Rozdział 8 Umowa
Jeszcze trochę i zginę – przeszła ją ta myśl, unikając jednocześnie ogromniej kuli ognia. Rozejrzała się wokoło, chcąc się ukryć. Nie było jednak gdzie... Las w którym walczyli, przypominał teraz jałowy teren w którym nic się nie odrodzi przez najbliższe 100 lat... Spalone drzewa, trawa, ogromne kratery i wyrwy w ziemi. Nie był to przyjemny widok. Nie wiedziała jak długo walczą... godzinę może trzy. Czuła, że za moment nie wytrzyma. Złamana prawa noga, wyrwany bark i liczne cięcia. Nie traktował jej wcale ulgowo. Miał cel sprowadzić ją z powrotem żywą lub martwą. Stoczyła wiele walk, ale on walczył jak maszyna. Nie zważał na nic. Nie chciała dać mu jednak satysfakcji i postanowiła walczyć do samego końca. Nawet jeśli będzie kosztowało to jej życie....
- Muszę zakończyć to jednym atakiem – postanowiła, zaciskając wargi z bólu.
................................................................
Jeszcze nie mierzył się z takim przeciwnikiem jak ona. W wielu wrogach budził strach, gdy poznawali jego umiejętności, natomiast ona wcale się go nie bała. Sama prowokowała wiele ataków. Szybka i zwinna bardzo dobrze unikała jego technik. Nie znaczy to jednak, że nie oberwała. Widać było , że ledwo stała na nogach, ale jej determinacja była ponad to i mobilizowała do dalszej walki. On sam także ucierpiał. Rozcięcie wzdłuż pleców i złamane 3 żebra to najmniejsze z jego obrażeń.
- Porusza się prawie z taką samą szybkością jak ja. – pomyślał. Dopiero po dłuższej walce, lepiej się jej przyjrzał. Dyszała ciężko, a włosy zasłaniały jej twarz. Widać jednak było, że ma wyjątkową urodę, a ciało sprężyste i bardzo kobiece. Nigdy nie zwracał uwagi na walory kobiet... Jego priorytety były zdecydowanie inne. Nawet, gdy Sakura czy później inne kobiety narzucały mu się, ignorował je. Liczyła się tylko zemsta, która wypełniała całe jego życie. Tu nie mógł jednak tego zrobić. Sam się dziwił, że zaintrygowała go ta białowłosa kunoichi. Nikt wcześniej nie wytrzymał tak długo pojedynku z nim. Nagle zniknęła. Jak to możliwe, skoro przed jego oczami nikt nie jest w stanie uciec!? Przesuwając się poczuł jak coś ostrego wbija mu się w ramię.
- Zapewne celowała w serce – nim zdążył się zastanowić nad następnym posunięciem instynktownie złapał ją i przypierając do pozostałego pnia drzewa wbił jej miecz w brzuch. Nie chciał tak zakończyć tej walki. Zrobił to intuicyjnie. Byli teraz bardzo blisko siebie. Zobaczył jak z jej ust wypływa krew. Podnosząc głowę spojrzała na niego. To co jednak ujrzał, przeraziło go.
- Sharingan!?? – Wyszeptał patrząc w oczy czerwone jak jego, które po chwili zgasły.
........................
Siedział na kanapie w wielkim pomieszczeniu przypominającym salon. Cała jego biała koszula zabarwiona była krwią. Głowę miał schowaną w rękach, a myśli odciągały od rzeczywistości.
-Niemożliwe...To nie może być ona...- Bił się z myślami – Tak dawno jej nie widziałem, że zapomniałem jak wygląda. Ale dlaczego wcześniej nie użyła sharingana? Jeśli bez niego była tak dobra to po aktywacji mogłaby mnie pokonać... Co robi w kryjówce Orochimaru i czemu nic nie powiedziała...- im więcej się nad tym zastanawiał, tym więcej miał pytań.
- Kilka centymetrów dalej i nie mógłbyś nawet śnić o odbudowie klanu – Kabuto wszedł wycierając ręce umazane krwią. Brunet posłał mu mordercze spojrzenie. Mimo że nie przez wiele lat nie utrzymywali kontaktu, niejednokrotnie o niej myślał. Wiedział, ze jako dzieci są zaręczeni, ale nie traktował tego faktu poważnie. Ich droga rozeszła się tamtej feralnej nocy, gdy ich klan został unicestwiony. Dodatkowo przykaz od Hokage, by nigdy nie zdradzał jej tożsamości sprawił, że automatycznie unikał kontaktu z nią. Bał się, że przy bliższych relacjach może coś zdradzić. Orochimaru jednak doskonale wiedział kim jest... Na pewno miał w tym jakiś plan.
- Co ona tu robi? – spytał obojętnym, zimnym tonem.
- Jest gościem pana Orochimaru... nieźle ją urządziłeś. Pięć godzin operacji, antybiotyk i inne lekarstwa, a ja dalej nie mogę dać gwarancji że przeżyje. Szkoda by było takiej ślicznotki, nie sądzisz Sasuke?
- Radzę uważać ci na słowa... Po co jest wam potrzebna i jak się dowiedzieliście? – dopytywał dalej obojętnie.
- Ma sharingana. Orochimaru chce ją wyszkolić, a potem zastąpić nią ciebie, gdy przejmie twoje ciało. Ma być jego nowym „naczyniem".
Gdy to usłyszał tylko prychnął. Sam nie zamierzał wywiązać się z „umowy" jaka zawarł z tym wężem, a co dopiero ona, jeśli zostanie do tego zmuszona.
- Nie sądzę by była chętna do współpracy – mówiąc to patrzył na Kabuto chcąc wyczytać cos z jego twarzy.
- Mylisz się – rzucił mu stos kartek na stojący przed kanapą stół. – Tu masz jej wszystkie akta i dokumenty. Oto powód dlaczego zostanie. A teraz zostawiam Cię samego, muszę zajrzeć do pacjentki.
Chwilę jeszcze patrzył na zapisane kartki i zwoje przed nim. Ciekawość jednak nie pozwoliła mu do nich nie zajrzeć.
Było tam wszystko. Historia klanu, ilość ofiar. To jednak go nie interesowało. Znał to wszystko na pamięć. Sięgnął po czarną teczkę z napisem „ściśle tajne". Pierwsza strona dokumentu przedstawiała jej zdjęcie. Musiał przyznać, że była piękna. Duże, złote oczy, blada i nieskazitelna cera, długie do ziemi białe włosy. Usta miała pełne w kolorze jasnej maliny. Patrząc na fotografię, sam się sobie dziwił, że to zauważył. Przewracając kartki dalej czytał o jej umiejętnościach. Nie było ani jednej techniki związanej z sharinganem. Czyżby wcale go nie używała? To tłumaczyłoby jej sposób walki z nim... Natknął się jednak na informacje, która całkiem go zaskoczyła. Rytuał. Pierwszy raz o tym słyszy... według raportu ona została skazana na niego, ale on dalej miał wolną rękę w wyborze partnerki. Przeczytał wszelkie szczegóły z nim związane.
Hm... czyli nawet jeśli nie będzie się z nią wiązał, zapewni sobie odbudowę silnego klanu. Pasowało mu to. Ostatnie co przeczytał to protokół z obserwacji Kabuto. Opisał Jej najbliższych współpracowników, a także umiejętności. Ale czytając ostatnie zdanie, aż się w nim zagotowało: Partner życiowy – Neji Hyuga... Przecież należała tylko do niego! Zostało to już przesądzone wiele lat temu! A może nie wiedziała wszystkiego o swoim losie... jeśli tak, to on już jej to uświadomi.
.....................................................
Minęła już druga doba od operacji, a ona się czuła jakby dopiero przed chwilą wstała ze stołu operacyjnego. Dodatkowo operowała ją ta szumowina Kabuto.
- To co mi usunąłeś? – spytała, gdy wybudziła się narkozy.
- Mile się odwdzięczasz za uratowanie życia... I przestań być tak podejrzliwa. Moje badania są dla dobra świata shinobi. Nie rozumiem czemu każdy reaguje na nie z taką niechęcią. Swoją drogą nie będziesz już chyba zaprzeczać swojemu pochodzeniu?
- Czego ode mnie chcecie? Przecież nie dacie mi informacji o siostrze z dobroci serca.
- Racja. Orochimaru Ci wszystko wyjaśni. Ja jestem tylko od tego by utrzymać Cię w tej chwili przy życiu.
Szła na spotkanie z tym oślizgłym gadem. Gabinet do którego weszła miał zapach stęchlizny i rozkładu. Prawie ją zemdliło.
- Jak dobrze widzieć Cię na nogach... - przywitał ją. – Usiądź.
- Nie mam zamiaru przebywać tu dłużej niż to konieczne. Mów co masz do powiedzenia.
- Już na pierwszy rzut oka masz w sobie dużo z Uchihów. Arogancję, szorstkość, pewność siebie i talent. Taakk...talent – powtórzył, a oczy wręcz mu się zaświeciły. Jesteś niezwykle cenna. Zapewne wiesz, dlaczego jest tu Sasuke. Pragnął mocy, a ja mu ją dałem. W zamian będę miał jego ciało. Co do Ciebie – chcę tego samego. Jednak twoja oferta jest bogatsza. Dam ci nie tylko informacje na temat siostry w stosownym czasie, ale też moc i nauczę, jak zapanować na sharinganem. Dobrze wiem, że nie potrafisz prawidłowo go używać.
- Co to znaczy w stosownym czasie?
- To znaczy, że najpierw będziesz trenować, a dopiero potem przekaże ci akta, które ukradłem z wioski Liścia. Jesteś wystarczająco silna więc najbardziej zależy ci na nich. Jest to dla mnie gwarancja, że wywiążesz się z umowy.
- A jak chcesz nauczyć mnie technik wzrokowych, skoro sam ich pragniesz?- zakpiła
- Sasuke Cię nauczy.
Nie chciała ani tego ani mieć coś wspólnego z jego światem. Była specjalnym Ninja wioski Liścia. Ona zabijała takich jak oni, a nie z nimi współpracowała. Jednak Orochimaru miał coś, co było dla niej istotne. Oczywiście brała pod uwagę, że kłamie, dlatego postanowiła przystać na jego warunki i na własną rękę w międzyczasie szukać akt, które na pewno były ukryte w kryjówce. Złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Odwracając się przez ramię dodała tylko:
- Niech będzie, lecz spróbuj mnie w jakiś sposób oszukać, a Cię zabije...
..................
Wracał po treningu do swojego pokoju. W głowie przetwarzał cały czas informacje, które przeczytał. Nagle wyczuł czyjąś czakrę. Wszędzie paliły się pochodnie. Dostrzegł przybliżającą się kobietę. Jej włosy związane teraz były w kitkę, a spod sukienki wystawały liczne bandaże. Szła lekko się zataczając. Gdy jednak go zauważyła, wyprostowała się i przyspieszyła kroku. Mijając go nawet na niego nie spojrzała. Nie był do tego przyzwyczajony. Zazwyczaj budził podziw u płci przeciwnej.
„Czyżby aż tak miała za złe, że ją pokonałem?" – pomyślał. Z jednej strony nic dziwnego, ale ten chłód i nienawiść jakie od niej biły.... Zachowywała się zupełnie jak on.
- Dekashi Uchiha... - na dźwięk swojego imienia zatrzymała się- myślę, że powinniśmy wyjaśnić sobie parę spraw.
- Jeśli chcesz coś wyjaśniać to słucham, ja Ci nie mam nic do powiedzenia- Rzuciła przez ramię, po czym ruszyła dalej. Natychmiast zastąpił jej drogę.
- Mnie się nie lekceważy – wyraźnie był poddenerwowany. Uśmiechnęła się zadziornie.
- Niemożliwe... ja właśnie to zrobiłam – spojrzała na niego z ironią. Podnosząc jednak wzrok lekko się speszyła. Nikt jeszcze tak na nią nie patrzył. Nie wiedziała jak zinterpretować ten wyraz twarzy.
- Zobaczymy czy będziesz taka wygadana jak będę cię trenował. – odburknął.
- Nie oczekuj od siebie zbyt wiele... jedynie czego masz mnie nauczyć to korzystania z sharingana.
Tego było za wiele. Przy niej nie był w stanie się kontrolować. Podszedł krok bliżej, jednak na niej nie zrobiło to wrażenia. Jak to możliwe, że istnieje ktoś, kto go nie tylko nie szanuje, ale i się nie boi, myślał.
- Przed tobą długa droga, której nie będę Ci ułatwiał. Radzę szybko wrócić do zdrowia, bo inaczej z całą pewnością znów trafisz pod nóż. Jutro masz być gotowa na trening o 6 rano.
Teraz to ona zrobiła krok do przodu... stali bardzo blisko siebie. Była niższa od niego o głowę, dlatego uniosła ją by dobrze go widzieć i dodała.
- To ty masz być gotowy... na 4. Po czym weszła do pokoju. Stał tak jeszcze chwilkę oszołomiony jej zachowaniem. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ich pokoje znajdowały się obok siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro