Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 Nowiny i następstwa

Patrzył z oddali na bawiącą się dziewczynkę. Wyglądała jak każde dziecko w jej wieku, ale wyróżniała ją zatrważająca ilość czakry, zgromadzona w jej małym ciele i niezwykłe umiejętności. Charakteryzowała ją przede wszystkim zawrotna szybkość. Niekiedy go to nawet przerażało. Podskoczył aż z wrażenia, gdy na swoim ramieniu poczuł małą, dziecięcą rączkę.

- Wujek Takumi! – zaświergotała mu nad uchem – obserwowałeś mnie całe 5 minut i 34 sekundy!

- Nieźle! Widzę, że ćwiczyłaś brzdącu od naszego ostatniego treningu. Będziesz świetnym zwiadowcą – jeszcze nie przyzwyczaił się, że ta 2 latka jest dzieckiem-geniuszem.

- Nie jestem brzdącem – naburmuszyła się natychmiast – ale ćwiczyłam sporo. Dawno nas nie odwiedzałeś, tęskniłam...

Usiadła mu na kolanach i wtuliła swoją małą posturkę w jego ramiona.

- Wybacz Emiko... ja też tęskniłem, ale myślałem że ćwiczysz z Dekashi.

Dziewczynka automatycznie posmutniała.

- Ciocia nie ma już sił by ze mną trenować, przyszedłeś ją wreszcie odwiedzić? – zapytała zaciekawiona.

-Rozumiem - Westchnął przy tym głęboko. Faktycznie... ostatni raz odwiedził ich 2 miesiące temu... Chciał przekazać jej wiadomość, że Sasuke prócz przerwania szczytu 5 Kage zabił także Danzou... a po nieudanej próbie przechwycenia go, drużyna 7 wróciła do Konohy, zabierając ze sobą Karin. Gdyby nie to wolałby wcale nie odwiedzać tego małego, czerwonego domku. Nie mógł patrzeć jak jego przyjaciółka z każdym dniem traci siły... i to z powodu przestępcy o ładnej buźce. Teraz też miał do przekazania ważną wiadomość...

- Długo będziemy tu siedzieć? – zniecierpliwiła się Emiko

- Już idziemy, brzdącu – wstał i złapał małą rączkę. Idąc w stronę budynku czuł jak serce mu łomocze, a złość wypełnia na nowo. Dziewczynka wyczuła zmianę jego nastroju i zadała dosyć kłopotliwe pytanie

- Wujku...

- Hmm?

- Martwisz się o ciocię, prawda?

Przytaknął niemo.

- Będzie dobrze... tak mówi Misaki. Trzeba poczekać tylko, aż urodzi się dziecko. Ty jesteś jego tatusiem? – na to pytanie, aż przystanął. Spojrzał w mądre oczka koloru węgla. Pogładził ją po rumianym policzku i wzdychając ruszył dalej.

- Niestety nie – odpowiedział i podchodząc do domku, otworzył drzwi.

..............................................................

Tak jak myślał, widok który ujrzał przyprawił go o ogromny ból. W salonie na kanapie leżała białowłosa kobieta przykryta kocem. Gdyby nie normalne zachowanie staruszki krzątającej się obok, pomyślałby że patrzy na trupa. Kiedyś silna i pełna życia kunoichi, teraz walcząca o każdy oddech. Zapadnięta twarz, wystające kości – tak obecnie wyglądała kobieta jego marzeń. Z nienawiścią spojrzał na jej nabrzmiały brzuch, który był przyczyną jej opłakanego stanu.

- Pogrzeb za tydzień, przyszedłeś za wcześnie – odezwała się do niego ironicznie.

Ironia...Była to jedyna rzecz, która przypominała dawną ją... i złote dalej błyszczące oczy.

- Przyniosłem katalog trumien, może coś sobie wybierzesz – odbił piłeczkę, ale zamiast dalej się na nią złościć poczuł jak na jego twarzy wkradł się dawno zapomniany uśmiech.

- Praktyczny jak zwykle – odparła podnosząc się delikatnie na rękach robiąc mu przy tym miejsce przy swoich stopach. Usiadł wygodnie na kanapie.

- Czego się napijesz – Misaki widocznie się ucieszyła na widok chłopaka.

- Zielona herbata będzie idealna – odparł, przeczesując swoje włosy i spoglądając na Dekashi

- Chyba nie powinienem pytać jak się czujesz

- Nie powinieneś – odparła z przekąsem – lepiej powiedz co słychać u Maki.

W tym czasie staruszka zaczęła szykować obiad, nie wtrącała się jednak w ich rozmowę.

- Jest Na misji, której nie wykona – odparł

- Co masz na myśli? - spytała zdziwiona

- Szuka Cię... razem z innymi członkami ANBU. Piąta przyznała najwyższą rangę znalezienia zbiegłej Uchihy – upił łyk herbaty

- Chce mnie zabić czy tylko uwięzić – spytała

- Nic z tych rzeczy... ale jesteś jej bardzo potrzebna

- Przestań mówić zagadkami – zirytowała się

- Uspokój się... wystarczająco już się wyniszczyłaś... nerwy nie są tu potrzebne. Szykujemy się do wojny Dekashi. Madara zdecydowanie bardzo dobrze się przygotuje... naszym ratunkiem są wyjątkowe umiejętności wszystkich shinobi. Po walce z Painem nie możemy już pozwolić sobie na błędy. Tsunade zjednoczyła się z pozostałymi Kage i szykuje plan. Kakashi zasugerował jej, że pewnie boisz się wrócić do wioski, by nie być oskarżoną o zdradę. Wyprosił dla ciebie ułaskawianie. Niestety tylko ja z Maki wiemy, że nie jest to możliwe ze względu na twój stan.

Słuchała tego wszystkiego, a świadomość bezsilności ją dobiła. Bardzo chciałaby móc wziąć udział w wojnie, bronić Konohy. Jednak z jej obecną siłą, a właściwie jej brakiem i brzuchem pod samą szyję, nie było to możliwe.

- Ziemia do Dekashi! – Takumi pomachał jej ręką przed oczyma.

- Kiedy się to zacznie – spytała słabo

- Nie wiem... póki co staramy się być przygotowani na każdą ewentualność – widział jak zaczyna to wszystko przeżywać i pożałował, że jej powiedział. Bał się jednak, że mogą nie zdążyć się pożegnać, gdy wezwą go na pole walki.

- Gdzie jesteście przydzieleni? – zapytała jakby nieobecna

- Jeszcze nie mamy przydziału, ale Maki pewnie będzie w jednostce walczącej wręcz, a ja albo trafię do zwiadowców, albo średniodystansowców. Wiesz, jestem za bardzo utalentowany – dodał z uśmiechem.

Chciał ją w jakimś stopniu zrelaksować żartem, lecz nie przyniosło to upragnionych rezultatów.

- Nie chce siedzieć bezczynnie – powiedziała smutno

- Nic na to nie poradzisz... najważniejsze jest teraz twoje zdrowie... z resztą w takim stanie na nic byś się nie przydała – dalej się przekomarzał

- A zmieniając temat... Sasuke kontaktował się jakoś z Tobą? – zapytał

- Nie – odparła z ostrzegawczym wzrokiem. Wiedziała, że Takumi znowu będzie drążył niewygodny temat

- Phi...Jego towarzysze zniknęli, a Karin siedzi w pierdlu. Chyba jego drużyna już nie istnieje i mógłby się tobą zająć

- Nie zrozumiesz tego Takumi, więc skończ już

- Jak ty potrafisz świetnie go bronić. Itachi chociaż był przy twojej siostrze... - Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale aura pokoju się zmieniła, a czakra białowłosej zaczęła unosić się nad nią tworząc widoczne, niebieskozielone wiry. Jej wyraz twarzy i zaciśnięte zęby zdradzał ból.

- Deki, co Ci jest! ? – spytał przerażony, wstając i podbiegając do niej

- Zaczęło się kretynie – wysyczała, powstrzymując łzy bólu – zabierz stąd Emiko

- Nie zostawię Cię! – krzyknął zrozpaczony

- Ona ma racje – Misaki odsunęła go podchodząc do wychowanki i zachowując zimny spokój. Mała nie powinna tego oglądać. Nie martw się... nie siedziałam z założonymi rękoma przez ten czas. Wiem co robić i zrobię wszystko by ją uratować. A teraz wyjdź stąd! – rozkazała

Popatrzył jak białowłosa piękność wije się z bólu na kanapie, którą Misaki rozkładała i przygotowywała, do odbioru porodu. Obok liczne noże i narzędzia, rodem z Sali tortur. Nie był to widok dla dziecka, nawet w świecie shinobi. Szybko wziął czarnowłosą dziewczynkę na ręce i wybiegł do ogródka. Nie chciał też się zbytnio oddalać, a krzyków dziewczyny i tak nie byłoby w stanie nic stłumić...nawet 100 km odległość.

- Mogłem jej nie denerwować – powiedział do siebie, a łzy spłynęły z jego oczu z rozpaczy, że może już nigdy jej nie ujrzeć.

.....................................................................

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro