Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 Spotkanie po latach.

Czuła jakby od środka trawił ją ogień i chciało się jej potwornie pić. Otwierając oczy czuła jakby zrobiła niesamowity wysiłek. Obraz był dalej nieco rozmazany, ale zdążyła już w pełni pojąć swoją sytuacje. Nic dziwnego, że bolały ją ręce. Związane były wysoko nad głową, grubym łańcuchem, ciasno oplatającym jej nadgarstki. Krępował wszelki jakikolwiek ruch nimi.

- Nie dam rady wykonać żadnych pieczęci... muszę znaleźć inny sposób... - pomyślała. Zaczęła się rozglądać uważniej po pokoju, a właściwie celi w której panował półmrok. W samym jej rogu dostrzegła stół, a na nim tlącą się leniwie świeczkę.

- Do porannych skowronków to ty nie należysz – odezwał się ktoś siedzący na krześle przy stole – nie sądziłem, że tak podziała na Ciebie mój środek. Byłaś nieprzytomna 3 dni. Gdybym wiedział, zmniejszyłbym dawkę.

Ujrzała wreszcie twarz swojego rozmówcy. Mimo że nigdy nie widziała go osobiście, jego dokumenty, historia i wygląd były jej bardzo znane.- Dałam się złapać w tak głupio banalny sposób...- jej myśli przywoływały ostatnie wydarzenia. Dziewczynka, poczęstunek, natychmiastowa utrata przytomności.

-Kabuto... wyszeptała zachrypnięta. Musiałeś wykorzystać prawdziwe dziecko... Na pewno nie użyłeś podmiany... Dosyć sprytne.

- Bingo. – tryumfalnie zaakcentował- podmianę jako shinobi tej rangi od razu byś zauważyła. Musiałem wymyślić naprawdę dobry plan. Zajęło mi to miesiące.... Aż wpadłem na pewien pomysł...W pobliżu był sierociniec... mieszka w nim bardzo wiele słodkich dziewczynek- uśmiechał się kpiąco.

- Draniu... - dalej ciężko było jej mówić – co z nią zrobiłeś? Poszlachtowałeś do swoich badań? – nienawidziła, wszystkich którzy krzywdzą dzieci...

-I tu się zdziwisz... nie tym razem. Jest bezpieczna wraz z innymi sierotkami. Gdybym ją zabrał ze sobą zwróciłbym na siebie niepotrzebną uwagę, a zależało nam żebyście myśleli że odeszliśmy.

- Nam? Mówisz o tym nic nie wartym gnoju, którego słuchasz? – chciała go sprowokować

- Nie waż się tak mówić o czcigodnym Orochimaru! – udało się...

- Kabuto przestań... ona się z tylko z tobą drażni. - do pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze.

- O wilku mowa...Na żywo wyglądasz jeszcze bardziej obleśnie – warknęła.

- Twoja porywczość jest dosyć znana w śród shinobi. Mimo że starasz się ją ukryć... No, ale nie uprzedzajmy się tak do siebie od razu na początku. – stanął naprzeciwko niej. Oblizał językiem swoje wargi.

- Porozmawiajmy w bardziej sprzyjającej atmosferze, zapewne chce Ci się pić. Ale najpierw zadam Ci kilka pytań

- Tylko po to mnie tu sprowadziłeś? Żeby o coś spytać? Wystarczyło zadzwonić – kpiąco spojrzała mu w twarz.

- Hehehe...Jesteś wygadana. Ale przejdźmy do konkretów. Czemu Dekashi Maruda nie używasz swojego prawdziwego nazwiska?

Zamurowało ją... on wie... jeżeli akta zawierały wszystkie informacje o niej, a on je ukradł, to jej tożsamość jest mu dobrze znana. Postanowiła jednak iść w zaparte.

- Jakiego nazwiska? O czym ty do cholery mówisz...

- Tak sądziłem, że nie będziesz chciała się przyznać. A co powiesz na to, że mam twoje akta, tak pilnie strzeżone przez Konohę? Dodatkowo w sąsiedniej wiosce żyje pewna matka z dzieckiem, które twierdzi, że jej ojca zabiła białowłosa dziewczyna o czerwonych oczach.

- Wioska ma bardzo wiele placówek z chronionymi danymi. Każda z nich jest pilnie strzeżona. Jednak część z nich zawiera sfałszowane informacje i akta. Nawet jak na ciebie, taka pewność siebie, że posiadasz prawdziwe jest lekkomyślna. A co do dziecka... Każdy dobrze wie, że nie są najlepszym źródłem informacji.

- Pomogę ci odnaleźć siostrę – rzucił nie zwracając uwagi na jej tłumaczenia.

Tego się nie spodziewała... Czuła, że Yumi żyje... szukała na własną rękę latami jakiejś wzmianki o niej, jednak bezskutecznie. Czy więc to możliwe, że ma jakieś informacje na jej temat? Jeśli tak, nie może zaprzepaścić takiej szansy! Ale to Orochimaru...na pewno ma w tym jakiś cel...poza tym jej sposób życia do tej pory byłby bezsensowny... nie może się zdradzić... postara się inaczej wyciągnąć od niego te informacje.

- Widać nie przeczytałeś dokładnie tych akt. Jestem sierotą. Nie mam żadnej rodziny... Skoro już odpowiedziałam na stek bezsensownych pytań może mnie uwolnisz?

- Takiej opcji nie przewidziałem, niestety. Ale sądzę, że bez łańcuchów będzie ci się lepiej myślało. Uwolnij ją Kabuto i daj wody. Wracam do swoich obowiązków. Nie martw się... jeszcze utniemy sobie nie raz taką miłą pogawędkę. – zasyczał, po czym wyszedł.

- No to zobaczymy – pomyślała. Kabuto w tym czasie uwolnił jej nadgarstki. Tylko na to czekała. Wykorzystując jego nieuwagę ogłuszyła go jednym ciosem. Nie chciała używać technik od razu. Nie dość, że przez trzy dni wisiała przypięta za ręce, to nie wiedziała na jakie jeszcze przeszkody natrafi uciekając. Dodatkowo z odwodnienia, dalej miała zawroty głowy. Wybiegła z pokoju. Pomimo ilości i krętości korytarzy bez problemu znalazła wyjście. Była szkolona i przygotowywana na takie sytuacje.

-Świeże powietrze...od razu lepiej.... Poszło jednak za łatwo... muszę się spieszyć - pomyślała.

- Podobno jeden z więźniów uciekł... Jak jednak widać, niedaleko – usłyszała za sobą. Odwróciła się powoli. Stał pewny siebie z mieczem w ręce. Mimo że nie widziała go wiele lat i jego wygląd się zmienił, głos brzmiał podobnie... zimny, bez uczuć, wywołujący ciarki na plecach. Wiedziała, że czeka ją ciężka walka...

-Wracaj, to nie zrobię Ci krzywdy – dodał.

Uśmiechnęła się pogardliwie. Nie poznał jej. Inaczej na pewno by coś powiedział.

- Wolę się przekonać czy faktycznie jesteś taki dobry jak mówią... Uchiha Sasuke – Po czym ruszyła prosto na niego, formując pieczecie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro