Rozdział XVI: Światło dzienne
I'm learning to walk again
I believe I've waited long enough
Where do I begin
I'm learning to talk again
Can't you see I've waited long enough
Where do I begin
Do you remember the days
We built these paper mountains
And sat and watched them burn
I think I found my place
Can't you feel it growing stronger
Little conquerors*
7 stycznia
Ala miała mętlik w głowie. To trwało już od jakiegoś czasu; święta spędziła w domu rodzinnym, kompletnie nie będąc w stanie się w nie wczuć ani zaangażować. Mama próbowała z nią rozmawiać, Bartek czasem coś zagadywał, ale Ala kompletnie nie potrafiła wyrwać się z letargu. A już zupełnie zaczęła mieć mętlik w głowie, kiedy wróciła tego dnia do swojego mieszkania i znalazła Pawła siedzącego na ławce w rabatkach. Natychmiast zerwał się z miejsca.
- Hej - rzucił niepewnie, podchodząc do niej powoli. Ala westchnęła, ponieważ już i tak czuła się jak suka z tym, że zwyczajnie przyszła do niego pewnego dnia i rzuciła go bez żadnego wyjaśnienia, ale miała zbyt duże poczucie winy, żeby to ciągnąć, a jednocześnie nie mogła mu powiedzieć.
- Cześć - powiedziała, po czym odchrząknęła i dodała zdawkowym tonem: - Co tu robisz?
Paweł z jednej strony wyglądał dobrze, tak jak zawsze, ale z drugiej coś się zmieniło. Nie była pewna, co, jakiś cień na jego twarzy? Podszedł do niej na tyle blisko, że musiała unieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Chciałem... chyba chciałem sprawdzić, czy nie zmieniłaś zdania - powiedział, wpatrując się w nią z nadzieją. Ramiona opadły jej z rezygnacją i już zamierzała odpowiedzieć, ale nie pozwolił jej na to. - Słuchaj, Ala, nie wiem... nie wiem, co się wydarzyło i nie musisz mi mówić. Możesz powiedzieć mi kiedyś albo... albo nawet nigdy. Po prostu spójrz mi w oczy i powiedz mi, że jesteś pewna .
Ala właśnie to zrobiła, spojrzała mu w oczy i przeszło jej przez myśl, że kompletnie nie zasługuje na tego faceta, ale jednocześnie wiedziała, że niczego nie była pewna.
- Niczego nie jestem pewna - powiedziała cicho i szczerze. Twarz Pawła zmarszczyła się ze zmartwieniem. Przez chwilę się zastanawiał.
- Słuchaj, nie chcę... nie chcę jakoś zawracać ci głowy czy wywierać presji. Minęły wieki, zanim zdecydowałem się, żeby tu przyjść. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała... że jeśli przechodzisz przez jakiś trudniejszy okres w życiu, to rozumiem to. Też nie jestem teraz niczego pewny. Ale to nie jest dla mnie powód, żeby wyrzucać trzy świetne lata życia do kosza. Więc jakbyś chciała jednak... po prostu porozmawiać, żebyśmy mogli powiedzieć sobie, czego oczekujemy, zamiast przychodzić znienacka i wszystko kończyć... to jestem tutaj. I czekam - dokończył, zaciskając wargi i marszcząc brwi. Wyraźnie widać było, że to było dla niego trudne. Najwyraźniej to było wszystko, co miał do powiedzenia. Dodał jeszcze na odchodnym: - No chyba, że to w ogóle nie wchodzi w grę, to wtedy też proszę, daj znać. A jeśli jest jakaś szansa... - Głos mu się lekko załamał i uśmiechnął się tak strasznie smutno, że Ali aż ścisnęło się serce. - To bardzo, bardzo chciałbym ją wykorzystać.
Z tymi słowami odszedł w stronę sąsiedniego osiedla. Ala powiedziałaby coś, gdyby miała jakikolwiek pomysł i gdyby nie było jej tak strasznie, strasznie wstyd.
Jeszcze przed chwilą jej życie było tak niesamowicie poukładane. Nie wierzyła, że wszystko zdążyło się posypać w takim tempie. Wiedziała, że to ona spieprzyła sprawę, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Chyba jeszcze nigdy nie było tak, żeby aż tak bardzo nie wiedziała, co robić. I nawet nie chodziło o to, jaka była najlepsza opcja dla niej. Chciała zrobić to, co było właściwe i po raz pierwszy nie wiedziała, co to takiego.
Zanim weszła na górę i wyjęła klucze, oczy zdążyły jej się już zaszklić, a kilka pojedynczych łez spłynąć po policzkach. To było idiotyczne, jak często ostatnio płakała. Kiedyś uważała się za dość silną psychicznie, radziła sobie z trudnymi sytuacjami. Ale kiedy to były sytuacje tego typu, czuła się po prostu źle sama ze sobą. Rozpłakała się bezsensownie, kiedy dostała sms-a od Adama, a nic w tym sms-ie nawet nie było. Ot, że chciałby spotkać się i porozmawiać, bo zależy mu na niej i chciałby to wszystko wyjaśnić.
Paweł chciał wyjaśniać. Adam chciał wyjaśniać. A ona chyba po prostu nie miała żadnych wyjaśnień w zanadrzu.
Weszła do mieszkania i wpadła prosto na Karolinę, która robiła sobie w kuchni kanapkę. Zatrzymała się gwałtownie w progu, popełniając błąd i spoglądając w górę, przez co w żaden sposób nie była w stanie ukryć swoich łez. Pociągnęła niezbyt atrakcyjnie nosem, a Karolina rzuciła kanapkę na talerz ze zmartwioną miną.
- Hej, co jest? - zapytała cicho, podchodząc do niej i łapiąc ją za ramię, i to chyba Ali wystarczyło, bo po prostu oparła się o ścianę i zaczęła płakać. Karolina przez moment sprawiała wrażenie dość ogłupiałej, ale po chwili jej wyraz twarzy złagodniał.
- Rany, Alka. Co się stało? - zapytała wyrozumiałym tonem, zastanawiając się, czy jej życiowym powołaniem było rozwiązywaniem problemów jej rodzeństwa. Niekończący się dramat pod tytułem Bartek i Oliwer. Ala nagle wybuchająca płaczem. A w życiu Karoliny... nic.
- Chyba n-naprawdę zjebałem - wychlipała Ala, kręcąc głową, a Karolina uniosła brwi. Ala praktycznie nigdy nie przeklinała. Musiało być naprawdę źle.
- Powiedz, co zrobiłaś - zachęciła cichym tonem, prowadząc ją do krzesła. Ala usiadła ciężko, chowając twarz w dłoniach.
- Zdradziłam Pawła - wyznała żałośnie. Brwi Karoliny wystrzeliły w górę.
- Okej... ale myślałam, że ty i Paweł nie jesteście już razem - stwierdziła pytającym tonem. Ala pokręciła głową.
- Bo nie jesteśmy. To było wcześniej, a teraz on... on chyba chce, żebym do niego wróciła.
Karolina pokiwała głową ze zrozumieniem, mimo że tak naprawdę nic nie rozumiała.
- A ty chcesz do niego wrócić? - zapytała delikatnym tonem, ale Ala jedynie wzruszyła ramionami. Okej, w ten sposób do niczego nie dojdą. - A ten drugi? - spytała ostrożnie.
- Ma żonę - odparła Ala bezbarwnym tonem.
- Wow! - zawołała Karolina, zanim zdążyła się powstrzymać. Tego nie przewidziała. Na pewno nie w przypadku Ali. Chyba nie było osoby, do której romans z żonatym facetem pasowałby mniej niż do Ali .
- To znaczy... - poprawiła się Ala natychmiast. - To znaczy rozwodzą się. Jakoś zaraz. Ale to nie zmienia faktu, że nadal są małżeństwem i że mi o tym nie powiedział.
- Okej... - powiedziała Karolina powoli, czując, że ma coraz większe rozeznanie w sytuacji. - Musisz po prostu zapytać sama siebie, z którym z nich chcesz być - stwierdziła zdecydowanie.
- Właśnie o to chodzi, że nie wiem - odparła Ala z rozpaczą. Przestawała już płakać, choć łzy nadal były widoczne na jej policzkach. - Myślałam, że chcę być z Adamem, ale wtedy dowiedziałam się, że... Byłam praktycznie pewna, więc rzuciłam Pawła, bo nie chciałam go zwodzić, ale teraz go zobaczyłam i...
- Hej... wiem - powiedziała Karolina uspokajającym tonem, kładąc dłoń na jej dłoni. - Rozumem doskonale. Ale musisz się zdecydować.
- Chyba... - zaczęła Ala z wahaniem. - Chyba nie zdecyduję się na żadnego z nich.
Karolina uznała to za kompletnie nielogiczne.
- A ten drugi... ten Adam? Co z nim? - zapytała, marszcząc brwi.
- Nie wiem. Nie odzywam się do niego. Pisał do mnie, że chce porozmawiać - odparła zrezygnowanym tonem.
- Czyli uściślijmy... jest dwóch facetów, którzy chcą z tobą być, a ty nie wiesz, którego wybrać? - podsumowała Karolina. Ala zastanawiała się przez chwilę.
- Już nawet nie o to chodzi... - odparła z wahaniem. - Chodzi o to, że... nie wiem, jakie wyjście z tej sytuacji byłoby moralnie właściwe.
Karolina przez moment wpatrywała się w nią bez słowa. Jasne, zawsze wiedziała, że Ala jest trochę pokręcona pod tym względem, ale była przekonana, że po prostu lubiła udawać świętą. Ale ona... ona naprawdę taka była . Dla Karoliny to było nie do pojęcia. Pochyliła się.
- Nic tutaj nie jest moralnie właściwe - powiedziała cicho. - Coś takiego w ogóle nie istnieje. Musisz zdecydować, którego z nich chcesz i czy któregokolwiek chcesz, i po prostu go sobie wziąć. W ten sposób ty będziesz szczęśliwa i on będzie szczęśliwy. Nic więcej tu nie zdziałasz.
Ala spojrzała na nią niepewnie.
- Teoretycznie... rozum mi podpowiada, że Adam był chwilową miłostką. I powinnam wrócić do Pawła, bo spędziłam z nim trzy wspaniałe lata i nie było żadnego powodu, żeby to kończyć...
- Sorry, twoje uczucia są zdecydowanie wystarczającym powodem - wtrąciła Karolina.
- ...ale praktycznie... to czułam, że naprawdę żyję tylko wtedy, kiedy spotykałam się z Adamem - wyznała cicho, a Karolina westchnęła.
- W takim razie chwytaj się tego uczucia i nie puszczaj - wyszeptała z przekonaniem. - Łap je pełnymi garściami - dodała, uśmiechając się lekko. Ala zamyśliła się głęboko, więc Karolina pochyliła się nad nią i przez moment oparła czoło na jej głowie, po czym pogłaskała ją po włosach i wyszła z kuchni, zostawiając ją pogrążoną w myślach.
To nie było tak, że Karolina chciała być zazdrosna. Nie życzyła świadomie niczego złego swojego bratu i siostrze, w życiu nie byłaby w stanie nawet tak pomyśleć. Po prostu... nie rozumiała. Nie rozumiała, dlaczego takie rzeczy nigdy nie przydarzały się jej. Teoretycznie wiedziała, że powinna doceniać to, co miała, ale z jakiegoś powodu to, co miała nie wystarczało. Nie wiedziała, dlaczego to właśnie Ala spotkała na swojej drodze dwóch facetów, którzy teraz o nią zabiegali, a nie ona. Nie wiedziała, dlaczego ze wszystkich ludzi na ziemi to właśnie Bartek rozkochał w sobie cholernego Oliwera Beściaka w dwie sekundy. To były rzeczy, których Karolina zwyczajnie nie rozumiała.
W jej marzeniach ona i Oliwer Beściak byli razem na imprezie, upijali się i rozmawiali godzinami o sensie życia, i wtedy nagle Oliwer zdawał sobie sprawę z tego, że istniało między nimi jakieś niewidzialne połączenie, z którym nie byli w stanie dłużej walczyć. W jej marzeniach Oliwer wyznawał jej to po pijaku, a ona droczyła się z nim, a potem po latach przyznawała mu, że wiedziała o tym od samego początku i tylko czekała, aż on też się zorientuje.
Tyle, że żadnego magicznego połączenia pomiędzy nią a Oliwerem nie było, zwłaszcza kiedy Oliwer nie był w stanie oderwać wzroku od jej brata nawet na sekundę. Nie, oczywiście, że nie miała pretensji do Bartka. Miała pretensje do losu .
Nikt tak naprawdę nie wiedział, że Karolina była marzycielką i romantyczką, bo nigdy tego nie okazywała, a jednocześnie nikt nie włożył wystarczająco dużo wysiłku w to, żeby samemu się dowiedzieć.
Mówią, że los jest przekorny i ironiczny. Karolina zawsze gdzieś w głębi duszy bardzo chciała, żeby ktoś się w niej zakochał, zwyczajnie dlatego, że to nigdy się nie wydarzyło . W końcu jej marzenie się spełniło, ale okazało się, że wcale nie było aż tak rewelacyjnie. Miała jedynie poczucie winy, że nie kochała tak samo bardzo i czuła się ze sobą cholernie źle.
To był syndrom środkowego dziecka. Najstarsze dziecko zawsze było szefem, wyznaczało standardy, rządziło i podnosiło poprzeczkę. Najmłodsze dziecko było pupilkiem, nie wymagało się od niego już tyle, ale ono też nie czuło tej presji, przez co bez problemu było w stanie sprostać tym wymaganiom, które były stawiane. Środkowe dziecko było zagubione, nie miało swojej roli, więc znajdowało ją za wszelką cenę. I właśnie dlatego Karolina była tą problematyczną. Ala uczyła się sumiennie, Bartek miał dobre oceny, Karolina chodziła na wagary. Ala była zorganizowana, Bartek był tym rozsądnym, na Karolinie nie można było polegać. Ala była pracowita, Bartek był utalentowany, Karolina była leniwa. Ala była ambitna, Bartek miał przed sobą świetlaną przyszłość, a nikt nie wiedział za bardzo, co będzie z Karoliną. I tak w kółko.
A najgorsze było to, że nikt tak naprawdę nie mówił Karolinie, że była gorsza. Rodzice zawsze traktowali ją na równi. Po prostu sama wewnętrznie czuła, że nie dorastała do swojego rodzeństwa. Bardzo często zachowywała się jak gówniara, choć wiedziała, że użalanie się nad sobą było bezsensowne i że powinna po prostu przestać zachowywać się jak gówniara. Z tym, że nie była pewna, jaka inna mogła być jej rola w tym wszystkim. Taki po prostu był fakt, że zawsze była tą niedojrzałą i roztrzepaną, i nie miała za bardzo pomysłu na to, kim innym mogłaby być. Nigdy nie będzie tak zorganizowana jak Ala. Nigdy nie będzie tak rozsądna jak Bartek. Dlatego podświadomie wybrała to, w czym wiedziała, że będzie najlepsza . A niestety najlepiej wychodziło jej bycie beztroską, niemyślenie o konsekwencjach i popełnianie błędów.
I co z tego, że czasami przychodziło jej do głowy, że chciałaby być doroślejsza i mniej egoistyczna? Karolina nie należała do osób, które postanawiały sobie, że się zmienią. Należała do osób, które wzruszały ramionami i stwierdzały, że są świetne takie, jakie są, bo tak było po prostu łatwiej. Poza tym... na czym ta zmiana miałaby polegać? Nie mogła przecież zacząć naśladować innych, bo to nie było tak, że chciała być bardziej jak Ala albo bardziej jak Bartek . Chciała po prostu wymyślić, jak być sobą .
Albo chciała poznać kogoś, kto zmotywuje ją do tego, żeby się zmienić, bo jeśli tak dalej pójdzie, to spędzi resztę życia na rozmyślaniu bez przekonania nad oskarowym co by było, gdyby . I doradzaniu swojemu rodzeństwu, bo w przeciwieństwie do życia Karoliny, w ich życiach działy się prawdziwe rzeczy.
***
21 stycznia
- Hej, ćśś... Obudzimy moją współlokatorkę. To cholernie cienka ściana - wyszeptała Natalia, czując usta Oskara na swojej szyi i starając się stłumić chichot.
- Mm, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo nie przejmuję się teraz twoją współlokatorką - odparł Oskar z uśmiechem, przekręcając się i przyciskając ją do wąskiego, jednoosobowego łóżka. - Rany, ale tu ciasno - zamarudził, kiedy prawie zsunęli się z krawędzi.
- Uroki akademików - mruknęła ironicznie Natalia, mimo wszystko odwzajemniając uśmiech.
Oskar powoli przestawał się dziwić Oliwerowi, że od jakiegoś czasu chodził jak nabuzowany. Jeśli Bartek był dla niego choć w połowie tak zajebisty, jak dla Oskara zajebista była leżąca pod nim dziewczyna... to nie dziwił się w ogóle. Mówcie, co chcecie, ale seks po długim okresie abstynencji potrafił zdziałać cuda dla ogólnego samopoczucia. Pochylił się, z powrotem przyciskając wargi do jej szyi i kierując je powoli w dół na kształtne piersi. Boże, miał wrażenie, że nie robił tego od tak dawna... tak naprawdę to nie było aż tak długo, ale Oskarowi wydawało się, że minęły wieki .
- Hej, poczekaj - szepnęła Natalia, unosząc lekko głowę, po czym przewróciła oczami, jednocześnie parskając śmiechem. - Cholera, wstała - oznajmiła zawiedzionym tonem. Oskar odsunął się i w samą porę zdążył przykryć ich kołdrą aż po same szyje, kiedy drzwi do pokoju Ani otworzyły się. Dziewczyna najwyraźniej słyszała jakieś odgłosy, bo natychmiast zerknęła na łóżko Natalii z zaciekawieniem i stanęła jak wryta.
- O, cześć - mruknęła, najwyraźniej nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Natalia postanowiła sprawiać wrażenie nonszalanckiej.
- Cześć - odparła beztroskim tonem. - Nie poznałaś jeszcze Oskara, ale może zrobimy to za chwilę, jak się ogarniemy - zasugerowała, uśmiechając się znacząco, na co Ania pokiwała głową i zwiała zażenowana do łazienki. Natalia i Oskar spojrzeli na siebie, po czym jednocześnie parsknęli śmiechem.
Okej, więc z Anką za ścianą warunki nie były najlepsze, ale nie mieli żadnych innych. Jakie to musiało być proste, gdy ludzie mieli swoje mieszkania, do których mogli iść się bzykać, kiedy im się żywnie podobało. Oskar i Natalia nie mieli tego luksusu i poprzedniego wieczoru mieli do wyboru akademik albo mieszkanie rodziców Oskara, w którym jego matka pewnie leżała gdzieś pijana. Wybór był więc prosty. Normalnie Oskar rozważyłby mieszkanie Oliwera, bo często nikogo w nim nie było, ale ostatnio Oliwer zawsze był z Bartkiem, ilekroć do niego dzwonił, a zdecydowanie wolał nie wchodzić im w drogę. A sprawa była dość nagląca.
Niezadowolenie na twarzy Anki było z kolei wyraźne za każdym razem, kiedy tylko padało imię Oskara. Rzucała Natalii znaczące spojrzenia, które miały mówić: „okej, jeśli sama musisz się sparzyć, to twoja sprawa, ale nie mów potem, że cię nie ostrzegałam". Natalia miała już tego wszystkiego delikatnie dosyć, no bo miała przecież swój rozum i prawie dwadzieścia lat na karku, i była całkowicie zdolna do decydowania, z kim pójść do łóżka, a z kim nie. To nie było tak, że była dziewicą. Nie była aż tak grzeczną dziewczynką, w liceum miała chłopaka jak każda inna. W każdym razie Oskar był drugi i w swojej małej konkurencji najlepszy. Jej dotychczasowe doświadczenia z seksem nie były fenomenalne, więc trochę do tej pory nie mogła się otrząsnąć po tym, jak dobra była ta wczorajsza noc. Chociaż Oskar też nie był typem Casanovy; widziała, że był trochę niepewny i skrępowany, i wydawało jej się, że chciał za wszelką cenę sprawić, żeby poczuła się fantastycznie, dzięki czemu sama zrobiła się nieco śmielsza. Może miał trochę większe doświadczenie od niej, ale była przekonana, że nie sypiał na prawo i lewo. Co było kolejnym plusem.
Nigdy jeszcze nie przyprowadziła nikogo do akademika na seks. Nigdy nie była typem, który robi podobne rzeczy i czuła się z tym świetnie.
Ostatecznie spotykali się już dosyć długo. Na początku jeszcze trochę się wahała i on chyba też odrobinę się wahał, ale później to po prostu zaczęło stawać się naturalne. Natalia nie była pewna, w co brnęła, ale była pewna, że chciała dalej w to brnąć. Co ma być, to będzie.
Oskar sprawiał wrażenie zamyślonego, więc odwróciła się w jego stronę tak, że oboje leżeli na boku, twarzami do siebie.
- O czym myślisz? - zapytała cicho. Przez chwilę nie odpowiadał.
- Czy jestem teraz twoim chłopakiem? - zapytał w końcu. Natalia uśmiechnęła się z zamyśleniem.
- Cóż, jeśli rolą chłopaka jest zabieranie mnie na randki... a później odprowadzanie mnie pod dom... i całowanie mnie na dobranoc... a czasami wchodzenie ze mną na górę i robienie tego, co robiliśmy wczoraj... To myślę, że spełniasz wszystkie warunki - odparła, unosząc znacząco brew. Oskar sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego.
- To dobrze - szepnął, po czym pochylił się, żeby ją pocałować.
- Tak? - zapytała rozkojarzonym tonem, kiedy na moment się od niej oderwał.
- Tak - odparł, z powrotem się przysuwając i pocierając nosem o jej nos. - Chciałem być twoim chłopakiem od wieków - wyznał. Natalia parsknęła śmiechem.
- Znamy się od dwóch miesięcy - przypomniała mu.
- No właśnie - rzucił, wzruszając ramionami i znowu ją całując.
- Ale myślę... - zaczęła, kiedy tylko udało jej się oderwać. - Myślę, że byłeś moim chłopakiem już wcześniej - przyznała cicho.
- Ale to nie było oficjalne - zaprotestował.
- Nie, nie było - zgodziła się. - To co, teraz pora na oficjalne poznawanie znajomych i rodziny? - prychnęła kpiąco. Oskar pokręcił głową.
- Nie chcesz poznawać mojej rodziny - stwierdził z przekonaniem. - Poznałaś już Oliwera, powiedzmy i zaufaj mi, lepiej nie będzie - zapewnił ją, na co parsknęła śmiechem.
- Ty też nie chcesz poznawać mojej - przyznała. - Jestem przekonana, że mieliby mnóstwo do powiedzenia na ten temat...
- To znaczy? - zaciekawił się Oskar.
Natalia przez moment zawahała się, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Po prostu... prawdopodobnie nie byliby zachwyceni. Zawsze uważali się za lepszych od innych - wyjaśniła niezręcznie.
- Czyli ja jestem tym gorszym? - upewnił się Oskar, brzmiąc na tylko odrobinę urażonego. Natalia natychmiast pokręciła głową.
- Dla mnie nie - odparła bez wahania. - I ja wiem, że nie jesteś. Ale wiem też, że oni właśnie tak by myśleli. Bo są zwyczajnie ograniczeni i o ile facet, z którym będę się umawiać nie będzie innym lekarzem albo... nie wiem, może prawnikiem, to dla nich nie będzie wart uwagi. Tak, właśnie tak okropnymi są ludźmi - przyznała ze smutkiem. Oskar przełknął ślinę. Przynajmniej była szczera , no i przecież powiedziała, że ona tak nie myślała, prawda?
- Mówimy o twojej mamie? - zapytał, żeby mieć pełen obraz sytuacji.
- Głównie o moich braciach - poprawiła go. - Mogą mieć małą obsesję na moim punkcie - przyznała, uśmiechając się przepraszająco, a Oskar przymknął oczy. Dwóch starszych braci, którzy będą mieli go za gówno wartego dresiarza, który śmiał dotknąć ich małej, niewinnej siostrzyczki. Świetnie.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że ich nie lubisz - powiedział nieco pytającym tonem, a Natalia wzruszyła ramionami.
- Obaj są nadopiekuńczy. I obaj są kompletnymi pozerami. Ale poza tym... da się ich znieść - odparła niechętnie. - Zawsze zależało im, żeby wszystko mi się udało. Żebym została lekarzem. Żebym znalazła dobrego faceta. Tego typu rzeczy - dodała cicho. Oskar poczuł, jak jego nastrój gwałtownie opada.
- A ja z pewnością nie spełniam ich warunków - stwierdził gorzkim tonem. Natalia położyła dłoń na jego policzku, uśmiechając się ciepło.
- Ej, zdradzić ci tajemnicę? - zapytała cicho, po czym pochyliła się. - Gówno mnie to obchodzi. To moje życie, a nie ich. I nie pozwolę nikomu, żeby mówił mi, co mam robić. Tak samo, jak nie pozwolę powiedzieć komukolwiek złego słowa o tobie. Jeśli rzeczywiście zależy im na mnie, a nie tylko na opinii, to uszanują to, że cię wybrałam - dodała z przekonaniem. Oskar odsunął się na kilka centymetrów i odwzajemnił uśmiech, lekko podniesiony na duchu.
- Czyli wybrałaś mnie, co? - zapytał nadmiernie zadowolonym tonem z głupkowatym uśmiechem. Natalia przewróciła oczami.
- Sama nie wiem, dlaczego - odparła złośliwie, uderzając go żartobliwie w ramię. - Ubierz się, zanim zafundujemy Ance zawał serca - nakazała, wydostając się spod niego i siadając na łóżku.
Oskar zapinał właśnie koszulę, kiedy usłyszał dzwonek telefonu.
- Halo? - rzucił rozkojarzonym tonem, bardziej skupiając się na tyłku Natalii, który właśnie wypięła, zakładając legginsy.
- Hej, jest sprawa - powiedział Oliwer bez niepotrzebnych wstępów. - Dałbyś radę posiedzieć dzisiaj u mnie z Julkiem? Chłopaki nalegają, żebyśmy cały dzień ćwiczyli przed koncertem jutro, Pola jest na jakichś targach w Warszawie, a Bartek musi iść na zajęcia. Mógłbym go zabrać na próbę, ale jeśli możesz, to wolałbym go nie męczyć.
Oskar zastanowił się przez moment, zerkając przelotnie na Natalię.
- Okej. To znaczy jasne, że mogę - odparł.
- Tak? To super. Bartek musi o trzynastej wyjść ode mnie, dasz radę dotrzeć?
- Jestem w miasteczku studenckim, więc bez problemu - powiedział. Natalia spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Okej. W takim razie dzięki.
- Spoko. Na razie - rzucił Oskar, po czym rozłączył się i odwrócił, spoglądając na Natalię z rozbawieniem. - Jednak możesz mieć okazję poznać jednego członka mojej rodziny - oznajmił, a dziewczyna spojrzała na niego pytająco. - Mój brat chce, żebym zajął mu się dzisiaj dzieckiem - wyjaśnił, krzywiąc się lekko, no bo wiadomo, że wolałby w spokoju leżeć sam z Natalią w łóżku przez cały dzień, ale z drugiej strony u Oliwera w mieszkaniu będą mieć wręcz więcej prywatności niż tutaj, a z Julianem na pewno też będą mieli wesoło.
Natalia uniosła brwi z zaskoczeniem.
- Oliwer ma dziecko? - zapytała zszokowanym tonem. Oskar nie był pewien, dlaczego aż tak nie mogła w to uwierzyć; może dlatego, że Oliwer na pierwszy rzut oka nie wydawał się zbyt rodzicielskim typem.
- Ee... tak. Tak jakby - odparł Oskar, ponieważ to nie było pytanie, na które można było odpowiedzieć zwyczajnie tak lub nie. Natalia zaczęła sprawiać wrażenie jeszcze bardziej zdezorientowanej. - Długa historia - uciął Oskar. - To co, chcesz iść ze mną?
- A nie będę przeszkadzać? - zapytała niepewnie. Niezbyt widziało jej się wpraszanie się komuś do domu. Oskar machnął ręką.
- No co ty. Będziemy tam sami z małym. Dotrzymasz mi towarzystwa - zapewnił ją bez wahania Oskar. - No chyba, że nie chcesz - dodał szybko, spoglądając na nią pytająco. Przez chwilę sprawiała wrażenie niezdecydowanej.
- Dokładnie jak mały jest ten „mały"? - zapytała niepewnie, a Oskar zrobił nierozumiejącą minę.
- Ma siedem lat - odparł, a Natalia wyglądała, jakby ziściły się jej najgorsze obawy.
- Wiesz, ja po prostu... nie przepadam za dziećmi - wyznała, przygryzając wargę, bo nie chciała, żeby Oskar pomyślał, że nie lubiła jego bratanka czy coś. - A dzieci nie przepadają za mną - dodała przepraszająco, jednak Oskar tylko się uśmiechnął.
- Każdy, kto nie lubi dzieci, zmienia zdanie po poznaniu Juliana - zapewnił ją. - Mogę się założyć, że rozkocha cię w sobie w mniej niż minutę - dodał, jednak Natalia nie sprawiała wrażenia przekonanej.
- Wiesz, to nie jest tak, że w ogóle ich nie lubię... - zaczęła, myśląc, że może jeszcze uda jej się wykręcić. - Po prostu... są bardzo głośne i bez przerwy czegoś chcą, a ja...
- Uwierz mi. Jeśli tam wejdziesz i stwierdzisz, że jest małym potworem, to będziesz mogła sobie pójść i już nigdy nie będę cię do tego namawiał. I nie będę miał pretensji - dodał, bo wydawało mu się, że tego głównie Natalia się obawiała. Wahała się jeszcze przez moment, aż w końcu westchnęła, poddając się.
- Okej, niech ci będzie. W takim razie wygląda na to, że poznam Juliana - stwierdziła, nadal wyraźnie nieprzekonana do tego pomysłu.
- Musimy wyjść za jakieś dwadzieścia minut - oznajmił Oskar, zerkając na telefon, a Natalia zerwała się z miejsca i pobiegła do łazienki.
Po jakimś czasie dotarli na Królewską i zaczęli wspinać się po schodach. Natalia nie miała nic przeciwko samej idei poznania dziecka, ale spędzenie z nim całego dnia... nie była pewna, czy była w stanie to wytrzymać. Miała nadzieję, że skoro Oskar dobrze znał tego dzieciaka, to on głównie będzie się nim zajmował, bo sama nie miała pojęcia, co można było robić z siedmiolatkiem. Ona sama pewnie włączyłaby mu telewizję i liczyła na to, że to go zajmie. Natalia naprawdę nie wiedziała, jak obchodzić się z dziećmi.
Jej przerażenie tylko wzrosło, kiedy drzwi otworzył im niewysoki, młodziutki chłopak z ciemnymi włosami i w okularach, sprawiający wrażenie, jakby przeżywał katusze.
- Dzięki Bogu, jesteście - rzucił bez żadnego przywitania, otwierając drzwi nieco szerzej, dzięki czemu Natalia dostrzegła małego, jasnowłosego dzieciaka, który przeleciał jak huragan przez korytarz, oplatając chudymi ramionkami obie nogi chłopaka.
- Bartek, nie idź! - zajęczał z rozpaczą. Chłopak nazwany Bartkiem westchnął głęboko.
- Muszę - odparł, próbując brzmieć tak stanowczo, jak tylko się dało, po czym pochylił się. - No już, małpko, puszczaj - rzucił, próbując się uwolnić. To przezwisko udzieliło mu się od Oliwera.
- Cześć, Bartek, ciebie też miło widzieć - powiedział ironicznie Oskar, wchodząc do środka, a Natalia nie widziała innego wyjścia, jak tylko podążyć za nim.
- Sorry. Cześć - odparł Bartek, któremu w końcu udało się zmusić Juliana do tego, żeby go puścił. Wyciągnął rękę i pogłaskał go po włosach, chcąc go trochę udobruchać, żeby przypadkiem znowu nie próbował go unieruchomić, po czym spojrzał z uśmiechem na Natalię: - Hej. Bartek - przedstawił się, wyciągając rękę, którą ta uścisnęła, choć nadal zerkała niepewnie na chłopca. Jak oni zamierzali okiełznać ten mały huragan, kiedy ten cały Bartek już wyjdzie? - Sorry, tylko ogarnę ten dramat, okej? - dodał Bartek, po czym pochylił się, patrząc prosto na Juliana: - Słuchaj, małpko, wiem, że wydaje ci się, że możesz ze mną robić, co chcesz, ale nie możesz, dobra? Więc teraz obaj musimy być grzeczni, ty musisz zostać grzecznie z Oskarem, a ja muszę grzecznie pójść na wykłady - oznajmił możliwie konkretnym tonem. - Bo nie byłem tam od miesiąca - dodał pod nosem. Julian spojrzał na niego nieufnie.
- Ale Oli powiedział, że przyjdziesz dopiero w weekend, bo masz kolokium - powiedział takim tonem, jakby próbował upewnić się, że Bartek go nie oszukiwał.
- Kolokwium - poprawił go Bartek machinalnie. - Wrócę o dwudziestej pierwszej. Słowo harcerza. Policz sobie, za ile to będzie - polecił, po czym złapał swoją torbę i spojrzał przepraszająco na Oskara i Natalię. Natalia sprawiała wrażenie niepewnej i w ogóle się nie odzywała, a Oskar jedynie się uśmiechnął.
- No już, małpko, chyba nie chcesz, żeby Bartek był niewykształcony - rzucił ze śmiechem, biorąc chłopca na ręce, żeby możliwie ograniczyć jego ruchy.
- Czyli nie pójdziemy posłuchać, jak Oli gra? - zapytał smętnie Julian. Oskar zerknął na Bartka pytająco ponad jego ramieniem.
- Zabiorę cię jutro na koncert - obiecał Bartek, rozglądając się wokół i szukając swojego telefonu. - Koncert jest o wiele lepszy niż próba - dodał z przekonaniem. Julian przez chwilę wyglądał, jakby zastanawiał się nad jego słowami i ostatecznie chyba uznał, że rzeczywiście tak było.
- Dobra, zostawiam was - stwierdził Bartek, wiążąc trampki. - Julian, przestań być taki marudny, bo Natalia pomyśli, że zawsze taki jesteś - ostrzegł, a Julian pokiwał obowiązkowo głową. Bartka to chyba usatysfakcjonowało. - A, i nie zdziwcie się, jak nie będzie chciał jeść niczego poza owocami morza - dodał przepraszającym tonem, a Oskar spojrzał na niego spode łba.
- Bartek... - zaczął, przewracając oczami.
- No co? Powiedział, że to świństwo, więc musiałem udowodnić mu, że nie - odparł ze śmiechem. - Jedliśmy krewetki. Mały chyba się zakochał. Dobra, to powodzenia. Niedługo wrócę - rzucił, po czym pochylił się jeszcze, żeby cmoknąć Juliana w czoło, uśmiechnął się do Natalii i wyszedł.
Cholera, już był spóźniony. Mimo wszystko jednak uśmiechnął się do siebie, wychodząc z klatki. To było niesamowite, jak przyzwyczaił się do Juliana, jak dobrze go już znał i jak świetnie się z nim dogadywał. Tak naprawdę robiło mu się cieplej na sercu za każdym razem, kiedy Julian robił smutną minkę, jak Bartek wychodził. Nie był jeszcze pewien kierunku, w jakim to wszystko zmierzało, ale... znał Julka od czterech miesięcy, a już czuł, że był trochę jego . Tak samo, jak Oli był jego. To byli jego chłopcy . I Bartek czuł się z tym niesamowicie.
W mieszkaniu Oskar z kolei od razu zaczął tyradę.
- Nie możesz tak rozpaczać za każdym razem, jak Bartek będzie wychodził - oznajmił, idąc razem z Julianem do salonu. - On też ma swoje sprawy na głowie i wiem, że lubisz z nim zostawać, ale nie może siedzieć z tobą przez cały czas. - Julian spojrzał na niego oczami tak pełnymi poczucia winy, że nawet Natalię trochę zabolało serce. Oskar natychmiast się zreflektował. - No już, małpko, przecież na ciebie nie krzyczę - uspokoił go, kucając obok niego i przytulając do siebie jednym ramieniem. Po chwili spojrzał na niego z zamyśleniem. - Czyli co, lubisz Bartka? - upewnił się. - Jest miły?
- Tak - odparł Julian, natychmiast zapominając o swoim smutku sprzed minuty i prezentując wszystkie zęby.
- Tak? Zawsze? - zapytał Oskar z uśmiechem, a Julian pokiwał głową z entuzjazmem. - To dobrze - stwierdził Oskar, po czym obrócił się. - Hej, to jest Natalia - przedstawił, zachęcając ją, żeby podeszła bliżej. - Moja dziewczyna - dodał bez wahania, a Natalia uśmiechnęła się nieśmiało.
- Cześć, Julian - powiedziała, starając się brzmieć sympatycznie. Julian zmierzył ją niepewnym spojrzeniem.
- Cześć - odparł, cały czas łypiąc na nią jednym okiem. Oskar zaśmiał się pod nosem.
- To co chcesz robić? - zapytał beztrosko, a Julian natychmiast się ożywił.
- Będę dalej rysował! - zawołał radośnie, od razu odbiegając i dopadając do stolika, gdzie było rozrzucone kilkanaście kolorowych kredek. - Wiedziałeś, że Bartek umie rysować? - zapytał z zaciekawieniem, nawet nie zerkając na Oskara. - Narysował mi pingwina!
- Tak? - zainteresował się Oskar, podchodząc do niego. - No, ładnie - stwierdził, unosząc brwi, bo szczerze mówiąc nie wiedział, że Bartek potrafił tak rysować. Julian pokiwał głową.
- No, i powiedział, żebym dał ten rysunek Oliemu. Nie wiem, dlaczego - stwierdził, marszcząc nos.
Kiedy Julian skupił się na rysowaniu, Oskar podszedł do Natalii, która przypatrywała się tej scenie z uśmiechem. To nie tak, że nagle przekonała się do dzieci, ale ten dzieciak zdecydowanie dał się lubić. Oskar wskazał gestem na balkon, a Natalia pokiwała głową.
- No dobra, jest słodki - przyznała niechętnie, kiedy Oskar odpalał papierosa, cały czas obserwując rysującego Juliana przez szybę. Uśmiech sam cisnął jej się na usta. - Początek był nieco przerażający, ale...
Oskar pokiwał głową.
- Wszyscy jesteśmy trochę zwariowani na jego punkcie. Przede wszystkim dlatego, że jest po prostu nasz , ale poza tym... jest zwyczajnie przekochany - stwierdził Oskar, po czym parsknął śmiechem. - Naprawdę nie miałem pojęcia, że jest taki zakochany w Bartku...
- Właśnie. Kim jest Bartek? - zapytała Natalia z zaciekawieniem. - On tu mieszka?
Oskar przez chwilę nie odpowiadał, wpatrując się w nią z zamyśleniem. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodziło.
- Ale nie mów nikomu, dobra? - poprosił cicho. Natalia zrobiła jeszcze bardziej nierozumiejącą minę, ale posłusznie pokiwała głową. - Nie mieszka, ale chyba pomieszkuje. I jest chłopakiem Oliwera - powiedział w końcu, starając się brzmieć beznamiętnie. Natalia uchyliła lekko usta, początkowo nie wiedząc, jak zareagować. W końcu potrząsnęła głową.
- Okej... - zaczęła powoli. - Czyli Oliwer jest gejem... i ma dziecko ? - upewniła się, bo to brzmiało naprawdę dziwnie. Oskar jedynie się zaśmiał.
- Julek nie jest jego - poinformował ją, niczego tak naprawdę nie wyjaśniając, więc szybko dodał, krzywiąc się lekko: - Teoretycznie jest naszej siostry, tyle że ona ma wszystko gdzieś, łącznie ze swoim synem.
Natalia przez moment próbowała ułożyć sobie to wszystko w głowie, chociaż nie było to proste. Najpierw była zaskoczona tym, że Oliwer ma dziecko. Potem dowiedziała się, że jest gejem - nie to, żeby miała coś przeciwko, ale zdecydowanie tego nie przewidziała, bo Oliwer nie był gejowski w żadnym tego słowa znaczeniu. No ale okej. A teraz nagle nie ma dziecka. Znowu potrząsnęła głową.
- Czyli Oliwer tylko się nim zajmuje, tak? - upewniła się, a Oskar pokiwał powoli głową.
- Oliwer wychowuje go praktycznie od urodzenia - uściślił. - Ktoś musiał, a ja miałem piętnaście lat, jak mały się urodził.
Natalia pokiwała głową na znak, że tyle zrozumiała. To była nietypowa sytuacja, ale w porządku.
- Okej - stwierdziła, postanawiając po prostu przyjąć to do wiadomości. - To... wow. Naprawdę wow. Chyba jeszcze nie spotkałam dzieciaka, który wychowywałby się ze swoim wujkiem i jego chłopakiem. Może to dlatego jest taki fajny w porównaniu do innych dzieci - zażartowała, a Oskar najpierw spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale po chwili parsknął śmiechem i pokiwał głową.
- Ej, słuchaj... pytanie - rzucił chwilę później nieco poważniejszym, a jednocześnie niepewnym tonem. - Jak myślisz... czy to jakoś źle na niego nie wpłynie?
- Ale co? - zapytała Natalia, a Oskar jedynie uniósł brwi. - To... że wychowuje się z dwoma facetami? - domyśliła się.
- On o tym nie wie - zaznaczył natychmiast.
- Nie wie, że są razem? - upewniła się Natalia, a Oskar pokiwał głową. Natalia zamyśliła się. - Słuchaj, nie mam pojęcia. Nie jestem żadnym specjalistą, ale... nie sądzę - stwierdziła ostatecznie. - Nawet, gdyby się dowiedział. Dzieci na całym świecie są wychowywane przez pary tej samej płci i wszystko jest z nimi okej. Poza tym... grunt, żeby dziecko wiedziało, że jest kochane...
- Julian jest. I wie o tym - oświadczył Oskar bez wahania. Natalia uśmiechnęła się lekko.
- No to myślę, że lepiej być nie może - powiedziała, a Oskar wyglądał, jakby odetchnął z ulgą.
Natalia była zdumiona, jak szybko minęło to popołudnie. Ośmieliła się nawet na tyle, żeby zamienić z Julianem parę zdań, choć naprawdę była przekonana o tym, że nie miała podejścia do dzieci. Po prostu nie wiedziała, jak i o czym z nimi rozmawiać, ale Julianowi wydawało się wystarczyć to, że opowiadał o różnych rzeczach i ktoś go słuchał. Był przy tym rozczulający, sama musiała to przyznać. Opowiadał właśnie o jakiejś wyprawie do dżungli w jakiejś kreskówce albo w jakimś filmie, Natalia nie do końca załapała, kiedy wszyscy usłyszeli brzęk klucza w zamku, a Julian wystrzelił jak z procy w stronę drzwi. Natalia nie zdążyła nawet się obejrzeć i po raz kolejny przeszło jej przez myśl, jak błyskawiczne były małe dzieci. W życiu nie byłaby w stanie tego upilnować.
- Hej, małpeczko - dobiegł ich roześmiany głos z korytarza, po czym do salonu wszedł Oliwer z Julkiem uwieszonym na szyi. Odsunął go od siebie na tyle, żeby móc zrzucić z pleców futerał na gitarę. - Cześć. Mała paskuda nie była problematyczna? - zapytał zmęczonym tonem, padając na kanapę i bez zastanowienia ściągając z siebie Juliana i sadzając go obok, ale mały natychmiast z powrotem się do niego przysunął.
- Nie, tylko trochę na początku, jak nie chciał wypuścić Bartka - odparł beztrosko Oskar. Natalia obserwowała, jak Oliwer zupełnie odruchowo przyciąga chłopca do siebie, przerzucając jego nogi przez swoje kolana. Nie dało się nie uśmiechnąć, patrząc na to. Oli z kolei parsknął śmiechem i spojrzał na Juliana.
- Naprawdę? Aż tak lubisz Bartka?
- A co? Ty nie lubisz Bartka? - zapytał Julian podejrzliwym tonem.
- Bardzo lubię Bartka - odparł poważnie Oliwer, a Julian zachichotał.
- To dobrze, bo Bartek dzisiaj przyjdzie! - zawołał z uśmiechem.
- Tak? Dzisiaj? - powtórzył Oli, udając zdumiony ton. - Widzisz, jaki Bartek jest fajny?
Julian roześmiał się.
- Mam coś dla ciebie - oznajmił, po czym podbiegł do stolika i wrócił z rysunkiem. - Bartek kazał ci to dać.
Oskar obserwował ze zmarszczonymi brwiami, jak Oliwer bierze od niego rysunek i wpatruje się w niego przez moment, po czym na jego ustach pojawia się ogromy uśmiech, taki, jakiego nie widział u niego od bardzo dawna. Przez moment wyglądał, jakby myślami był daleko stąd, ale w końcu spojrzał z powrotem na Juliana.
- Dzięki, małpko. Jest śliczny - powiedział cicho. Oskar nie wiedział, o co chodziło, ale Julian już dawno zdążył się rozproszyć, a Oliwer nadal gapił się na tę pojedynczą kartkę papieru z dziwnym, melancholijnym uśmiechem.
___________
* Foo Fighters - „Walk"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro