6
Od ponad godziny ślęczę nad Potterem opatrując jego rany. Miał ich cholernie dużo. Tu nie poleciały tylko zaklęcia ani ciosy pięści ale w grę wchodziły tu też ostre przedmioty. Jednak po takiej fali ataku spodziewałem się że będzie o wiele gorzej. Najbardziej obawiałem się o dziecko. Jednak brzuch wydawał się prawie nienaruszony po za paroma zadrapaniami czego nie rozumiałem. Jestem pewien że napastnicy celowali w brzuch by zabić dziecko a nawet powinni jeśli chcieli się go pozbyć ale tak się nie stało.
- Jak uciekłeś? - Spytałem chcąc poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania
Harry, który do tej pory tępo wpatrywał się w sufit zajęty własnymi myślami, lekko się uśmiechnął na moje pytanie. Przymknął oczy i delikatnie dotknął dłonią swojego brzucha delikatnie go masując.
- Ono nas ocaliło - Odparł całkowicie spokojnie
- Co ty bredzisz? - Palnąłem by po chwili się za to skarcić ale stało się - Dzieci najwcześniej w wieku 5 lat zaczynają objawiać zdolności magiczne - Recytowałem jak z książki ale Harry mimo wszystko się nie zraził a za to na jego twarzy malowała się jakby duma - To dopiero... w zasadzie nawet nie niemowlę a płód! Który to miesiąc? Piąty?
- Szósty - Poprawił mnie Potter z jeszcze szerszym uśmiechem
- I z czego się cieszysz? Masz szczęście że żyjesz - Moje własne słowa sprawiły że poczułem się słabo - Że oboje żyjecie - Dodałem słabo - Wieprzlej i tak długo czekał na wyjawienie twojej sytuacji
- Myślę że wszystko nastąpiło stopniowo - Stwierdził Harry - Od czasu tamtej naszej rozmowy czułem że coś wisi w powietrzu ale nie miałem się do kogo zwrócić...
- Naturalnie do mnie też - Zaśmiałem się z absurdu tej sytuacji gdyż liczyłem że by przyszedł ale tak się nie stało - Wracając do dziecka - Szybko zmieniłem temat - Jak to możliwe że mogło użyć magii?
- Nie zapominaj że jego ojcem jest ten który gdy miał roczek pokonał samego Voldemorta - Wypiął się promieniując dumą a ja cały zadrżałem na dźwięk imienia Czarnego Pana
- Nie wymawiaj jego imienia - Poprosiłem krzywiąc się - I co najwyżej możesz być jego Matką, to ja go zrobiłem - Tym razem to ja uśmiachnąłem się z dumą
- Och, ależ się napracował - Wywrócił oczami - Pamiętaj że to ja je urodzę - Odwrócił twarz obrażony
- Ale to ja będę musiał znosić twoje humorki - Odparłem z prowokacyjnym uśmiechem
- A to niby dlaczego?
- Bo już cię od siebie nie wypuszczę - Potter spojrzał na mnie w całkowitym szoku - Wiesz, ciąża męska u czarodziei to prawdziwa rzadkość, trzeba mieć zbliżone sygnatury rdzeni, pasującą krew, nawet nasze doświadczenia i przeżycia grają rolę - Harry zdawał się być tym bardzo zaskoczony, co mnie nie zdziwiło choć nasunęło mi na myśl by wypytać go o swoją przeszłość która nie wydawała mi się już taka kolorowa ale to później, nie chcę psuć chwili - Potter, prosto sprawę ujmując, dwaj czarodzieje tej samej płci mogą mieć ze sobą dziecko tylko jeżeli są... do siebie podobni - Chciałem powiedzieć "tacy sami" ale wiem że źle by to odebrał
Harry przez chwilę myślał nad wszystkim a ja mu nie przeszkadzałem. Nagle jego dłoń ścisnęła moje kolano. Trochę mnie to zaniepokoiło ale milczałem.
- Ja jestem silny magicznie - Zaczął Potter - Ty jesteś czystokrwisty, potomkiem wielu potężnych Rodów, myślisz że to dlatego jest ono tak potężne?
Miało to sens. Co jak co ale Potterowie też byli nietuzinkowi jeśli chodzi o historie swojego Rodu. W zasadzie to ja i Harry jesteśmy, bardzo dalekimi, Kuzynami. I dlaczego ta myśl mnie podnieciła?
- Ma to sens ale myślę że nie tylko to jest tu na rzeczy ale nie wiem co to takiego - Odparłem odganiając zbreźne myśli
- Jak zwykle - Westchnął Harry - Mam pytanie? - Zarumienił się lekko - Mówiłeś że jesteśmy podobni więc...
- Tak? - Spytałem delikatnie ze strachem
- Em... Czy ten tego... No....
- Spytaj - Powiedziałem niepewnie - Nie zabije cię przecież...
- Eto... Czy... Ty też lubisz... no nie wiem...
Skupiony i zdenerwowany patrzyłem na Pottera oczekując bardzo trudnego pytania.
- Czy ty też lubisz jak...
POLSAT!!!!!!!!!!!!!!!!!! XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro