Rozdział 5 cz I Bal
Ding dong, usłyszała zmywając naczynia. Już miała biec otworzyć, gdy do kuchni weszła Misaki.
Masz gościa słoneczko, nie będę wam przeszkadzać, pójdę na ganek poczytać.
Nie musisz Misaki, z tego co widzę to tylko Takumi - wychylając się spojrzała przez ramię.
-"To Tylko Takumi"? Mam wrażenie czy za dużo przebywasz z moją siostrą - wszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Nim zdążyła mu odpowiedzieć, starsza kobieta cichutko oddaliła się na wygodny fotel przed domem.
- Poczekaj chwilę - zwróciła się do chłopaka, po czym wzięła dzbanek z lemoniadą, szklankę i zaniosła swojej opiekunce. Było lato, a ten dzień był wyjątkowo upalny.
- Gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała daj mi znać . - Powiedziała całując ją w policzek.
- Nic już mi nie potrzeba słoneczko, wygrzeje tylko trochę te stare kości. Dziękuję.
Wracając do kuchni pomyślała jak wiele zawdzięcza tej małej, zgarbionej postaci, a jak ona niewiele może dla niej zrobić. Bo przecież jak można się odwdzięczyć komuś kto przygarnął sierotę... dlatego starała się jej pomagać na wszelkie możliwe sposoby. To ona powoli przyjmowała obowiązki gospodyni- sprzątanie, pranie, zakupy. Oczywiście, gdy była tu na miejscu, a nie na misjach. Co do gotowania, Misaki wolała robić to sama. Mówiła że ją to odpręża, dlatego Dekashi nie oponowala.
- A ty czego do picia sobie życzysz zbłąkany wędrowcze? - zwróciła się do niego
- Taaaaakkkkk... zdecydowanie przebywacie ze sobą za często- chłopak wykrzywił twarz w udawanym grymasie, kontynuując swoje wcześniejsze spostrzeżenie.
- Poproszę zieloną herbatę... Słoneczko- dodał po chwili z chochlikowym spojrzeniem. Wiedział, że to przezwisko wzięło się od złotego koloru oczu jego przyjaciółki.
- Pff... nie mówisz tego tak uroczo jak Misaki. - Podając mu herbatę, mrugnęła porozumiewawczo do niego. Wydawała się znacznie radośniejsza od ich ostatniego spotkania. Ale nie tylko powierzchownie, lecz wewnętrznie. Miał wrażenie, że jest swobodniejsza. Siostra opowiadała mu, że się przeforsowuję na treningach z Kakashim. Nie było to dla niego nic dziwnego. Jako shinobi z tajnej jednostki musieli być najlepsi... oczekiwano od nich więcej, dlatego nie mogli sobie pozwalać na normalny tok treningowy. Dekashi jednak pod tym względem była bardziej surowa wobec siebie niż reszta z oddziału. Pewnie dawno zostałaby jednym z dowódców, ale z jakiegoś powodu Hokage wstrzymywała tę decyzję, argumentując to jej młodym wiekiem i niewystarczającym doświadczeniem. Jego zdaniem nie były one słuszne. Jak na swój wiek to Dekashi była bardzo dojrzała, a doświadczenia w walce mógł jej pozazdrościć niejeden przełożony.
- Mam dla Ciebie przesyłkę od Maki- podał małą, aczkolwiek ciężką kosmetyczkę. – Sama nie miała czasu Ci tego dać bo od rana przygotowuje się do występu. Od tych jej treli myślałem, że eksploduje mi głowa.
Zaglądając do środka zauważyła kilka podkładów, korektorów i pudrów do twarzy. Dodatkowo paręnaście szminek i innych przyrządów do „upiększenia". Pytająco popatrzyła na posłańca.
- hahaha, żebyś widziała swoją minę – zaczął się śmiać- Maki kazała ci tym zatuszować wszystkie siniaki i cięcia. Sukienka jest odkryta więc masz trochę pracy przed sobą. Wyglądasz koszmarnie, a widziałem Cię już w różnych sytuacjach
- Skąd wiecie jaką kupiłam sukienkę?
- Ino rozpowiada wszystkim klientom, że pomogła Ci ją wybrać i jak zwykle z dokładnością opisuje szczegóły. Aż sam jestem ciekawy jak będziesz w niej wyglądać...czy czerwony czasem nie gryzie się z fioletowo- zielonymi plamami? – ledwo wychwyciła jego słowa spośród tych śmiechów... Nie mogła nie przyznać mu racji... Mimo drobnych postępów, dalej dostawała w kość od Kakashiego...była przekonana, że po aktywacji sharingana nawet dziecko dało by sobie z nią radę. Zużywała też większa ilość czakry, dlatego była bardzo osłabiona. Najchętniej przespałaby ten dzień.
- Masz rację... dawno też się tak nie czułam. Może zostanę w domu.
- Nie przesadzaj...
- Nie dość, że będę tak wyglądać to jeszcze przyjdę sama. Co prawda wcale nie chciałabym tego zmieniać, ale dla wielu może to być dziwne. A ty z kim idziesz? – Przekierowała rozmowę na inne tory. Nagle spoważniał.
-Z nikim. - Odparł krótko.
- Taki łamacz serc jak ty ma przyjść sam? Nie wierze – zaczęła się śmiać. Jednak patrząc na jego poważną minę zaniepokoiła się. – Coś się stało?
- Nie do końca. Podczas balu będę patrolował czy nic się nie dzieje. Oczywiście tak by nikt tego nie zauważył z naszych kolegów i koleżanek.
-Jest aż tak źle? – spytała, wiedząc, że skoro Tsunade nawet na balu chce mieć wszystko pod kontrolą coś konkretnego musiało się stać.
- Źle? Nie... ale dość słabo. Znów zaginęło parę ważnych akt pomimo podwójnej ochrony. Dlatego Piąta już w pełni zaangażowała w tę sprawę nasz oddział. Patrolujemy teren dniem i nocą.
- Cholera, a mnie akurat musiała odsunąć! – zdenerwowana podeszła do okna. Misaki spała smacznie w fotelu. – Zaraz, zaraz...czy wy przypadkiem nie obserwujecie i mnie?! – nie mogła się powstrzymać...znowu wybuchła... odkąd zaczęła używać sharingana częściej się to jej zdarzało.
- Ah ten temperament... uspokój się, tak obserwujemy. Z tego co przekazała V mamy mieć oko na wszystkich których, akta zaginęły. Nie wiemy czego chce Orochimaru, ani co planuje.
- czyje akta jeszcze zginęły? – powoli starała się uspokoić.
- Twoje i paru innych ninja. Nie powiem Ci nic więcej, bo się zaangażujesz i zaczniesz nam pomagać. Zresztą nie masz się czym martwić. To tylko rutynowe działanie.
- Widzę - powiedziała z przekąsem.
- Muszę lecieć, Maki chciała jeszcze bym zrobił dla niej zakupy. Przestań patrzeć na mnie z wyrzutem, wiesz że chętnie bym został – drażnił się z nią.
- A ty wiesz, że nie o to chodzi - dobry nastrój bardzo szybko jej przy nim wracał. – Podziękuj Maki za kosmetyczkę.
- Sama jej podziękujesz wieczorem, jestem pewien, że będziesz wyglądać pięknie – powiedział to wręcz szeptem by nie zbudzić śpiącej w fotelu staruszki, gdy wychodził.
Patrzyła za nim, aż zniknął za zakrętem.
- Możesz już otworzyć oczy, wiem że nie śpisz – zwróciła się do Misaki.
- Co mnie zdradziło? – spytała staruszka
- Co chwilę otwieranie jednego oka by podejrzeć sytuacje – powiedziała śmiejąc się i obejmując ją za szyje. Chodź już do domu, pora zrobić obiad, pomogę Ci.
.................................................
Już prawie była gotowa. Jeszcze tylko założyć złote szpileczki... no i zrobić coś z włosami. Zdecydowała się na lekkiego warkocza. Na końcu zawiązała go czerwoną tasiemką w złote kwiatki. Popatrzyła w swoje odbicie – Wyszło całkiem nieźle – pomyślała. Większość siniaków udało się ukryć pod warstwami makijażu... niektóre jednak były na tyle uparte , że przybrały tylko jaśniejszy odcień. Na to już nic nie mogła poradzić. Schodząc po schodach, zauważyła, że Misaki dalej siedzi w salonie i odpoczywa po obiedzie. Ostatnio ciągle się źle czuła – starość moje dziecko, starość- powtarzała, gdy Dekashi próbowała w jakiś sposób jej ulżyć. Gdy jednak zobaczyła, że jej wychowanka szykuje się do wyjścia, wstała i wyciągnęła z komody mały, srebrny naszyjnik.
- Chodź, mam dla ciebie coś – rzekła zachrypniętym głosem.
- Co to takiego – spytała
- Naszyjnik twojej matki... Po tamtej tragedii poszłam do waszej posiadłości... Chciałam czegoś poszukać co zawsze będzie przypominać ci twych bliskich i twoje pochodzenie. Załóż, będzie pasował do sukienki. Miałam Ci już go dać wcześniej, ale czekałam na odpowiednią okazję. – Podała dziewczynie naszyjnik. Ta jednak rzuciła się jej na szyje. Łzy spływały po jej policzkach.
- Aż tak się ucieszyłaś z pamiątki rodzinnej? – Z uśmiechem zauważyła staruszka.
- Nie, bo to TY jesteś moją rodziną... jedyną bliską osobą- teraz to i Misaki miała łzy w oczach- zajęłaś się mną, wychowałaś i stworzyłaś ciepły dom w którym zawsze na mnie czekałaś. Byłaś powodem dla którego chciałam wracać z misji. Nie chcę pamiątek po tamtym życiu. Moje prawdziwe życie, wspomnienia są tylko z Tobą Misaki. – Obejmowały się płacząc dalej ze wzruszenia. Staruszka nie sądziła, że w sercu tego zamkniętego na prawdziwe uczucia dziecka, znajdzie się miejsce dla niej – zwykłej zielarki. Mocniej przytuliła ją do siebie.
- Spóźnisz się Słoneczko, do tego rozmazałaś makijaż – powiedziała patrząc z rozbawieniem na złote oczy dziewczyny. – Weź go, jeszcze raz dała jej naszyjnik.
- Nie chcę... będzie mi przypominał te straszliwą chwilę. Żadni rodzice nie szykują swojemu dziecku takiego losu jak moi. Włóż go z powrotem do pudełka. Jestem Ci wdzięczna za to, że tam poszłaś, ale ja nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
-Gdyby to był naszyjnik od Yumi to co innego- pomyślała.
-No już dobrze, dobrze. – Mówiąc to zmazała jej rozmazany makijaż. - Teraz wyglądasz olśniewająco. A teraz już idź.
- Na pewno nie chcesz iść ze mną? Będziesz moją parą towarzyszącą – zapytała radośnie Dekashi
- Nie Słoneczko, nie nadaje się na takie wyjścia. Jestem już stara, wszystko mnie boli. Muszę się zdrzemnąć, odpocząć. Będę na ciebie czekać, jak zwykle – powiedziała całując ja w jeszcze wilgotny policzek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro