer. - Czyli...
- No jasne, że go lubię - odparł Julian takim tonem, jakby to było zupełnie oczywiste. Okej, to odrobinkę ułatwiało sprawę.
- Okej, bo chodzi o to... chodzi o to, że ja też bardzo lubię Bartka - powiedział niezręcznie, mając wrażenie, że to do niczego nie prowadziło. Julian chyba podzielał jego opinię, bo jedynie uniósł brwi. - Tyle, że lubię go w taki sposób... w taki sposób, w jaki twoja mama lubi twojego tatę - wydusił w końcu, a Julian zrobił zaalarmowaną minę. Cholera, kiepski przykład. - No dobra, nie. Raczej tak, jak... - Cholera, czy nie znali żadnych normalnych par? - Tak, jak Oskar lubi Natalię. Poznałeś Natalię, nie?
Julian zmarszczył brwi.
- Ale Natalia jest jego dziewczyną - zauważył odkrywczo.
- No właśnie - podchwycił Oliwer. - Lubi ją i dlatego została jego dziewczyną...
- Z tego wynika, że skoro ty lubisz Bartka, to on zostanie twoją dziewczyną, a to nie ma sensu, Oli, bo Bartek jest chłopakiem - oświadczył Julian, patrząc na niego jak na idiotę. Oliwer uśmiechnął się blado.
- Nie, nie ma - zgodził się szybko. - Ale Bartek może być czyimś chłopakiem. Każdy chłopak może być czyimś chłopakiem, nie? - zapytał retorycznie, a Julian pokiwał głową, no bo to było cholernie oczywiste. Oliwer miał tego świadomość i chyba coraz bardziej wychodził na kretyna. - Mógłby na przykład... być moim chłopakiem.
Julian zmarszczył nos.
- Chłopak może mieć chłopaka? - zapytał takim tonem, jakby to mu się zupełnie nie zgadzało.
- A czemu nie? - rzucił beztrosko Oliwer, chociaż tak naprawdę czuł serce w gardle, ręce mu się pociły i był cały spięty. Julian rozważał tę kwestię przez długą chwilę.
- No to chyba może - stwierdził ostatecznie, wzruszając ramionami. - Ale nigdy nie widziałem chłopaka, który miałby chłopaka.
- To dlatego, że to się rzadziej zdarza - wyjaśnił bez przekonania Oli. - Jest mniej... popularne. Ale to nie znaczy, że tak nie można - zaznaczył szybko. Julian pokiwał głową.
- To dlaczego ty akurat chcesz mieć chłopaka? - zapytał z zaciekawieniem. Oli wzruszył ramionami.
- Nie wiem - odparł zwyczajnie. - Tak po prostu jest. - dodał, bo to była cholerna prawda.
- I Bartek też chce mieć chłopaka, tak? I dlatego możecie być nawzajem swoimi chłopakami? - Julian zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie. - Czy ludzie muszą się też całować ze swoimi chłopakami? Bo wiem, że jak ktoś ma dziewczynę, to musi się z nią całować...
- To nie jest tak, że musisz. Ale możesz - odparł zdawkowo Oliwer.
- I ty chcesz się całować z Bartkiem ? - upewnił się Julian, najwyraźniej zupełnie nieprzekonany do tego pomysłu. - Czy w ogóle możesz całować się z Bartkiem?
- Jasne, że mogę - odparł Oliwer, starając się brzmieć beztrosko, po czym dodał nieco bardziej niepewnie: - Co... co o tym sądzisz?
- O tobie całującym się z Bartkiem? - zapytał ze zdumieniem. - Nie wiem... chyba o tym za bardzo nie myślałem.
Oliwer parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Nie, ogólnie o... o całym tym pomyśle. Czy by ci przeszkadzało, gdybyśmy ja i Bartek byli razem - uściślił i czekał na jego odpowiedź z łomoczącym sercem, ale Julian jedynie wzruszył ramionami.
- Chyba nie - odparł ostatecznie, choć cały czas sprawiał wrażenie skonsternowanego. - To znaczy... jak dla mnie możesz całować się, z kim chcesz - dodał, spoglądając na Oliwera niepewnie, jakby chciał sprawdzić, czy to była poprawna odpowiedź. Oli uśmiechnął się, pochylił i pocałował go w czubek głowy, zastanawiając się nad tym, czy było na świecie cokolwiek bardziej czystego i niewinnego niż Julian.
- Ale wiesz... - zaczął znowu po chwili. - Że to będzie oznaczało, że Bartek stanie się... obecny w naszym życiu. To też nie będzie ci przeszkadzać?
- Przecież i tak jest u nas cały czas - zauważył Julian. - Tylko czy... - zaczął z konsternacją. - Czy to sprawi, że Bartek stanie się moim tatą? - wypalił w końcu, a Oliwer uniósł wysoko brwi.
- A czemu Bartek miałby być twoim tatą? - zapytał ostrożnie.
- No bo... bo ty jesteś tak jakby moim tatą. To znaczy niby wiem, że to tata jest moim tatą, ale tak do końca nie jest... prawda? - zasugerował niepewnie, a Oliwer westchnął.
- Nie, nie jest - przyznał cicho.
- No właśnie, ty jesteś tak jakby bardziej moim tatą, a jak Agnieszki mama znalazła chłopaka, to potem on stał się Agnieszki tatą - wyjaśnił Julian, przekonany o prawdziwości swojej analogii. - Ale oni wzięli ślub - przypomniał sobie nagle. - Więc czy jak ty i Bartek weźmiecie ślub, to on też będzie moim tatą? Bo wtedy miałbym trzech - dodał, sprawiając wrażenie, jakby nie był pewien, czy ta perspektywa mu odpowiadała. Do Oliwera natomiast dopiero po chwili dotarło, że Julian właśnie powiedział, że uważał go za swojego tatę i musiał zapanować nad cisnącym mu się na usta ogromnym uśmiechem, ale chwilę później zarejestrował jego kolejne słowa i nagle poczuł, że ta konwersacja zaczyna go nieco przerastać.
- Nie, nie, poczekaj - rzucił, uznając, że ta rozmowa zaczęła zmierzać w bardzo niebezpiecznym kierunku. - Nie wiem, czy można powiedzieć, że Bartek będzie twoim tatą... to znaczy podejrzewam, że możesz myśleć o nim w ten sposób, jeśli chcesz. Ale oficjalnie nie będzie. Ale będzie twoim... opiekunem, tak jakby. Gdyby kiedyś z nami mieszkał czy coś.
- Bartek będzie z nami mieszkał? - zawołał Julian z entuzjazmem, a Oli uśmiechnął się blado.
- Nie wiem, może kiedyś - odparł cicho. - Zobaczymy.
Rany boskie, robiło się poważnie. Co on najlepszego wyprawiał? Namiesza dzieciakowi w głowie, a potem i tak nic z tego nie wyjdzie... Nie, Oli, stop. Spróbuj być optymistą.
- Czyli to dlatego śpicie razem? - zapytał w końcu Julian cwanym tonem, a Oli uśmiechnął się niepewnie.
- Tak. Tak, to dlatego - przyznał, błagając w panice, żeby Julian nie zaczął zadawać niezręcznych pytań. Na szczęście mały nie zatrzymał się na tej kwestii zbyt długo.
- Wiedziałem, że coś kręcicie - stwierdził jedynie z satysfakcją, a Oli przyciągnął go do siebie ramieniem. Po chwili coś przyszło mu do głowy.
- Ej, słuchaj... nie trzeba o tym mówić każdemu, wiesz? - zasugerował niezręcznie, a Julian spojrzał na niego bez zrozumienia. - Wiesz, gdyby... nie wiem, ktoś w szkole cię pytał albo... ktokolwiek, to... to lepiej o tym nie mówić - dokończył, mając cholerną nadzieję, że Julian nie zapyta go, dlaczego. Nie miał pojęcia, jak mógłby mu to wyjaśnić.
- Okej - powiedział cicho chłopiec, przyjmując to bez żadnych protestów. Oli odetchnął z ulgą.
- Dobra. W takim razie czas spać - zarządził, zerkając na zegarek i stwierdzając, że było grubo po dwudziestej trzeciej. - Zostaniesz z Polą, okej?
- A ty gdzie idziesz? - zapytał Julian. - Do Bartka?
Oli jedynie pokiwał głową, po czym przypilnował, żeby Julian umył zęby i przebrał się w piżamę, przykrył go kołdrą i pocałował w czoło, a potem zbiegł pod blok i wsiadł na motor. Dobra, jeden załatwiony. Nadal nie przyjmował do końca do wiadomości, że właśnie stało się to, co się stało, ale... okej, zrobił to i o dziwo świat wcale się nie zawalił. Teraz musiał jeszcze tylko przeprosić Bartka i liczyć na to, że to będzie wystarczyło.
___________
* The Killers - „When you were young"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro