Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27 Ostatnie Wyjaśnienia

Po chwili oprzytomniał i w ostatniej chwili dogonił pędzącą Dekashi

- Stój!

- Powiedziałam zostaw!

- Uspokój się natychmiast i wyjaśnij mi co się dokładnie stało! – po raz pierwszy w życiu na nią krzyczał.

- Nie mam teraz na to czasu! – patrzyła na niego jak na obłąkanego

- Dekashi! W takim stanie nikomu nie pomożesz! Wyjaśnij mi dokładnie co się stało, a obiecuje że pobiegnę razem z tobą – chwycił dłońmi jej skronie by uchwycić jej rozbiegane spojrzenie. Wyciszyło to ją na chwile

- Tam gdzie przeleciał ten ogromny głaz – zaczął Neji – co tam jest?

- Mały domek w którym zostawiłam Misaki z Harukim i Emiko – dalej mówiła dość chaotycznie przez co dokładnie nie mógł zrozumieć o kim dokładnie mówi.

- Przecież Misaki nie żyje, ale skoro mówiła, że jest tam Haruki to pewnie chodzi o jej syna... a Emiko? - jego myśli przechwytywały i analizowały każdą informację. Wiedział, że na głębsze wyjaśnienia przyjdzie czas później teraz musi zadawać jej konkretne pytania.

- Jak znam ciebie, pewnie by ich ochronić ustawiłaś barierę... to dlatego cały czas używałaś czakry, mam rację? – był niezwykle opanowany

- Tak – odpowiedziała dalej w lekkiej panice

- A więc skup się! – rozkazał- zanim dobiegniesz i sama sprawdzisz czy wszystko z nimi w porządku możesz wyczuć czy bariera została w jakiś sposób naruszona – znał ją i jej umiejętności bardzo dobrze, więc wiedział jak działają jej techniki

- Nie dam radę w takim stanie – po raz pierwszy zwątpiła w siebie

- Więc wycisz się i skup... - powiedział łagodniej widząc, że powoli wraca jej zdrowy rozsądek

Zamknęła złote oczy. Jej myśli skupiły się na powłoce która znajdowała się wiele kilometrów stąd. Na domek Nałożyła łącznie 4 warstwy bariery, dlatego szybko męczyła się podczas walki. Teraz analizowała stan i nienaruszalność tej powłoki. Naliczyła, że 2 warstwy zostały zniszczone. Mogło to oznaczać, że głaz albo otarł się o jej pole siłowe, albo utknął na dachu tej kruchej konstrukcji.

- I jak? – Neji chciał dowiedzieć się jak najwięcej

- Z czterech warstw bariery jakie stworzyłam zostały dwie... - odparła otwierając oczy i czując swego rodzaju ulgę.

Neji dobrze rozumiał co to znaczy i że miejsce, które chce chronić kunoichi nie jest do końca ani bezpieczne ani zagrożone. Wiedział też, że na froncie są niezbędni i ważą się tam losy świata shinobi.

- Dekashi – zaczął – w takim razie ruszajmy na plac boju... jesteś w stanie dalej utrzymywać te dwie warstwy?

- Chyba tak, ale to za duże ryzyko – dalej chciała wrócić

- Wiem... ale posiadasz sharingana... i wiele innych niezbędnych umiejętności... musimy wrócić. Jeśli przegramy twój syn w ogóle nie będzie miał żadnej przyszłości... Jeśli będziesz tracić czakre do utrzymania tego domku w nienaruszonym stanie, obiecuje Ci, że użyczę ci swojej byś mogła się tam teleportować.

Wiedziała, że mówi szczerze i jego argumenty były logiczne... tak czy inaczej wszystko co robiła było dla dobra jej dziecka...tak bardzo chciałaby teraz je przytulić... Kiwnęła tylko głową na znak że się zgadza. Chodź rozdarcie jakie czuła było nie do opisania. Skupiła jeszcze bardziej przepływ czakry na utrzymaniu barier i ruszyli na front.

.............................................

Biegli co sił by dogonić towarzyszy. W tym czasie Neji zadawał jej pytania dotyczące Misaki i Emiko. Był zszokowany, że Itachi miał ze starszą siostrą Dekashi córkę... i cieszył się, że Misaki jednak żyje. Lubił tę staruszkę. Nadszedł czas na kulminacyjne pytanie...

- Haruki to też syn Sasuke?

- Tak – odpowiedziała rumieniąc się

- Cieszę się, że znalazłaś szczęście. Jedynie szkoda, że mi nie powiedziałaś wcześniej... chciałbym go zobaczyć. Zazwyczaj synowie są podobni do matek – starał się być naturalny, ale czuła że jest mu ciężko o tym rozmawiać.

- Nie w tym wypadku... - powiedziała krótko

- Więc może jego rodzeństwo ci to wynagrodzi – dodał, a ją zszokowało to co mówił dalej – duża rodzina to skarb. Nie pozwól by Haruki wychowywał się bez rodzeństwa.

- Liczę, że będzie bawił się z twoimi dziećmi – odbiła piłeczkę

- Heh... nie jestem pewien czy znajdę już drugą połówkę – popatrzył w biegu na nią, a ona czuła jakby ktoś podpalił jej serce...

- Myślę, że jest bliżej niż myślisz... tylko musisz pozwolić się do siebie zbliżyć – powiedziała myśląc o jego towarzyszce z drużyny.

- Mówisz o Ten Ten – uśmiechnął się na widok, jej zaskoczonej miny, że wie kogo ma na myśli - cóż... zajmijmy się najpierw wygraniem wojny by myśleć o przyszłości...

Dokładnie w tym momencie wkroczyli na pole bitwy. Wszędzie ciała poległych ninja, inni stojący ledwo na swoich nogach walczący ze stworami drzewnymi, które niszczyły wszystko na swojej drodze. Zauważalny był od razu Naruto, walczący dzielnie i z pełną determinacją.

- Rozdzielcie i rozproszcie się! Stańcie obok tych najbardziej zmęczonych!! - rozkazał dowódca drugiej dywizji, która właśnie zjednoczyła się z pozostałymi. Nie było już podziałów czy dowódców. Wszyscy byli równi mając jeden tylko cel : zwyciężyć.

Spojrzeli na siebie z Nejim i ruszyli w przeciwległych kierunkach. Dekashi Walczyła z całych sił widząc w oddali Maki... tak przynajmniej się jej wydawało. Nie była pewna z powodu szybkości poruszania się i ciągłych ataków wroga... Na nic się to zdało, gdyż po bez ustających atakach Madara stworzył 10 – ogoniastą bestię. Wszyscy wyczuli tą potęgę i przytłaczającą czakrę. Nie była w stanie ustać na nogach... uklękła na jedno kolano, starając się kontrolować. Poczuła jak kolejna bariera na północy znika...

- Cholera... nie mogę się poddać... - Nie była jednak zdolna do dalszej walki... przestała korzystać z sharingana, gdyż pobierał za dużo czakry. Neji posłał jej spojrzenie, które niejako mówiło „ nie martw się, jestem tu i będę walczył za ciebie „ i ruszył w kierunku Hinaty i Naruto. Widziała jak przez mgłę ich współpracę i walkę. Niesamowity widok. Ta trójka zdecydowanie była chlubą wioski. Jednak w pewnym momencie nie mogła uwierzyć w rozwój wydarzeń. Chciała by to co ujrzała było tylko omamom zmęczenia...

Neji padł, poprzebijany drewnianymi palami ochraniając Naruto i Hinatę swoim własnym ciałem. Nie była w stanie zareagować. Nawet jej głos odmówił posłuszeństwa. Krzyk rozbrzmiewał tylko w jej głowie. Szydercze docinki zamaskowanego mężczyzny jeszcze bardziej pogłębiały tą rozpacz. Oczy coraz bardziej się jej zamykały z braku sił... Neji nie żył, widok wygranej oddala się z każdą chwilą, a jeśli się podda zginą jej najbliżsi. Wyrzucała sobie, że jest zbyt słaba by użyć susanoo. Wtedy być może ocaliłaby przyjaciół. Po chwili usłyszała mowę Naruto... Niezwykłe w nim było to, że dosłownie zarażał wszystkich wokół swoim poglądem na życie, radością i pewnością siebie. Wlał w każdą stojącą jednostkę odwagę i podniósł na duchu.

- on nie umie się poddać – pomyślała... - Neji też walczył do samego końca...

Pomimo żalu, postanowiła nie zawieźć przyjaciela, który pokazał wszystkim, że lepiej zginąć za idee, niż żyć w świecie w którym jest się zwyczajną marionetką. Siłą woli zmusiła się do wyprostowania.

- Nie zawiodę Cię Neji – obiecała w duchu i przygotowała pozycję do dalszej walki. W tej chwili Naruto obudził w sobie pokłady czakry Kuramy i rozdał ją wszystkim shinobi. Od razu poczuła różnice. Siły wróciły. Ino, Shikamaru i Choji wykonali swoją znamienitą formację, by uwięzić jednooczną bestię. Udało się... ona natomiast podeszła po ciała Nejego...wyglądał tak spokojnie. W swoich ramionach trzymał go Lee płacząc... stanęła obok Ten Ten, Takumiego i pozostałych towarzyszy. Patrząc na niego postanowili tak jak on wykonać swoją powinność.

- Prowadź nas Naruto – powiedziała Hinata i po chwili wszyscy ruszyli w kierunku Madary i Tobiego wspomagani czakrą Uzumakiego. Niwelowała ona Wszelkie ataki kierowane w stronę zjednoczonych sił. Niestety obciążało to bardzo samego blondyna. 10 ogoniasty wymknął się spod kontroli co znacznie komplikowało dalszą walkę. Jego ruchy i ataki były nie do przewidzenia. W pewnym momencie wykonał śmiertelny dla przeciętnego człowieka atak. Na szczęście czakra dziewięcioogoniastego ochroniła po raz kolejny wszystkich. Naruto nie był już w stanie dalej jej używać.

Pokłady siły skończyły się w jednym momencie, a shinobi znowu poczuli się osłabieni. Dekashi z oddali widziała jak Sakura podbiega po przyjaciela i stara się szybko uleczyć jego rany, by był zdolny do dalszej walki. Podziwiała ją za niezwykłe umiejętności medyczne. Z drugiej strony, można się było tego spodziewać po uczennicy samej Tsunade. Dekashi wykorzystała tę chwilę na skierowaniu swoich sił, by umocnić powłokę bariery która niestety z każdą chwilą stawała się coraz słabsza. Wynikało to z odległości jaka dzieliła użytkownika tej techniki i celu.

- Nie wytrzymam tak długo... muszę wracać – zastanawiała się jak rozwiązać beznadzieje całej sytuacji. Nie mogła też uciec z placu boju... mogło to obniżyć morale walczących, gdyż nie będą znali jej pobudek. Oni też poświęcili przyjaciół, bliskich... Gdy ponownie rozpacz zaglądała jej do oczu, do pomocy wkroczyły nowe postacie.

- Przecież oni nie żyją – krzyknął Zaskoczony Kiba na widok Byłych czterech hokage.

- Najwidoczniej użyto na nich techniki ożywienia i całe szczęście, że są po naszej stronie – Shikamaru wyjaśnił sytuacje. Jednak Dekashi nie zwracała na to niecodzienne zjawisko uwagi. Prócz legendarnych postaci pojawił się on...

- Sasuke – wypowiedziała jego imię na równi z Sakurą, która również najbardziej poruszona była jego widokiem.

....................................................................................

Po wyjaśnieniu swego przybycia i zapewnieniu wszystkich o swoim wsparciu Sasuke zaczął się rozglądać uważnie, uaktywniając jedną z technik wzrokowych. Bardzo szybko wyłapał w tłumie swoją wybrankę.

- Tu jesteś – szepnął... Patrzył na piękną posturę która ledwo była w stanie stać. Jej noga ucierpiała przy ostatnim ataku i była rozcięta od kostki po samo udo... krew sączyła się niemiłosiernie. Czuł jak wykorzystuje nadmiar czakry, a docierając do wioski potrafił rozpoznać i zlokalizować jej technikę. Wiedział, że nie może dłużej tu zostać. Z resztą nie było już takiej potrzeby skoro on się tu zjawił. Nie zareagowała radośnie jak Sakura na jego widok, wręcz przeciwnie. Miała zimne spojrzenie. Rozumiał czym się martwi.

- Zanim zaczniemy Naruto, daj mi minutę – powiedział do przyjaciela i wykorzystując zamieszanie związane z przybyłymi hokage i przegrupowaniem się jednostek, zmaterializował się błyskawicznie przy Dekashi. Nie mieli czasu na jakiekolwiek powitania, dlatego rozkazującym, sztyletowatym tonem powiedział jej cicho do ucha:

- Zabieraj się stąd. Widzę, że działasz na dwa fronty. Masz skupić się na tym ważniejszym – i po chwili znikł, pojawiając się przy swojej drużynie. Nikt z wyjątkiem Naruto nie zauważył jego kilkunastosekundowej nieobecności. Sasuke mógł pochwalić się zawrotną szybkością. Ona natomiast poczuła ulgę. Mogła z czystym sumieniem biec do tych bezbronnych istot, których życie zależało od niej. Użyła techniki maskującej, co było w jej stanie niezwykle trudne i niebezpieczne. Mogła stracić kontrolę nad techniką i swoim ciałem z którego w wielu miejscach sączyła się krew. Musiała jednak zaryzykować, by niepostrzeżenie odejść.

- Nie daj się zabić – wyszeptała słowa, które kiedyś wyrzekł do niej, patrząc jak z Naruto i Sakurą obmyślają plan ocalenia świata.

...............................................................................

Biegła co sił. Jednak wkraczając do wioski poczula ogromny ból... Ból całego ciała.

- Przekroczyłam juz dawno swój limit - Dobrze wiedziała co się z nią dzieje. Nie mogła się jednak poddać. poruszała się dalej naprzód, potykajac przy tym na przemian. Do wstania za każdym razem motywowala ja rozkruszajaca się bariera, której nie była w stanie utrzymać.

Będąc na skraju wioski nie wytrzymała. Jej cała energia uszla nie pytając jej o zdanie. Rozpacz która czuła juz wielokrotnie podczas tej wojny, znów wróciła. Bariera juz nie istniała, a to mogło oznaczać jedno. kręciło się jej w głowie, straciła mnóstwo krwi. Zataczajac się dotarła do posłanki na której kiedyś znajdował się mały czerwony domek, teraz będący pod masą gruzu.

Uklękła przed zniszczonym budynkiem, a łzy spływały na zieloną trawę... Jej maleństwo, opiekunka i ukochaną siostrzenica nie żyją... Wiedziała że jest to wyłącznie jej wina. Powinna była wrócić wcześniej... Nie była w stanie żyć z tą świadomością. Wyciągnęła kunai i skierowała ostrze w stronę brzucha.

- zaraz do was dołączę - połknęła łzy myśląc o swojej rozpaczy. Wbiła śmiercionośnie narzędzie z całej siły w swoje osłabione ciało. Ból nie był większy niż ten który czuła w sercu. Usłyszała słodki głosik Emiko.

-ciociu? - w jej tonie można było wyczuć zmartwienie

- Jeszcze chwile kruszynko, jeszcze chwile i się spotkamy - oczy powoli się jej zamykały. Po chwili jednak usłyszała kolejny głos i płacz dziecka.

- Co ty najlepszego zrobiłaś! - Widziała Misaki jak przez mgłę. Po chwili zorientowała się, że to nie mgła, ale susanoo, które nie należało do niej. Zrozumiała całą sytuacje patrząc w czerwone oczy siostrzenicy, która pochylala się nad nią. Widać, Yumi musiała przekazać jej swoje umiejętności przed śmiercią.

- Ciociu nie zasypiaj! - Jej głos juz ledwo do niej docieral. Zrobiła się niesamowicie senna.

- Jak dobrze że jednak nic wam nie jest - wyrzekła odczucia tylko w swojej głowie - w takim razie spotkam się dziś tylko z Yumi....

Była to ostatnia myśl jaka pojawiła się w jej umierajacym ciele. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro