Rozdział 26 To co najcenniejsze...
Budzik zadzwonił punkt 5. Wstała bez najmniejszego problemu, z resztą nie była i tak w stanie zasnąć. Ubrała się automatycznie i weszła do kuchni w której już krzątała się Misaki.
- Myślałam że masz stawić się w koszarach dopiero na 10- zwróciła się do wychowanki
- Chciałam na spokojnie jeszcze pomyśleć. Może spotkam się jeszcze z Misaki i z Takumim. Dodatkowo muszę odebrać plany ataku swojego oddziału. Zajmie mi to trochę czasu. Ale czemu ty wstałaś tak wcześnie, Haruki nakarmiony, przewinięty nie zasłonisz się nim jako pretekstem - popatrzyła z uśmiechem na Misaki
- Martwię sie o ciebie słonko... - A twarz staruszki wykrzywiła się w grymasie bólu
- Już raz prawie cię straciłam... Nie chce czuć tego ponownie... Nie chce wychowywać kolejnych sierot, którym nie wynagrodzenia braku miłości rodziców
- Misaki... - Objęła staruszkę - dajesz dużo więcej miłości niż rodzeni rodzice... Wiem to doskonałe na własnym przykładzie... A co do wojny... Obiecuje, że nie będziesz wychowywać więcej osieroconych dzieci... Nie zamierzam opuszczać mojego najcenniejszego skarbu... - Dokładnie w tym momencie do kuchni weszła rozespana Emiko.
- Już idziesz ciociu?- zapytała przecierając oczka
- Tak moje kochanie- wzięła dziewczynkę na ręce i mocno utuliła. Była mała kopią Yumi, ale kości policzkowe miała po ojcu.
- Uważaj na siebie... - Powiedziała dziewczynka smutno, jakby była w pełni świadoma wyglądu wojny
- Dobrze kruszynko, a ty uważaj na Misaki i Harukiego. Pod moją nieobecność jesteś za nich odpowiedzialna
- Nie zawiodę Cię... - odparła z uśmiechem i radością w głosie, że potraktowano ja poważnie
Dekashi była dumna, że klan Uchiha zdobył tak utalentowanego i mądrego członka. Mimo wieku Dziecięcego z Emiko można było rozmawiać jak równy z równym. Powagę tez raczej odziedziczyła po Itachim.
- Misaki, nie oddalaj się od domku dalej niż 30 m. Chce ustawić barierę ochronną nad domkiem, ale muszę ograniczyć jej rozmiary, bo będzie ciągle pobierać moja czakre
- Dobrze słonko...
- Do zobaczenia wkrótce - powiedziała radośnie pomimo ścisku serca, patrząc być może po raz ostatni na swoją rodzinę.
................
Dotarła do centrum bardzo szybko. Rozstawione namioty z oznaczeniami dywizji zawierały odpowiednie narzędzia i oprzyrządowanie dla każdego oddziału. W oddali zauważyła różowe włosy Sakury. Stała w długiej kolejce wraz z Maki, która dostrzegła swoją białowłosą przyjaciółkę. Pomachała jej na przywitanie. W odróżnieniu od krótkowłosej blondynki z jednostki specjalnej, Sakura zmierzyła ją zimnym wzrokiem. Nie miała tego dziewczynie za złe... Rozumiała, że ma złamane serce i musi uporać się własnym żalem.
- Ktoś właśnie został zabity w Myślach - Ten Ten wyrosła obok jak spod ziemi.
- Ten Ten! Też należysz do drugiego oddziału? - Zapytała z nadzieją w głosie
- Nie... Dywizja pierwsza, średniego zasięgu. Rozdzielili nas niefortunnie.... Ale musimy walczyć zgodnie z naszymi najlepszymi umiejętnościami. - odpowiedziała
- Ino, Kiba i Shino są w piątej, a Shikamaru i Choji w czwartej.
- A z tego co ja wiem jestem z Nejim i Hinata. Ale nigdzie ich nie widzę. - Dekashi zaczęła się rozglądać.
- Są u hokage, wiec dojdą trochę później. Ciesz się ze nie jesteś z Sakurą
- Jest aż tak źle?
- Niestety... Płakała wczoraj cały dzień zastanawiając się czy wasz związek jest zaawansowanym stanie i na poważnie. Żaliła się, że gdy w przeszłości o nim opowiadała ty zachowywałaś zimną obojętność... No ale cóż... Teraz ma ważniejsze zmartwienia na głowie. Musi myśleć logicznie jako medyczny ninja. Lecę dalej, musze jeszcze spotkać się z Lee. Do zobaczenia na mowie bojowej Gaary - zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła.
Dekashi lubiła ją za szczerość i konkretność. Dodatkowo wiedziała, że podkochuje się w Nejim, ale nie robiła jej żadnych wyrzutów jak Sakura z powodu zauroczenia jej osobą... Ten Ten była na to za mądra. Wolała wspierać go jako przyjaciółka niż stracić do końca. Widziała też, że nie było w tym winy Dekashi.
Podeszła po swój ekwipunek i plany. Szybko udała się pod pobliskie drzewo by nie tamować kolejki i przejrzeć plan ataku. Nie mogła zrobić tego w spokoju, bo obok pojawił się nikt inny jak Takumi.
- Olej plany... Najważniejsze to przelicz ile dali ci batoników energetycznych i kulek ryżowych - mówił całkiem poważnie
- Hahahha, jak zwykle praktyczny... Mogę oddać ci parę swoich. Ja ich nawet nie lubię
- Kuszące, ale wolałbym byś nie padła na placu boju. Jak mają się szkraby?
Pytając, rozglądał się czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Raczej dobrze, chociaż Emiko za dużo pojmuje jak na swoje lata i jest świadoma zagrożenia... Jednak myślałam, że nie dam rady wyjść z domu przytulając Harukiego być może po raz ostatni.
- Wojna to jedna wielka niewiadoma. Polegaj nie tylko na swoich umiejętnościach, ale i na towarzyszach. Często miałaś z tym problem...
- Postaram się... - Świadomość co zaraz się rozpocznie coraz bardziej ja dobijała. To nie miała być zwykła wojna a starcie największych shinobi...
- Wołają mnie... -Takumi jakby się zawahał by iść
- Możemy już nie znaleźć się fizycznie w tym tłumie, dlatego pożegnamy się tutaj - podszedł, objął Dekashi i ucałował ją w blady policzek, który natychmiast przybrał kolor purpury.
- Jesteś taka urocza, gdy się rumienisz... Szkoda że nie mogłem częściej powodować u ciebie takich reakcji - rzekł już nie zadziornie jak zwykle, a całkiem poważnie
- Mówisz tak, jakbyś się żegnał... To do ciebie niepodobne - popatrzyła na niego uważnie, bojąc się ze może to być prawda.
- Gdybym się żegnał nie zabrałbym się za sam policzek - teraz już jego nastrój wrócił do normy. - Do zobaczenia... Nie szalej za bardzo - odszedł z rękami w kieszeni w stronę swojego dowódcy.
Stała jeszcze tak chwile oglądając krzątających i biegnących w różnym kierunku shinobi. Wiedziała że wielu z nich już nie wróci...Nie wiedziała tylko na kogo padnie... Postanowiła jednak w swym sercu, że ona przeżyje ponad wszystko....dla Harukiego, Emiko, Misaki i dla mężczyzny, który zawładnął jej sercem.
............................
Stała już w szeregach swojej dywizji. Ilość shinobi Zjednoczonych sił była imponująca.
- Cieszę się ze będziemy współpracować razem - Neji z Hinatą stanęli razem w jej rzędzie
- Ja też... Zwłaszcza że tyle razem trenowaliśmy.
- Twoje umiejętności na pewno znacznie się rozwinęły, chętnie je zobaczę - posłał jej ciepły uśmiech. Nie było już w nim żalu.
Gaara rozpoczął swoje przemówienie. We wszystkich wlał nadzieje i ducha zwycięstwa. Nadeszła chwila udana się na zaplanowane pole walki. Oddział drugi ruszył wiec za swoim dowódca, Kitsuchi który w Iwagakure był cenionym i utalentowanym shinobi. Kątem oka Dekashi zauważa Kakashiego biegnącej na czele trzeciej dywizji
-Uważaj na siebie sensei - życzyła mu szczęścia w myślach.
Walki rozpoczęły się wszędzie w jednakowym tempie. Rozwój akcji był tak szybki, że wykonywali polecenia automatycznie. Przypadło im walczyć z białymi Zetsu, które mimo że nie zachwycały umiejętnościami miały dużą przewagę liczebną co znacznie utrudniało walkę. Nie tracili jednak ducha walki, Hinata z Nejim przodowali w umiejętnościach osób przebywających w jej zasięgu wzroku. Miała już jednak dosyć mało efektywnej walki wręcz i kazała się wszystkim odsunąć. Patrzyli na nią jak na dziwo, jednak Neji przywołał ich do porządku i wykonali jej polecenie. Teraz była w swoim żywiole. Używała błyskawic, ognia, a także nowych umiejętności wzrokowych. W ciągu paru chwil ich pole bitwy oczyściło się z pasożytniczych klonów, dzięki czemu mogli na chwile odetchnąć z ulgą i zebrać myśli.
- Teraz rozumiem czemu Tsunade przydzieliła cię do mojego dywizjonu – Dowódca zwrócił się do niej pełen aprobaty.
- Dzięki tobie może szybciej się z nimi uporamy
- To się okaże – krzyknęła widząc, kolejny napływ białej masy. Wszyscy ponownie ruszali do walki, która trwała aż do samego wieczora. Byli wykończeni. Nawet ona... zwłaszcza, że musiała zostawić sobie zapas czakry, aby utrzymać barierę ochronną w północnej części wioski nad małym domkiem...
- Dzielnie walczyliście! – krzyknął dowódca – odpoczywajcie na zmianę, a ci co nie są w stanie walczyć dalej i są ranni, niech udadzą się do oddziału medycznego.
Usiadła pod drzewem oddychając ciężko... cały dzień bez najmniejszego odpoczynku. Bolała ją głowa od używania sharingana, który dalej nie był w doskonałej formie tworząc z nią całkowitą jedność.
- Napij się Dekashi, wyglądasz blado – to Hinata podeszła do niej z orzeźwiającą wodą i uśmiechem pełnym ciepła.
- To nic Hinata... zawsze jestem mega blada – odwzajemniła uśmiech – a jak ty się czujesz?
- Zmęczona... ale muszę dać radę...
- Naruto będzie miał wspaniałe wsparcie w tobie – na dźwięk imienia chłopaka, Hinata jak zwykle zrobił się cała czerwona
- Nie chcę go zawieść – odparła
- I nigdy tego nie zrobisz – dodała przekonująco Dekashi. Księżyc był już wysoko na niebie. Nie mogła zasnąć całkowicie chcąc kontrolować przepływ swojej czakry, dlatego starała się wpłynąć na swoją podświadomość by nie dopadł jej głęboki sen. Hinata tymczasem spała smacznie obok.
- Powiesz mi czemu dalej używasz czakry skoro w pobliżu nie ma żadnego wroga? – Neji zmienił swojego poprzednika pilnując bakuyganem czy las i okolica już jest czysta.
- Powiedzmy, że to z przezorności – odparła wymijająco
- Zawsze byłaś bardzo tajemnicza... nigdy nie wiedziałem co tak naprawdę myślisz
- Więc jesteśmy do siebie podobni... - odparła i po chwili dodała - dziękuje Neji
- Za co? – lekko się zdziwił
- Za to, że mi wybaczyłeś... i zawsze mnie wspierasz
- Nie miałem czego Ci wybaczać... uświadomiłaś mi, co jest ważne na tym świecie. I by zawsze mieć na względzie dobro towarzyszy, nawet jeśli by myśleli że ich krzywdzimy. To ja powinienem przeprosić, że mogłaś czuć się przeze mnie niekomfortowo. Ale nie żałuję tego momentu po balu w ogrodzie.... – na myśl o ich pocałunku, który był ich pierwszym uśmiechnął się
- Ja też nie – powiedziała szczerze, a te słowa spowodowały, że jego wola walki zaogniła się w sercu i w tym momencie był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
......................................................................
Wstali gdy było jeszcze ciemno. Mieli się dostać na główną bitwę z Madarą, by wesprzeć pozostałe oddziały. Według doniesień Naruto dzielnie sobie radził, lecz przeciwnik nie był byle kim. Przeszła jej przez głowę myśl, czy Takumi i Maki są już na miejscu.
Biegli w zwarciu w wyznaczonym przez dowódcę kierunku, gdy nagle nad ich głowami przeleciał z ogromną prędkością, olbrzymi głaz napędzany siłą uderzenia i ogniem.
- Widać na głównym placu boju nie jest za przyjemnie – krzyknął ktoś z tłumu, a Dekashi widząc, że niszczycielska siła zmierzała w stronę północnej części wioski aż zamarła. W jej oczach po raz pierwszy od bardzo dawna zagościł paniczny strach.
Natychmiast odwróciła się i zaczęła biec co tchu w stronę małego domku, który teraz mógł leżeć pod gruzami wielkiego kamienia.
- Dekashi co ty wyprawiasz!!! Nikogo w wiosce już nie ma, dokąd biegniesz!!? – Neji ruszył za nią próbując zatrzymać. W pewnym momencie złapał ją za rękę i potrząsnął
- Dekashi opanuj się! – patrzył na zapłakaną Kunoichi
- Puść mnie natychmiast!!! – krzyczała – nic nie rozumiesz!!!! Puść!!!
- Co się stało!!?? Weź się w garść! Musimy ruszać na front!! – starał się zrozumieć jej paniczną reakcję
- Mam gdzieś front! Puść! – wyrywała się jak mogła, jednak jednocześnie z rozpaczy opuszczały ją siły
- Mowy nie ma! – trzymał jeszcze mocniej
- Błagam Neji!!! Tam jest mój syn!!!! – jej słowa były takim szokiem, że poluźnił uścisk, a ona to wykorzystała. Stał patrząc jak jej postać biegnie w kierunku wioski, którą chcieli ochronić....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro