Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 - Trening

- Sharingan- krzyknęła, starając się zauważyć każdy ruch i cień wokół niej.

 To dopiero 4 godzina treningu, a ona ledwo stała na nogach. Znana była ze swojej wytrzymałości i nieustępliwości, ale to zaskoczyło nawet ją... nie sądziła, że jest tak słaba. Dziedzictwo klanu, które miało dać jej wielką siłę było jej największą słabością. Czuła jak wszystkie bodźce z otoczenia docierają do niej z zawrotną szybkością. Nie wiedziała na czym skupić swoją uwagę czy w którym kierunku skierować swoje techniki, jednym słowem totalna katastrofa! Nagle poczuła za sobą ruch, odwróciła się jednak zbyt wolno. Po chwili znów leżała na ziemi. Cios przeciwnika powalił ją z dziecinną łatwością.

- Na dzisiaj koniec – powiedział – musisz odpocząć.

- Kakashi sensei, chce spróbować jeszcze raz- powiedziała wstając. Była cała posiniaczona. Od dawna nie była w takim żałosnym stanie.

- Robisz naprawdę duże postępy Dekashi, nie ma co się śpieszyć. To naturalne, że twoje ciało nie nadąża za tym co widzą oczy. Musisz się wyciszyć, dopiero wtedy będziesz wiedziała na którym szczególe zwrócić swoją uwagę.

- Wałkujemy to już tydzień czasu, a ja nie jestem w stanie wytrzymać marnych 4 godzin. Jak możesz mówić o postępach!? – nie lubiła być chwalona, gdy wiedziała, że nie dopisała.

- Pierwszego dnia nie byłaś w stanie w normalnej walce wytrzymać 10 minut. Jeżeli w ciągu tygodnia potrafisz już wytrzymać do 4 godzin to za pół roku opanujesz wykorzystanie czakry w pełni. Każdy Uchiha uczy się tego od najmłodszych lat natomiast ty...

Nie dokończył bo mu przerwała

– Nie mogłam się tego nauczyć, bo mi zabroniliście... Przez 2 lata uczyłeś mnie jak panować nad niekontrolowaną aktywacją sharingana, która jak wielokrotnie mówiłeś „często występuje instynktownie u młodych użytkowników podczas walki". A teraz chcesz wmówić postępy... Traktujecie mnie jak szczura laboratoryjnego! Raz mam się czegoś oduczyć by potem nauczyć ponownie. Dlaczego dopiero teraz!? Wszelkie informacje są mi dozowane odkąd pamiętam. Chce wiedzieć, czemu nic nie mówisz sensei!? – zmęczenie i frustracja w końcu z niej wyszły. Sama nie mogła uwierzyć, że wykrzyczała mu w twarz to co myśli. Zawsze ją wspierał. Gdy była mała przynosił słodycze, opowiadał o jej klanie. Szkoląc ją nigdy nie porównywał do Sasuke... Gdy pytała czy jest od niej lepszy, zawsze odpowiadał, że inny ale nie lepszy. Był byłym członkiem ANBU, jej mistrzem, opiekunem a ona tak się zachowała... rumieniec wstydu zagościł na jej twarzy.

- Masz racje- jego opanowanie i słowa sprawiły, że poczuła się jeszcze gorzej- usiądźmy pod tym drzewem... Wiem jak trudno Ci zrozumieć działania Hokage i rady...- kontynuował - jednak wiedz, że nie oczekujemy od Ciebie rzeczy, którym byś nie podołała. Uśpienie umiejętności twojego klanu było niezbędne by Cię chronić. Trzeci chciał byś zdobyła siłę jako zwykły ninja, a gdy przyjdzie czas skorzystała z wrodzonych umiejętności. Tak, byś mogła bronić się sama. Jak się okazało nasze obawy były słuszne – Orochimaru upatrzył sobie Sasuke ze względu na sharingana. Z tobą byłoby podobnie. Dzięki temu, że nikt o tobie nie wiedział mogłaś prowadzić stosunkowo normalne życie.

- Słyszałam, że zostały ostatnio skradzione tajne akta... czy w nich znajdowało się coś na mój temat?

- Niestety- odparł- wszelkie twoje dane, pochodzenie, zdjęcia a także umiejętności.

- Czemu w ogóle takie akta były przetrzymywane skoro miałam być anonimowa? Myślisz sensei, że ukradł je Orochimaru?

- Trzeci chciał usunąć wszelkie informacje o tobie, jednak rada się nie zgodziła. Twierdzili, że bezpieczniej będzie posiadać takie dane. Nie wiem dokładnie czym to argumentowali. Co do Orochimaru- po nim można się spodziewać wszystkiego.

- Ale jak to możliwe... przecież nikt nie wie... powiedziawszy to zamilkła na chwilę. Przypomniała sobie tamtą sytuację gdy miała 10 lat... W drodze do Konohy wracając z misji, zatrzymali się w pewnej wiosce. Chcieli odpocząć po długiej podróży i uzupełnić zapasy... Pewnego ranka zobaczyła jak jakiś mężczyzna bije swoją żonę i córeczkę. Gospodyni u której się zatrzymali mówiła, że często mu się to zdarza, a kobieta wielokrotnie trafiała do szpitala z ciężkimi urazami. Teraz osobiście była tego świadkiem... Nie mogła na to patrzeć... nikt nie zwracał uwagi na krzyki, płacze i wołanie o pomoc dobiegające z małego, drewnianego domku. Nim się zorientowała, to ona stała nad nieprzytomną kobietą... Kunai, który trzymała w ręku był cały we krwi... Przepełniała ją nienawiść. Z obrzydzeniem patrzyła na martwe ciało mężczyzny.

- Ścierwo- pomyślała – szkoda, że takich jak on jest na świecie więcej... - zza szafy wyłoniła się malutka, zapłakana postać.

- No już kruszynko, nie bój się. Wszystko będzie dobrze- mówiła uspokajającym tonem do 5 letniej dziewczynki

- Już jesteś bezpieczna. Nie zrobię Ci krzywdy- Wyciągnęła do niej dłoń. Jednak zdziwił ją fakt, że mała tak uważnie się jej przygląda. Powód tego ujrzała w odbiciu lutra, które stało przy szafie. Miała aktywowanego Sharingana!!! To dlatego jej szybkość i reakcja się zwiększyły. Instynktownie zareagowało jej ciało... no i geny. Pospiesznie opuściła ten dom... Nawaliła! Chociaż z drugiej strony czy 5 letnie dziecko może być jakimś zagrożeniem? Pewnie zapomni... Nie powiedziała o tym nikomu. Nawet jemu. Nie chciała go zawieść. I mimo że przez lata starała się o tym zapomnieć, ta myśl co jakiś czas wracała nie dając jej spokoju.

- Orochimaru dalej ma swoich szpiegów. W jakiś sposób mógł się domyśleć – Kakashi na szczęście nie zauważył jej zawahania na twarzy. Mniemam, że nie dasz mi spokoju i będziesz chciała dalej ćwiczyć?

Twierdząco pokiwała głową, szeroko się uśmiechając.

- Dziękuję sensei... Na jej twarzy widać było tryumf. Często ulegał... nie mógł jej inaczej wynagrodzić straconego życia. Czuł się za nią odpowiedzialny, nawet bardziej niż za drużynę 7. Oni mieli siebie nawzajem, a ona nikogo. Rozczulały go wspomnienia jej małych rączek na jego szyi, gdy ściskała go na powitanie. Stare czasy...

-Dobra, zobaczymy jak poradzisz sobie z tym – po czym rozpoczął walkę.

......................................

Leżała bez ruchu na chłodnej trawie. Odpoczywała. Udało się jej wytrzymać 6 godzin. Dobrze, że Kakashi dał się namówić na przedłużenie treningu. Pewnie nalegałaby, żeby jeszcze został i ją uczył, ale on również miał swoje zobowiązania wobec wioski. Postanowiła, że gdy trochę odpocznie potrenuje z własnym klonem... Jeśli jej ciało nie odmówi posłuszeństwa...

- Jaki rzadki widok, kto Cię tak sponiewierał? Wstydź się! – nie musiała się podnosić by wiedzieć, do kogo należy ten ironiczny ton.

- Cześć Maki, szybko wróciłaś- powiedziała wstając.

- Musiałam, Nie mogłam przecież opuścić tego ekscytującego wydarzenia.

- Wydarzenia?

- Matko, Dekashi... jak na shinobi jesteś strasznie zapominalska. Chodzi mi o bal. Jestem główną wokalistką- dodała z dumą. Nie może mnie zabraknąć.

- No tak....- zupełnie zapomniała. To już za trzy dni. - Nie wiedziałam, że śpiewasz – dodała.

- Mówiłam Ci wielokrotnie, ale jak zwykle nie słuchałaś – westchnęła z rezygnacją. Powinnaś trochę się oszczędzać. Nie jesteś niezniszczalna, pamiętaj.

- I kto to mówi – odparła. Patrzyła na ta drobną postać w króciutkich, blond włosach. Zupełnie niepodobna do swojego brata, przypominała jej elfa. Na co dzień beztroska o nieprzeciętnym poczuciu humoru, na polu walki zmieniała się nie do poznania. Potrafiła być bezwzględna i zimna, zawsze wykonująca polecenia przełożonych. Zazwyczaj z wszystkich pojedynków wychodziła bez szwanku. Stąd jej docinka na samym początku

- Idę złożyć raport, piata nie lubi czekać. Idziesz ze mną? – spytała Maki

Nie miała nastroju by oglądać twarz głównodowodzącej. – Miałam zamiar jeszcze poćwiczyć

-Jak zwykle. Ok to ja idę. Ale radzę Ci wyleczyć te zadrapania na policzku, nie wypada by w takim stanie iść na bal- po wypowiedzeniu ostatniego słowa, zniknęła w kłębi dymu.

Jaaasne.... Dobrze wiedziała, że przez te trzy dni nie tylko się ich nie pozbędzie, ale i wzbogaci o nowe... Nie przeszkadzało jej to jednak. Liczyło się tylko jedno... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro